W przypadku wątpliwości proszę o kontakt telefoniczny lub mailowy:
tel. 883-582-604
e-mail: mariamarta123@wp.pl
Oto kilka zasad, pomocnych w utworzeniu takiego koła:
Tematem pierwszego spotkania jest termin „miłosierdzie”. Jego pochodzenie i znaczenie.
Na początku zajrzyjmy do Starego Testamentu, by zobaczyć jakich słów używali autorzy natchnieni, by pokazać miłosierdzie Boga. Najczęściej spotykanym terminem jest hesed. Wyraża on dobroć, przyjaźń, życzliwość, opartą na wierności. Oznacza również wzajemną miłość, która ma swoje źródło w obustronnym przymierzu wierności. A więc, jeżeli między dwiema osobami istnieje taka relacja, to mają być one sobie wierne, na zasadzie wzajemnego wewnętrznego zobowiązania. Gdy wyrażenie to używane jest w Starym Testamencie w odniesieniu do Boga, ma zawsze związek z Przymierzem. Nabiera wtedy charakteru nie tylko moralnego ale też prawnego. Obowiązek wierności w takim przypadku miał zarówno Bóg jak i człowiek. Gdy zatem Izrael był niewierny wobec Jahwe, również Bóg nie miał obowiązku wierności. I w tym właśnie miejscu dotykamy samej głębi znaczenia słowa hesed. Jest to miłość potężniejsza niż zdrada i grzech. Pomimo niewierności Izraela, Bóg pozostawał wierny. Można powiedzieć więc, że termin hesed ma pewne cechy męskie: wierność, stałość, odpowiedzialność, lojalność. Stwierdzenie to jest istotne w kontekście następnego biblijnego słowa, które tłumaczymy jako miłosierdzie. Jest nim rahamim. Pochodzi ono od słowa rehem – łono matczyne. A więc wskazuje na cechy kobiece. Rahamim to miłość pełna czułości, tkliwości, pokazująca ogromne natężenie uczuć. Jest to też miłość całkowicie darmowa, niezasłużona, taka jak miłość matki do maleńkiego dziecka, które nosiła w swoim łonie, można powiedzieć, że jest to pewien przymus miłości względem słabego dziecka. Termin ten pojawia się w Starym Testamencie gdy mowa o nieszczęściu człowieka, ucisku i niesprawiedliwości. Podobnie jak w przypadku hesed tak też rahamim używane jest przez autorów natchnionych gdy mowa o grzechu Narodu Wybranego. Rahamim to bowiem przebaczenie, zlitowanie nad biedą, słabością człowieka, to nieustanna gotowość przebaczania jaka jest w Bogu.
Znajdujemy w Biblii jeszcze inne terminy na określenie miłosierdzia. Są to np. hanan. Pierwsze znaczenie tego słowa oznacza schylić się, a w przenośni okazać komuś względy, wyświadczyć łaskę. Oznacza ono stałe usposobienie do okazywania życzliwości i łaski. Innym terminem jest hamal, czyli chronić, zachować, trwać. Oznacza ono też oszczędzenie pokonanego wroga, a także darowanie winy, okazanie łaskawości. Słowo hus znaczy litość, współczucie z naciskiem na stronę uczuciową w ich przeżywaniu, natomiast emet to przede wszystkim wierność i stałość.
Termin miłosierdzie zatem wyraża konkretną relację miedzy osobami. Czy to miedzy Bogiem i człowiekiem, czy miedzy ludźmi. Chociaż niewątpliwie ma ono swoje zabarwienie uczuciowe, jest konkretnym działaniem. Pojawia się często w kontekście niewierności, grzechu człowieka wobec Boga. Wówczas Bóg jako pełen wszelkiego miłosierdzia okazuje je nawracającemu się człowiekowi. Podana przed chwilą terminologia dotyczy też relacji międzyludzkich, w których nierzadko potrzebne jest miłosierdzie, przebaczenie. Tutaj również chodzi o konkretną postawę człowieka, który okazuje dobroć, miłość, pomoc, przebaczenie drugiemu człowiekowi.
Warto jeszcze zatrzymać się chwile na łacińskim terminie miłosierdzia – misericordia. Tłumaczy się go w następujący sposób: miser – człowiek biedny, potrzebujący współczucia i wsparcia; cor serce, które jest symbolem uczuć, miłości i dobroci. A zatem można powiedzieć, że miłosierdzie to okazywanie wszelkiego rodzaju dobroci wszystkim którzy tego potrzebują. W Bogu wiąże się ono często z przebaczeniem grzechów, wszelkim zmiłowaniem nad ludzką słabością i niedoskonałością. W przypadku ludzi oznacza wszelką dobroć okazywaną tym którzy jej potrzebują.
Przyglądając się wszystkim terminom określającym przymiot miłosierdzia w Bogu, można wyłonić cechy tego miłosierdzia. Jest ono ojcowskie. Bóg lituje się nad tymi, którzy się Go boją, jest opiekunem wdów i sierot – jak czytamy w Biblii. Jest stały w łaskawości i przebaczeniu, wierny temu co raz ustanowił i obiecał. Miłosierdzie to jest także matczyne, Jahwe nie zapomina o swoich dzieciach, i jak mówi prorok Izajasz, nawet gdyby matka zapomniała o swym niemowlęciu Bóg nie zapomni o człowieku.
Miłosierdzie to szczególna potęga miłości, jest większe niż grzech człowieka, jest miłością gotową do przebaczenia, gdy człowiek żałuje i zwraca się do Stwórcy. Miedzy Bogiem i człowiekiem nie ma równości. Jest to relacja Stwórcy i stworzenia. Dlatego relacja ta, choć jest relacją miłości, to miłość ta ze strony Boga zawsze będzie miłosierna. Ten bowiem który kocha jest samą doskonałości, świętością a zniża się do słabości i kruchości człowieka. Miłości Jego, towarzyszy nieustanne miłosierdzie.
Niech to Boże miłosierdzie ogarnie całe nasze życie. Nie bójmy się powierzyć w dłonie tak miłosiernego Stwórcy.
Dzisiaj przyjrzymy się zagadnieniu miłosierdzia Bożego w Starym Testamencie.
W wielu miejscach autorzy natchnieni pisali o łaskawej miłości Boga, o Jego miłosiernym działaniu wobec człowieka. Przypatrzmy się zatem wybranym słowom i wydarzeniom Starego Testamentu, by zobaczyć jakie jest to miłosierne działanie Boga w stosunku do człowieka.
Pierwszym tekstem biblijnym, mówiącym o Miłosierdziu Boga jest stworzenie świata. Bóg, który był szczęśliwy sam w sobie, nie potrzebował, by istniał ktoś lub coś poza Nim. Mimo to z nadmiaru miłości, jaka jest między Trzema Boskimi Osobami stworzył wszystko co istnieje. Już zatem sam fakt istnienia jest okazaniem miłosierdzia Boga, który sprawił, by był jeszcze ktoś poza Nim. Innym miejscem objawienia się miłosierdzia Boga jest historia grzechu pierworodnego. Bóg dając człowiekowi wolność, z miłości pozwolił mu na działanie według własnej woli, można powiedzieć, że Bóg z miłości do człowieka „zaryzykował” dając mu dar wolnej woli. Człowiek źle wykorzystał ten dar, zgrzeszył i tu znowu Bóg objawił mu swoje miłosierdzie. W raju, po grzechu pierworodnym padła pierwsza zapowiedź odkupienia. Bóg rzekł do węża: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę, miedzy potomstwo twoje a Potomstwo Jej, ono zmiażdży ci głowę a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3, 15). W historii ludzkości przedstawionej w Starym Testamencie wiele razu autorzy natchnieni pisali o Bożym miłosierdziu. Przykładem niech będą tu słowa samego Jahwe, które usłyszał Mojżesz, a zapisane zostały w księdze Wyjścia: „Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i łaskawy, cierpliwy, pełen dobroci i wierności” (Wj 34, 6). Wszystkie użyte tu określenia pokazują miłosierdzie Boga.
Prorocy wiele pisali o łaskawości i dobroci Boga. Posłuchajmy zatem kilku przykładów. Prorok Izajasz pisał: „Czy może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49, 15). Prorok Joel natomiast pisał w następujący sposób: „Nawróćcie się do Jahwe, Boga waszego! Bo on jest łaskawy i miłosierny, cierpliwy, pełen dobroci i przebaczający zło” (Jl 2, 13).
W pismach proroków odnajdujemy też teksty mówiące o miłosiernym działaniu Boga wobec człowieka: prorok Ezechiel tak pisał w Imieniu Jahwe: „Ja będę pasł moją trzodę i Ja będę pędził na legowisko – wyrocznia Jahwe. Zbłąkanej będę szukał, tę, która się odłączyła, zawrócę, mającą złamanie opatrzę, chorą umocnię, tej zaś która jest tłusta i mocna, będę strzegł, będę ją pasł w prawości (Ez 34, 15-16).
Również w psalmach znajdujemy wiele tekstów mówiących o Miłosiernej miłości Boga. „A Ty, Panie, jesteś Bogiem miłosiernym i łaskawym, cierpliwym, pełnym dobroci i wierności (Ps 86, 15); i w innym psalmie: „Wspomnij na miłosierdzie Twoje Panie, na twoją dobroć, która trwa od wieków” (Ps 25, 6).
Piękna jest również historia związana z niewolą egipską. Gdy lud Izraelski wołał o pomoc, Jahwe wysłuchał błagań i rozpoczął cudowny proces uwalniania z Niewoli Egipskiej. Uwalnianie to trwało bardzo długo. Na początku Faraon nie chciał wypuścić Narodu Wybranego z Egiptu, a później lud szedł przez pustynie 40 lat. Wszystko to jednak okazało się potrzebne, by osiągnąć przede wszystkim wolność wewnętrzną, nie tylko tę zewnętrzną. Te wszystkie lata były potrzebne by Naród Wybrany ukształtował swego ducha i uwierzył Bogu.
Na podstawie tych wszystkich przeczytanych tekstów widzimy jakie było i jakie nadal jest to Boże miłosierdzie. Nawet gdy ze sprawiedliwości, Bóg mógłby karać człowieka, to jednak okazuje mu dobroć. Więcej nawet kara może być wyrazem miłosierdzia. Gdy nie było innej możliwości, by ratować Naród Wybrany przed nieszczęściem grzechu, Bóg dotykał go cierpieniem, by się odwracał od zła a zwracał ku swojemu Stwórcy. Gdy tylko lud pokutował, Jahwe zawsze się litował i oddalał kary.
Jak widać zatem Stary Testament pełen jest historii, mówiących o dobroci Boga. Powyższe teksty to tylko nieliczne przykłady. Bóg wiedział najlepiej, co jest dobre dla człowieka i jak go ratować przed nieszczęściem doczesnym i wiecznym. Nawet wtedy gdy na pierwszy rzut oka wydaje się, że postępowanie Jahwe jest karaniem, to w rzeczywistości jest ono zawsze wyrazem miłości miłosiernej, a nigdy wyrazem gniewy lub złoci. Bóg bowiem zawsze pragnął i pragnie dobra człowieka, to człowiek nie zawsze potrafi dobrze odczytać Boże działanie w swoim życiu.
Tematem niniejszego spotkania jest miłosierdzie Boga w Nowym Testamencie.
Stary i Nowy Testament opowiadają o tym samym Bogu miłosiernym, tyle, że Nowy Testament objawia Go jeszcze bardziej, najbardziej jak to możliwe. Sam Bóg, Jezus Chrystus, ukazuje, w sobie tajemnicę Trójcy Świętej.
Nie było lepszego sposobu, a zarazem bardziej zaskakującego niż to, że Bóg stał się człowiekiem. Już sam ten fakt jest niepodważalnym dowodem na miłosierdzie Boga. Nieprawdopodobne uniżenie Stwórcy – sam stał się równy swemu stworzeniu, by objawić siebie i swoją miłość, by człowiek uwierzył jak bardzo jest kochany. Wcielenie Syna Bożego jest zatem pierwszym faktem Nowego Testamentu świadczącym o miłosiernej i litościwej miłości Boga. Świadczą też o niej wszystkie słowa i czyny Jezusa, całe jego życie.
Syn Boży nauczał o tym jaki jest Bóg. Najbardziej znane i godne przytoczenia są przypowieści: O Symu marnotrawnym, albo lepiej ją nazwać o Ojcu miłosiernym, czy o zabłąkanej owcy, albo robotnikach w winnicy. Przyjrzyjmy się im, by przypomnieć sobie, jaki obraz Boga one przekazują. W pierwszej z wymienionych przypowieści Ojciec miłosierny wychodzi naprzeciw swego syna, czeka na niego, nawet nie chce słuchać przeprosin i usprawiedliwień, być może wie, że tak naprawdę wypływają one z miłości własnej. Syn wrócił bowiem nie z miłości do Ojca, jak wiemy, ale z biedy i głodu, które go spotkały po roztrwonieniu majątku. Ojciec nawet o to nie pyta. Przyjmuje syna takiego jakim jest, niedoskonałego. Nie ma jednak mowy w przypowieści, że syn znów otrzymał jakąś część majątku, wręcz przeciwnie, to starszy syn słyszy od Ojca: „wszystko co moje do ciebie należy”, a zatem można wnioskować, że Ojciec nie jest pobłażliwy i pozwala młodszemu synowi ponieść konsekwencje swoich czynów. Przypowieść o zagubionej owcy to piękny obraz przedstawiający pogubionego, uwikłanego w swych grzechach człowieka, który odchodzi od Boga, a Ten go szuka, znajduje i tuli do siebie.
Robotnikom w winnicy natomiast ich gospodarz, który symbolizuje Boga, zapłacił według miary miłosierdzia nie sprawiedliwości.
Często też w innych słowach, Jezus mówił o miłosierdziu Ojca: „Bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). Są to chyba jedne z najbardziej znanych słów z Ewangelii i najlepiej odzwierciedlają tę prawdę o Bogu.
Obok słów są także konkretne czyny Jezusa, które jeszcze bardziej niż słowa świadczą o Jego miłosierdziu. Chodząc po ziemi Chrystus przygarniał dzieci, brał w obronę ludzi słabszych, uzdrawiał chorych, z wielkim wzruszeniem podchodził do ludzkiego cierpienia. Gdy zmarł Łazarz, brat Marii i Marty, Jezus wzruszył się głęboko i z miłości do człowieka, wskrzesił Łazarza. To wszystko co czynił miało swoją cenę. Wszelkie cuda bowiem były przyczyną nienawiści wrogów Mistrza z Nazaretu i przyczyniały się poniekąd do Jego skazania na śmierć krzyżowa. Pomimo to Jezus, nie cofnął się w czynieniu miłosierdzia wobec ludzi. Uczył miłości, prawdy, pokazywał na czym polega prawdziwe dobro, upominał i karcił dla dobra człowieka. W Starym Testamencie Bóg karał Lud, gdy nie było innego sposoby ratowania go przed grzechem, tak podobnie w czasie Nowego Testamentu, Chrystus upominał, gdy była taka potrzeba.
Największym objawieniem Miłosierdzia Jezusa jest niewątpliwie dzieło Odkupienia: męka, śmierć i Zmartwychwstanie. Cierpienie, wydanie w ręce ludzi, uniżenie na jakie się zgodził dla dobra człowieka, to niezbity dowód Jego miłości miłosiernej. Męka i śmierć Chrystusa wybawiła ludzkość od największego nieszczęścia, od beznadziei życia, od potępienia wiecznego, które byłoby konsekwencją życia ludzkiego, uwikłanego w grzech. Dzieło Odkupienia dało człowiekowi nadzieję, na wieczne szczęście. Nie ma większego daru, ale ten dar był i jest okupiony wielką ofiarą Chrystusa. Jego słowa, całe życie jest też przykładem, jak powinien żyć każdy człowiek. To również jest oznaką miłosierdzia Jezusa. Pokazał nam jak mamy postępować byśmy sami byli szczęśliwi w tym życiu i w wieczności i by ci którzy żyją obok nas również mogli być szczęśliwi.
Dziełem miłosierdzia Chrystusa jest również Kościół, który założył, by w nim nieustannie być w łączności ze swoim ludem. Kościół jest zatem niejako przedłużeniem miłosiernego dzieła Odkupienia, dokonanego przez Chrystusa, w którym możemy czerpać wszelkie łaski i doznawać na co dzień, miłosierdzia Bożego.
Tematem tego spotkania jest życie św. s. Faustyny Kowalskiej.
Prosta, niepozorna postać polskiej zakonnicy, s. Marii Faustyny Kowalskiej pojawia się wszędzie tam gdzie dochodzi orędzie o Bogu miłosiernym. Kim zatem była ta, przez którą Bóg tak wiele powiedział o sobie, przypomniał, że jest miłością i miłosierdziem samym.
Urodziła się 25 VIII 1905r. w rodzinie Marianny i Stanisława Kowalskich ze wsi Głogowiec. Była trzecim z dziesięciorga dzieci. Na chrzcie świętym, w drugim dniu po narodzinach, dano jej na imię Helena. Matka, mówiła że Helena otworzyła jej łono, gdyż wszystkie porody po niej, a było ich jeszcze siedem, mniej ją kosztowały cierpienia niż pierwsze dwa. Rodzina była bardzo uboga i doświadczała wielu braków, co sprawiło też, że Helenka już od dzieciństwa znała smak cierpienia, niedostatku, ofiary, a pewnie także i upokorzenia. Pomimo tych braków w domu Kowalskich pielęgnowane były wszelkie wartości związane z wiarą. Pobożni, rodzice wychowywali dzieci w tym samym duchu wpajając im praktyki pobożnościowe i zasady moralne.
Helena uczyła się tylko trzy lata, a ściślej mówiąc trzy zimy, gdyż w innym okresie roku musiała pracować. Idąc do szkoły Helenka umiała już czytać, ponieważ jej ojciec, jako jeden z dwóch mieszkańców Głogowca, posiadał tę umiejętność i przekazał ją córce.
Od najmłodszych lat Helena doświadczała szczególnego działania Boga. Opowiadała czasem rodzicom i rodzeństwu, że śniła się jaj Maryja. Zdarzało się też, że widziała jasność, światło, również w nocy, budziła się wtedy i modliła. Otoczenie Heleny nie znało takiego rodzaju doświadczeń duchowych, dlatego też czuła się niezrozumiana w domu rodzinnym i ze swoimi przeżyciami zostawała sama.
Helenka już od siódmego roku życia czuła powołanie do szczególnej służby Bożej. To powołanie rosło razem z nią. Od dzieciństwa też pragnęła zostać świętą. W swoim Dzienniczku napisała: „Od najmłodszych lat pragnęłam zostać wielką świętą” (Dz. 1372). Zanim jednak dane jej było zrealizować swoje pragnienie wstąpienia do klasztoru, miała jeszcze wiele doświadczyć w życiu świeckim. Rodzice Heleny byli ludźmi biednymi, Stanisław posiadał trzy hektary ziemi, a do utrzymania gromadkę dzieci. Gdy tylko córki dorastały musiały iść na służbę. Helena poszła służyć mając szesnaście lat. Już wcześniej chciała iść, rozumiejąc potrzeby rodziny. W 1921r. wyjechała więc do Aleksandrowa blisko Łodzi, na służbę do Leokadii Bryszewskiej. Bryszewscy mieli piekarnię. Niewiele pamiętają z tego jaka była Helena i czym się zajmowała. Pani Bryszewska wspominała tylko, że dziewczyna była miła, usłużna i obowiązkowa. Syn Pani Leokadii, Zenon pamiętał, że do obowiązków służącej należało: sprzątanie, pomoc przy przygotowywaniu posiłków i podanie ich piekarzom. Ze wspomnień Zenona wynika, że Helena razem z rodziną Bryszewskich modliła się wieczorami a w październiku wspólnie odmawiali różaniec. W Aleksandrowie miało też miejsce jedno szczególne wydarzenie. Pewnego dnia Helena zobaczyła na podwórku światło. Przeraziła się tak bardzo, że zaczęła krzyczeć, myśląc że wybuchł pożar. Gdy wszyscy wybiegli na podwórko, nic nie zobaczyli. Należy sądzić, że Helena miała wtedy jakieś szczególne doświadczenie duchowe, a światło to pochodziło z nieba. Bryszewscy wezwali lekarza, rodziców zaś powiadomili o zajściu. Gdy przyjechała do Aleksandrowa najstarsza córka Kowalskich, Józefa, Helena powiedziała jej, by uspokoiła rodziców, oraz że w Aleksandrowie już długo nie zostanie. O swoim doświadczeniu nie opowiadała, być może wiedziała, że nikt jej nie zrozumie. Tak jak zapowiedziała, po roku służby powróciła do domu. Prosiła wtedy rodziców o wstąpienie do zakonu. Zapewne wszystkie te doświadczenia jeszcze mocniej spotęgowały w niej pragnienie poświęcenia się na służbę Jezusowi. Rodzice jednak nie wyrazili zgody. Nie mieli oni wystarczających środków na posag dla córki, którego w tamtych czasach wymagały zgromadzenia zakonne. Ponadto, pomimo, że byli pobożni, chcieli zachować Helenkę przy sobie. Matka Marianna, pytana dlaczego była nieprzychylna pragnieniom swojej córki, powiedziała, iż była ona najlepszym z jej dzieci, najposłuszniejsza, pracowita i dobra. Rodzice nie chcieli zatem by odchodziła do klasztoru. Nie mogąc zrealizować swego pragnienia, Helena znów poszła na służbę, było to w latach 1922-24, przebywała wtedy w Łodzi. Zatrzymała się u ciotecznego brata swego ojca, na ulicy Nowo-krótkiej kilkadziesiąt metrów od parku Wenecja. Pracowała jako służąca u trzech członkiń świeckiego zakonu świętego Franciszka. Z tego czasu zachowała się informacja, że Helena zgadzając się na warunki pracy, chciała mieć możliwość codziennej Eucharystii, korzystania z posługi stałego spowiednika tercjarek oraz odwiedzania chorych i konających. Po opuszczeniu posady u tercjarek, Helena korzystając z biura pośrednictwa pracy, rozpoczęła posługę u Marcjanny Wieczorek. Z zeznań pani Marcjanny wynika, że nie od razu chciała przyjąć Helenę do pracy. Powodem był jej wygląd zewnętrzny. Helena była zbyt dobrze ubrana jak na służąca. W końcu jednak przyjęła dziewczynę. Dała też o niej bardzo pozytywne świadectwo. Mówiła, iż Helena była pracowita, obowiązkowa, odpowiedzialna, pracowała w jej domu, możliwe także, że w sklepie, opiekowała się dziećmi. Pracodawczyni twierdziła też, że Helena dużo pościła, opiekowała się chorymi. Była też bardzo religijna i rozmodlona.
W czasie pobytu w Łodzi Helena ciągle myślała o wstąpieniu do klasztoru. Prosiła też rodziców o pozwolenie, nie wiadomo ile razy do nich pisała. Wiemy natomiast, że zawsze odpowiedź była odmowna. Już jako siostra zakonna tak pisała w Dzienniczku o tym okresie: „Osiemnasty rok życia, usilna prośba rodziców o pozwolenie wstąpienia do klasztoru; stanowcza odmowa rodziców. Od tej chwili oddałam się próżności życia, nie zwracając żadnej uwagi na głos łaski, chociaż w niczym zadowolenia nie znajdowała dusza moja. Nieustanne wołanie łaski było dla mnie udręką wielką, jednak starałam się ją zagłuszyć rozrywkami. Unikałam wewnętrznie Boga a całą duszą skłaniałam się do stworzeń. Jednak łaska Boża zwyciężyła w duszy” (Dz. 8). Zmianę decyzji spowodowało wydarzenie, które po latach opisała w Dzienniczku. Było to w czerwcu 1924r. Helena namówiona przez siostrę poszła na zabawę do parku Wenecja. Znów oddajmy głos samej Helenie, która opisała po latach to wydarzenie w swoim Dzienniczku. Napisała: „W pewnej chwili byłam z jedną ze swoich sióstr na balu. Kiedy się wszyscy najlepiej bawili, dusz moja doznawała wewnętrznych udręczeń. W chwili kiedy zaczęłam tańczyć nagle ujrzałam Jezusa obok. Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami, który mi powiedział te słowa: „Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz? W tej chwili umilkła wdzięczna muzyka, znikło sprzed oczu moich towarzystwo, w którym się znajdowałam, pozostał Jezus i ja. Usiadłam obok swej drogiej siostry, pozorując to co zaszło w duszy mojej, bólem głowy. Po chwili opuściłam potajemnie siostrę, udałam się o katedry Św. Stanisława Kostki. Godzina już zaczęła szarzeć; ludzi było mało w katedrze; nie zwracając uwagi na nic, co się wokoło dzieje, padłam krzyżem przed Najświętszym Sakramentem i prosiłam Pana, aby mi raczył dać poznać co mam czynić dalej” (Dz. 9).
Wydarzenie to było decydujące w powołaniu Heleny. Jezus dał jej poznać co ma czynić.
(Na podstawie m.in. książki „Siostra Faustyna. Biografia świętej” Ewy Czaczkowskiej).
Na poprzednim spotkaniu, mówiąc o życiu św. s. Faustyny skończyliśmy na opisie wyjątkowego powołaniu Heleny, gdy podczas zabawy w parku Wenecja, w Łodzi, ukazał się jej Jezus i przypomniał, że Jego wolą jest, by dziewczyna wstąpiła do klasztoru. Helena poszła wtedy do katedry i modliła się prosząc o rozeznanie, co ma dalej zrobić. W czasie modlitwy usłyszała następujące słowa: „Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru” (Dz. 9). Tak też uczyniła. W Dzienniczku opisała to wydarzenie w następujący sposób. „Wstałam od modlitwy i poszłam do domu, i załatwiłam rzeczy konieczne. Jak mogłam, zwierzyłam się siostrze z tego, co zaszło w duszy, i kazałam pożegnać rodziców” (Dz. 10). Z relacji wuja Michała Rapackiego, którego Helena poszła pożegnać przed wyjazdem do Warszawy wynika, że dziewczyna była roztrzęsiona i zapłakana, gdy wyjeżdżała z Łodzi. Helena miała wtedy dziewiętnaście lat, uciekała od rodziny, jechała w nieznane, jej zachowanie jest zupełnie zrozumiałe.
Gdy przyjechała do Warszawy nie wiedziała co ma dalej zrobić. Zwróciła się o pomoc do Maryi. W Dzienniczku czytamy taki zapis: „…rzekłam do Matki Bożej: Maryjo. Prowadź mnie, kieruj mną. – Natychmiast usłyszałam w duszy te słowa: ażebym wyjechała poza miasto, do pewnej wioski, tam znajdę nocleg bezpieczny, co też uczyniłam i zastałam jak mi Matka Boża powiedziała” (Dz. 11). Nie wiadomo gdzie dokładnie nocowała. Wiemy natomiast, z relacji z Dzienniczka, że następnego dnia rano Helena wróciła do Warszawy. Napisała: „Na drugi dzień raniusieńko przyjechałam do miasta i weszłam do pierwszego kościoła, jaki spotkałam i zaczęłam się modlić o wolę Bożą. Msze święte wychodziły jedna po drugiej. Podczas jednej Mszy świętej usłyszałam te słowa: Idź do tego kapłana i powiedz mu wszystko. A on ci powie co masz dalej czynić. Po skończonej Mszy świętej poszłam do zakrystii i opowiedziałam wszystko, co zaszło w duszy mojej, i prosiłam o wskazówki, gdzie wstąpić, do jakiego klasztoru” (Dz. 12). Ksiądz Jakub Dąbrowski, bo o nim pisała Helena, nie wskazał jej klasztoru, ale dał adres do pani Aldony Lipszycowej, u której miała się na razie zatrzymać. Państwo Samuel i Aldona Lipszycowie mieszkali w Ostrówku. Samuel był urzędnikiem państwowym, a jego żona prowadziła dom. Helena przybyła tam w lipcu 1924r. Jej zadaniem była pomoc w domu i opieka nad dziećmi, których państwo Lipszycowie mieli wówczas pięcioro. W czasie pobytu u Lipszyców Helena szukała klasztoru, do którego mogłaby być przyjęta. W Dzienniczku napisała: „W tym czasie [to znaczy w czasie przebywania u Lipszyców] szukałam klasztoru, jednak gdzie zapukałam do klasztoru wszędzie mi odmawiano. Ból ścisnął mi serce i rzekłam do Pana Jezusa: dopomóż mi nie zostawiaj mnie samej. Aż wreszcie zapukałam do naszej furty” (Dz. 13). Do jakich zgromadzeń pukała, możemy się tylko domyślać, być może do sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, których dom sąsiadował z domem magdalenek. W końcu jednak Helena zapukała do domu generalnego Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Wyszła do niej przełożona, matka Michaela Moraczewska. W Dzienniczku znajdujemy następujący opis tego wydarzenia: „Kiedy wyszła do mnie matka przełożona […], po krótkiej rozmowie każe mi iść do Pana domu i zapytać czy mnie przyjmie. Zrozumiałam zaraz, że mam się zapytać Pana Jezusa. Poszłam do kaplicy z wielką radością i zapytałam Pana Jezusa: Panie domu tego, czy mnie przyjmiesz? […]. I zaraz usłyszałam głos taki: Przyjmuję, jesteś w sercu moim” (Dz. 14). Kiedy wróciłam z kaplicy, matka przełożona najpierw zapytała: No, czy Pan przyjął cię? – odpowiedziałam, że tak. – jeżeli Pan przyjął to i ja przyjmuję” (Dz. 14). Takie był moje przyjęcie. Jednak dla wielu przyczyn musiałam jeszcze rok pozostać na świecie u tej pobożnej osoby, ale już nie wróciłam do domu” (Dz. 14-15). Helena po rozmowie z matką Michaelą musiała jeszcze zapracować na wyprawkę. Uzgodniła, że zarobione pieniądze będzie przynosiła przez jakiś czas do zgromadzenia. Została zatem u Lipszyców, aby zapracować na posag. Był to piękny czas w życiu Heleny. Pani Aldona bardzo ją ceniła i lubiła, tak samo dzieci, którymi się zajmowała. Przez cały ten czas trwała wiernie przy swoim postanowieniu, czekała chwili wstąpienia do klasztoru. Upragniony moment nastąpił 1 sierpnia 1925r. Wieczorem w wigilię święta Matki Bożej Anielskiej, Helena przekroczyła furtę klasztoru. Była niezmiernie szczęśliwa, napisała: „zdawało mi się, że wstąpiłam w życie rajskie” (Dz. 17). To był początek drogi życia zakonnego Heleny, początek formacji. Wiele doświadczeń miało ją jeszcze spotkać do czasu, gdy złożyła śluby wieczyste. O pierwszym takim doświadczeniu pisze w Dzienniczku, tuż po opisie o wstąpieniu. „Po trzech tygodniach spostrzegłam, że tu jest tak mało czasu na modlitwę i wiele innych rzeczy, które mi przemawiały do duszy żeby wstąpić do zakonu więcej ściślejszego. Myśl ta bardzo się utrwaliła w duszy mojej, ale jednak nie było w tym woli Bożej” (Dz. 18). Helena postanowiła pójść do przełożonej i oznajmić, że występuje ze zgromadzenia. Gdy wieczorem pełna niepokoju i wewnętrznego udręczenia modliła się do Boga o pomoc, dane jej było niezwykłe doświadczenie. Opisuje je w następujący sposób: „Po chwili jasno się zrobiło w mojej celi i ujrzałam na firance oblicze Pana Jezusa bolesne bardzo. Żywe rany na całym obliczu i duże łzy spadały na kapę mojego łóżka. Nie wiedząc co to wszystko ma znaczyć, zapytałam Jezusa: Jezu, kto Ci wyrządził taką boleść? – A Jezus odpowiedział, że: Ty mi wyrządzisz taką boleść, jeśli wystąpisz z tego Zakonu. Tu cię wezwałem, a nie gdzie indziej, i przygotowałem wiele łask dla ciebie” (Dz. 19). Po tym widzeniu Helena już nie miała wątpliwości. Przeszła okres formacji zwany postulatem. Jej głównym obowiązkiem była wtedy pomoc w kuchni. Następnym etapem życia zakonnego był nowicjat. Spędziła go w Łagiewnikach. Dzień wejścia do nowicjatu był bardzo uroczysty. Postulantki otrzymywały habity i przybierały nowe imię. Ten dzień był dla Heleny szczególny. Nie tylko ze względu na wejście do nowicjatu, po latach tak napisał w Dzienniczku: „W chwili obłóczyn Bóg dał mi poznać, jak wiele cierpieć będę. Widziałam jasno do czego się zobowiązuję. Była to jedna minuta tego cierpienia. Bóg znowu duszę moja zalał pociechami wielkimi” (Dz. 22). Nowicjat trwał dwa lata, był to czas wdrażania się w życie zakonne. Każdy dzień życia w nowicjacie wypełniony był modlitwą, słuchaniem konferencji i pracą. Zajęciem Faustyny była praca w kuchni, gdzie wspólnie z innymi siostrami gotowała dla ok. stu sześćdziesięciu wychowanek. Po dwóch latach s. Faustyna wraz z czterema innymi siostrami złożyła pierwsze śluby zakonne. Było to 30 kwietnia 1928r. śluby czasowe ponawiała jeszcze cztery razy. 1 maja 1933r. złożyła profesję wieczystą. Lata te były obfite we wszelkie łaski i doświadczenia duchowe.
(Na podstawie m.in. książki „Siostra Faustyna. Biografia świętej” Ewy Czaczkowskiej).
Na dzisiejszym spotkaniu przyjrzymy się, jak przebiegały lata życia zakonnego s. Faustyny. Po złożeniu pierwszych ślubów 30 kwietnia 1928r. wyjechała do Warszawy. Jej głównym zajęciem na tej placówce była praca w kuchni. Kolejne placówki, na jakich przebywała to Wilno, gdzie wyjechała tylko na kilka miesięcy, i już w czerwcu 1929r. wróciła do Warszawy, do domu zakonnego na ulicę Hetmańską. W lipcu tegoż roku s. Faustyna wyjechała do Kiekrza. Po trzech miesiącach, w październiku wróciła do domu generalnego w Warszawie. W latach 1930-32, pracowała na placówce w Płocku, z której udawała się co jakiś czas, na oddaloną o 10 kilometrów, filialną placówkę w Białej. W listopadzie 1932r. wyjechała do Warszawy, by się przygotować do ślubów wieczystych. Po rekolekcjach odbytych w Krakowie, 1 maja 1933r. s. Faustyna złożyła śluby wieczyste.
Juniorat, czyli czas od pierwszych ślubów do wieczystych, choć wydawał się życiem szarym i monotonnym, był bardzo obfity w wydarzenia. Na zewnątrz życie s. Faustyny zdawało się być bardzo zwyczajne, wypełnione modlitwą i pracą. Wykonywała obowiązki najprostsze: pracowała w kuchni, w ogrodzie, na furcie, w piekarni. Z różnych wspomnień sióstr które z nią mieszkały i pracowały wynika, że było osobą bardzo rozmodloną, widać w niej było jakieś szczególnie bogate życie wewnętrzne. Siostry mówiły, że Faustyna czasem odchodziła od zajęć, by pójść na chwilę do kaplicy, do Jezusa. Swoje obowiązki wykonywała starannie, a miała ich bardzo dużo. Pracowała z myślą, że wszystko czyni dla swojego Mistrza. Juniorat był również czasem, rozmaitych doświadczeń duchowych. To wtedy Jezus ukazywała się siostrze, przekazywał jej swoje pragnienia, objawił orędzie miłosierdzia. Wszystkie wizje, duchowe doświadczenia, łaski jakimi ją Chrystus obdarzył były powodem wielkiego szczęścia Faustyny. Były one również okupione cierpieniem wewnętrznym, niezrozumieniem ze strony sióstr, różnymi przeszkodami zewnętrznymi. Siostra miała również duże problemy zdrowotnie. Wszystko to stanowiło nieustanną ofiarę, jaką składała Bogu. Pewnego dnia tak pisała o swoim życiu: „O życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów. Żadna godzina nie jest podobna do siebie, a więc szarzyzna i monotonia znikają, kiedy patrzę na wszystko okiem wiary. Łaska, która jest dla mnie w tej godzinie, nie powtórzy się w godzinie drugiej. Będzie mi dana w godzinie drugiej, ale już nie ta sama. Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera nie zmieni się nigdy; pieczętuje pieczęcią na wieki” (Dz. 62)
Jednym z najważniejszych momentów jej życia były śluby wieczyste. Wiedziała już wtedy bardzo dobrze na czym polega życie zakonne i jakiej ofiary żąda od niej Bóg, jakie stawia przed nią zadania. Wiedziała też, że nie zostanie sama, Jezus zawsze będzie blisko. Znakiem ślubów wieczystych była obrączka, jaką biskup wkładał na palec profeski składającej śluby. S. Faustyna opisała w swoim Dzienniczku, w jaki sposób przeżyła ten dzień. Napisała: „Jezu, Serce Twoje jest od dziś moją własnością, a moje serce jest Twoją wyłączna własnością. Samo wspomnienie, Jezu, Twojego imienia, jest rozkoszą mojego serca. Naprawdę ani chwili nie umiałabym żyć bez Ciebie, Jezu. Dziś utonęła dusza moje w Tobie, jako w jedynym skarbie swoim. Miłość moje nie zna przeszkód w dawaniu dowodów Umiłowanemu swemu. Słowa Pana Jezusa w czasie ślubów wieczystych: Oblubienico moja, na wieki są złączone serca nasze. Pamiętaj komuś ślubowała…” (Dz. 239).
Po ślubach wieczystych s. Faustyna wyjechała do Wilna, tam pracowała w ogrodzie. W Wilnie Bóg obdarował ją wieloma łaskami, spotkała spowiednika, ks. Michała Sopoćkę, który pomógł jej realizować polecenia Jezusa. W marcu 1936r. s. Faustyna znów zmieniła placówkę, tym razem trafiła do Derd. Ponieważ w tym czasie była już bardzo chora, nie miała wielu zajęć, pomagała w kuchni. W Derdach była krótko, już w maju wyjechała do Krakowa. Pracowała tu w ogrodzie, nie to jednak był najważniejsze. S. Faustyna myślała wtedy o dziełach i poleceniach Jezusa związanych z kultem Bożego miłosierdzia i starała się, na ile mogła wypełniać te pragnienie. Pogarszał się też stan jej zdrowia, musiała wyjeżdżać do szpitala a także do sanatorium w Rabce. Stan zdrowia jednak nie poprawiał się. Podczas pobytu w Rabce Faustyna napisała takie słowa: „O Jezus, w tych dniach cierpień nie jestem zdolna do jakiejkolwiek modlitwy. Uciśnienie ciała i duszy jest spotęgowane. O mój Jezu, przecież Ty widzisz, że dziecię Twoje jest w niemocy. Nie silę się więc, ale raczej wolę swoją poddaję woli Jezusa” (Dz. 1204).
Siostra była bardzo zaangażowana w sprawę orędzia Bożego miłosierdzia. Jednak pomimo jej wysiłków i wysiłków ks. Sopocki, żądania Jezusa nie były do końca spełnione. Wiele było jeszcze do zrobienia. Faustyna była świadoma, że jest chora i wszystko musi zostawić, oddać w ręce Jezusa Miłosiernego, tak też uczyniła. 5. października 1938r. Jezus zabrał ją do siebie. Miała wówczas 33 lata.
Jedna z sióstr, Eufemia Traczyńska opisując odejście s. Faustyny do Boga, przedstawiła to w następujący sposób: „to było jakoś koło jedenastej w nocy. Gdy przyszłyśmy tam, s. Faustyna jakby lekko otworzyła oczy i trochę się uśmiechnęła, a potem skłoniła głowę i już”.
(Na podstawie m.in. książki „Siostra Faustyna. Biografia świętej” Ewy Czaczkowskiej).
Dzisiaj przyjrzymy się doświadczeniom duchowym s. Faustyny.
Życie św. s. Faustyny, choć bardzo krótkie, było obfite w wydarzenia i doświadczenia duchowe. Otrzymała ona wielką misję, miała światu przekazać orędzie o Bożym miłosierdziu. Doznała łaski wielu objawień i wizji, najczęściej objawiał się jej sam Jezus, ale miała też wizje Trójce Świętej, Maryi, świętych, aniołów, dusz czyśćcowych a także widziała różne miejsca odległe i wydarzenia z przyszłości.
Siostra Faustyna pisała w Dzienniczku o swojej duchowej, modlitewnej łączności z Trójcą Świętą. Uwielbiała Trzy Osoby Boskie w krótkich aktach strzelistych, pojawiających się co jakiś czas w jej Dzienniczku. W dzień ślubów wieczystych oddała siebie na ofiarę uwielbienia Bogu Trójjedynemu. Faustyna miewała też wyjątkowe doświadczenia i wizje Trójcy Świętej, charakteryzowały się one szczególną symboliką. O tych doświadczeniach w swojej duszy napisała m.in. tak: „W pewnej chwili, po Komunii św[iętej] usłyszałam te słowa: Tyś jest nam mieszkaniem. W tej chwili uczułam w duszy obecność Trójcy Świętej – Ojca, Syna i Ducha Świętego, czułam się świątynią Bożą, czułam, że jestem dzieckiem Ojca” (Dz. 451). W innym miejscu Dzienniczka spotykamy następujący opis: „W pewnym momencie obecność Boża przeniknęła całą moją istotę, umysł mój został dziwnie oświecony w poznaniu Jego istoty: przypuścił mnie Bóg do poznania swego życia wewnętrznego. Widziałam w duchu Trzy Osoby Boskie, ale jedna Ich Istota. On jest sam Jeden, Jedyny, ale w Trzech Osobach, ani mniejsza, ani większa jedna z Nich, ani w piękności, ani w świętości nie ma różnicy, bo jedno są. Miłość Jego przeniosła mnie w to poznanie i złączyła ze sobą. Kiedy byłam złączona z jedną Osobą Boską, to także byłam złączoną z drugą i trzecia Osobą Boską, tak że jak się łączyny z jedną przez to samo się łączymy z tymi dwiema Osobami – tak samo jak z jedną. Jedna jest ich wola, jeden Bóg, chociaż w Osobach Troisty […]. Szczęście jaki tryska z Trójcy Przenajświętszej, uszczęśliwia wszystko, co jest stworzone […]. W tych chwilach dusza moja doznała tak wielkich rozkoszy Bożych, które trudno mi wyrazić” (Dz. 911).
Podobne doświadczenie miała s. Faustyna nieco później, spotykamy jego opis w dalszej części Dzienniczka. „23 [V 1937]. Dzień Trójcy Przenajświętszej. W czasie Mszy świętej nagle zostałam zjednoczona z Trójcą Przenajświętszą. Poznałam Jej majestat i wielkość. Złączona byłam z trzema Osobami. I skoro się jest złączoną z jedną z tych Czcigodnych Osób – równocześnie byłam złączona z dwoma innymi Osobami. Szczęście i radość, jaka się udzieliła duszy mojej, jest nie do opisania. Smutno mi, że nie mogę tego napisać słowami, co jest bez słów” (Dz. 1129).
Powyższe opisy to tylko przykłady doświadczenia Trójcy Przenajświętszej, które przeżywała s. Faustyna. W Dzienniczku znajdujemy ich więcej, zapewne jeszcze więcej było ich w rzeczywistości. Widać w nich jak s. Faustyna doświadczała nie tylko miłości Trzech Osób Boskich ale także prawdy o Bogu, który jest Jeden, ale w Trzech Osobach. Te wizje są potwierdzeniem prawd naszej wiary.
Święta opisała także wizje Trójcy Przenajświętszej, 28 IV 1935r. napisała tak: „Wtem ujrzałam jasność niedostępną na kształt mieszkania kryształowego, utkanego z fal jasności nieprzystępnej żadnemu stworzeniu ani duchowi. Do tej jasności trzy drzwi – i w tej chwili wszedł Jezus, w takiej postaci jako jest na tym obrazie, do onej jasności – w drzwi drugie, do wnętrza jedności. Jest to Jedność Troista, która jest niepojęta, nieskończoność” (Dz. 420). W innym miejscu Dzienniczka, pod datą 13 IX 1935r. czytamy o szczególnej wizji anioła, który miał zniszczyć ziemię a szczególnie pewne miejsce w Polsce, ze względu na grzechy, jakie się tam dokonywały. Faustyna prosiła anioła, by się wstrzymał. W tej chwili ujrzała Trójcę Przenajświętszą. Nie pisała, w jaki sposób widziała Boga w Trzech Osobach, napisała tylko, że modliła się wtedy słowami usłyszanymi wewnętrznie, a był to znany nam tekst koronki. Wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszała te słowa. Gdy się nimi modliła zobaczyła, bezsilność anioła, nie mógł dokonać kary za grzechy (por. Dz. 474).
Święta otrzymała również szczególny znak miłości od Trójcy Świętej. 15 lutego 1937 r. napisała: „Dziś usłyszałam te słowa w duszy: Hostio miła Ojcu mojemu! Wiedz o tym, córko moja, że cała Trójca Święta ma w tobie szczególne upodobanie swoje, dlatego, iż żyjesz wyłącznie wolą Boża. Żadna ofiara nie idzie z tą w porównanie” (Dz. 955).
Są jeszcze inne opisy wizji i doświadczeń Trójcy Świętej, przedstawione tutaj to tylko przykładami, w jaki sposób Faustyna przeżywała swoją relację z Bogiem. Nie była to tylko więź miłości z Jezusem, ale z całą Trójcą, z każdą z Boskich Osób.
Na poprzednim spotkaniu mówiliśmy o doświadczeniach i objawieniach Trójcy Świętej w życiu s. Faustyny. Dzisiaj będzie mowa o objawieniach Jezusa. S. Faustyna doświadczała ich bardzo dużo. Jezus przychodziła w różnych momentach jej życia. Mówił jej o swojej miłości, przekazywał rozmaite polecenia, objawiał prawdy Boże, pouczał i upominał swoją oblubienicę.
Tematem dzisiejszego spotkania jest w sposób szczególny to, co Jezus w czasie objawień mówił s. Faustynie o sobie samym.
Przychodząc do s. Faustyny, Chrystus przypomniał Kościołowi i światu, że jest miłością i miłosierdziem samym. Wiele razy mówił o tym Siostrze i pragnął, by ona przekazała ludziom tę dobrą nowinę. Przypatrzmy się zatem jakie słowa kierował Jezus do Faustyny, opisując kim On sam jest.
Powiedział: „Raduje się serce moje tym tytułem miłosierdzia. Powiedz, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła rąk moich są ukoronowane miłosierdziem” (Dz. 301).
„Palą mnie płomienie miłosierdzia, pragnę je wylewać na dusze ludzkie. O, jaki mi ból sprawiają, kiedy ich przyjąć nie chcą.
Córko moja, czyń, co jest w twej mocy w sprawie rozszerzenia czci miłosierdzia mojego, Ja dopełnię, czego ci nie dostawa. Powiedz zbolałej ludzkości, niech się przytuli do miłosiernego serca mojego, a Ja ich napełnię pokojem.
Powiedz, córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym. Kiedy dusza zbliża się do mnie z ufnością, napełniam ją takim ogromem łaski, że sama w sobie tej łaski pomieścić nie może, ale promieniuje na inne dusze” (Dz. 1074).
W innych miejscach Dzienniczka czytamy: „W pewnej chwili dał mi Jezus poznać, że kiedy Go proszę w intencji, jaką mi nieraz polecają, jest zawsze gotów udzielać swych łask, tylko dusze nie zawsze chcą je przyjąć. Serce moje jest przepełnione miłosierdziem wielkim dla dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. Oby mogły zrozumieć, że Ja jestem dla nich Ojcem najlepszym, że dla nich wypłynęła z serca mojego krew i woda, jako z krynicy przepełnionej miłosierdziem; dla nich mieszkam w tabernakulum jako Król miłosierdzia, pragnę obdarzać dusze łaskami, ale [one] nie chcą ich przyjąć. Przynajmniej ty przychodź do mnie jak najczęściej i bierz te łaski, których oni przyjąć nie chcą, a tym pocieszysz serce moje. O, jak wielką jest obojętność dusz za tyle dobroci, za tyle dowodów miłości. Serce moje napawa się samą niewdzięcznością, zapomnieniem od dusz żyjących w świecie; na wszystko mają czas, tylko nie mają czasu na to, aby przyjść do mnie po łaski” (Dz. 367).
W powyższych słowach widać jak Jezus pragnie przekazać przez s. Faustynę prawdę o swojej dobroci względem ludzi. Chce niejako przekonać świat o swoim miłosierdziu, o nadmiarze łask jakie ma dla każdego człowieka.
Z tym bogactwem łask Jezusa wiąże się jeszcze jedną rzeczywistość, a mianowicie postawa ufności, która ma charakteryzować człowieka wierzącego.
Na ten temat znajdujemy w dzienniczku kilka fragmentów. Miedzy innymi s. Faustyna napisała tak: „Jezus mi każe odprawić nowennę przed świętem Miłosierdzia i dziś ją mam zacząć o nawrócenie świata całego i o poznanie miłosierdzia Bożego. – Aby wysławiła wszelka dusza dobroć moją. Pragnę zaufania od swych stworzeń, zachęcaj dusze do wielkiej ufności w niezgłębione miłosierdzie moje. Niechaj się nie lęka do mnie zbliżyć dusza słaba, grzeszna, a choćby miała więcej grzechów niż piasku na ziemi, utonie wszystko w otchłani miłosierdzia mojego” (Dz. 1059).
I na innym miejscu:
„(Niech pokładają) nadzieję w miłosierdziu moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia mojego. Córko moja, pisz o moim miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz mi sprawiają dusze, które się odwołują do mojego miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia. Nie mogę karać, choćby ktoś był największym grzesznikiem, jeżeli on się odwołuje do mej litości, ale usprawiedliwiam go w niezgłębionym i niezbadanym miłosierdziu swoim. Napisz: nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, otwieram wpierw na oścież drzwi miłosierdzia mojego. Kto nie chce przejść przez drzwi miłosierdzia, ten musi przejść przez drzwi sprawiedliwości mojej…” (Dz. 1146).
Napisz to: Nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia. Nim nadejdzie dzień sprawiedliwy, będzie dany ludziom znak na niebie tak. Zgaśnie wszelkie światło na niebie i będzie wielka ciemność po całej ziemi. Wtenczas ukaże się znak krzyża na niebie, a z otworów, gdzie były ręce i nogi przebite Zbawiciela, [będą] wychodziły wielkie światła, które przez jakiś czas będą oświecać ziemię. Będzie to na krótki czas przed dniem ostatecznym” (Dz. 83).
Jezus mówił też s. Faustynie o różnych swoich pragnieniach. Powiedział: „Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie miłosierdzie moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do mnie grzesznik. Palą mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylać na dusze ludzkie” (Dz. 50).
Córko moja, patrz w miłosierne serce moje. Kiedy się wpatrzyłam w to Serce Najświętsze, wyszły te same promienie – jakie są w tym obrazie – jako krew i woda, i zrozumiałam, jak wielkie jest miłosierdzie Pańskie. I znów rzekł Jezus łaskawie: Córko moja, mów kapłanom o tym niepojętym miłosierdziu moim. Palą mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylewać na dusze, [ale] nie chcą dusze wierzyć w moją dobroć” (Dz. 177).
Powyższe teksty pokazują, że święta Faustyna była nie tylko powierniczką tajemnicy miłosierdzia Bożego, ale także apostołką tego miłosierdzia. Była tą, przez, którą Zbawiciel chciał przekazać ludziom prawdę o sobie. Pewnego dnia otrzymała szczególne zadanie. W Dzienniczku tak o tym napisała: „Na drugi dzień po Komunii świętej usłyszałam głos: Córko moja, patrz w przepaść miłosierdzia mojego i oddaj temu miłosierdziu mojemu cześć i chwałę, a uczyń to w ten sposób: zbierz wszystkich grzeszników z całego świata i zanurz ich w przepaści miłosierdzia mojego. Pragnę się udzielać duszom, dusz pragnę, córko moja. W święto moje, w święto Miłosierdzia, będziesz przebiegać świat cały i sprowadzać będziesz dusze zemdlone do źródła miłosierdzia mojego. Ja je uleczę i wzmocnię” (Dz. 206).
I nieco dalej czytamy:
„Dziś usłyszałam te słowa: łaski, których ci udzielam, są nie tylko dla ciebie, ale i dla wielkiej liczby dusz… A w sercu twoim jest ustawiczne mieszkanie moje. Pomimo nędzy, jaką jesteś, łączę się z tobą i odbieram ci nędzę twoją, a daję ci miłosierdzie moje. W każdej duszy dokonywam dzieła miłosierdzia, a im większy grzesznik, tym ma większe prawa do miłosierdzia mojego. Nad każdym dziełem rąk moich jest utwierdzone miłosierdzie moje. Kto ufa miłosierdziu mojemu, nie zginie, bo wszystkie sprawy jego moimi są, a nieprzyjaciele rozbiją się u stóp podnóżka mojego” (Dz. 723).
Cały Dzienniczek s. Faustyny jest utkany z fragmentów mówiących o miłosierdziu Jezusa. On sam określa w nich siebie, to kim jest. Jest Miłością i Miłosierdziem samym. Wydaje się, że te dwa określenia, to imię Jezusa. I tę właśnie prawdę objawił światu przez swoją sekretarkę, s. Faustynę.
Na dzisiejszym spotkaniu zajmiemy się objawieniami Jezusa związanymi ze szczególną misją jaką przekazał Siostrze. Mowa tu o orędziu Bożego miłosierdzia. Pierwsze objawienia związane z tym orędziem dotyczą obrazu Jezusa miłosiernego. 22 lutego 1931r. będąc na placówce w Płocku, s. Faustyna, napisała w Dzienniczku znamienne słowa: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, a podpisem: Jezu ufam Tobie. Pragnę, aby obraz ten czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie” (Dz. 47).
To było pierwsze objawienie związane z obrazem Jezusa Miłosiernego. Siostra otrzymała wyraźny nakaz, by została namalowany obraz zgodnie z tym, co widziała. Nie wiedząc jak sobie poradzić z otrzymanym zadaniem, prosiła o radę spowiednika. Ten odczytał polecenie Jezusa na sposób symboliczny i nakazał, by Siostra malowała obraz Chrystusa w swojej duszy. Jezus jednak miał inne pragnienie i gdy tylko s. Faustyna odeszła od konfesjonału utwierdził ją w przekonaniu, że chce obrazu materialnego, wymalowanego na płótnie. Po tym wydarzeniu Zbawiciel jeszcze wiele razy objawiał się s. Faustynie i mówił na temat obrazu. Pewnego dnia Święta zapisała następujące wydarzenie: „Kiedy była adoracja u Sióstr rodziniarek, wieczorem poszłam z jedną z naszych Sióstr na tę adorację. Zaraz kiedy weszłam do kapliczki, obecność Boża ogarnęła moją duszę. Modliłam się tak, jak w pewnych momentach, bez słowa mówienia. Nagle ujrzałam Pana, który mi powiedział: Wiedz o tym, że jeżeli zaniedbasz sprawę malowania tego obrazu i całego dzieła miłosierdzia, odpowiesz za wielką liczbę dusz w dzień sądu” (Dz. 154). Jezus związał też z tym obrazem wiele obietnic. Mówił m. in.: „Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja Sam bronić ją będę jako swej chwały” (Dz. 48). I na innym miejscu Dzienniczka czytamy: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie” (Dz. 327).
Jezus mówił też swojej Sekretarce o znaczeniu obrazu, jego poszczególnych elementów. Siostra napisała takie słowa: „Kiedy raz spowiednik kazał się zapytać Pana Jezusa, co oznaczają te dwa promienie, które są w tym obrazie – powiedziałam, że dobrze, zapytam się Pana. W czasie modlitwy usłyszałam te słowa wewnętrznie: Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz…. Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga” (Dz. 299).
Święta miewała też wizje związane z Hostią Świętą i promieniami. Oto opis dwu z nich: „W pewnej chwili, kiedy był ten obraz wystawiony w ołtarzu na procesji Bożego Ciała, kiedy kapłan postawił Przenajświętszy Sakrament i chór zaczął śpiewać, wtem promienie z tego obrazu przeszły przez Hostię św. i rozeszły się na cały świat. Wtem usłyszałam te słowa: Przez ciebie, jako przez tę Hostię, przejdą promienie miłosierdzia na świat. – Po tych słowach głęboka radość wstąpiła w duszę moją” (Dz. 441). I na innym miejscu Dzienniczka czytamy: „W tym samym dniu kiedy byłam w kościele, czekając na spowiedź, ujrzałam te same promienie wychodzące z monstrancji i rozchodziły się po całym kościele. Trwało to przez czas całego nabożeństwa, po błogosławieństwie na obie strony – i z powrotem do monstrancji. Widok ich jasny i przeźroczysty jak kryształ. Prosiłam Jezusa, aby raczył zapalić ogień swojej miłości we wszystkich dyszach oziębłych. Pod tymi promieniami rozgrzeje się serce, chociażby było zimne jak bryła lodu, chociażby było twarde jak skała, skruszy się na proch” (Dz. 370).
Jezus mówił też o swoim spojrzeniu wymalowanym na obrazie. Jego wzrok jest skierowany ku dołowi, ma to swoje znaczenie. S. Faustyna napisała: „W pewnej chwili powiedział mi Jezus: spojrzenie moje z tego obrazu jest takie, jako spojrzenie z krzyża” (Dz. 326).
Zdarzało się też, że św. Faustyna widziała Jezusa, w takiej postaci, jak na obrazie, w różnych sytuacjach swojego życia. Miewała też wizje związane z samym obrazem. Pewnego dnia napisała: „Kiedy został wystawiony ten obraz, ujrzałam żywy ruch ręki Jezusa, który zakreślił duży znak krzyża. W ten sam dzień wieczorem, kiedy położyłam się do łóżka ujrzałam, jak ten obraz szedł ponad miastem, a miasto to było założone siatką i sieciami. Kiedy Jezus przeszedł, przeciął wszystkie sieci, a w końcu zakreślił duży znak krzyża świętego i znikł. I ujrzałam się otoczona mnóstwem postaci złośliwych i pałających ku mnie wielka nienawiścią. Wychodziły różne groźby z ich ust, jednak żadna się nie dotknęła mnie. Po chwili znikło to zjawisko, lecz długo nie mogłam zasnąć” (Dz. 416) Innym razem znajdujemy w Dzienniczku następujący opis: „Kiedy byłam w Ostrej Bramie w czasie tych uroczystości, podczas których obraz ten został wystawiony, byłam na kazaniu, które mówił mój spowiednik; kazanie było o Miłosierdziu Bożym, było pierwsze, czego żądał Pan Jezus. Kiedy zaczął mówić o tym wielkim Miłosierdziu Pańskim, obraz ten przybrał żywą postać i promienie te przenikały do serc ludzi zgromadzonych, jednak nie w równej mierze, jedni otrzymali więcej, a drudzy mniej. Radość wielka zalała duszę moją, widząc łaskę Boga” (Dz. 417)
Powyższe opisy pokazują jak wielkie jest znaczenie obrazu, ile łask Jezus obiecał za jego pośrednictwem. Nie chodzi tu oczywiście o cześć dla rzeczy materialnej, jaką jest obraz, ale dla Jezusa, który w takiej sposób, jako Miłosierny, ukazał się Faustynie.
O historii malowania obrazu będzie jeszcze mowa w innej audycji. Dzisiaj przyjrzymy się natomiast jednemu z tekstów Dzienniczka, który mówi o zakończeniu malowania obrazu i związanych z tym duchowych doświadczeniach św. Faustyny. „W pewnej chwili kiedy byłam u tego malarza, który maluje ten obraz i zobaczyłam, że nie jest tak piękny, jakim jest Jezus – zasmuciłam się tym bardzo, jednak ukryłam to w sercu głęboko. Kiedyśmy wyszły od tego malarza, matka przełożona została w mieście dla załatwienia różnych spraw, ja sama powróciłam do domu. Zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś? – Wtem usłyszałam takie słowa: Nie piękności farby, ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej” (Dz. 313).
Jezus sam zatem objawił, że z tym obrazem związana jest szczególna łaska, pomimo jego niedoskonałości artystycznej. Te słowa s. Faustyny pokazują też inną prawdę. Jezus jest dużo piękniejszy niż jego wizerunek na obrazie. Jak pięknego Pana zatem musiała widzieć Święta, skoro namalowany wizerunek jej się nie podobał.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest tematyce święta Bożego Miłosierdzia. Podobnie jak obraz, tak i święto miało być wprowadzone w kościele na życzenie Jezusa. Niedługo po tym, jak Chrystus powiedział s. Faustynie o potrzebie namalowania obrazu, wyraził pragnienie, by w Kościele ustanowiono święto Bożego Miłosierdzia. To pragnienie Jezus często powtarzał. W grudniu 1935r. s. Faustyna zapisała takie słowa: „Nie znajdzie żadna dusza usprawiedliwienie dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego, i dlatego pierwsza niedziele po Wielkanocy ma być świętem miłosierdzia, a kapłani mają w tym dniu mówić duszom o tym wielkim i niezgłębionym miłosierdziu moim” (Dz. 570). Powyższy fragment Dzienniczka pokazuje, że Zbawiciel sam wyznaczył datę tego święta, w oktawie Wielkanocy, a więc w sercu roku liturgicznego. Można zatem wnioskować, że jest ono szczególnie przez Chrystusa upragnione. Potwierdzają to słowa Jezusa, jakie zanotowała s. Faustyna w kilku miejscach Dzienniczka. Np. pod datą 28 kwietnia 1935r. w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, zapisała słowa wewnętrznie usłyszane: „Święto to wyszło z wnętrzności miłosierdzia mojego i jest zatwierdzone w głębokości zmiłowań moich. Wszelka dusza wierząca i ufająca miłosierdziu mojemu – dostąpi go” (Dz. 420). Podobne słowa Jezusa, Siostra napisała dużo później 21 stycznia 1938r.: „Córko moja, powiedz, że święto miłosierdzia mojego wyszło z wnętrzności moich dla pociechy świata całego” (Dz. 1517).
Szczególną uwagę należy zwrócić na wielkie łaski, jakie Jezus związał z obchodzeniem tego święta. W Dzienniczku znajduje się duży fragment opisujący znaczenie święta miłosierdzia Bożego. Są to słowa Chrystusa, które s. Faustyna usłyszała wewnętrznie i zapisała je. Oto one: „Córko moja, mów światu całemu o niepojętym miłosierdziu moim. Pragnę, aby święto miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia mojego; która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii św., dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym, otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat. Miłosierdzie moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. Wszystko co istnieje wyszło z wnętrzności miłosierdzia mego. Każda dusza w stosunku do mnie, rozważać będzie przez wieczność całą miłość i miłosierdzie moje. Święto miłosierdzia wyszło z wnętrzności moich, pragnę, aby, uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do źródła Miłosierdzia mojego” (Dz. 699).
I na innym miejscu czytamy: „Dusze giną mimo mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto Miłosierdzia mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia mojego, zginą na wieki” (Dz. 965).
Święto Bożego Miłosierdzia jest zatem wielkim darem na obecne czasy. Z powyższych opisów wynika, jak Jezus bardzo chciał, by to święto było zatwierdzone i jak wielkie związał z nim obietnice. S. Faustyna również odczuwała znaczenie tego święta. W pewnym miejscu Dzienniczka zapisała: „Gorące pragnienie święta tego rozpala całą duszę moją. W żarliwej modlitwie o przyśpieszenie tego święta doznaję trochę ulgi. I rozpoczęłam nowennę w intencji pewnych kapłanów, aby im Bóg udzielił światła i natchnienia, aby się starali o zatwierdzenie święta tego, i aby Duch Boży natchnął Ojca Świętego w całej tej sprawie” (Dz. 1041). Siostra rozumiejąc potrzebę tego święta dużo modliła się w intencji zatwierdzenia go w Kościele.
Ze świętem związana jest także nowenna do Bożego Miłosierdzia. Tekst tej nowenny znajduje się w Dzienniczku. Siostra Faustyna zapisała, iż Jezus życzył sobie, by przed świętem odprawiła nowennę: „Pragnę, abyś przez te dziewięć dni sprowadzała dusze do zdroju miłosierdzia mojego, by zaczerpnęły siły i ochłody, i wszelkiej łaski, jakiej potrzebują na trudy życia, a szczególnie w śmierci godzinie. W każdy dzień przyprowadzisz do serca mojego odmienną grupę dusz i zanurzysz je w tym morzu miłosierdzia mojego. A Ja te wszystkie dusze wprowadzę w dom Ojca mojego. Czynić to będziesz w tym życiu i przyszłym. I nie odmówię żadnej duszy niczego, którą wprowadzisz do źródła miłosierdzia mojego. W każdym dniu prosić będziesz Ojca mojego przez gorzką mękę moją o łaski dla tych dusz” (Dz. 1209).
Siostra nie wiedziała jak ma odmawiać tę nowennę, jakie dusze wprowadzać do miłosiernego serca Jezusa, jakich używać słów. Prosiła Jezusa o pomoc. Zbawiciel obiecał, iż codziennie sam będzie mówił jej za jakie dusze ma się modlić. I tak się stało. Siostra zapisywała słowa modlitwy za poszczególne grupy osób, za które Jezus polecił jej się modlić przez kolejne dni nowenny.
W nowennie modlitwą objęty jest nie tylko cały Kościół, ale cały świat. Nowenna, choć była podyktowana s. Faustynie nie jest przeznaczona tylko dla niej, dzisiaj wielu ludzi modli się tą nowenna, zazwyczaj przed świętem mMłosierdzia Bożego.
Jak wynika z powyższych słów święto Miłosierdzia Bożego stanowi niejako serce całego kultu Bożego miłosierdzia, jest dniem łaski, darem dla ludzi obecnych czasów. W nowennie zaś ogarniamy modlitwą i wprowadzamy w najmiłosierniejsze serce Jezusa cały Kościół i świat.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest modlitwie, bardzo znanej w dzisiejszych czasach, Koronce do Bożego miłosierdzia. Przypatrzymy się początkom tej modlitwy, oraz jej znaczeniu.
Koronka należy do tych niewielu modlitw, które swoje istnienie zawdzięczają samemu Jezusowi. Bóg jest Autorem słów tej modlitwy. Okoliczności jej powstania są niezwykłe. Było to w Wilnie, w Święto podwyższenia Krzyża Świętego. W wigilię tego święta, 13 IX 1935r. s. Faustyna zapisała takie zdarzenie: „Wieczorem, kiedy byłam w swojej celi, ujrzałam anioła, wykonawcę gniewu Bożego. Był w szacie jasnej, z promiennym obliczem, obłok pod jego stopami, z obłoku wychodziły pioruny i błyskawice do rąk jego, a z ręki jego wychodziły i dopiero dotykały ziemi. Kiedy ujrzałam ten znak gniewu Bożego, który miał dotknąć ziemię, a szczególnie pewne miejsce, którego wymienić nie mogę dla słusznych przyczyn, zaczęłam prosić anioła, aby się wstrzymał chwil kilka, a świat będzie czynił pokutę. Jednak niczym prośba moja była wobec gniewu Bożego. W tej chwili ujrzałam Trójcę Przenajświętszą. Wielkość majestatu Jego przenikła mnie do głębi i nie śmiałam powtórzyć błagania mojego. W tej samej chwili uczułam w duszy swojej moc łaski Jezusa, która mieszka w duszy mojej; kiedy mi przyszła świadomość tej łaski, w tej samej chwili zostałam porwana przed stolicę Bożą. O, jak wielki jest Pan i Bóg nasz i niepojęta jest świętość Jego. Nie będę się kusić opisywać tej wielkości, bo niedługo ujrzymy Go wszyscy, jakim jest. Zaczęłam błagać Boga za światem słowami wewnętrznie słyszanymi. Kiedy się tak modliłam, ujrzałam bezsilność anioła i nie mógł wypełnić sprawiedliwej kary, która się słusznie należała za grzechy. Z taką mocą wewnętrzną jeszcze się nigdy nie modliłam jako wtenczas. Słowa, którymi błagałam Boga, są następujące: Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, za grzechy nasze i świata całego. Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas” (Dz. 474-475).
Następnego dnia znowu s. Faustyna usłyszała słowa tej samej modlitwy. Opisała to w następujący sposób: „Na drugi dzień rano, kiedy weszłam do naszej kaplicy, usłyszałam te słowa wewnętrznie: Ile razy wejdziesz do kaplicy, odmów zaraz te modlitwę, której cię nauczyłem wczoraj. Kiedy odmówiłam tę modlitwę, usłyszałam w duszy te słowa: Modlitwa ta jest na uśmierzenie gniewu mojego, odmawiać ją będziesz przez dziewięć dni na zwykłej cząstce różańca w sposób następujący: najpierw odmówisz jedno Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo i Wierzę w Boga, następnie na paciorkach Ojcze nasz mówić będziesz następujące słowa: Ojcze Przedwieczny, ofiaruje Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i świata całego; na paciorkach Zdrowaś Maryjo, będziesz odmawiać następujące słowa: Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego. Na zakończenie odmówisz trzykrotnie te słowa: Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem (Dz. 476).
Jak widać z powyższego opisu, Jezus nie tylko podyktował słowa modlitwy, ale także sposób jej odmawiania.
W wielu miejscach Dzienniczka spotykamy fragmenty odnoszące się do tej modlitwy. Chrystus, przychodząc do Faustyny często zachęcał ją do odmawiania koronki, mówił o znaczeniu tej krótkiej modlitwy. Oto kilka przykładów. „W pewnej chwili, kiedy przechodziłam korytarzem do kuchni, usłyszałam w duszy te słowa: Odmawiaj nieustannie tę koronkę, której cię nauczyłem. Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom, jako ostatnią deskę ratunku; chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego. Pragnę, aby poznał świat cały miłosierdzie moje; niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu miłosierdziu” (Dz. 687).
I na innym miejscu Dzienniczka s. Faustyna pisała: „Kiedy weszłam do swej samotni, usłyszałam te słowa: Każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią, jednak odpustu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę i poruszą się wnętrzności miłosierdzia mojego, dla bolesnej męki Syna mojego” (Dz. 811). Nieco dalej w zapiskach Faustyny spotykamy takie słowa: „Wtem usłyszałam głos podczas odmawiania tej koronki: O, jak wielkich łask udzielę duszom, które odmawiać będą tę koronkę, wnętrzności miłosierdzia mego poruszone są dla odmawiających tę koronkę. Zapisz te słowa, córko moja, mów światu o moim miłosierdziu, niech pozna cała ludzkość niezgłębione miłosierdzie moje. Jest to znak na czasy ostateczne, po nim nadejdzie dzień sprawiedliwy. Póki czas niech uciekają się do źródła miłosierdzia mojego, niech korzystają z krwi i wody, która dla nich wytrysła” (Dz. 848).
Pewnego dnia s. Faustyna otrzymała zadanie propagowania koronki, usłyszała następujące słowa od Chrystusa: „Córko moja, zachęcaj dusze do odmawiania tej koronki, którą ci podałem. Przez odmawianie tej koronki podoba mi się dać wszystko, o co mnie prosić będą. Zatwardziali grzesznicy, gdy ją odmawiać będą, napełnię dusze ich spokojem, a godzina śmierci ich będzie szczęśliwa. Napisz to dla dusz strapionych: Gdy dusza ujrzy i pozna ciężkość swych grzechów, gdy się odsłoni przed jej oczyma duszy cała przepaść nędzy w jakiej się pogrążyła, niech nie rozpacza ale z ufnością niech się rzuci w ramiona mojego miłosierdzia, jak dziecko w objęcia ukochanej matki. Dusze te mają pierwszeństwo do mojego litościwego serca, one mają pierwszeństwo do mojego miłosierdzia. Powiedz, że żadna dusza, która wzywała miłosierdzia mojego nie zawiodła się, ani nie doznała zawstydzenia. Mam szczególne upodobanie w duszy, która zaufała dobroci mojej. Napisz, gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem, a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny” (Dz. 1541).
Również w innych sytuacjach życiowych s. Faustyna doświadczyła jak Bóg wysłuchuje modlitwy koronką. Oto przykłady: „Dziś zbudziła mnie wielka burza; wicher szalał i deszcz, jakoby chmura była oberwana, co chwila uderzały pioruny. Zaczęłam się modlić, aby burza nie wyrządziła żadnej szkody; wtem usłyszałam te słowa: Odmów tę koronkę, której cię nauczyłem, a burza ustanie. Zaraz zaczęłam odmawiać tę koroneczkę i nawet jej nie skończyłam, a burza nagle ustała i usłyszałam słowa: Przez nią uprosisz wszystko, jeżeli to, o co prosisz, będzie zgodne z wolą moją” (Dz. 1731).
I druga, nieco inna sytuacja: „Dziś jest tak wielki upał, że trudno do wytrzymania, pragniemy deszczu, a jednak nie pada. Od kilku dni niebo się pochmurza; a deszcz nie może padać. Kiedy spojrzałam na te, rośliny spragnione deszczu, litość mnie ogarnęła i postanowiłam sobie odmawiać tę koroneczkę tak długo, aż Bóg spuści deszcz. Po podwieczorku niebo się okryło chmurami i spadł rzęsisty deszcz na ziemię; modlitwę tę odmawiałam bez przerwy trzy godziny. I dał mi Pan poznać, że przez tę modlitwę wszystko uprosić można” (Dz. 1128).
Cytowane powyżej słowa z Dzienniczka wskazują, jak cenna jest modlitwa koronką, jak wielkie obietnice Bóg związał z tą krótką modlitwą. Niech będzie ona zatem obecna również w naszym życiu i niech przynosi błogosławione owoce.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest dwu zagadnieniom. Pierwsze dotyczy objawień Pana Jezusa, związanych z Godziną Miłosierdzia; drugie, modlitw, które Chrystus przekazał s. Faustynie, a ona zapisała je w swoim Dzienniczku.
Na temat Godziny Miłosierdzia Jezus mówił niewiele, ale fragmenty Dzienniczka dotyczące tej godziny są bardzo konkretne i nie zostawiają wątpliwości co do woli Jezusa z nią związanej. S. Faustyna zapisała następujące słowa Zbawiciela: „O trzeciej godzinie błagaj mojego miłosierdzia szczególnie dla grzeszników, i choć przez krótki moment zagłębiaj się w mojej męce, szczególnie w moim opuszczeniu w chwili konania. Jest to godzina wielkiego miłosierdzia dla świata całego. Pozwolę ci wniknąć w mój śmiertelny smutek, w tej godzinie nie odmówię duszy niczego, która mnie prosi przez mękę moją….” (Dz. 1320).
W tych kilku słowach, które s. Faustyna usłyszała od Jezusa i zapisała w Dzienniczku widać jaki zamysł miał Chrystus, co do Godziny miłosierdzia. Ma być to godzina piętnasta, czyli godzina Jego śmierci na krzyżu. W tym czasie Jezus polecił św. Faustynie, a przez nią nam wszystkim, byśmy rozważali Jego konanie na krzyżu i obiecał, że nie odmówi niczego, gdy go prosić będziemy przez Jego mękę.
Kolejny zapis z Dzienniczka, dotyczący Godziny Miłosierdzia potwierdza i uzupełnia pierwszy cytat. Brzmi on następująco: „Przypominam ci córko moja, że ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu moim, uwielbiając i wysławiając je, wzywaj jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo w tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej duszy. W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych, w tej godzinie stała się łaska dla świata całego, miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość. Córko moja, staraj się w tej godzinie odprawiać drogę krzyżową, o ile ci na to obowiązki pozwolą, a jeżeli nie możesz odprawić drogi krzyżowej, to przynajmniej wstąp na chwilę do kaplicy i uczcij moje Serce, które jest pełne miłosierdzia w Najświętszym Sakramencie, a jeżeli nie możesz wstąpić do kaplicy, pogrąż się w modlitwie tam, gdzie jesteś, chociaż przez króciutką chwilę. Żądam czci dla miłosierdzia mojego, od wszelkiego stworzenia, ale od ciebie najpierw, bo dałem ci najgłębiej poznać tę tajemnicę” (Dz. 1572).
Obydwa przytoczone fragmenty pokazują w sposób pełny czym jest Godzina miłosierdzia, jakie jest jej znaczenie i jakie łaski Jezus związał z modlitwą w tej właśnie godzinie.
W Dzienniczku, wśród wielu słów Zbawiciela, które wypowiedział do s. Faustyny, znajdujemy też modlitwy. Jedną z najbardziej znanych jest „O krwi i wodo, któraś wytrysnęła z Najświętszego Serca Jezusowego, jako zdrój miłosierdzia dla nas – ufamy tobie” (Dz. 187). Modlitwa ta jest poprzedzona obietnicą Jezusa, który powiedział s. Faustynie, że jeśli będzie tę modlitwę odmawiać za grzesznika, dostąpi on łaski nawrócenia.
Oddzielnym tematem jest też modlitwa za Ojczyznę. Kilka razy s. Faustyna zanotowała szczególne natchnienia i objawienia Boże związane z Polską. Jezus polecił jej, aby modliła się nowenną za swoją Ojczyznę. Nowenna ta miała się składać z Litanii do Wszystkich Świętych (por Dz. 59). Pewnego dnia Siostra zapisała w Dzienniczku osobiste wyznanie: „Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała ile ofiar i modłów za ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna” (Dz. 1038). I w innym miejscu napisała: „Często się modlę za Polskę, ale widzę wielkie zagniewanie Boże na nią, iż jest niewdzięczna. Całą duszę wytężam, aby ją bronić. Nieustannie przypominam Bogu Jego obietnice miłosierdzia. Kiedy widzę Jego zagniewanie, rzucam się z ufnością w przepaść miłosierdzia i w nim zanurzam całą Polskę, a wtenczas nie może użyć swej sprawiedliwości. Ojczyzno moja, ile ty mnie kosztujesz; nie ma dnia, w którym bym się nie modliła za ciebie” (Dz. 1188).
Również Maryja poleciła s. Faustynie by się modliła za Ojczyznę. Siostra tak to opisała: „W dzień Wniebowzięcia Matki Bożej nie byłam na Mszy św., pani doktor nie pozwoliła, ale modliłam się gorąco w celi. Po chwili ujrzałam Matkę Bożą w niewypowiedzianej piękności i rzekła do mnie: córko moja, żądam od ciebie modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy za świat a szczególnie za Ojczyznę swoją. Przez dziewięć dni przyjmij Komunie św. wynagradzającą, łącz się ściśle z Ofiarą Mszy św. Przez te dziewięć dni staniesz przed Bogiem jako ofiara, wszędzie, zawsze, w każdym miejscu i czasie, czy w dzień, czy w nocy, ilekroć się przebudzisz, módl się duchem. Duchem zawsze trwać na modlitwie można” (Dz. 325).
W Dzienniczku znajduje się też szczególny zapis dotyczący naszego kraju. Faustyna zapisała go pod koniec swojego życia: „Gdy się modliłam za Polskę, usłyszałam te słowa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście moje” (Dz. 1732).
W Dzienniczku jest dużo modlitw ułożonych przez s. Faustynę. Do najbardziej znanych należą litania do Hostii Świętej i litania do miłosierdzia Bożego. Także poezja siostry ma charakter modlitewny.
Dzienniczek jest bardzo bogaty w wizje, doświadczenia duchowe i modlitwy. Przedstawione powyżej to tylko przykłady, ukazujące prawdy Boże, przekazane światu przez Jezusa, za pośrednictwem s. Faustyny.
Kolejna nasze spotkanie poświęcone jest objawieniom Maryi, opisanym przez s. Faustynę w Dzienniczku. Święta dostąpiła nadzwyczajnej łaski z nieba, widziała Matkę Jezusa, która objawiała się jej, pouczała, pocieszała i przynosiła Boże orędzie. Najczęściej gdy mówimy o objawieniach, których doświadczała s. Faustynie mamy na myśli wizje Jezusa, których rzeczywiście wiele w życiu otrzymała. Te z pewnością są najważniejsze. Poza tymi objawieniami jednak s. Faustyna doświadczała jeszcze wielu innych łask, m. in. właśnie objawień Maryi.
Oto kilka takich zdarzeń, które Święta zapisała w swoim Dzienniczku: „W nocy odwiedziła mnie Matka Boża z Dzieciątkiem Jezus na ręku. Radość napełniła duszę moją i rzekłam: Maryjo, Matko moja, czy Ty wiesz jak strasznie cierpię? I odpowiedziała mi Matka Boża: wiem ile cierpisz, ale nie lękaj się, Ja współczuję z tobą i zawsze współczuć będę. Uśmiechnęła się serdecznie i znikła. Natychmiast powstała w duszy mojej siła i wielka odwaga” (Dz. 25).
Innym razem, 5 sierpnia 1935r. w święto Matki Bożej Miłosierdzia, Faustyna napisała: „Przygotowałam się do tego święta z większą gorliwością, niżeli w inne lata […]. Wtem ujrzałam Najświętszą Pannę niewymownie piękną, która się zbliżała się do mnie od ołtarza do mojego klęcznika i przytuliła mnie do siebie i rzekła mi te słowa: Jestem wam Matką z niezgłębionego miłosierdzia Boga. Ta dusza mi jest najmilszą, która wiernie wypełnia wolę Bożą. Dała mi zrozumieć, że wiernie wypełniłam wszystkie życzenia Boga i w ten sposób znalazłam łaskę w oczach Jego. Bądź odważna, nie lękaj się złudnych przeszkód, ale wpatruj się w mękę Syna mojego, a tym sposobem zwyciężysz” (Dz. 449).
Natomiast pod datą 29. XI. 1936r. spotykamy taki zapis: „Matka Boża pouczyła mnie, jak się przygotować mam do święta Bożego Narodzenia. Widziałam Ją dziś bez Dzieciątka Jezus, powiedziała mi: córko moja, staraj się o cichość i pokorę, aby Jezus, który ustawicznie mieszka w sercu twoim, mógł wypocząć. Adoruj Go w sercu swoim, nie wychodź z wnętrza swego. Uproszę ci, córko moja, łaskę tego rodzaju życia wewnętrzne, abyś nie opuszczając wnętrza swego, na zewnątrz spełniła wszelkie obowiązki swoje jeszcze z większą dokładnością. Ustawicznie przebywaj z Nim we własnym sercu, On ci będzie mocą, ze stworzeniami utrzymuj o tyle, o ile konieczność i obowiązek twój tego wymaga. Jesteś mieszkaniem miłym Bogu żywemu, w którym On ustawicznie z miłością i upodobaniem przebywa, a żywa obecność Boża, którą odczuwasz w sposób żywszy i wyraźny, utwierdzi cię, córko, moja w tym, co ci powiedziałam. Staraj się do dnia Bożego Narodzenia tak postępować, a później On ci sam da poznać, w jaki sposób przestawać i jednoczyć się z Nim będziesz” (Dz. 785).
Powyższe teksty pokazują, że Maryja przychodziła, by okazać miłość i współczucie swojej umiłowanej córce, oblubienicy swojego Syna. Często nazywała ją swoją córką. Gdy s. Faustyna cierpiała, właśnie wtedy Matka Boża przyszła, by ja pocieszyć. W objawieniach dostrzec można również, że Maryja pouczała Siostrę, pokazywała jej jak ma wypełnić swoje powołanie, czego oczekuje od niej Jezus.
Maryja wspierała s. Faustynę, i chociaż znacznie więcej jest zapisów w Dzienniczku zapisów dotyczących objawień Jezusa, rozmów Faustyny ze Zbawicielem, to jednak łączność Świętej z Matką Bożą jest wyraźnie zaakcentowana. Siostra okazywała też wielka wdzięczność Maryi za wiele łask, których w życiu doświadczyła. Zażyłość z Matką Jezusa ośmielała ją także do próśb, za siebie, o świętość i pomoc w trudnościach życia zakonnego, a także za innych, o potrzebne im łaski.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest tematyce objawień aniołów, jakich doświadczyła s. Faustyna, a których opisy znajdujemy w jej Dzienniczku. Bóg wysyłał Siostrze aniołów w różnych momentach życia, by pomagali jej, wspierali swoją obecnością w trudnych doświadczeniach. Siostra czasem widziała działanie aniołów, czasem z nimi rozmawiała.
W Dzienniczku znajdujemy wiele zapisów dotyczących Anioła Stróża. S. Faustyna widywała go przy sobie, na przykład w podróży. Napisała o tym wydarzeniu w następujący sposób: „Na drugi dzień rano ujrzałam Anioła Stróża, który mi towarzyszył w podróży aż do Warszawy. Kiedy weszłyśmy do furty – znikł […]. Kiedy wsiadłyśmy do pociągu w Warszawie do Krakowa, znowuż ujrzałam swego Anioła Stróża obok siebie, który się modlił kontemplując Boga, a myśl moja szła za nim, a kiedy weszłyśmy do furty klasztornej – znikł” (Dz. 490).
Anioł Stróż prowadził ją też w szczególnej wizji nieba. Napisała: „Kiedy się raz bardzo modliłam do świętych jezuitów, nagle ujrzałam Anioła Stróża, który mnie prowadził przed tron Boży; przechodziłam przez wielkie zastępy świętych, poznałam wiele znajomych, których znałam z ich obrazów. Wiele widziałam jezuitów, którzy się pytali mnie: Z jakiego zgromadzenia ta dusza? Kiedy im odpowiedziałam, spytali się: Kto jest twoim kierownikiem? Odpowiedziałam, że ojciec Andrasz. Kiedy chcieli więcej mówić, mój Anioł Stróż dał znak milczenia i przeszłam przed sam tron Boży. Widziałam jasność wielką i nieprzystępną, widziałam miejsce swego przeznaczenia w bliskości Boga, ale jakim ono jest – nie wiem, bo je zakrywał obłok – ale mój Anioł Stróż powiedział mi: Tu jest tron twój za wierność w spełnianiu woli Bożej” (Dz. 683).
Św. Faustyna miała bardzo wiele nadzwyczajnych doświadczeń duchowych związanych także z aniołami ciemności. Niektóre z nich opisywała w swoim Dzienniczku. Oto przykłady takich spotkań ze złym duchem, w których na pomoc Siostrze przyszedł właśnie jej anioł Stróż: „Koło południa weszłam na chwilę do kaplicy i znowuż moc łaski uderzyła o serce moje. Kiedy trwałam w skupieniu, szatan wziął jedną doniczkę kwiatów i ze złością rzucił na ziemię z całej siły. Widziałam całą jego zaciętość i zazdrość. […] pod wieczór czułam się bardzo wyczerpana i nie mogłam odprawić godziny świętej, i poprosiłam matkę przełożoną o [pozwolenie na] wcześniejsze położenie się na spoczynek. Jak tylko się położyłam, zaraz zasnęłam. Jednak koło godziny jedenastej szatan szarpnął moim łóżkiem; zbudziłam się natychmiast i spokojnie zaczęłam się modlić do swego Anioła Stróża. Wtem ujrzałam dusze czyśćcowe pokutujące: postać ich była jako cień, a pomiędzy nimi widziałam wiele szatanów; jeden starał się mnie dokuczyć, rzucał się w postaci kota na moje łóżko i na stopy, a był tak ciężki, jakoby parę pudów” (Dz. 412).
Aniołowie towarzyszyli także s. Faustynie w doświadczeniach duchowych, które były przeznaczone nie tylko dla niej, ale miała je przekazać innym ludziom, dla ich duchowego dobra. Tak było np. w przypadku wizji czyśćca i piekła, których Święta doświadczyła i opisała, a w których ważne miejsce zajmowały osoby jej towarzyszące, czyli właśnie aniołowie. Pierwsza wizja, opisana na początku Dzienniczka dotyczy czyśćca. Siostra przedstawiła ją w następujący sposób: „Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie? I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję „Gwiazdą Morza”. Ona im przynosi ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać, ale mój Anioł Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego więzienia cierpiącego. – [Usłyszałam głos wewnętrzny], który powiedział: miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe. Od tej chwili ściślej obcuję z duszami cierpiącymi” (Dz. 20).
Druga podobna wizja dotyczy piekła. Tu również towarzyszył siostrze anioła, który okazał się być dla niej nieocenionym wsparciem. „Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki” (Dz. 741).
Na innym miejscu natomiast spotykamy bardzo ciekawą myśl s. Faustyny. Napisała ona iż: „Aniołowie, gdyby zazdrościć mogli, to by nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej – to jest przyjmowania Komunii świętej, a drugiej – to jest cierpienia” (Dz. 1804).
Na koniec naszych rozważań przyjrzyjmy się niezwykłemu wydarzeniu, które spotkało s. Faustynę gdy była chora i nie było możliwości by przyjmowała Komunię świętą. Jezus sam się zatroszczył by przychodzić do niej. „Rano odprawiłam medytację i przygotowałam się do Komunii świętej, choć nie miałam mieć Pana Jezusa. Kiedy pragnienie moje i miłość doszła do najwyższego stopnia – wtem ujrzałam przy łóżku Serafina, który mi podał Komunię świętą, wymawiając te słowa: Oto Pan aniołów. Kiedy przyjęłam Pana, duch mój zatonął w miłości Bożej i w zdumieniu. Powtórzyło się to przez 13 dni, jednak nie miałam tej pewności, czy jutro mi przyniesie, ale zdając się na Boga, ufam Bożej dobroci; ale nie śmiałam nawet pomyśleć, czy jutro będę mieć Komunię świętą w ten sposób. Kiedy raz miałam pewną wątpliwość, która mi się obudziła na niedługo przed Komunią świętą, wtem stanął znów Serafin z Panem Jezusem. Ja jednak zapytałam się Pana Jezusa, a nie mając odpowiedzi, rzekłam do Serafina: Czy byś mnie nie wyspowiadał? – A on mi odpowiedział: Żaden duch na niebie nie ma tej władzy. W tej samej chwili Hostia święta spoczęła na mych wargach” (Dz. 1676-1677).
Takich spotkań z aniołami było o wiele więcej, podane przykłady pokazują, że aniołowie rzeczywiście są bardzo blisko ludzi. Są dla nas darem od Stwórcy, dlatego warto ich prosić o pomoc i wstawiennictwo u Boga.
Obecne spotkanie poświęcone jest nadzwyczajnym spotkaniom s. Faustyny ze świętymi, którzy przebywają w chwale nieba, a którzy z woli Bożej rozmawiali z Siostrą, gdy jeszcze była na ziemi i wypełniała swoją misję Apostołki Bożego miłosierdzia.
W Dzienniczku spotykamy kilka zapisów takich spotkań ze świętymi. Pierwszym, którego należy wymienić jest św. Józef. Był on obecny zazwyczaj w wizjach związanych z narodzeniem Jezusa, towarzyszył Synowi Bożemu i Maryi. Oto przykład takiego objawienia w czasie Pasterki: „Kiedy przyszłam na Pasterkę, zaraz z początkiem Mszy świętej, cała pogrążyłam się w głębokim skupieniu, w którym widziałam szopkę betlejemską napełnioną wielką jasnością. Najświętsza Panna owijała w pieluszki Jezusa, pogrążona w wielkiej miłości, jednak św. Józef jeszcze spał; dopiero kiedy Matka Boża ułożyła Jezusa w żłóbku, wtenczas jasność Boża zbudziła Józefa, który też się modlił. Jednak po chwili zostałam sam na sam z małym Jezusem, który wyciągnął do mnie swe rączęta, a ja zrozumiałam, aby Go wziąć na ręce swoje. Jezus przytulił swą główkę do serca mojego, a głębokim swym spojrzeniem dał mi poznać, że dobrze mu przy sercu moim. W tej chwili znikł mi Jezus, a dzwonek był do Komunii świętej; dusza moja omdlewała z radości” (Dz. 1442). Zdarzyło się też, że św. Józef chciał by s. Faustyna poleciła się jego opiece, modliła się za jego wstawiennictwem. I sama siostra przyznała w Dzienniczku, że czuła odtąd jego szczególną pomoc i wstawiennictwo (por. Dz. 1203).
Znajdujemy też w Dzienniczku zapisy, gdzie s. Faustyna mówiła o swojej szczególnej czci wobec świętych. Zwłaszcza w dni ich liturgicznych wspomnień. Wtedy też zdarzało się, że ci właśnie święci przychodzili, by rozmawiać z Siostrą. Takie wydarzenie miało miejsce np. 30 lipca 1935r. W Dzienniczku czytamy: „Dzień św. Ignacego. Modliłam się gorąco do tego Świętego, robiąc mu wyrzuty, jak może patrzeć na mnie, a nie przyjść mi z pomocą w tak ważnych sprawach, to jest w spełnieniu woli Bożej. Mówiłam do tego Świętego: Ty, Patronie nasz, któryś był zapalony żarem miłości i gorliwości o większą chwałę Bożą, proszę cię pokornie, dopomóż mi w spełnieniu zamiarów Bożych. Było to w czasie Mszy świętej. – Wtem ujrzałam, po lewej stronie ołtarza św. Ignacego z dużą księgą w ręku, który mi rzekł te słowa: Córko moja, nie jestem obojętny na sprawę twoją, reguła ta da się zastosować i w tym Zgromadzeniu. Wskazując ręką na księgę, znikł. Ucieszyłam się niezmiernie tym, jak bardzo święci o nas myślą i jak ścisła łączność jest z nimi. O dobroci Boża, jak piękny jest świat wewnętrzny, że już tu na ziemi obcujemy ze świętymi. Cały dzień odczuwałam bliskość tego drogiego mi Patrona” (Dz. 448).
Powyższy opis pokazuje wstawiennictwo świętych, którym nie są obojętne nasze życie i dążenie do świętości.
Oddzielnym zagadnieniem są też spotkania s. Faustyny ze świętymi dziewicami np. pod datą 22 sierpnia 1937 r. znajdujemy opis spotkania ze święta Barbarą. S. Faustyna tak pisała: „Dziś rano przyszła do mnie dziewica – św. Barbara i poleciła mi, abym przez dziewięć dni ofiarowała Komunię świętą za kraj swój. – A tym uśmierzysz zagniewanie Boże. Dziewica ta miała koronę z gwiazd i miecz w ręku, jasność korony była ta sama co i miecza, suknię miała białą, włosy rozpuszczone, była tak piękna, że gdybym nie znała Najświętszej Panny, myślałabym, że to Ona. Teraz rozumiem, że odrębną pięknością odznaczają się wszystkie dziewice, odrębna piękność z nich bije” (Dz. 1251).
Inna młodziutka święta, z którą spotkania doświadczyła s. Faustyna będąc jeszcze w nowicjacie, to św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Było to we śnie. Bóg może działać również w ten sposób. W Biblii znajdujemy takie wydarzenia, gdy Bóg wysyłał swoich posłańców do wybranych osób w czasie snu. Św. Tereska przyszła do młodej nowicjuszki w chwilach, gdy ta przeżywała trudne doświadczenia duchowe, zapewne by ją wesprzeć i umocnić na dalsze jej życie i niełatwą misję. S. Faustyna tak opisuje swój sen: „Pragnę zapisać jeden sen, który miałam o św. Teresie od Dzieciątka Jezus. Jeszcze byłam nowicjuszką i miałam pewne trudności, w których nie mogłam sobie poradzić. Trudności te były wewnętrzne i połączone z trudnościami zewnętrznymi. Wiele nowenn odprawiłam do różnych świętych, jednak sytuacja stawała się coraz cięższa. Cierpienia moje z tego powodu były tak wielkie, że już nie wiedziałam, jak dalej żyć; ale nagle przyszła mi myśl, żebym się modliła do św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Zaczęłam nowennę do tej świętej, ponieważ przed wstąpieniem miałam do niej wielkie nabożeństwo. Teraz trochę się w nim opuściłam, ale w tej potrzebie znowu z całą gorliwością zaczęłam się modlić. W piątym dniu nowenny śni mi się św. Teresa, ale jako by była jeszcze na ziemi. Ukryła przede mną świadomość, że jest świętą i zaczęła mnie pocieszać, żebym się tak nie smuciła z powodu tej sprawy, ale więcej ufała Bogu. Mówi mi, że: i ja cierpiałam bardzo wiele. A ja nie bardzo dowierzałam jej, że ona dużo cierpiała, i mówiłam jej, że: mnie się zdaje, że ty nic nie cierpisz. Jednak Teresa św. odpowiedziała mi, przekonując, że wiele cierpiała, i powiedziała mi: siostro, niech siostra wie, że na trzeci dzień siostra tę sprawę załatwi jak najpomyślniej. Kiedy ja nie bardzo chciałam jej wierzyć, wtem ona daje mi się poznać, że jest święta. W tej chwili duszę moją napełniła radość i mówię do niej: tyś jest święta. A ona mi powiada, że: tak, jestem święta i ufaj, że sprawę tę załatwisz na trzeci dzień. I powiedziałam do niej: Tereniu święta, powiedz mi, czy będę w niebie? Odpowiedziała mi, że: będzie siostra w niebie. A czy będę święta? Odpowiedziała mi, że: będzie siostra święta. Ale, Tereniu, czy ja będę tak święta, jak Ty, na ołtarzach? A ona mi odpowiedziała: Tak, będziesz święta jak i ja, ale musisz ufać Panu Jezusowi. I zapytałam się jej, czy ojciec i matka będą w niebie, czy […] Odpowiedziała mi: będą. I zapytałam dalej: a czy siostry i bracia moi będą w niebie? Odpowiedziała mi, żebym się modliła za nich bardzo, a nie dała mi pewnej odpowiedzi. Zrozumiałam, że potrzebują dużo modlitwy. To jest sen i jak to mówi przysłowie: sen mara, a Bóg wiara, ale jednak na trzeci dzień załatwiłam tę trudną sprawę, jako mi powiedziała, z tak wielką łatwością. Jak mi powiedziała, dosłownie się spełniło wszystko co do tej sprawy. To jest sen, ale on miał swoje znaczenie” (Dz. 150).
Powyższe przykłady pokazują wielką zażyłość s. Faustyny ze świętymi, często prosiła o ich wstawiennictwo, gdy przeżywała trudności, gdy stawała w obliczu ważnych wydarzeń w swoim życiu, gdy zaczynała rekolekcje powierzała ten czas wybranym patronom. Dziś ona sama jest dla nas patronką, którą warto prosić o wstawiennictwo przed Bogiem miłosiernym i opiekę w codziennych sprawach swego życia.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest powstawaniu Dzienniczka s. Faustyny. Dzieło to znane dziś w Kościele i tłumaczone na wiele języków świata powstawało w sposób bardzo zwyczajny. S. Faustyna doświadczyła niezwykłych przeżyć duchowych takich jak objawienia Jezusa, Matki Bożej, innych wizji i stanów duchowych, potrzebowała zatem dłuższych rozmów podczas spowiedzi. Ponadto Jezus przekazywał jej rozmaite polecenia, również dla księdza Sopoćki, o których siostra musiała opowiedzieć. Ponieważ ks. Sopoćko miał wiele zajęć związanych ze swoją pracą duszpasterską, naukową, nie miał czasu, by długo spowiadać s. Faustynę. Przedłużające się spowiedzi były też powodem zainteresowania innych sióstr czekających na swoją kolej do spowiedzi. Biorąc to wszystko pod uwagę ks. Michał nakazał, by s. Faustyna spisywała swoje przeżycia duchowe, a on je będzie co jakiś czas czytał. Tak zaczął powstawać Dzienniczek. Nie był on zatem przeznaczony do publicznej wiadomości ale tylko dla spowiednika.
O początkach Dzienniczka ks. Michał pisał tak: „Zwierzenia się jej na spowiedzi, z przeżyć wewnętrznych, zajmowały wiele czasu, co zaczęło zwracać uwagę innych penitentek. Dlatego poleciłem by raczej zapisywała i dawała mi do przeczytania” i na innym miejscu pisał: „nie miałem czasu wysłuchiwać jej długich zwierzeń w konfesjonale, poleciłem jej spisać je w zeszycie i podawać mi je od czasu do czasu do przejrzenia, stąd powstał Dzienniczek” (z zapisków ks. Michała Sopoćko żródło)
Święta nie była zachwycona faktem, że musi spisywać swoje przeżycia duchowe, było to dla niej bardzo trudne, ale była posłuszna poleceniom spowiednika i spisywała słowa Jezusa, swoje doświadczenia i spostrzeżenia. W Dzienniczku znajdujmy zapis wydarzeń związanych z jego powstawaniem: „Mam spisać zetknięcie się duszy mojej z Tobą, o Boże, w chwilach szczególnych nawiedzeń Twoich. Mam pisać o Tobie, o niepojęty w miłosierdziu ku biednej duszy mojej. Wola Twoja święta jest życiem duszy mojej. Mam ten nakaz przez tego, który mi Ciebie, Boże, tu na ziemi zastępuje, który mi tłumaczy wolę Twoją świętą: Jezu, widzisz, jak mi jest trudno pisać, jak nie umiem tego jasno napisać, co w duszy przeżywam. O Boże, czyż może napisać pióro to, o czym nieraz słów nie ma. Ale każesz pisać o Boże, to wystarcza” (Dz. 6).
Była jeszcze inna przeszkoda w powstawaniu Dzienniczka. Kiedy wiosną 1934r. ks. Sopoćko wyjechał do Ziemi Świętej, Siostra spaliła swoje zapiski. Powodem była wizja anioła, który kazał jej spalić to co napisał, gdy to uczyniła, anioł zniknął z szyderczym uśmiechem. Zrozumiała, że był to anioł ciemności. Gdy ks. Sopoćko wrócił z ziemi Świętej, kazał siostrze odtworzyć tekst. Pisała zatem jeszcze raz to co spaliła a jednocześnie pisała na bieżąco to co przeżywała. Obydwie relacje przeplatają się.
Ks. Sopoćko czytał zapiski siostry, analizował je, modlił się i zastanawiał. Doszedł do wniosku, że to co pisała ta prosta zakonnica ma wartość teologiczną, a ona same nie mając wykształcenia teologicznego nie mogła tego wymyśleć, musiała zatem otrzymać to jako dar od Boga. Przeżycia opisane w Dzienniczku współgrały z życiem tej pobożnej, pokornej i kochającej Jezusa siostry zakonnej, co było dodatkowym powodem, by uwierzyć w prawdziwość jej objawień i we wszystko co zawiera Dzienniczek.
Wartość duchowa Dzienniczka trudno przecenić. Są tam opisane nie tylko wizje Jezusa, Jego pouczenia, słowa skierowane do s. Faustyny i całego Kościoła, ale także przemyślenia siostry, jej przeżycia, doświadczenia i niezwykły sposób przeżywania relacji z Jezusem.
Powstanie Dzienniczka było wyraźnym znakiem woli Bożej. Jezus chciał, by s. Faustyna pisała Dzienniczek. W pewnym miejscu tych zapisków Siostra cytuje słowa Chrystusa: „Żądam, abyś wszystkie wolne chwile poświęcała na pisanie o mojej dobroci i miłosierdziu; jest to twój urząd i twoje zadanie w całym twym życiu, abyś dawała duszom poznać moje wielkie miłosierdzie, jakie mam dla nich, i zachęcała je do ufności w przepaść mojego miłosierdzia” (Dz. 1567).
Dzienniczek jest zatem swego rodzaju klejnotem duchowym w całym dziele miłosierdzia Bożego, bez którego trudniejszy byłby jego rozwój. Zawarte w nim treści dotyczące prawd o Bogu w Trójcy Jedynym, modlitwy podyktowane przez Jezusa, jego żądania dotyczące poszczególnych form kultu, są podstawą kultu miłosierdzia Bożego.
Znaczenie Dzienniczka podkreśla też fakt, iż tłumaczony jest on na bardzo wiele języków na świecie. Dzięki czemu Boże miłosierdzie rozlewa się na świat, co jest wyraźnym narzędziem działania Bożego.
Niech zatem Dzienniczek stanie się i dla nas ważną lekturą duchową, przyczyniająca się do rozwoju naszej relacji z Jezusem.
Na dzisiejszym spotkaniu zajmiemy się tematem ufności do Boga, ufności w Jego miłosierdzie. Św. Faustyna pisała o ufności bardzo dużo. Jest wiele miejsc w jej Dzienniczku, gdzie zapisała słowa Jezus na ten temat. Tym właśnie fragmentom będziemy się dzisiaj przyglądać.
Pierwszy pokazuje, jak wielką siłę ma ufność: „W pewnej chwili powiedział mi Pan: Córko moja, ufność i miłość twoja krępują sprawiedliwość moją i nie mogę karać, bo mi przeszkadzasz. O, jak wielką ma siłę dusza pełna ufności” (Dz.198).
Jezus pouczał Siostrę, co powinna robić, by się Jemu podobać i wzrastać duchowo. „W pewnej chwili powiedział mi Pan: Postępuj jak żebrak, który nie wymawia się, jak dostanie większą jałmużnę, ale raczej dziękuje serdeczniej; i ty, jeżeli ci udzielam większych łask, to nie wymawiaj się, żeś niegodna ich. Ja wiem o tym, ale raczej ciesz się i raduj, i bierz tyle skarbów z serca mojego, ile udźwignąć możesz, bo wtenczas lepiej mi się podobasz. I jeszcze ci coś powiem – nie tylko bierz te łaski dla siebie, ale i dla bliźnich, to jest zachęcaj dusze, z którymi się stykasz, do ufności w nieskończone miłosierdzie moje. O, jak bardzo kocham dusze, które mi zupełnie zaufały – wszystko im uczynię” (Dz. 294).
Jezus żalił się też s. Faustynie na tych ludzi, którzy pomimo tak wielu łask ciągle mu nie dowierzają. Powiedział: „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego. O, jak bardzo mnie rani niedowierzanie duszy. Taka dusza wyznaje, że jestem święty i sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem miłosierdziem, nie dowierza dobroci mojej. I szatani wielbią sprawiedliwość moją, ale nie wierzą w dobroć moją” (Dz. 300).
W pewnym miejscu Dzienniczka znajdujemy zapis z czasu, gdy s. Faustyna zastanawiała się nad nowym zgromadzeniem. W tym kontekście Jezus powiedział jej, że wszystkie potrzeby będą zaspokojone o tyle o ile siostry będą ufały w Boże miłosierdzie.
„Wtem usłyszałam w duszy te słowa: Córko moja, zapewniam ci stały dochód, z którego żyć będziesz. Twoim obowiązkiem jest zupełna ufność w dobroć moją, a moim obowiązkiem jest dać ci wszystko, czego potrzebujesz. Czynię się sam zależny od twojej ufności; jeżeli ufność twoja będzie wielka, to hojność moja nie będzie znać miary” (Dz. 548).
Podobny zapis, choć tym razem dotyczący samej s. Faustyny, jej życia, spotykamy w innym miejscu Dzienniczka. „Po Komunii świętej usłyszałam te słowa: Widzisz, czym jesteś sama z siebie, ale nie przerażaj się tym. Gdybym ci odsłonił całą nędzę, jaką jesteś, umarłabyś z przerażenia. Jednak wiedz o tym, czym jesteś. Dlatego, że tak wielką nędzą jesteś, odsłoniłem ci całe morze miłosierdzia mojego. Takich dusz jak twoja szukam i pragnę, ale mało ich jest; twoja wielka ufność ku mnie zniewala mnie do ustawicznego udzielania ci łask. Masz wielkie i niepojęte prawa do mojego serca, boś córką pełnej ufności. Nie zniosłabyś ogromu miłości mojej, jaką mam ku tobie, gdybym ci tu na ziemi odsłonił w całej pełni; często uchylam rąbka zasłony dla ciebie, ale wiedz, że to jest tylko wyjątkową łaską moją. Miłość i miłosierdzie moje nie zna granic” (Dz. 718).
Słowa te dotyczą również nas. Nasza ufność sprawia, że Jezus udziela nam większych łask. Widać to w innym fragmencie Dzienniczka gdy Jezus nakazuje s. Faustynie co ma przekazać światu.
„Kiedy poszłam na adorację – usłyszałam te słowa.[…] Powiedz, córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym. Kiedy dusza zbliża się do mnie z ufnością, napełniam ją takim ogromem łaski, że sama w sobie tej łaski pomieścić nie może, ale promieniuje na inne dusze” (Dz. 1074).
Jednym z zadań jakie miała s. Faustyna, było zachęcanie ludzi do ufności w dobroć Boga. Ufność z pewnością jest nieodłącznym elementem kultu Bożego Miłosierdzia. Tak wynika z wielu zapisków św. Faustyny. Kilka z nich już znamy, kolejny znów dotyczy misji jaką Siostra miała do przekazania światu.
„Kiedy wybiła dwunasta godzina, dusza moja pogrążyła się w głębszym skupieniu i usłyszałam głos w duszy: Nie bój się, dziecię moje, nie jesteś sama; walcz śmiało, bo wspiera cię ramię moje, walcz o dusz zbawienie, zachęcając je do ufności w moje miłosierdzie, bo to twoje zadanie w tym i przyszłym życiu. Po tych słowach przyszły mi głębsze zrozumienia miłosierdzia Bożego. Dusza będzie potępiona tylko ta, która sama chce, bo Bóg nikogo nie potępia” (Dz. 1452).
Godnym uwagi jest także fakt, iż Jezus często mówił s. Faustynie, że do Jego miłosierdzia mają prawo wszyscy ludzie, zarówno ci, których obciąża jarzmo grzechu, jak i ci którzy postępują w dobrym.
„Dziś powiedział mi Pan: Otworzyłem swe serce jako żywe źródło miłosierdzia, niech z niego czerpią wszystkie dusze życie, niech się zbliżą do tego morza miłosierdzia z wielką ufnością. Grzesznicy dostąpią usprawiedliwienia, a sprawiedliwi w dobrym utwierdzenia. Kto pokładał ufność w miłosierdziu moim, napełnię duszę jego w godzinę śmierci swym Bożym pokojem” (Dz. 1520).
Ostatni już dziś fragment nt. ufności pochodzi z końcowych kart Dzienniczka. Może być trochę zaskoczeniem dla nas, jakie pragnienie co do nas ma Jezus. Co sprawia mu radość, a co zasmuca Jego serce. Posłuchajmy zatem uważnie tego fragmentu i potraktujmy jako Bożą receptę na swoje życie. Wszystko bowiem, co pisała św. Faustyna w Dzienniczku zapisała dla dobra Kościoła i świata, czyli dla naszego dobra, taki był bowiem zamysł Boży, co do tych zapisków.
„Dusze dążące do doskonałości niech szczególnie uwielbiają moje miłosierdzie, bo hojność łask, które im udzielam, płynie z miłosierdzia mojego. Pragnę, aby te dusze odznaczały się bezgraniczną ufnością w moje miłosierdzie. Uświęceniem takich dusz Ja sam się zajmuję, dostarczę im wszystkiego, czegokolwiek będzie potrzeba dla ich świętości. Łaski z mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest – ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma. Wielką mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask. Cieszę się, że żądają wiele, bo moim pragnieniem jest dawać wiele, i to bardzo wiele. Smucę się natomiast, jeżeli dusze żądają mało, zacieśniają swe serca” (Dz. 1578).
Dzisiejsze spotkanie również poświęcone jest tematyce ufności w miłosierdzie Boże. Ostatnio mówiliśmy o tych fragmentach z Dzienniczka, gdzie Jezus pouczał s. Faustynę o potrzebie i znaczeniu ufności w Jego miłość i miłosierdzie. Dzisiaj posłuchamy tego, co sama s. Faustyna pisała na temat.
Na początku słowa modlitwy osobistej, które Święta przelała na papier, a w których widać jej ufność w miłosierdzie Boga. „Jezu, Prawdo wiekuista, wzmocnij me siły słabe. Ty, Panie, wszystko możesz. Wiem, że niczym są wysiłki moje bez Ciebie. O Jezu, nie kryj się przede mną, bo ja żyć nie mogę bez Ciebie. Usłysz wołanie duszy mojej; nie wyczerpało się, Panie, miłosierdzie Twoje, a więc ulituj się nad nędzą moją. Miłosierdzie Twoje przechodzi umysł aniołów i ludzi razem, i chociaż mi się zdaje, że mnie nie słyszysz, jednak ufność moją położyłam w morzu miłosierdzia Twego i wiem, że nie będzie zawiedziona nadzieja moja” (Dz. 69).
I na innym miejscu: „Kiedy tak strasznie byłam ściśniona tymi cierpieniami, weszłam do kaplicy i powiedziałam z głębi duszy te słowa: Czyń ze mną, o Jezu, co Ci się podoba. Ja Ciebie wszędzie uwielbiać będę. I niech się stanie wszystka wola Twoja we mnie, o Panie i Boże mój, a ja wysławiać będę nieskończone miłosierdzie Twoje. Przez ten akt poddania ustąpiły te straszne udręki. Wtem ujrzałam Jezusa, który mi rzekł: Ja zawsze jestem w sercu twoim. Niepojęta radość przeniknęła duszę moją i [napełniła] wielką miłością Bożą, którą zapaliło się biedne serce moje. Widzę, że Bóg nigdy nie dopuści ponad to, co możemy znieść. O, nie lękam się niczego, jeżeli zsyła na duszę udręczenia wielkie, to jeszcze większą wspiera łaską, chociaż jej wcale nie spostrzegamy. Jeden akt ufności w takich chwilach oddaje Bogu więcej chwały niż wiele godzin przepędzonych na pociechach w modlitwie. Widzę teraz, że jak Bóg chce duszę trzymać w ciemności, to nie oświeci jej ani żadna książka, ani spowiednik” (Dz.78)
Powyższy, obszerny fragment pokazuje nam jak wielkie znaczenie przed Bogiem ma ufność w chwilach trudnych, gdy po ludzku bardzo trudno jest zawierzyć Bożej dobroci.
Na potwierdzenie tej myśli znajdujemy jeszcze inne słowa, które Siostra zapisała: „Jezus kocha dusze ukryte. Kwiat ukryty najwięcej zawiera w sobie woni. Starać się o zacisze dla Serca Jezusowego we własnym wnętrzu. W chwilach ciężkich i bolesnych nucę Ci, o Stwórco, hymn ufności, bo bezdenna jest przepaść ufności mojej ku Tobie, ku Twemu miłosierdziu” (Dz. 275).
Swoją wielką ufnością św. Faustyna dzieliła się z innymi. W zapiskach, o których przecież nie wiedziała do kogo trafią, zachęcała do ufności. Napisała: „Boże w Trójcy Świętej Jedyny. Pragnę Cię tak kochać, jak jeszcze Cię żadna dusza ludzka nie kochała, a chociaż jestem dziwnie nędzna i maleńka, to jednak kotwicę ufności swojej zapuściłam tak głęboko w przepaść miłosierdzia Twojego, Boże i Stwórco mój. Pomimo wielkiej nędzy mojej nie lękam się niczego, ale mam nadzieję śpiewać pieśń chwały wiecznie. Niech żadna dusza nie wątpi, chociażby była najnędzniejsza, póki żyje, każda może się stać wielką świętą, bo wielka jest moc łaski Bożej. Od nas zależy tylko nie stawiać oporu działaniu Bożemu” (Dz. 283).
I w innym miejscu Dzienniczka: „Cała nicość moja tonie w morzu miłosierdzia Twego; z ufnością dziecka rzucam się w objęcia Twoje, Ojcze miłosierdzia, by Ci wynagrodzić za niedowierzanie tylu dusz, które lękają się Tobie zaufać. O, jak mała liczba dusz prawdziwie Cię zna. O, jak gorąco pragnę, aby święto Miłosierdzia było znane duszom. Koroną dzieł Twoich jest miłosierdzie, wszystko zaopatrujesz z uczuciem najczulszej matki” (Dz. 505).
W pewnym dniu św. Faustyna zapisała wydarzenie które ją spotkało, a było ono związane z ufnością jaką pokładała w Jezusie, w Jego dobroci, w tym, że On, który jest Bogiem interesuje się jej życiem, a zatem także życiem każdego człowieka.
„W dniu tym, kiedy się tak źle czułam, i poszłam do pracy, jednak co chwila robi mi się niedobrze, a upał był tak wielki, że się [i] bez pracy człowiek czuł niemożliwie na tym upale, a cóż powiedzieć, jak się pracuje i jest się cierpiącym. Toteż przed południem podniosłam się od pracy i spojrzałam w niebo z wielką ufnością, i rzekłam do Pana: Jezu, zasłoń słońce, bo już nie mogę dłużej wytrzymać tego upału. I dziwna rzecz, w jednym momencie biały obłoczek zasłonił słońce i od tej pory już nie było tak wielkich upałów. Kiedy zaczęłam po chwili robić sobie wyrzuty, że nie zniosłam tego upału, ale prosiłam o ulgę, Jezus mnie w tym uspokoił sam” (Dz.701).
Kolejne fragmenty mówiące o ufności w pewnej mierze związane są z patrzeniem s. Faustyny w życie wieczne, powiedzieć można z jej planami związanymi z tym życiem. Posłuchajmy:
„Jezu, stęskniony jest duch mój i bardzo pragnę się połączyć z Tobą, ale wstrzymują mnie dzieła Twoje […].Wiem, że jestem pod szczególniejszym spojrzeniem Twoim, o Panie. Nie badam trwożliwie planów Twoich względem mnie. Moją jest rzeczą przyjmować wszystko z Twojej ręki, nie lękam się niczego, chociaż burza szaleje i straszne gromy uderzają wokoło mnie, a czuję się wtenczas sama jedna, jednak serce moje czuje Ciebie, a ufność moja potęguje się i widzę całą wszechmoc Twoją, która mnie utrzymuje. Z Tobą, Jezu, idę przez życie, wśród tęcz i burz, z radości okrzykiem, nucąc pieśń miłosierdzia Twego. Nie umilknę w swym śpiewie miłości, aż podchwyci ją anielski chór. Nie ma żadnej mocy, która by mnie powstrzymała w pędzie do Boga. Widzę, że nie zawsze nawet przełożeni rozumieją drogę, którą mnie Bóg prowadzi, i nie dziwię się temu” (Dz. 761).
I nieco dalej: „O Jezu mój, chociaż pójdę do Ciebie i napełnisz mnie sobą, [i] to będzie pełnia szczęścia mojego – jednak nie zapomnę o ludzkości; pragnę uchylić zasłony nieba, aby o miłosierdziu Bożym nie wątpiła ziemia. Odpocznienie moje jest w głoszeniu miłosierdzia Twego. Największą chwałę oddaje dusza Stwórcy swemu, kiedy z ufnością zwraca się do miłosierdzia Bożego” (Dz. 930).
Słowa te są jakby częścią testamentu s. Faustyny, w którym ufność ma swoje szczególne miejsce.
Na dzisiejszym spotkaniu przyjrzymy się temu co s. Faustyna pisała w swoi Dzienniczku na temat modlitwy. Z pewnością nie sposób przedstawić wszystkiego, co o niej napisała. Jej Dzienniczek pełen jest doświadczeń i przemyśleń na ten temat. Na tym spotkaniu zajmiemy się wybranymi urywkami, w których s. Faustyna pisała o różnorodnych doświadczeniach na modlitwie. Przeżywała zarówno oschłości jak i wielkie uniesienia mistyczne. Podkreślała, że ważna jest wytrwałość na modlitwie, a włożony trud jest bardziej Bogu miły niż doznane pociechy. Posłuchajmy zatem cytatów z Dzienniczka gdzie przywoływane są słowa Jezusa nt. modlitwy.
„11 X 1933 roku – czwartek. Starałam się odprawić godzinę świętą, ale zaczęłam ją z wielkim trudem. Jakaś tęsknota zaczęła szarpać moim sercem. Umysł mój został przyćmiony tak, że nie mogłam pojąć prostych form modlitwy. I tak przeszła mi jedna godzina modlitwy, a raczej walki. Postanowiłam drugą godzinę się modlić, ale cierpienia wewnętrzne się zwiększyły. Wielka oschłość i zniechęcenie. Postanowiłam trzecią godzinę się modlić. W tej trzeciej godzinie modlitwy, którą postanowiłam odprawić klęcząc bez żadnego oparcia, ciało moje zaczęło się dopominać wytchnienia. Jednak w niczym nie sfolgowałam. Rozkrzyżowałam ręce i chociaż słów nie mówiłam, jednak aktem woli trwałam. Po chwili zdjęłam pierścionek z palca i prosiłam, ażeby Jezus spojrzał na ten pierścionek, który jest znakiem naszego wiecznego złączenia, i ofiarowałam Panu Jezusowi te uczucia, jakie miałam w dzień ślubów wieczystych. Po chwili czuję, że serce moje zaczyna ogarniać fala miłości. Nagłe skupienie ducha, zmysły cichną, obecność Boża przenika duszę. Wiem tylko to, że jest Jezus i ja. Ujrzałam Go w takiej postaci, jakiego widziałam w pierwszej chwili po ślubach wieczystych, kiedy odprawiałam także godzinę świętą. Stanął nagle Jezus przede mną, obnażony z szat, okryty ranami na całym ciele, oczy tonęły we krwi i łzach, twarz cała zeszpecona, pokryta plwocinami. Wtem mi powiedział Pan: Oblubienica musi być podobna do Oblubieńca swego. Zrozumiałam te słowa do głębi. Tu nie ma miejsca na jakieś wątpliwości. Podobieństwo moje do Jezusa ma być przez cierpienie i pokorę. Patrz, co zrobiła ze mną miłość dusz ludzkich. Córko moja, w twoim sercu znajduję wszystko, czego mi odmawia tak wielka liczba dusz, serce twoje jest mi odpocznieniem. Często zachowuję wielkie łaski pod koniec modlitwy” (Dz. 268).
Kolejny opis jest późniejszy, ale podobny do wyżej przeczytanego. Trudności w modlitwie, nie były obce s. Faustynie do końca życia. Pozostała jednak wytrwała, a Jezus sam ją pocieszał i utwierdzał w dobrych postanowieniach.
„Czwartek. Dziś, chociaż jestem tak bardzo zmęczona, jednak postanowiłam sobie, że odprawię godzinę świętą. Modlić się nie mogłam, klęczeć także nie mogłam, ale trwałam na modlitwie całą godzinę i łączyłam się w duchu z tymi duszami, które już w sposób doskonały wielbią Boga. Jednak pod koniec godziny nagle ujrzałam Jezusa, który głęboko i z niewypowiedzianą słodyczą spojrzał się na mnie i rzekł: Niezmiernie mi jest miła twoja modlitwa. Po tych słowach, wstąpiła w duszę moją dziwna siła i radość duchowa, obecność Boża przenika mą duszę na wskroś. O, co się dzieje z duszą, która się spotka oko w oko z Panem, tego żadne pióro nie wyraziło ani nie wyrazi nigdy…” (Dz. 691).
Jezus czeto mówił s. Faustynie na temat modlitwy, zazwyczaj były to niedługie pouczenia. Fragment, którego teraz wysłuchamy jest zadziwiająco długi.
„Wiedz, córko moja, że serce moje jest miłosierdziem samym. Z tego morza miłosierdzia rozlewają się łaski na świat cały. Żadna dusza, która się do mnie zbliżyła, nie odeszła bez pociech. Wszelka nędza tonie w moim miłosierdziu, a wszelka łaska tryska z tego źródła: zbawcza i uświęcająca. Córko moja, pragnę, aby serce twoje było siedliskiem miłosierdzia mojego. Pragnę, aby to miłosierdzie rozlało się na świat cały przez serce twoje. Ktokolwiek się zbliży do ciebie, niech nie odejdzie bez tej ufności w miłosierdzie moje, której tak bardzo pragnę dla dusz. Módl się, ile możesz, za konających, wypraszaj im ufność w moje miłosierdzie, bo oni najwięcej potrzebują ufności, a najmniej jej mają. Wiedz o tym, że łaska wiecznego zbawienia niektórych dusz w ostatniej chwili zawisła od twojej modlitwy. Ty znasz całą przepaść mojego miłosierdzia, więc czerp z niego dla siebie, a szczególnie dla biednych grzeszników. Prędzej niebo i ziemia obróciłyby się w nicość, aniżeliby duszę ufającą nie ogarnęło miłosierdzie moje” (Dz. 1777).
Na innym miejscu czytamy opis wyjątkowego zdarzenia które miało miejsce po modlitwie wynagradzającej. Siostra napisała: „Jezus dał mi poznać, jak mu jest miła modlitwa wynagradzająca. Mówi mi: Modlitwa duszy pokornej i miłującej rozbraja zagniewanie Ojca mojego i ściąga błogosławieństw morze. Po skończonej adoracji, w połowie drogi do celi obstąpiło mnie mnóstwo psów czarnych, wielkich, skacząc i wyjąc, chcąc mnie poszarpać w kawałki. Spostrzegłam, że nie są to psy, ale szatani. Jeden z nich przemówił ze złością: Za to, żeś nam odebrała tej nocy tyle dusz, to my cię poszarpiemy w kawałki. Odpowiedziałam, że jeżeli taka jest wola Boga najmiłosierniejszego, to szarpcie mnie w kawałki, bo na to słusznie zasłużyłam, bo jestem najnędzniejsza z grzeszników, a Bóg jest zawsze święty, sprawiedliwy i nieskończenie miłosierny. Na te słowa odpowiedzieli wszyscy razem szatani: Uciekajmy, bo nie jest sama, ale jest z nią Wszechmocny. I znikły jako pył, jako szum z drogi, a ja spokojnie, kończąc Te Deum, szłam do celi rozważając nieskończone i niezgłębione miłosierdzie Boże” (Dz. 320).
Przedstawione tu urywki to tylko cząstka tej wielkiej modlitewnej przygody jaka była udziałem s. Faustyny. to co można zauważyć w tych fragmentach to wielka rola ufności i wytrwałości w czasie modlitwy. Ważna jest także intencja modlitwy, ze względu na miłość Boga i bliźniego. W Bożych oczach uznanie znajduje modlitwa wytrwała, oparta na woli, nie zaś odczuciach modlącego się człowieka, jego lepszym czy gorszym samopoczuciu.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest tematyce miłości bliźniego. S. Faustyna dużo o tym pisała. Nasze rozważania rozpoczniemy od przytoczenie słów Jezusa na temat miłości bliźniego, które święta zapisała w Dzienniczku.
„W pewnej chwili powiedział mi Pan: Postępuj jak żebrak, który nie wymawia się, jak dostanie większą jałmużnę, ale raczej dziękuje serdeczniej; i ty, jeżeli ci udzielam większych łask, to nie wymawiaj się, żeś niegodna ich. Ja wiem o tym, ale raczej ciesz się i raduj, i bierz tyle skarbów z serca mojego, ile udźwignąć możesz, bo wtenczas lepiej mi się podobasz. I jeszcze ci coś powiem – nie tylko bierz te łaski dla siebie, ale i dla bliźnich, to jest zachęcaj dusze, z którymi się stykasz, do ufności w nieskończone miłosierdzie moje. O, jak bardzo kocham dusze, które mi zupełnie zaufały – wszystko im uczynię” (Dz. 294).
I nieco dalej Jezus bardzo konkretnie pouczył s. Faustynę jak ma wyglądać miłość bliźniego. Te słowa Jezusa odnieśmy także do naszego życia.
„Córko moja, jeżeli przez ciebie żądam od ludzi czci dla mojego miłosierdzia, to ty powinnaś się pierwsza odznaczać tą ufnością w miłosierdzie moje. Żądam od ciebie uczynków miłosierdzia, które mają wypływać z miłości ku mnie. Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić. Podaję ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy – czyn, drugi – słowo, trzeci – modlitwa; w tych trzech stopniach zawiera się pełnia miłosierdzia i jest niezbitym dowodem miłości ku mnie. W ten sposób dusza wysławia i oddaje cześć miłosierdziu mojemu. Tak, pierwsza niedziela po Wielkanocy jest świętem Miłosierdzia, ale musi być i czyn; i żądam czci dla mojego miłosierdzia przez obchodzenie uroczyście tego święta i przez cześć tego obrazu, który jest namalowany. Przez obraz ten udzielę wiele łask duszom, on ma przypominać żądania mojego miłosierdzia, bo nawet wiara najsilniejsza, nic nie pomoże bez uczynków. O Jezu mój, Ty sam mnie wspomagaj we wszystkim, bo widzisz, jak maleńką jestem, to jedynie liczę na dobroć Twoją, Boże” (Dz. 742).
Kolejny fragment z Dzienniczka opisuje wydarzenie jakie spotkało s. Faustynę w szpitalu. Słowa, które Jezus wtedy wypowiedziała są potwierdzeniem Biblii. Siostra napisała:
„Lekarz mi nie pozwolił pójść do kaplicy na Pasję, chociaż miałam gorące pragnienie; jednak modliłam się we własnej separatce. Nagle usłyszałam dzwonek w sąsiedniej separatce i weszłam, i oddałam usługę ciężko choremu. Kiedy wróciłam do swej separatki nagle ujrzałam Pana Jezusa, który mi rzekł: Córko moja, większą mi sprawiłaś radość oddając mi tę usługę, aniżelibyś długo się modliła. Odpowiedziałam: Przecież nie Tobie, o mój Jezu, usłużyłam, ale temu choremu. I odpowiedział mi Pan: Tak, córko moja, cokolwiek czynisz bliźniemu – mnie czynisz” (Dz. 1029).
I ostatni już fragment, w którym Jezus poucza siostrę o miłości bliźniego: „Córko moja, w tej medytacji rozważ miłość bliźniego: czy miłością twoją ku bliźnim kieruje miłość moja, czy modlisz się za nieprzyjaciół? Czy życzysz dobrze tym, którzy w jakikolwiek sposób cię zasmucili albo obrazili? Wiedz o tym, że cokolwiek dobrego uczynisz jakiejkolwiek duszy, przyjmuję jakobyś mnie samemu to uczyniła” (Dz. 1768).
W przytoczonych wyżej fragmentach Dzienniczka powtarza się jeden temat, Jezus utożsamia się z człowiekiem i sam podkreśla fakt, że kochając innych, kochamy Jego.
Dalsze fragmenty to przemyślenia samej s. Faustyny. Są one potwierdzeniem słów Jezusa. Posłuchajmy kilku urywków z zapisków siostry. „O Jezu, rozumiem, że miłosierdzie Twoje jest niepojęte, przeto Cię błagam, uczyń serce moje tak wielkie, aby pomieściło potrzeby wszystkich dusz żyjących na całej kuli ziemskiej. O Jezu, miłość moja sięga poza świat, do dusz w czyśćcu cierpiących, i dla nich chcę czynić miłosierdzie przez modlitwy odpustowe. Miłosierdzie Boże jest nigdy niezgłębione i niewyczerpane, jako jest niezgłębiony sam Bóg. Chociażbym użyła najsilniejszych słów na wypowiedzenie tego miłosierdzia Boga, niczym to wszystko jest z rzeczywistością, jakim ono jest. O Jezu, uczyń me serce czułe na każde cierpienie duszy czy ciała bliźnich moich. O Jezu mój, wiem, że Ty tak postępujesz z nami, jak i my postępujemy z bliźnimi. Jezu mój, uczyń serce moje podobne do miłosiernego Serca swego. Jezu, dopomóż mi przejść przez życie czyniąc dobrze każdemu…” (Dz. 692).
„Mistrzu mój, spraw w moim sercu to, abym nie wyczekiwała pomocy od nikogo, ale starać się będę, aby innym zawsze nieść pomoc, pociechę i wszelką ulgę. Mam zawsze otwarte serce na cierpienia innych i nie zamknę serca swego na cierpienia innych, chociaż przez to zostałam z przycinkiem nazwana śmietniczką, to jest, że każdy wrzuca swój ból do mojego serca. Odpowiedziałam, że każdy ma miejsce w sercu moim, a ja mam za to w Sercu Jezusa. Przycinki pod tym względem prawa miłości nie zacieśnią serca mojego. Dusza moja jest zawsze wrażliwa na tym punkcie i tylko Jezus jest mi pobudką do miłości bliźniego” (Dz. 871).
Kolejne fragmenty świadczą o heroicznej miłości bliźniego w życiu św. Faustyny.
„Odczuwam tak straszny ból, kiedy patrzę na cierpienia bliźnich; odbijają się w sercu moim wszystkie cierpienia bliźnich, ich udręczenia noszę w sercu swoim, tak że mnie to nawet fizycznie wyniszcza. Pragnęłabym, aby wszystkie bóle na mnie spadały, by ulżyć bliźnim” (Dz. 1039).
„O Jezu, Miłości moja, Ty wiesz, że dopiero od niedawna tak postępuję, abym się kierowała wyłącznie miłością Twoją w stosunku do bliźnich. Tobie są tylko wiadome wysiłki moje, jakie robiłam w tym kierunku. Dziś przychodzi mi łatwiej, ale gdybyś sam nie zapalał w duszy mojej tej miłości, nie umiałabym w niej wytrwać. Sprawia to Twoja miłość eucharystyczna, która mnie codziennie zapala” (Dz. 1769).
Na koniec rozważań posłuchajmy modlitwy jaką s. Faustyna zapisała na kartach Dzienniczka. Niech ta jej modlitwa stanie się również naszą modlitwą.
„Ile razy pierś ma odetchnie, ile razy serce moje uderzy, ile razy krew moja zapulsuje w organizmie moim, tyle tysięcy razy pragnę uwielbić miłosierdzie Twoje, o Trójco Przenajświętsza.
Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.
Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.
Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.
Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.
Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój.
Sam mi każesz się ćwiczyć w trzech stopniach miłosierdzia. Pierwsze – uczynek miłosierny, jakiegokolwiek on będzie rodzaju. Drugie – słowo miłosierne, jeżeli nie będę mogła czynem, to słowem. Trzecim – jest modlitwa. Jeżeli nie będę mogła okazać czynem ani słowem miłosierdzia, to zawsze mogę modlitwą. Modlitwę rozciągam nawet tam, gdzie nie mogę dotrzeć fizycznie.
O Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz” (Dz. 163)
Na dzisiejszym spotkaniu zostanie podjęty temat pokory. S. Faustyna dużo pisała o niej w swoim Dzienniczku i na podstawie jej zapisków przyjrzymy się, jak należy rozumieć tę cnotę w życiu chrześcijańskim.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na słowa Jezusa dotyczące pokory. Znajdujemy je w kilku objawieniach zapisanych w Dzienniczku. Chrystus określił na czym polega prawdziwa wielkość człowieka. Powiedział: „Prawdziwa wielkość jest w miłowaniu Boga i w pokorze” (Dz. 424).
W kolejnym objawieniu jeszcze raz powtórzył te słowa: „Prawdziwa wielkość duszy jest w miłowaniu Boga i w pokorze” (Dz. 427).
Być może w ten sposób przygotowywał s. Faustynę do podjęcia szczególnej misji, głosicielki miłosierdzia Bożego. Uczył ją i nas wszystkich zarazem, w czym przejawia się wielkość każdego człowieka.
Kolejna wizja, w której Jezus mówił nt. pokory związana jest odnowieniem ślubów s. Faustyny. Jej zapis jest następujący: „Dzień odnowienia ślubów. Obecność Boża zalała duszę moją. W czasie Mszy świętej ujrzałam Jezusa, który mi powiedział te słowa: Tyś mi radością wielką, miłość i pokora twoja sprawiają, że opuszczam trony nieba, a łączę się z tobą. Miłość wyrównuje przepaść, jaka jest między wielkością moją a nicością twoją” (Dz. 512).
Na innym miejscy Dzienniczka czytamy relacje s. Faustyny z pewnego wydarzenia, w którym Jezus pokazał jej, że nawet grzech, gdy się z pokorą za niego żałuje może być okazją do okazania miłości Bogu. Posłuchajmy opisu tego wydarzenia: „Kiedy znowuż upadłam w ten sam błąd, mimo szczerego postanowienia, chociaż upadek ten był: drobna niedoskonałość i raczej mimowolna, jednak uczułam w duszy tak żywy ból, że przerwałam swoje zajęcie i na chwilę [poszłam] do kaplicy, padając do stóp Jezusa. Z miłością i wielkim bólem przepraszałam Pana, wstydząc się tym więcej, że rano po Komunii świętej w rozmowie z Nim przyrzekłam mu wierność. Wtem usłyszałam te słowa: Gdyby nie było tej drobnej niedoskonałości, nie przyszłabyś do mnie. Wiedz, ile razy przychodzisz do mnie uniżając się i prosisz o przebaczenie, tyle razy wylewam cały ogrom łask na twą duszę, a niedoskonałość twoja niknie przede mną, a widzę tylko twą miłość i pokorę; nic nie tracisz, ale wiele zyskujesz” (Dz. 1293).
Kolejny fragment pochodzący z Dzienniczka pokazuje jakie jest działanie Jezusa w duszy człowieka. Kiedy On sam może działać oraz co blokuje Jego działanie w człowieku. S. Faustyna tak opisała swoje wewnętrzne przeżycie: „W tej samej chwili ujrzałam się jakby w pałacu, a Jezus podał mi swą rękę i posadził obok siebie i rzekł z łaskawością: Oblubienico moja, zawsze mi się podobasz przez pokorę. Największa nędza nie powstrzymuje mnie od połączenia się z duszą, ale gdzie pycha, tam mnie nie ma. Kiedy przyszłam do siebie, rozważałam wszystko, co zaszło w sercu moim, dziękując Bogu za Jego miłość i miłosierdzie, które mi okazał” (Dz. 1563).
W Dzienniczku znajdujemy również inny zapis odnoszący się do życia duchowego. Jezus poucza s. Faustynę, jak ma postępować, by podobać się Bogu, słyszeć w sobie głos Jezusa i odczytywać Jego wolę.
„Dziękuję ci, wiekuista Miłości, za Twoją niepojętą łaskawość dla mnie, iż sam bezpośrednio zajmujesz się uświęceniem moim. Córko moja, trzy cnoty niech cię zdobią szczególnie: pokora, czystość intencji i miłość. Nic więcej nie czyń, tylko to, czego żądam od ciebie, i przyjmij wszystko, co ci podaje moja ręka; staraj się żyć w skupieniu, abyś słyszała głos mój, który jest cichy tak, że tylko dusze skupione go słyszeć mogą…” (Dz. 1779).
Również Maryja przychodząc do s. Faustyny mówiła jej na temat pokory, jej znaczenia w życiu duchowym.
„Matka Boża pouczyła mnie, jak się przygotować mam do święta Bożego Narodzenia. Widziałam Ją dziś bez Dzieciątka Jezus. Powiedziała mi: Córko moja, staraj się o cichość i pokorę, aby Jezus, który ustawicznie mieszka w sercu twoim, mógł wypocząć. Adoruj Go w sercu swoim, nie wychodź z wnętrza swego” (Dz. 785).
I na innym miejscu, w kolejnym objawieniu Maryja rzekła: „Pragnę, córko moja najmilsza, abyś się ćwiczyła w trzech cnotach, które mi są najdroższe, a Bogu są najmilszymi: pierwsza – pokora, pokora i jeszcze raz pokora. Druga cnota – czystość; trzecia cnota – miłość Boża. Jako córka moja, musisz szczególnie jaśnieć tymi cnotami. Po skończonej rozmowie przytuliła mnie do swego Serca i znikła. Kiedy przyszłam do siebie, serce moje tak dziwnie zostało pociągnięte do cnót, i ćwiczę się wiernie w nich, są jakby wyryte w mym sercu” (Dz. 1415).
I kolejny fragment z Dzienniczka: „Jezus mi powiedział, że najwięcej mu się przypodobam przez rozważanie Jego bolesnej męki i przez to rozważanie wiele światła spływa na duszę moją. Kto chce się nauczyć prawdziwej pokory, niech rozważa mękę Jezusa. Kiedy rozważam mękę Jezusa, to mi przychodzi jasne pojęcie wielu rzeczy, których przedtem zrozumieć nie mogłam. Ja chcę być podobna do Ciebie, Jezu, do Ciebie ukrzyżowanego, umęczonego, upokorzonego. Jezu, odbij na duszy i sercu moim swoją pokorę. Kocham Cię, Jezu, do szaleństwa. Ciebie wyniszczonego, takiego, jak Cię wskazuje prorok, jakby nie mógł w Tobie dostrzec postaci ludzkiej dla wielkich boleści. W takim stanie kocham Cię, Jezu, do szaleństwa. Boże wiekuisty i niezmierzony, co uczyniła z Ciebie miłość…?” (Dz. 267).
Jak widać s. Faustyna łączy miłość i cierpienie z pokorą.
W dalszej części swoich zapisków siostra wyznaje: „Panie, choć mi często dajesz poznać gromy zagniewania swego, jednak niknie Twój gniew wobec duszy uniżonej. Choć wielkim jesteś, Panie, to jednak dajesz się zwyciężyć duszy uniżonej i głęboko pokornej. O pokoro, najdroższa cnoto, jak mało dusz cię posiada. Widzę wszędzie tylko pozór tej cnoty, ale samej cnoty nie widzę. Unicestwij mnie, o Panie, w oczach moich, abym mogła znaleźć łaskę w oczach Twoich świętych” (Dz. 1436).
Na uwagę zasługuje iż w pewnym momencie s. Faustyna jakby odkrywa, że prawdziwa pokora jest w swojej istocie prawdą. Wtedy jesteśmy prawdziwie pokorni gdy uznajemy prawdę o sobie. W Dzienniczku spotykamy dwa takie fragmenty, gdzie pisze ona o pokorze jako o uznaniu prawdy o sobie. Posłuchajmy obydwu tych fragmentów:
„Nigdy się przed nikim nie płaszczę. Nie znoszę pochlebstw, a pokora jest tylko prawdą, nie ma w prawdziwej pokorze płaszczenia się; choć się uważam za najmniejszą w całym klasztorze, to z drugiej strony cieszę się godnością oblubienicy Jezusa… Mniejsza o to, że się nieraz spotkam ze zdaniem, jakobym była pyszna, ale przecież wiem, że sąd ludzki nie dostrzega pobudek działania” (Dz. 1502).
„Kiedy w początku swego życia zakonnego, zaraz po nowicjacie, zaczęłam ćwiczyć się szczególnie w pokorze, a więc nie wystarczyły mi same upokorzenia, które Bóg dopuszczał na mnie, ale sama ich szukałam i w nadmiernej gorliwości przedstawiłam się nieraz przełożonym taką, jaką w rzeczywistości nie byłam, i o takich nędzach pojęcia nawet nie miałam. Jednak po niedługim czasie Jezus dał mi poznać, że pokora jest tylko prawdą. Od tej chwili zmieniłam swe zapatrywanie, idąc wiernie za światłem Jezusa. Poznałam, że jeżeli dusza jest z Jezusem, On jej nie pozwoli błądzić” (Dz. 1503).
Pokorę łączy s. Faustyna z dziękczynieniem, uwielbieniem Boga, a przede wszystkim z bezgraniczną miłością wobec Niego. Wszystkie te cnoty uzupełniają się, jedna bez drugiej nie może istnieć. S. Faustyna, która w wyjątkowy sposób doznała na sobie miłości Jezusa, w wyjątkowy też sposób potrafiła na nią odpowiedzieć. Czytając Dzienniczek mamy wrażenie, jakby pokora przychodziła jej z łatwością. Być może był to owoc bliskiej relacji z Jezusem. Oblubieńcza miłość Chrystusa dawała jej nie tylko siłę ducha, ale także pozwalała przyjąć siebie taką jaka była. S. Faustyna nauczyła się kochać siebie w sposób właściwy, pełen prawdy. Posłuchajmy jeszcze jednego fragmentu z Dzienniczka. Zapis ten jest wybrany spośród wielu, bardzo podobnych, można powiedzieć, że słowa te są bardzo charakterystyczne dla s. Faustyny. „Dzień cały pozostałam na dziękczynieniu, a wdzięczność mi zalewała duszę. O Boże, jakżeś dobry, jak wielkie jest miłosierdzie Twoje, nawiedzasz mnie tak wielkimi łaskami mnie, proch najnędzniejszy, jakim jestem. Padając na twarz u stóp Twoich, o Panie, wyznaję w szczerości serca, że niczym sobie nie zasłużyłam choćby na najmniejszą łaskę Twoją, a że mi się tak hojnie udzielasz, jest to niepojęta dobroć Twoja, dlatego serce moje, im większych doznaje łask pogrąża się w głębszej pokorze” (Dz. 1661).
Powyższe fragmenty to tylko niewielka część tego, co s. Faustyna pisała o pokorze. W jej rozumieniu cnota ta jest absolutnie niezbędna w dążeniu do świętości. Jest fundamentem, na którym można budować autentyczne życie chrześcijańskie.
Tematem dzisiejszego spotkania są cnoty milczenia i cichości. S. Faustyna dużo pisała o nich w swoim Dzienniczku. Jest to jeden z jej ulubionych tematów. Bardzo ceniła milczenie. Wiedziała, że dla głębokiego życia duchowego jest ono bardzo potrzebne. Jak rozumiała milczenie i cichość dowiemy się słuchając kolejnych fragmentów z jej zapisków.
Jezus niewiele mówił s. Faustynie na temat milczenia. Rozpocznijmy nasze zgłębianie tej cnoty od wysłuchania jednego fragmentu Dzienniczka, gdzie Siostra zapisała słowa Jezusa: „Dziś rozmawiałam z Panem, który mi powiedział: Są dusze, w których nie mogę nic zdziałać; są to dusze, które ustawicznie śledzą innych, a nie wiedzą, co się dzieje w ich własnym wnętrzu. Ustawicznie mówią o innych, nawet w czasie ścisłego milczenia, które jest przeznaczone na rozmowę ze mną. Biedne dusze, nie słyszą słów moich, pozostają puste ich wnętrza, nie szukają mnie wewnątrz własnego serca, ale w gadulstwie, gdzie mnie nigdy nie ma. Czują swą pustkę, a jednak nie uznają własnej winy, a dusze, w których w całej pełni króluję, są dla nich ustawicznym wyrzutem sumienia. One zamiast się poprawić, jednak serce ich wzbiera zazdrością, a jeżeli się nie opamiętają – brną dalej. Serce dotychczas zazdrosne poczyna być nienawistne. I są już bliskie przepaści, zazdroszczą innym duszom darów moich, a same ich przyjąć nie umieją i nie chcą” (Dz. 1717).
Kolejny fragmenty będą już słowami samej s. Faustyny, która, jak było wspomniane na początku, bardzo ceniła cnotę cichości i milczenia. Pisała ona wprawdzie o życiu zakonnym, ale milczenie, właściwie pojęte i stosowane, jest niezbędne w owocnym przeżywaniu życia chrześcijańskiego w każdym powołaniu. Faustyna zapisała: „Mały członek jest język, ale wielkie rzeczy czyni. Zakonnica nie milcząca, nie dojdzie nigdy do świętości, czyli nie zostanie święta. Niech się nie łudzi – chyba że mówi przez nią Duch Boży, wtenczas nie wolno milczeć. Ale na to, żeby usłyszeć głos Boży, trzeba mieć ciszę duszy i być milczącą, nie milczeniem ponurym, ale ciszą w duszy, to jest skupieniem w Bogu. Można wiele mówić, a nie przerwać milczenia, a znowu można niewiele mówić, a zawsze łamać milczenie. O, jak niepowetowaną szkodę przynosi nie zachowanie milczenia. Wiele się krzywdy wyrządza bliźnim, ale najwięcej – to własnej duszy […]. Bóg nie udziela się duszy gadatliwej, która jak truteń w ulu wiele brzęczy, ale za to nie wyrabia miodu. Dusza gaduła jest pusta we własnym wnętrzu. Nie ma w niej ani cnót gruntownych, ani poufałości z Bogiem. Nie ma mowy o życiu głębszym, o słodkim pokoju i ciszy, w której mieszka Bóg. Dusza, nie zaznawszy słodyczy ciszy wewnętrznej, jest duchem niespokojnym i mąci innym tę ciszę. Widziałam wiele dusz w przepaściach piekielnych za niezachowanie milczenia. Same mi to powiedziały, kiedy je zapytałam, co było przyczyną ich zguby. Były to dusze zakonne. Mój Boże, co za ból, że przecież mogłyby być nie tylko w niebie, ale i nawet święte” (Dz. 118).
I na innym miejscu znowu spotykamy piękny fragment mówiący o wartości milczenia:
„W cierpieniach nie szukam pomocy u stworzeń, ale Bóg mi jest wszystkim, chociaż mi nieraz się zdaje, że i Pan mnie nie słyszy; uzbrajam się w cierpliwość i milczenie, jako gołąb nie skarży [się] ani ma żal, kiedy mu dzieci biorą. Chcę szybować w sam żar słońca i nie chcę się zatrzymywać na oparach. Nie ustanę, bo na Tobie oparłam się Mocy moja” (Dz. 209).
Kolejna wypowiedź Siostry daje wskazówki, jak dojść do świętości, co jest przeszkodą w tej drodze, a co pomaga, posłuchajmy:
„Milczenie jest mieczem w walce duchowej; nie dojdzie do świętości nigdy dusza gadatliwa. Ten miecz milczenia obetnie wszystko, co by się przyczepić do duszy chciało. Jesteśmy wrażliwi na mowę i zaraz, wrażliwi, chcemy odpowiadać, a nie zważamy na to, czy jest w tym wola Boża, żebyśmy mówili. Dusza milcząca jest silna; wszystkie przeciwności nie zaszkodzą jej, jeżeli wytrwa w milczeniu. Dusza milcząca jest zdolna do najgłębszego zjednoczenia się z Bogiem, ona żyje prawie zawsze pod natchnieniem Ducha Świętego. Bóg w duszy milczącej działa bez przeszkody” (Dz. 477).
Istotną myślą tego fragmentu jest połączenie cnoty milczenia z umiejętnością właściwego odczytania woli Bożej. Ten kto potrafi milczeć usłyszy głos Boga w duszy, rozezna natchnienia Ducha Świętego.
W kolejnym miejscu Dzienniczka, gdy s. Faustyna pisała o milczeniu zaznaczyła, że to właśnie ono jest swojego rodzaju mową, którą rozumie Bóg.
„Milczenie jest mową tak potężną, że sięga tronu Boga żywego, milczenie jest mową Jego, choć tajemną, lecz potężną i żywą” (Dz. 888).
Posłuchajmy jeszcze jednego ostatniego już fragmentu z Dzienniczka, gdzie s. Faustyna pisze, kiedy należy zamilknąć a kiedy mówić, by nasza mowa i milczenie było właściwe.
„Są chwile, w których nie dowierzam sama sobie, jestem przeświadczona do dna o swojej słabości i nędzy, i poznałam, że w tych chwilach mogę wytrwać tylko ufając nieskończonemu miłosierdziu Bożemu. Cierpliwość, modlitwa i milczenie – te wzmacniają duszę. Są chwile, w których dusza powinna milczeć i nie godzi się jej rozmawiać ze stworzeniami; są to chwile niezadowolenia z samej siebie, a dusza czuje się słaba jak małe dziecko, wtedy trzyma się całą siłą Boga. W takich chwilach żyję wyłącznie wiarą i kiedy się uczuję wzmocniona łaską Bożą, wtenczas jestem śmielsza w mowie i obcowaniu z bliźnimi” (Dz. 944).
Na naszym spotkaniu zajmiemy się kolejną cnotą chrześcijańską, o których pisała s. Faustyna w swoim Dzienniczku. Jest nią cierpliwość.
Na początku posłuchajmy co na ten temat mówił s. Faustynie sam Jezus: „W czasie rozmyślania usłyszałam te słowa: Córko moja, największą oddajesz mi chwałę przez cierpliwe poddawanie się woli mojej, a sobie skarbisz tak wielką zasługę, że ani postami, ani żadnymi umartwieniami nie osiągnęłabyś tego” (Dz. 904).
Innym razem Jezus mówił o cierpliwości w odniesieniu do osoby ks. Michała Sopoćko, spowiednika s. Faustyny. Siostra tak zapisała to wydarzenie: „Kiedy ujrzałam swego spowiednika, jak wiele ma cierpieć z powodu tego dzieła, które Bóg przez niego przeprowadza, zatrwożyłam się na chwilę i rzekłam do Pana: Jezu, przecież ta sprawa Twoją jest i dlaczego tak z nim postępujesz, co się wydaje, jakobyś mu utrudniał, a przecież żądasz, aby czynił. Napisz, że dniem i nocą wzrok mój spoczywa na nim, a że dopuszczam te przeciwności, to dlatego, aby pomnożyć jego zasługi. Nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za cierpliwość i trud dla mnie podjęty” (Dz. 86).
„Prosiłam dziś Pana, aby raczył mnie pouczyć o życiu wewnętrznym, bo sama z siebie nic rozumieć ani pomyśleć doskonałego nie mogę. I odpowiedział mi Pan: Byłem twoim mistrzem, jestem i będę; staraj się, aby serce twoje upodobniło się do pokornego i cichego serca mojego. Nie upominaj się nigdy o swoje prawa. Wszystko, co cię spotyka, znoś z wielkim pokojem i cierpliwością; nie broń się, gdy całe zawstydzenie będzie spadać na ciebie niewinnie; pozwól triumfować innym. Nie przestań być dobrą, gdy spostrzeżesz, że nadużywają dobroci twojej; gdy będzie potrzeba, Ja sam się upomnę za tobą. Bądź wdzięczna za najdrobniejszą łaskę moją, bo ta wdzięczność zniewala mnie do udzielania ci nowych łask…” (Dz. 1071).
Pod koniec Dzienniczka znajdujemy zapis pewnego pouczenie, jakie Jezus dał s. Faustynie. Jest ono dość rozbudowane, ale ostatnia myśl dotyczy właśnie cierpliwości. Jezus powiedział: „Córko moja, chcę cię pouczyć o walce duchowej. Nigdy nie ufaj sobie, ale całkowicie zdaj się na wolę moją. W opuszczeniu, ciemności i różnych wątpliwościach uciekaj się do mnie i do kierownika swego, on ci odpowie zawsze w moim imieniu. Nie wchodź w targ z żadną pokusą, zaraz zamykaj się w sercu moim, a przy pierwszej sposobności odkryj ją przed spowiednikiem. Miłość własną postaw na ostatnim miejscu, aby nie kaziła uczynków twoich. Z wielką cierpliwością znoś sama siebie” (Dz. 1760).
Kolejne myśli z Dzienniczka są już autorstwa samej s. Faustyny. Pisała ona o cierpliwości na podstawie swoich doświadczeń i przemyśleń nad życiem duchowym. Pisząc np. o osobach ściśle zjednoczonych z Bogiem, zakończyła swoją myśl wspominając o potrzebie cierpliwości gdy człowiek znajduje się w czasie najróżniejszych prób duchowych. Posłuchajmy jej zapisków.
„[…] Dusza jest jak najściślej zjednoczona z Bogiem, jest zanurzona w Bóstwie, poznanie jej jest całkowite i doskonałe, nie poszczególne, jak dawniej, ale ogólne i całkowite. Cieszy się tym, ale jeszcze chcę mówić o tych chwilach próby. W tych chwilach trzeba, aby spowiednicy mieli cierpliwość z taką duszą. Ale największą cierpliwość powinna mieć dusza sama z sobą” (Dz. 115).
Cnota cierpliwości, jak widać, jest złączona z innymi ważnymi elementami życia duchowego. S. Faustyna pisała o tym w wielu miejscach Dzienniczka posłuchajmy jeszcze kilku fragmentów: „W przeciwnościach, których doświadczam, uprzytamniam sobie, że czas walki nie ukończony, uzbrajam się w cierpliwość i tym sposobem zwyciężam napastnika swego” (Dz. 509).
„Pośród największych trudności i przeciwności nie tracę wewnętrznego spokoju ani na zewnątrz równowagi, i to doprowadza przeciwników do zniechęcenia. Cierpliwość w przeciwności daje moc duszy” (Dz. 607).
„Są chwile, w których nie dowierzam sama sobie, jestem przeświadczona do dna o swojej słabości i nędzy, i poznałam, że w tych chwilach mogę wytrwać tylko ufając nieskończonemu miłosierdziu Bożemu. Cierpliwość, modlitwa i milczenie – te wzmacniają duszę. Są chwile, w których dusza powinna milczeć i nie godzi się jej rozmawiać ze stworzeniami; są to chwile niezadowolenia z samej siebie, a dusza czuje się słaba jak małe dziecko, wtedy trzyma się całą siłą Boga. W takich chwilach żyję wyłącznie wiarą i kiedy się uczuję wzmocniona łaską Bożą, wtenczas jestem śmielsza w mowie i obcowaniu z bliźnimi” (Dz. 944).
W powyższych fragmentach widać jak wielkie znaczenie dla życia duchowego ma cierpliwość, jest to jakby cnota wspomagająca inne cnoty chrześcijańskie. Bez niej trudno o głęboką relację z Jezusem, oraz wytrwanie w trudnych chwilach życie, które przecież spotykają każdego człowieka.
Pod koniec Dzienniczka siostra zapisała jeszcze jedną ważną myśl dotyczącą cierpliwości.
„Poznałam, że największa potęga jest ukryta w cierpliwości. Widzę, że cierpliwość zawsze wiedzie do zwycięstwa, choć nie zaraz, ale to zwycięstwo pokaże się po latach. Cierpliwość łączy się z cichością” (Dz. 1514).
Siostra w swoich zapiskach łączyła cierpliwość z modlitwa i cichością, milczeniem. Te rzeczywistości życia duchowego mają ze sobą wiele wspólnego.
Nie sposób trwać w relacji z Jezusem bez cnoty cierpliwości i cichości wewnętrznej.
Tematem dzisiejszego spotkania jest radość chrześcijańska. Będziemy przypatrywać się jak pisała o niej s. Faustyna w swoim Dzienniczku, jak ją rozumiała.
Jak zazwyczaj rozpoczniemy od wysłuchania tych słów na temat radości, które s. Faustynie powiedział sam Jezus. Trzy pierwsze fragmenty mają ze sobą wiele wspólnego. Dotyczą składania przez s. Faustynę ślubów zakonnych, najpierw pierwszych ślubów, następnie ponowienia tych ślubów i wreszcie ślubów wieczystych. Jezus w tym właśnie czasie nazywa Siostrę swoją radością. Posłuchajmy tych słów:
„Śluby pierwsze. Gorące pragnienie wyniszczenia się dla Boga przez miłość czynną, a jednak niedostrzegalną nawet dla najbliższych sióstr. Jednak i po ślubach ciemność panowała w duszy blisko pół roku. Podczas modlitwy Jezus przeniknął całą duszę moją. Ustąpiła ciemność. Usłyszałam w duszy te słowa: Tyś radością moją, tyś rozkoszą serca mojego. Od tej chwili uczułam w sercu, czyli we wnętrzu, Trójcę Przenajświętszą. W sposób odczuwalny czułam się zalana światłem Bożym. Od tej chwili dusza moja obcuje z Bogiem, jako dziecię ze swym ukochanym Ojcem” (Dz. 27).
Kolejny zapis słów Jezusa jest bardzo podobny. Tym razem Siostra ponawiała śluby:
„Dzień odnowienia ślubów. Obecność Boża zalała duszę moją. W czasie Mszy świętej ujrzałam Jezusa, który mi powiedział te słowa: Tyś mi radością wielką, miłość i pokora twoja sprawiają, że opuszczam trony nieba, a łączę się z tobą. Miłość wyrównuje przepaść, jaka jest między wielkością moją a nicością twoją” (Dz.512).
I w końcu czas przed ślubami wieczystymi: „Kiedy się dowiedziałam, że mam jechać na probację, radość mi zabiła w sercu na widok tak niepojętej łaski, jaką jest ślub wieczny. Poszłam przed Najświętszy Sakrament, a kiedy zatonęłam w modlitwie dziękczynnej – usłyszałam w duszy te słowa: Dziecię moje, tyś rozkoszą moją, tyś ochłodą dla mojego serca. Udzielam ci tyle łask, ile udźwignąć zdołasz. Ile razy chcesz mi sprawić radość, to mów światu o moim wielkim i niezgłębionym miłosierdziu” (Dz.164).
Są jeszcze inne fragmenty Dzienniczka, w których s. Faustyna zapisała te słowa Jezusa gdzie mówił On co Jemu przynosi radość. Posłuchajmy jednego z nich: „Kiedy przed rekolekcjami ośmiodniowymi udałam się do swego kierownika duszy i prosiłam go o pewne umartwienia na czas rekolekcji, jednak nie otrzymałam pozwolenia na wszystko, o co prosiłam, ale tylko na niektóre. Otrzymałam pozwolenie na jedną godzinę rozmyślania męki Pana Jezusa i na pewne upokorzenie. Jednak byłam trochę niezadowolona, że nie otrzymałam pozwolenia na wszystko, o co prosiłam. Kiedy wróciłyśmy do domu, weszłam na chwilę do kaplicy. Wtem usłyszałam głos w duszy: Jedna godzina rozważania mojej bolesnej męki większą zasługę ma, aniżeli cały rok biczowania się aż do krwi; rozważanie moich bolesnych ran jest dla ciebie z wielkim pożytkiem, a mnie sprawia wielką radość. Dziwi mnie to, że jeszcze niezupełnie żeś się wyrzekła woli własnej, ale cieszę się niezmiernie, że dokona się ta zmiana w rekolekcjach” (Dz. 369).
Z powyższych słów wynika zatem, że radość sprawia Jezusowi, gdy rozważamy Jego mękę, gdy przypominamy sobie wydarzenia związane z naszym zbawieniem.
Teraz przyjrzymy się tym fragmentom z Dzienniczka, w których św. Faustyna pisała, co jej sprawia radość. „Jezu, Prawdo wiekuista, Żywocie nasz, błagam i żebrzę miłosierdzia Twego dla biednych grzeszników […]. Chociaż grzech jest przepaścią złości i niewdzięczności, jednak cena jest położona za nas nigdy nieporównana. Dlatego niech ufa dusza wszelka w męce Pana, niech ma w miłosierdziu nadzieję. Bóg nikomu miłosierdzia swego nie odmówi. Niebo i ziemia może się odmienić, ale nie wyczerpie się miłosierdzie Boże. O, co za radość się pali w sercu moim, kiedy widzę tę niepojętą dobroć Twoją, o Jezu mój. Pragnę przyprowadzić wszystkich grzeszników do stóp Twoich, aby wysławiali przez nieskończone wieki miłosierdzie Twoje” (Dz. 72).
W tych zapiskach widać jaką radość sprawia s. Faustynie uświadomienie sobie dobroci Boga oraz Jego łaski dla grzeszników.
Inne fragmenty dotyczące radości przeżywanej przez św. Faustynę, pokazują jak bardzo cieszyła się obecnością Jezusa w swoim życiu, doświadczaniem Jego miłości: „Kiedy tak strasznie byłam ściśniona tymi cierpieniami, weszłam do kaplicy i powiedziałam z głębi duszy te słowa: Czyń ze mną, o Jezu, co Ci się podoba. Ja Ciebie wszędzie uwielbiać będę. I niech się stanie wszystka wola Twoja we mnie, o Panie i Boże mój, a ja wysławiać będę nieskończone miłosierdzie Twoje. Przez ten akt poddania ustąpiły te straszne udręki. Wtem ujrzałam Jezusa, który mi rzekł: Ja zawsze jestem w sercu twoim. Niepojęta radość przeniknęła duszę moją i [napełniła] wielką miłością Bożą, którą zapaliło się biedne serce moje. Widzę, że Bóg nigdy nie dopuści ponad to, co możemy znieść. O, nie lękam się niczego, jeżeli zsyła na duszę udręczenia wielkie, to jeszcze większą wspiera łaską, chociaż jej wcale nie spostrzegamy. Jeden akt ufności w takich chwilach oddaje Bogu więcej chwały niż wiele godzin przepędzonych na pociechach w modlitwie. Widzę teraz, że jak Bóg chce duszę trzymać w ciemności, to nie oświeci jej ani żadna książka, ani spowiednik” (Dz. 78).
I na innym miejscu: „Wtem ujrzałam wewnętrznie Pana, który mi rzekł: Nie lękaj się, córko moja, Ja jestem z tobą. W tym jednym momencie pierzchły wszystkie ciemności i udręczenia, zmysły zalane radością niepojętą, władze duszy napełnione światłem” (Dz. 103).
I jeszcze jeden fragment mówiący o doświadczeniu miłości w relacji z Bogiem: „21 III 1935. Często w czasie Mszy świętej widzę Pana w duszy, czuję Jego obecność, która mnie na wskroś przenika. Odczuwam Jego Boskie spojrzenie, rozmawiam z Nim wiele bez słowa mówienia, wiem, czego pragnie Jego Boskie Serce, i zawsze pełnię to, co Jemu się lepiej podoba. Kocham do szaleństwa i czuję, że jestem kochana przez Boga. W tych chwilach, kiedy się spotykam w głębi wnętrzności z Bogiem, czuję się tak szczęśliwa, że nie umiem tego wypowiedzieć. Są to chwile krótkie, bo dusza nie zniosłaby ich dłużej, musiałoby nastąpić rozłączenie od ciała. Chociaż chwile te są bardzo krótkie, jednak ich moc, która się udziela duszy, pozostaje na bardzo długo. Bez najmniejszego wysiłku czuję głębokie skupienie, które mnie wówczas ogarnęło; nie zmniejsza się, chociaż rozmawiam z ludźmi, ani nie przeszkadza mi do spełniania obowiązków. Czuję stałą obecność Jego bez żadnego wysilenia duszy, czuję, że jestem złączona z Bogiem tak ściśle, jak się łączy kropla wody z bezdennym oceanem. W ten czwartek uczułam łaskę tę pod koniec pacierzy, która trwała wyjątkowo długo, bo przez całą Mszę świętą, ale myślałam, że skonam z radości. W tych chwilach poznaję lepiej Boga i Jego przymioty, i także lepiej poznaję siebie i nędzę swoją, i zadziwia mnie wielkie uniżenie Boga do tak nędznej duszy, jak moja. Po Mszy świętej czułam się cała pogrążona w Bogu i przytomne mi [było] każde spojrzenie Jego w głąb serca mojego” (Dz. 411).
Kolejny zapis dotyczy odnawiania ślubów zakonnych przez siostry, w czasie tej uroczystości św. Faustyna miała niezwykła wizję Jezusa, posłuchajmy zapisu: „W czasie renowacji ujrzałam Pana Jezusa po stronie epistoły, w szacie białej, przepasanego złotym pasem, a w ręku trzymał straszny miecz. Trwało to do chwili, kiedy siostry zaczęły odnawiać śluby. Wtem ujrzałam Jasność niepojętą, przed oną Jasnością ujrzałam szalę z białego obłoku w kształcie wagi. Wtem zbliżył się Jezus i położył miecz na jednej szali, a ta całym ciężarem opadła na ziemię, o mało nie dotknęła jej zupełnie. Wtem siostry skończyły odnowienie ślubów. Wtem ujrzałam aniołów, którzy wzięli od każdej siostry coś w złote naczynie, jakoby było to naczynie w kształcie kadzielnicy. Kiedy zebrali to od wszystkich sióstr i postawili naczynie na drugiej szali, która natychmiast przeważyła pierwszą, na której położony był miecz. W tej chwili wyszedł płomień z onej kadzielnicy, aż do Jasności. Wtem usłyszałam głos z onej Jasności: Schowajcie miecz na miejsce swoje, ofiara większą jest. W tej chwili Jezus udzielił nam błogosławieństwa i znikło wszystko, com widziała. Siostry już zaczęły przyjmować Komunię świętą. Kiedy przyjęłam Komunię świętą, zalała duszę moją radość tak wielka, której i opisać nie umiem” (Dz. 394).
Radość sprawiał też Faustynie, postęp duchowy jaki widziała w swoim życiu, wygrane walki duchowe, pokonane pokusy i trudności. Zawsze przypisywała to Jezusowi, ale wiedziała też, że i ona ma w tym swój udział. Pisała: „Każda walka mężnie zniesiona przynosi mi radość i pokój, światło i doświadczenie, odwagę na przyszłość, cześć i chwałę Bogu, a mnie ostatecznie nagrodę” (Dz. 499).
„14 I 1937. Dziś wszedł Jezus do separatki w szacie jasnej, przepasany złotym pasem; wielki majestat bił od całej postaci Jego i powiedział: Córko moja, czemuż się oddajesz myślom trwożliwym? Odpowiedziałam: O Panie, Ty wiesz czemu. I rzekł mi: Czemu? Dzieło to trwoży mnie, Ty wiesz, że jestem do spełnienia go niezdolna. I rzekł mi: Czemu? Widzisz, jestem niezdrowa, nie mam wykształcenia, nie mam pieniędzy, jestem przepaścią nędzy, boję się obcować z ludźmi. Jezu, ja Ciebie tylko pragnę, Ty możesz mnie uwolnić od tego. I powiedział mi Pan: Córko moja, coś powiedziała, prawdą jest. Jesteś bardzo nędzną, i spodobało mi się przeprowadzić dzieło miłosierdzia właśnie przez ciebie, która jesteś nędzą samą. Nie bój się, nie pozostawię cię samą. Czyń w sprawie tej, co możesz, Ja dokonam wszystkiego, co ci nie dostawa; ty wiesz, co jest w mocy twojej – to czyń. Spojrzał się Pan w głąb istoty mojej z wielką łaskawością; myślałam, że skonam pod tym wejrzeniem z radości. Znikł Pan, pozostała w duszy mojej radość, siła i moc do czynu, ale zdziwiłam się, że Pan mnie nie chce zwolnić i nic nie zmienia, co raz powiedział; i pomimo tych wszystkich radości zawsze jest cień boleści. Widzę, że miłość i boleść idą w parze” (Dz. 881).
Powyższe zapiski z Dzienniczka pozwalają nam zobaczyć co przynosiło radość s. Faustynie. Była to zazwyczaj chwała Boga oraz dobra duchowe jej własne i innych ludzi. Czy to samo przynosi radość nam? Czy dobra duchowe też mają dla nas tak wielką wartość?
Na dzisiejszym spotkaniu zajmiemy się tematem cierpienia. S. Faustyna pisała o nim bardzo dużo. W Dzienniczku znajdujemy wiele fragmentów, w których jest mowa o jej własnym cierpieniu, o znaczeniu cierpienia oraz o tym wszystkim, co sam Jezus mówił jej na ten temat.
Na początek zajmiemy się słowami Jezusa, jakie przekazał s. Faustynie. Jezus pouczał Siostrę jak bardzo mu się podoba pełnienie Jego woli, a w tę jest wpisanie znoszenie cierpień. Pouczał też, jak się zachowywać w cierpieniu. Posłuchajmy zatem tych słów Jezusa, one są skierowane również do nas.
„Dał mi Bóg poznać, na czym polega prawdziwa miłość, i udzielił mi światła, jak ją okazać Bogu w praktyce. Prawdziwa miłość Boga zależy na wypełnieniu woli Bożej. Ażeby okazać miłość Bogu w czynie, trzeba, ażeby wszystkie uczynki nasze, chociażby były najmniejsze – muszą płynąć z miłości dla Boga. I powiedział mi Pan: Dziecię moje, najwięcej mi się podobasz przez cierpienie. W cierpieniach swoich fizycznych czy też moralnych, córko moja, nie szukaj współczucia u stworzeń. Chcę, aby woń cierpień twoich była czysta, bez żadnych przymieszek. Żądam, żebyś się nie tylko oderwała od stworzeń, ale i sama od siebie. Córko moja, chcę się napawać miłością serca twego – miłością czystą, dziewiczą, nieskalaną, bez żadnego przyćmienia. Córko moja, im więcej ukochasz cierpienie, tym miłość twoja ku mnie będzie czystsza” (Dz. 279).
I na innym miejscu: „Na drugi dzień czułam się bardzo osłabiona, ale już nie doznawałam żadnych cierpień. Po Komunii świętej ujrzałam Pana Jezusa w postaci, jakiego widziałam w jednej adoracji. Wzrok Pański przeniknął duszę moją na wskroś, a najmniejszy pyłek nie uchodzi uwagi Jego. I rzekłam do Jezusa: Jezu, myślałam, że mnie zabierzesz. A Jezus mi odpowiedział: Jeszcze się nie spełniła wola moja w tobie całkowicie, jeszcze pozostaniesz na ziemi, ale niedługi czas. Podoba mi się bardzo ufność twoja, ale miłość niech będzie gorętsza. Miłość czysta daje duszy moc w samym konaniu. Kiedy konałem na krzyżu, nie myślałem o sobie, ale o biednych grzesznikach i modliłem się do Ojca za nimi. Chcę, ażeby i ostatnie chwile twoje były zupełnie podobne do mnie na krzyżu. Jedna jest cena, za którą się kupuje dusze – a tą jest cierpienie złączone z cierpieniem moim na krzyżu. Miłość czysta rozumie te słowa, miłość cielesna nie pojmie ich nigdy” (Dz.324).
W kolejnym fragmencie Dzienniczka czytamy słowa, które nieco zaskakują, ale jednocześnie pokazują jak Jezus nas potrzebuje.
„Czwartek pierwszy po Bożym Narodzeniu. Zupełnie zapomniałam, że to dziś czwartek, więc nie odprawiłam adoracji. Poszłam razem z [siostrami] do sypialni o dziewiątej godzinie. Dziwnie nie mogłam zasnąć. Zdawało mi się, [że] coś jeszcze nie spełniłam. Przechodzę w myśli swoje obowiązki, nie mogę sobie nic takiego przypomnieć, trwało to do godziny dziesiątej. O godzinie dziesiątej ujrzałam oblicze Pana Jezusa umęczonego. Wtem mi Jezus powiedział te słowa: Czekałem na ciebie, aby się podzielić cierpieniem, bo któż lepiej zrozumie cierpienie moje, jak nie oblubienica moja? Przeprosiłam Jezusa za swoją oziębłość; zawstydzona, nie śmiejąc spojrzeć na Pana Jezusa, ale sercem skruszonym prosiłam, aby mi Jezus raczył dać jeden cierń z korony swojej. Jezus odpowiedział mi, że da tę łaskę, ale jutro, i natychmiast widzenie znikło” (Dz. 348).
Następny urywek z zapisków siostry przedstawia wizję mówiącą o wielu rodzajach ludzi: „Wtem ujrzałam Pana Jezusa przybitego do krzyża. Kiedy Jezus chwilę na nim wisiał, ujrzałam cały zastęp dusz ukrzyżowanych tak jak Jezus. I ujrzałam trzeci zastęp dusz i drugi zastęp dusz. Drugi zastęp nie był przybity do krzyża, ale dusze trzymały silnie w ręku krzyż; trzeci zaś zastęp dusz nie był ani ukrzyżowany, ani [nie] trzymał w ręku krzyża silnie, ale wlokły te dusze krzyż za sobą i były niezadowolone. Wtem rzekł mi Jezus: Widzisz, te dusze, które są podobne w cierpieniach i wzgardzie do mnie, te też będą podobne i w chwale do mnie; a te, które mają mniej podobieństwa do mnie w cierpieniu i wzgardzie, te też będą miały mniej podobieństwa i w chwale do mnie. Duszami ukrzyżowanymi – najwięcej ich było ze stanu duchownego, widziałam także i dusze znajome ukrzyżowane, co mi sprawiło wielką radość. Wtem rzekł mi Jezus: W jutrzejszym rozmyślaniu zastanawiać się będziesz nad tym, coś dziś widziała. I zaraz znikł mi Jezus” (Dz. 446).
W jednym z objawień Jezus dal poznać s. Faustynie, że z jej cierpień będą korzystać inni. A zatem, że jej cierpienia maja wielkie duchowe znaczenie nie tylko dla niej samej, ale także dla innych ludzi.
„Kiedy po pierwszych ślubach wkrótce zapadłam na zdrowiu, a pomimo serdecznej i troskliwej opieki przełożonych i zabiegów lekarskich czułam się ani lepiej, ani gorzej, wtenczas zaczęły mnie dochodzić zdania, że udaję. I tu zaczęło się moje cierpienie, [które] stało się podwójne. Trwało to dosyć długi czas. W pewnym dniu skarżyłam się Jezusowi, że jestem ciężarem dla sióstr. Odpowiedział mi Jezus: Nie żyjesz dla siebie, ale dla dusz. Z cierpień twoich będą korzystać inne dusze. Przeciągłe cierpienie twoje da im światło i siłę do zgadzania się z wolą mój” (Dz. 67).
Innym jeszcze razem Jezus powiedział, że cierpienie jest szczególnym znakiem. Posłuchajmy: „6 lipca. Uczę się być dobrą od Jezusa, od Tego, który jest dobrocią samą, abym mogła być nazwaną córką Ojca niebieskiego. Dziś, kiedy mię spotkała wielka przykrość przed południem, w tym cierpieniu starałam się połączyć wolę swoją z wolą Bożą i milczeniem wielbiłam Boga. Po południu poszłam na pięć minut adoracji, wtem nagle ujrzałam krzyżyk, który mam na piersiach, żywy. Jezus mi powiedział: Córko moja, cierpienie będzie ci znakiem, że Ja jestem z tobą. Po tych słowach, wstąpiło wielkie wzruszenie [do] mojej duszy” (Dz. 1184).
Na koniec posłuchajmy jeszcze co Jezus mówił nt. postępowania wobec osób, które zadają cierpienie.
„Podczas Mszy świętej ujrzałam Jezusa rozciągniętego na krzyżu – i powiedział mi: Uczennico Moja, miej wielką miłość do tych, którzy ci zadają cierpienie, czyń dobrze tym, którzy cię nienawidzą. Odpowiedziałam: O mój Mistrzu, przecież Ty widzisz, że nie mam uczucia miłości dla nich, i to mnie martwi. Jezus mi odpowiedział: Uczucie nie zawsze jest w twej mocy; poznasz po tym, czy masz miłość, jeżeli po doznanych przykrościach i przeciwnościach nie tracisz spokoju, ale modlisz się za tych, od których doznałaś cierpienia, i życzysz im dobrze […]” (Dz. 1628).
Wszystkie te słowa na temat cierpienia, które od Jezusa usłyszała s. Faustyna dotyczą również nas. Jezus przez s. Faustynę mówił także do nas.
23.Cierpienie duchowe w Dzienniczku s. Faustyny
Na dzisiejszym spotkaniu poruszymy temat cierpienia, o jakim pisała s. Faustyna. Ponieważ sama wiele cierpiała, zarówno fizycznie jak i duchowo, zapewne warto posłuchać co ta święta ma nam do powiedzenia, na ten temat.
W jednym z fragmentów Dzienniczka tak pisała: „O Jezu mój, Tyś życiem życia mojego. Ty wiesz dobrze, że nie pragnę niczego prócz chwały imienia Twego i aby dusze poznały dobroć Twoją. Czemu stronią dusze od Ciebie, Jezu – nie rozumiem tego. O, gdybym mogła serce moje posiekać na najdrobniejsze części i w ten sposób ofiarować Ci, Jezu, każdą cząstkę jakoby serce całe, aby Ci choć w cząstce wynagrodzić za serca, które Cię nie kochają. Kocham Cię, Jezu, każdą kroplą krwi mojej i przelałabym chętnie za Ciebie, aby Ci dać dowód szczerej swej miłości. O Boże, im więcej Cię poznaję, tym więcej Cię pojąć nie mogę, ale to niepojęcie daje mi poznać, jak wielkim jesteś, Boże. A to niepojęcie Ciebie zapala nowym płomieniem serce moje ku Tobie, Panie. Od chwili, w której pozwoliłeś, Jezu, zatopić wzrok mej duszy w Tobie, odpoczywam i nie pragnę niczego. Znalazłam przeznaczenie swoje w chwili, w której utonęła dusza moja w Tobie, w jedynym przedmiocie miłości mojej. Niczym jest wszystko w porównaniu z Tobą. Cierpienia, przeciwności, upokorzenia, niepowodzenia, posądzania, jakie mnie spotykają, są drzazgami, które rozpalają miłość moją ku Tobie, Jezu. Szalone i niedościgłe są pragnienia moje. Pragnę zataić przed Tobą, że cierpię. Pragnę za swoje wysiłki i dobre uczynki nigdy nie być wynagradzana. O Jezu, Ty sam mi jesteś nagrodą, Ty mi wystarczasz, Skarbie serca mego. Pragnę współczuć z cierpieniem bliźnich, swoje cierpienia taić w sercu, nie tylko przed bliźnimi, ale i przed Tobą, Jezu.
Na innym miejscu Dzienniczka święta w sposób bardzo zwięzły opisała jak rozumie cierpienie, jego wartość, sens i znaczenie.
„Cierpienie jest wielką łaską. Przez cierpienie dusza upodabnia się do Zbawiciela, w cierpieniu krystalizuje się miłość. Im większe cierpienie, tym miłość staje się czystsza” (Dz. 57).
„Najcięższym cierpieniem dla mnie było to, że zdawało mi się, że modlitwy moje nie są miłe Bogu, ani dobre uczynki. Nie śmiałam spojrzeć w niebo. To mi sprawiało tak wielkie cierpienie, że kiedy byłam w kaplicy na wspólnych ćwiczeniach duchownych, matka przełożona po skończonych ćwiczeniach wołała mnie do siebie i mówiła mi: Niech siostra prosi Boga o łaskę i pociechę, bo naprawdę widzę to sama i siostry mi o tym mówią, że sam widok siostry budzi litość. Naprawdę nie wiem, co z siostrą zrobić. Nakazuję, niech siostra się niczym nie martwi. Jednak nic mi te wszystkie konferencje z matką przełożoną nie przynosiły ulgi ani żadnego wyjaśnienia rzeczy. Ciemność jeszcze większa zasłaniała mi Boga. Szukałam pomocy w konfesjonale, ale i tu [jej] nie znajdowałam. Świątobliwy kapłan chciał mi dopomóc, ale ja byłam tak biedna, że nawet nie umiałam określić swych cierpień, i to mnie jeszcze więcej męczyło. Smutek śmiertelny przejmował moją duszę w tak wielkim stopniu, że nie umiałam go ukryć, ale widać to było na zewnątrz. Straciłam nadzieję. Noc coraz czarniejsza. Kapłan ten, u którego się spowiadałam, mówi mi: Ja widzę w siostrze łaski szczególne i jestem zupełnie o siostrę spokojny, i czemuż siostra się tak męczy? Jednak ja tego wtenczas nie rozumiałam, toteż dziwiłam się niezmiernie, kiedy za pokutę nakazano mi mówić: Te Deum albo Magnificat, a czasami musiałam wieczorem prędko biegać po ogrodzie albo dziesięć razy dziennie śmiać się głośno. Dziwiły mnie te pokuty bardzo, ale jednak ten kapłan niewiele mi dopomógł. Widocznie Bóg chciał, bym Go wielbiła cierpieniem. Kapłan ten pocieszał mnie, że jestem w tym stanie milsza Bogu niżelibym obfitowała w największe pociechy. Co to za wielka łaska Boża, że siostra w tym stanie obecnym udręczeń duszy nie obraża Boga, ale stara się ćwiczyć w cnotach. Ja patrzę w duszę siostry, widzę w niej wielkie zamiary Boże i łaski szczególne, a widząc to w siostrze, składam dzięki Panu. Jednak pomimo wszystkiego dusza moja była w mękach i udręczeniach nie do wypowiedzenia. Naśladowałam ślepego, który ufa przewodnikowi i trzyma się silnie jego ręki, i nie odstępowałam ani na chwilę od posłuszeństwa, które było mi deską ratunku w próbie ognistej” (Dz. 68).
I na innym miejscu: „Jezu mój, choć noc ciemna wokoło i ciemne chmury zasłaniają mi horyzont, jednak wiem, że nie gaśnie słońce. O Panie, chociaż Cię pojąć nie mogę i nie rozumiem działania Twego, jednak ufam miłosierdziu Twemu. Jeżeli jest taka wola Twoja, Panie, bym zawsze żyła w takiej ciemności, bądź błogosławiony. O jedno Cię proszę, Jezu mój, nie dozwól mi, abym Cię miała czymkolwiek obrazić. O Jezu mój, Ty jeden znasz tęsknoty i bóle serca mojego. Cieszę się, że mogę choć trochę cierpieć dla Ciebie. Kiedy czuję, że cierpienie przechodzi siły moje, wtenczas uciekam się do Pana w Najświętszym Sakramencie, a głębokie milczenie jest mową moją do Pana” ( Dz. 73).
Tym co ratował siostrę w trudnych momentach cierpień, oczyszczeni wewnętrznych, jest adoracja Jezus w Najświętszym Sakramencie, ufność, milczenie i posłuszeństwo.
Kolejny fragment pokazuje wielkość cierpień Faustyny, jest on również potwierdzeniem, że pomocy szukała u Jezusa, w modlitwie i pragnieniu spełniania Jego woli.
„O Jezu, dziś dusza moja jest jakby zamroczona cierpieniem. Ani jednego promienia światła. Burza szaleje, a Jezus śpi. O Mistrzu mój, nie będę Cię budzić, nie przerwę Ci słodkiego snu. Ja wierzę, że Ty bez wiedzy mojej umacniasz mnie. Całe godziny są, w których adoruję Ciebie – o Chlebie żywy – pośród wielkich posuch duszy. O Jezu, miłości czysta, nie potrzebuję pociech, karmię się wolą Twoją, o Mocarzu. Wola Twoja jest celem mojego istnienia. Zdaje mi się, że świat cały mi służy i jest ode mnie zależny. Ty, Panie, rozumiesz duszę moją we wszystkich jej dążeniach. Jezu, gdy sama nie mogę śpiewać Ci hymnu miłości, to podziwiam śpiew Serafinów – tych bardzo umiłowanych przez Ciebie. Pragnę na sposób ich tonąć w Tobie. Takiej miłości nic nie położy tamy, bo nad nią nie ma siły żadna moc. Ona jest podobna do błyskawicy, która oświeca ciemności, ale nie pozostaje w niej. O Mistrzu mój, kształtuj sam duszę moją według woli swojej i odwiecznych zamiarów swoich” (Dz. 195).
Pomimo tych trudnych doświadczeń Św. Faustyna miała w sobie wiele ufności. Te wszystkie doświadczenia dużo ją nauczyły. Swoje przemyślenia spisywała. Dlatego możemy korzystać z jej rad. Jedna z takich rad niech będzie zakończeniem dzisiejszej audycji.
„Nie sądzić nigdy nikogo, dla innych mieć oko pobłażliwe, a dla siebie surowe. Do Boga odnosić wszystko, a w oczach własnych czuć się tym, czym jestem – to jest największą nędzą i nicością. W cierpieniach zachowywać się cierpliwie i spokojnie, wiedząc, że wszystko z czasem przeminie” (Dz. 253).
Tematem dzisiejszego spotkania jest cierpienie na podstawie zapisków s. Faustyny. Przyjrzymy się dzisiaj głównie tym fragmentom Dzienniczka, gdzie Święta zapisywała swoje myśli dotyczące cierpienia, którego doświadczała na co dzień. Warto przypomnieć sobie przy tej okazji, że cierpienie to było przede wszystkim duchowe. Z Dzienniczka wywnioskować można, że cierpienie fizyczne było na drugim miejscu. Posłuchajmy zatem samej s. Faustyny:
„Od chwili, w której ukochałam cierpienie, przestało mi być cierpieniem. Cierpienie jest stałym pokarmem mojej duszy” (Dz. 276).
„Wielka miłość rzeczy małe umie zamieniać na rzeczy wielkie i tylko miłość nadaje czynom naszym wartość, a im miłość nasza stanie się czystsza, tym ogień cierpień mniej będzie miał w nas do trawienia i cierpienie przestanie być dla nas cierpieniem – stanie się nam rozkoszą. Za łaską Bożą teraz otrzymałam to usposobienie serca, że nigdy nie jestem tak szczęśliwa jak wtenczas, kiedy cierpię dla Jezusa, którego kocham każdym drgnieniem serca […] kiedy cierpimy wiele, to mamy sposobność wielką okazać Bogu, że Go kochamy, a kiedy cierpimy mało, to mamy mało sposobności, by okazać Bogu swą miłość, a kiedy nie cierpimy nic, to miłość nasza nie jest wielka ani czysta. Możemy dojść za łaską Bożą [do tego], że cierpienie dla nas zamieni się w rozkosz, bo miłość umie takie rzeczy działać w duszach czystych” (Dz. 303).
I na innym miejscu siostra pisała o znaczeniu cierpienia, o tym jak jest ono potrzebne w naszym życie, choć często go nie chcemy.
„Cierpienie jest skarbem największym na ziemi – oczyszcza duszę. W cierpieniu poznajemy, kto jest dla nas prawdziwym przyjacielem. Prawdziwą miłość mierzy się termometrem cierpień” (Dz. 342)
Kolejne zapisy Siostry, dotyczące cierpienia, pokazują, że z upływem czasu stawała się ona silniejsza, jakby nawykła do tych cierpień, zgadzała się z nimi, widziała w nich sens, wiązała je zawsze z cierpieniami Jezusa a także uważała za dowód miłości ku Niemu.
„Zrozumiałam, że w pewnych i najcięższych momentach będę sama, opuszczona od wszystkich, i muszę czoło stawić wszystkim burzom i walczyć całą mocą duszy nawet z tymi, od których się spodziewałam pomocy. Ale nie jestem sama, bo jest ze mną Jezus, z Nim nie lękam się niczego. Dobrze sobie zdaję sprawę ze wszystkiego i wiem, czego Bóg ode mnie żąda. Cierpienie, wzgarda, pośmiewisko, prześladowanie, upokorzenie będzie stałym udziałem moim, nie znam innej drogi; za szczerą miłość – niewdzięczność. Taka jest ścieżka moja, wydeptana śladami Jezusa. Jezu mój, siło moja i jedyna nadziejo moja, w Tobie jednym cała nadzieja moja; ufność moja nie będzie zawiedziona” (Dz. 746).
I nieco dalej piękny zapis mówiący o zależności pomiędzy cierpieniem a miłością Boga.
„Rozumiem to dobrze, o mój Jezu, że jak chorobę mierzy się termometrem, a silna gorączka mówi nam o wielkości choroby, tak w życiu duchownym cierpienie jest termometrem, który mierzy miłość Bożą w duszy” (Dz.774).
Wśród zapisków znajduje się wiele takich fragmentów, które zadziwiają heroicznością. Jednym z nich jest następujący urywek:
„Dziś dusza moja jest pogrążona w goryczy. O Jezu, o Jezu mój, wolno dziś dolewać każdemu do mojego kielicha goryczy, mniejsza o to, czy przyjaciel, czy wróg, każdemu wolno jest zadawać mi cierpienie, a Ty, o Jezu, obowiązany jesteś dawać mi moc i siłę w tych chwilach ciężkich. Hostio święta, utrzymuj mnie i zamknij wargi moje na szemranie i użalanie się. Kiedy milczę, to wiem, że zwyciężę” (Dz. 896).
Kolejne fragmenty dotyczyć będą cierpień mistycznych, jakich doznawała s. Faustyna. Takich opisów jest wiele w Dzienniczku. Tu przytoczonych zostanie zaledwie kilka.
„Udręczeń moich nikt nie pojmie i nie zrozumie ani ja tego opisać nie zdołam, ani może być większe nad to jakie cierpienie. Cierpienia męczenników nie są większe, gdyż śmierć w tych chwilach byłaby dla mnie ochłodą, i nie mam z czym porównać tych cierpień, tego konania duszy bez końca” (Dz. 1116).
„Dziś odczułam cierpienie korony cierniowej przez niedługą chwilę. Modliłam się wtenczas przed Najświętszym Sakramentem za pewną duszę. W jednej chwili uczułam tak gwałtowny ból, że głowa opadła mi na balustradę; choć chwila ta była krótka, ale bardzo bolesna” (Dz. 1425).
I w innym miejscu Dzienniczka: „Przez dłuższą chwilę odczułam cierpienia w rękach, nogach i boku. Wtem widziałam pewnego grzesznika, który korzystał z moich cierpień i zbliżył się do Pana. Wszystko dla dusz zgłodniałych, aby nie umarły z głodu” (Dz. 1468).
Pod koniec Dzienniczka znajdujemy jeszcze jeden podobny zapis, ale w szczególnych okolicznościach.
„Dziś byłam przy pewnej osobie konającej, która umierała w naszych stronach rodzinnych. Wspierałam ją modlitwami; po chwili odczułam cierpienie w rękach, nogach i boku, przez niedługą chwilę…” (Dz. 1536).
Na koniec posłuchajmy jeszcze pięknego fragmentu, który w pierwszym momencie może budzić zaskoczenie. Jednak po wielu doświadczeniach duchowych i wielkich cierpieniach wewnętrznych, jakie przeżył s. Faustyna, można go traktować jako owoc jej duchowych przeżyć .
„Najuroczystsza chwila w życiu moim to chwila, w której przyjmuję Komunię świętą. Do każdej Komunii świętej tęsknię i za każdą Komunię świętą dziękuję Trójcy Przenajświętszej.
Aniołowie, gdyby zazdrościć mogli, to by nam dwóch rzeczy zazdrościli: pierwszej – to jest przyjmowania Komunii świętej, a drugiej – to jest cierpienia” (Dz. 1804).
Niech te rozliczne fragmenty z zapisków s. Faustyny, posłużą również nam, zwłaszcza w trudnych momentach naszego życia. Niech okażą się pomocą i nadzieją.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest tematyce pracy i jej roli w życiu duchowym człowieka. S. Faustyna zapisała swoje przemyślenia o znaczeniu pracy w jej życiu, zanotowała również w swoich zapiskach słowa Jezusa na ten temat. Od tych właśnie fragmentów rozpoczniemy nasze rozważania.
Na pierwszych kartkach Dzienniczka, s. Faustyna zanotowała jedno z wydarzeń z czasu nowicjatu: „W pewnej chwili w nowicjacie, kiedy mnie matka mistrzyni przeznaczyła do kuchni dziecinnej, ogromnie się tym zmartwiłam, bo nie mogłam poradzić garnków, bo były ogromnie duże. Najtrudniej mi było odlewać kartofle, czasami mi się połowę wysypało. Kiedy powiedziałam o tym matce mistrzyni, odpowiedziała mi, że się pomału przyzwyczaję i nabiorę wprawy. Jednak trudność ta nie ustępowała, ponieważ siły moje zmniejszały się z dniem każdym i wskutek braku sił odsuwałam się, kiedy przychodziło odlewanie kartofli. Jednak siostry to zauważyły, że stronię od tej pracy, i ogromnie się dziwiły; nie wiedziały o tym, że nie mogłam pomóc mimo wytężenia całej gorliwości i nieliczenia się z sobą. W południe przy rachunku sumienia skarżyłam się Bogu na brak sił. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: Od dziś będzie ci to przychodziło z wielką łatwością. Wzmocnię twoje siły. Wieczorem, kiedy przychodzi czas odlewania kartofli, spieszę pierwsza, ufna w słowa Pana. Z całą swobodą biorę garnek i całkiem dobrze odlałam. Ale kiedy zdjęłam pokrywę, żeby kartofle odparowały, ujrzałam w garnku zamiast kartofli całe pęki czerwonych róż, tak pięknych, że trudno o nich napisać. Nigdy jeszcze takich nie widziałam. Zdziwiło mnie to bardzo, nie rozumiejąc ich znaczenia – ale w tej chwili usłyszałam głos w duszy: Taką ciężką twoją pracę zamieniam na bukiety najpiękniejszych kwiatów, a woń ich wznosi się do tronu mojego. Od tej chwili nie tylko starałam się w swoim tygodniu, który miałam wyznaczony, gotowania, odlewać te kartofle, ale starałam się w tygodniu innych sióstr wyręczać je w tej pracy. Ale nie tylko w tej pracy, ale w każdej ciężkiej pracy starałam się pierwsza przyjść z pomocą, ponieważ doświadczyłam, jak to się bardzo Bogu podoba. O skarbie niewyczerpany czystości intencji, która wszystkie czynności nasze czynisz doskonałymi i tak bardzo miłymi Bogu” (Dz. 65).
Kolejny zapis, dotyczy zupełnie innego wydarzenia. Związany jest z ks. Michałem Sopoćką i rozwojem kultu miłosierdzia Bożego. Siostra tak zanotowała: „W pewnym dniu ujrzałam swego spowiednika wewnętrznie, jak wiele cierpieć będzie. Przyjaciele opuszczą cię, a wszyscy sprzeciwiać ci się będą i siły fizyczne zmniejszą się. Widziałam cię jako grono winne, wybrane przez Pana i rzucone w prasę cierpień. Dusza twoja, ojcze, będzie napełniona wątpliwościami w pewnych momentach, co się tyczy tego dzieła i mnie. I widziałam, jakoby ci się sam Bóg sprzeciwiał. I zapytałam się Pana, czemu tak z nim postępuje, że niejako by mu utrudniał to, co nakazuje. I powiedział Pan: Tak postępuję z nim na świadectwo, że dzieło to moim jest. Powiedz mu, niech się nie lęka niczego, wzrok mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to. Nie za pomyślność w pracy, ale za cierpienie nagradzam” (Dz. 90).
Słowa Jezusa dają wielka nadzieję. Dla Niego liczą się intencje, włożony wysiłek a nie udany czy nieudany efekt końcowy.
Kolejne fragmenty z Dzienniczka to już wypowiedzi samej s. Faustyny. Są to jej przemyślenia nt. znaczenia pracy w życiu duchowym oraz trudności z nią związanych.
„Nie pozwolę się tak pochłonąć wirom pracy, aby zapomnieć o Bogu. Wszystkie wolne chwile spędzam u stóp Mistrza utajonego w Najświętszym Sakramencie. On mnie uczy od najmłodszych lat” (Dz. 82).
„W dniu tym, kiedy się tak źle czułam, i poszłam do pracy, jednak co chwila robi mi się niedobrze, a upał był tak wielki, że się [i] bez pracy człowiek czuł niemożliwie na tym upale, a cóż powiedzieć, jak się pracuje i jest się cierpiącym. Toteż przed południem podniosłam się od pracy i spojrzałam w niebo z wielką ufnością, i rzekłam do Pana: Jezu, zasłoń słońce, bo już nie mogę dłużej wytrzymać tego upału. I dziwna rzecz, w jednym momencie biały obłoczek zasłonił słońce i od tej pory już nie było tak wielkich upałów. Kiedy zaczęłam po chwili robić sobie wyrzuty, że nie zniosłam tego upału, ale prosiłam o ulgę, Jezus mnie w tym uspokoił sam” (Dz. 701).
I jeszcze jeden fragment, w którym widać jak ważna jest miłość w czasie wykonywanej pracy, nie jest najważniejsze czy to ciężka, czy lżejsza praca, istotnym natomiast jest odniesienie jej do Jezusa, i miłość bliźniego.
„Dziś rano, kiedy odprawiłam swoje ćwiczenia duchowne, zaraz wzięłam się do roboty szydełkiem. Czułam cicho w sercu swoim – czułam, że Jezus odpoczywa w nim; ta głęboka, a słodka świadomość obecności Bożej pobudziła mnie do tego, że rzekłam do Pana: O Trójco Przenajświętsza, mieszkająca w sercu moim, proszę Cię, daj łaskę nawrócenia tylu duszom, ile dziś ściegów zrobię tym szydełkiem. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: Córko moja, za wielkie są żądania twoje. Jezu, przecież Tobie jest łatwiej dać wiele niż mało. Tak jest, łatwiej mi jest dać duszy wiele niż mało, ale każde nawrócenie grzesznej duszy wymaga ofiary. A więc, Jezu, ofiaruję Ci tę szczerą pracę swoją; nie wydaje mi się ta ofiara za małą za tak wielką liczbę dusz; przecież Ty, Jezu, przez trzydzieści lat zbawiałeś dusze taką pracą, a ponieważ święte posłuszeństwo zabrania mi pokut i umartwień wielkich, dlatego proszę Cię, Panie, przyjmij te drobiazgi z pieczęcią posłuszeństwa jako rzeczy wielkie. Wtem usłyszałam głos w duszy: Córko moja miła, czynię zadość prośbie twojej” (Dz. 610).
Ostatni wybrany dziś fragment pochodzi z końca Dzienniczka, gdy Siostra była już chora i przeczuwała bliskie spotkanie z Jezusem w niebie. Jej patrzenie na świat było wtedy inne. Posłuchajmy co ma nam do powiedzenia.
„Widzę, jak słabe są moje siły. Nie mam chwil obojętnych, bo każda chwileczka życia mojego jest wypełniona modlitwą, cierpieniem i pracą; jak nie jednym, to drugim sposobem życia uwielbiam Boga, i gdyby Bóg mi dał drugi raz życie, nie wiem, czy bym je lepiej wykorzystała…” (Dz. 1545).
Obyśmy my także, tak jak s. Faustyno mogli powiedzieć pod koniec naszego życia takie słowa: „ gdyby Bóg mi dał drugi raz życie, nie wiem, czy bym je lepiej wykorzystała…” (Dz. 1545).
Tematem dzisiejszego spotkania jest życie wieczne, o którym pisała s. Faustyna w swoim Dzienniczku. Opisała ona swoje doświadczenia duchowe związane z niebem czyśćcem i piekłem. Wszystkie te wizje zapewne maja charakter symboliczny. To co opisała święta jest uchyleniem rąbka tajemnicy, czym w rzeczywistości są te trzy stany życia, które czekają nas po naszej śmierci. Na początku zobaczmy co napisała o niebie: „Poznałam w sercu Jezusa, że dla dusz wybranych jest w samym niebie niebo, gdzie nie wszyscy wstęp mają, ale tylko dusze wybrane – niepojęte szczęście, w którym dusza zatopiona będzie. O, mój Boże, że też nie mogę tego opisać, chociaż w najdrobniejszej cząstce. Dusze są przeniknięte Jego Bóstwem, przechodzą z jasności w jasność, światłość niezmienna, ale nigdy monotonna, zawsze nowa, a nigdy nie mająca zmian. O Trójco Święta, daj poznać się duszom” (Dz. 592).
Jest jeszcze jeden zapis s. Faustyny, w którym opisuje niebo. Tym razem święta napisała datę otrzymania tej szczególnej wizji.
„27 XI [1936]. Dziś w duchu byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci. Widziałam, jak wszystkie stworzenia oddają cześć i chwałę nieustannie Bogu; widziałam, jak wielkie jest szczęście w Bogu, które się rozlewa na wszystkie stworzenia, uszczęśliwiając je, i wraca do Źródła wszelka chwała i cześć z uszczęśliwienia, i wchodzą w głębie Boże, kontemplują życie wewnętrzne Boga: Ojca, Syna i Ducha Świętego, którego nigdy ani pojmą, ani zgłębią. To Źródło szczęścia jest niezmienne w istocie swojej, lecz zawsze nowe, tryskające uszczęśliwieniem wszelkiego stworzenia. Rozumiem teraz św. Pawła, który powiedział: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani weszło w serce człowieka, co Bóg nagotował tym, którzy Go miłują” (Dz. 777).
Powyższe fragmenty mają nie tylko charakter biblijny, ale także teologiczny. S. Faustyna próbowała ubrać w słowa głębokie prawdy Boże, których doświadczała w sposób czysto duchowy.
Święta zawarła też w swoich zapiskach wizje czyśćca.
„W krótkim czasie potem zapadłam na zdrowiu. Droga matka przełożona wysłała mnie razem z dwiema innymi siostrami na wakacje do Skolimowa, kawałek poza Warszawę. W tym czasie zapytałam się Pana Jezusa: za kogo jeszcze mam się modlić? Odpowiedział mi Jezus, że na przyszłą noc da mi poznać, za kogo mam się modlić.
Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie? I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję «Gwiazdą Morza». Ona im przynosi ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać, ale mój Anioł Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego więzienia cierpiącego. [Usłyszałam głos wewnętrzny], który powiedział: Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe. Od tej chwili ściślej obcuję z duszami cierpiącymi” (Dz. 20).
W swoim życiu s. Faustyna otrzymała także łaskę oglądania piekła. Nie jest ona jedyną osobą która dostąpiła tej łaski. Inni święci również opisywali takie wydarzenia z ich życia, gdy Bóg pozwolił im oglądać piekło. Podobnie jak inne wizje także i ta była zapewne wizją symboliczną. Jezus przez s. Faustynę chciał pokazać ludzkości maleńką część tego, czym jest wieczne potępienie.
„Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka – jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest. Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego, musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem” (Dz. 741).
Ostatni fragment, na który zwrócimy uwagę, to piękna obietnica jaką s. Faustyna otrzymała od Jezusa. Opisała ona spotkanie z Panem, w dniu, który miała przeznaczony na modlitwę indywidualną. Usłyszała wtedy słowa, dotyczące jej życia wiecznego.
„Kiedy byłam w Kiekrzu, aby zastąpić jedną z sióstr na krótki czas, w jednym dniu po południu poszłam przez ogród i stanęłam nad brzegiem jeziora, i długą chwilę zamyśliłam się nad tym żywiołem. Nagle ujrzałam przy sobie Pana Jezusa, który mi rzekł łaskawie: To wszystko dla ciebie stworzyłem, oblubienico moja, a wiedz o tym, że wszystkie piękności niczym są w porównaniu z tym, co ci przygotowałem w wieczności. Dusza moja została zalana tak wielką pociechą, że pozostałam tam do wieczora, a zdało mi się, że jestem krótką chwilę. Dzień ten miałam wolny i przeznaczony na jednodniowe rekolekcje, więc miałam zupełną swobodę oddać się modlitwie. O, jak Bóg jest nieskończenie dobry, ściga nas swoją dobrocią. Najczęściej zdarza się, że udziela mi Pan największych łask wtenczas, kiedy ja się wcale ich nie spodziewam” (Dz. 158).
Na dzisiejszym spotkaniu wsłuchajmy się w te wszystkie momenty życia s. Faustyny, gdy przeżywała ona okres Bożego Narodzenia. Słuchając fragmentów z Dzienniczka odnieśmy je do naszego życia, do naszego przygotowania i przeżywania czasu tych świąt. Zapisy z Dzienniczka będą czytane chronologicznie pozwoli to popatrzeć jak Faustyna przeżywała Narodzenie Jezusa w kolejnych latach swego zakonnego życia. Oto pierwszy z nich, święta w 1933r. Faustyna przeżyła wtedy tajemnice uniżenia się Jezusa w fakcie i sposobie wcielenia. Posłuchajmy tych słów:
„Dziś łączyłam się ściśle z Matką Bożą, przeżywałam Jej chwile wewnętrzne. Wieczorem przed łamaniem opłatkiem weszłam do kaplicy, aby się w duchu podzielić z osobami drogimi i prosiłam Matkę Bożą o łaski dla nich. Duch mój był cały pogrążony w Bogu. W czasie Pasterki ujrzałam małe Dzieciątko Jezus w Hostii, duch mój pogrążył się w Nim. Choć mała Dziecina, jednak majestat Jego przenikał moją duszę. Głęboko przeniknęła mnie ta tajemnica, to wielkie uniżenie się Boga, to niepojęte wyniszczenie Jego. Całe Święta żywe mi to było w duszy. O, my nigdy nie pojmiemy tego wielkiego uniżenia się Boga. (Dz. 182).
W tym fragmencie Jezus dał poznać Siostrze tajemnicę uniżenia Boga w Narodzeniu na sposób ludzki. Już w samym tym wydarzeniu i pokorze Boga, rozpoczyna się zbawienie człowieka. Jezus swoim przykładem pokazuje każdemu z nas, że stajemy się do Niego podobni przez miłość i pokorę.
W następnym roku w czasie świąt Faustyna przeżywała wyjątkowa bliskość Boga. To przeżycie było możliwe m.in. dlatego, że siostra tego pragnęła i zrobiła w swoim sercu miejsce dla Jezusa. Pomimo licznych obowiązków potrafiła skupić się na tym co najważniejsze. Jezus znalazł w jej duszy miejsce dla siebie. Posłuchajmy fragmentu opisującego ten czas:
„24 XII 1934. Dzień wigilijny. Rano podczas Mszy świętej czułam bliskość Boga, duch mój bezwiednie zatonął w Bogu. Wtem usłyszałam te słowa: Tyś mieszkaniem miłym dla mnie, w tobie odpoczywa Duch mój. Po tych słowach czułam spojrzenie Pana w głąb serca mego, a widząc swą nędzę, upokarzałam się w duchu i podziwiałam wielkie miłosierdzie Boże, że się do takiej nędzy zbliża ten Pan najwyższy. W czasie Komunii świętej radość zalała duszę moją, czułam, że jestem złączona ściśle z Bóstwem; wszechmoc Jego pochłonęła całą istotę moją. Przez cały dzień czułam w szczególny sposób bliskość Boga, a chociaż obowiązki mi nie pozwoliły pójść ani na chwilę przez cały dzień do kaplicy, to jednak nie było chwili, w której bym nie była złączona z Bogiem, czułam Go w sobie w sposób więcej odczuwalny, aniżeli kiedy indziej. Pozdrawiałam nieustannie Matkę Bożą, wczuwając się w Jej ducha, prosiłam Ją, aby mnie nauczyła prawdziwej miłości Boga. Wtem usłyszałam te słowa: Podzielę się z tobą tajemnicą szczęścia swego w nocy, w czasie Mszy świętej” (Dz. 346).
W następnym roku znowu znajdujemy zapis dotyczący świąt Bożego Narodzenia. Tym razem s. Faustyna miała zrozumienie Bożej miłości względem każdego człowieka. Napisała, że tak naprawdę nie mamy świadomości jak bardzo wszyscy jesteśmy umiłowani przez Jezusa. Posłuchajmy słów z Dzienniczka: „1935 rok, dzień wigilijny. Od samego rana duch mój był pogrążony w Bogu. Jego obecność przenikała mnie na wskroś. Wieczorem przed wieczerzą, weszłam na chwilę do kaplicy, ażeby u stóp Pana Jezusa podzielić się opłatkiem z tymi, którzy są z daleka, a których Jezus bardzo kocha, a ja mam im wiele do zawdzięczenia. Kiedy się w duchu dzieliłam tym opłatkiem z pewną osobą, usłyszałam w duszy te słowa: Serce jego jest mi niebem na ziemi. – Kiedy wychodziłam z kaplicy, w jednej chwili ogarnęła mnie wszechmoc Boża. Wtem poznałam, jak bardzo Bóg nas miłuje; o, gdyby dusze choć w cząstce mogły to pojąć i zrozumieć” (Dz. 574).
Osobą o której Siostra tu wspomniała był zapewne ks. Michał Sopoćko, jej spowiednik i kierownik duchowy, któremu wiele zawdzięczała.
Kolejny zapis następujący zaraz po wyżej przeczytanym brzmi następująco: „Dzień Bożego Narodzenia. Pasterka. W czasie Mszy świętej znowuż ujrzałam małe Dzieciątko Jezus, niezmiernie piękne, które z radością wyciągało rączęta do mnie. Po Komunii świętej usłyszałam te słowa: Ja zawsze jestem w sercu twoim, nie tylko w chwili, kiedy mnie przyjmujesz w Komunii świętej, ale zawsze. W radości wielkiej przeżywałam Święta te” (Dz. 575).
Święta Bożego Narodzenia były zatem dla s. Faustyny okresem radości i wielkiej bliskości Jezusa. To co napisała pozwala nam stwierdzić, że pomimo licznych obowiązków, jakie zapewne miała przed świętami i w czasie ich trwania, nie przysłoniły jej one tego co najważniejsze. Faktu, że po raz kolejny rodzi się dla nas Bóg, przypomina o swoim przyjściu na ziemię. Podobnie my, pomimo wielu obowiązków pozwólmy Jezusowi kolejny raz narodzić się w nas, ożywić może już obumierająca relację z Nim, Bogiem żywym, który pragnie naszego szczęścia.
W grudniu 1936 r. s. Faustyna była już w szpitalu, ale na święta przyjechała do domu zakonnego. Warto zwrócić uwagę na to co przeżywała w podróży przez miasto, jadąc do klasztoru. Opis ten, którego za chwilę posłuchamy ma również odniesienie do czasów obecnych.
„24 XII [1936]. Dziś w czasie Mszy świętej szczególnie byłam złączona z Bogiem i Jego Niepokalaną Matką. Pokora i miłość Dziewicy Niepokalanej przenikała duszę moją. Im więcej naśladuję Matkę Bożą, tym głębiej poznaję Boga. O, jak niepojęta tęsknota ogarnia duszę moją. Jezu, jak możesz mnie jeszcze pozostawiać na tym wygnaniu, umieram w pragnieniu za Tobą, każde Twoje dotknięcie duszy mojej rani mnie niezmiernie. Miłość i cierpienie są razem, jednak nie zamieniłabym tej boleści spowodowanej przez Ciebie za żadne skarby, gdyż to jest boleść niepojętych rozkoszy, a zadaje te rany duszy ręka miłująca. Siostra (K). przyjechała po południu i zabrała mnie na Święta do domu. Cieszyłam się, aby razem być ze Zgromadzeniem. Jadąc przez miasto wyobrażałam sobie, że to jest Betlejem; widzę wszystkich ludzi spieszących się, pomyślałam: kto dziś rozważa tę Tajemnicę niepojętą w skupieniu i cichości? – O Panno czysta, Ty dziś podróżujesz i ja jestem w podróży. Czuję, że podróż dzisiejsza ma swoje znaczenie. O Panno Promienista, czysta jak kryształ, cała pogrążona w Bogu, oddaję Ci moje życie wewnętrzne, urządzaj wszystko tak, aby było miłe Synowi Twemu. O Matko moja, ja tak gorąco pragnę, żebyś mi dała małego Jezunia w czasie Pasterki. I odczułam w głębi duszy tak żywą obecność Bożą, że siłą woli powstrzymywałam radość, aby na zewnątrz nie dać poznać, co się dzieje w duszy” (Dz. 843-844)
„25 XII [1936]. Pasterka. W czasie Mszy świętej obecność Boża przenikała mnie na wskroś. Chwilę przed podniesieniem ujrzałam Matkę i małego Jezunia, (i starego Dziadunia). Matka Najświętsza rzekła do mnie te słowa: Córko moja, Faustyno, masz ten Skarb najdroższy – i podała mi maleńkiego Jezusa. Kiedy wzięłam Jezusa na ręce, dusza moja doznawała tak niepojętej radości, że nie jestem w stanie tego opisać. Ale dziwna rzecz: po chwili Jezus stał się straszny, okropny, duży, cierpiący – i znikło widzenie, i był czas niedługo, aby iść do Komunii świętej. Kiedy przyjęłam Pana Jezusa w Komunii świętej drżała cała dusza moja pod wpływem obecności Bożej. Na drugi dzień widziałam Dziecię Boże krótką chwilę w czasie podniesienia” (Dz. 846).
Widzenie to pozwala zrozumieć, że narodzenie Chrystusa od początku niesie ze sobą tajemnicę Jego męki i śmierci. Obydwa te wydarzenia: narodzenie i męka, są ze sobą złączone. Chrystus po to przyszedł na świat, by Zbawić ludzi, a zatem na Jego narodzenie należy patrzeć jako na wydarzenie zbawcze.
Święta w 1937 roku były już ostatnimi, jakie dane były przeżyć s. Faustynie, tu na ziemi. Dużo o nich pisała w Dzienniczku. Posłuchajmy tych zapisków z ostatnich miesięcy jej życia, gdy już była chora, a jednocześnie przez cierpienie i wewnętrzne przeżycia miała niezwykle bliską relację z Jezusem .
„Wigilia [1937]. Po Komunii świętej dała mi Matka Boża poznać swą troskę, jaką miała w sercu, ze względu na Syna Bożego. Lecz ta troska przepełniona była taką wonią poddania się woli Bożej, że raczej nazywam ją rozkoszą, a nie troską. Zrozumiałam, jak dusza moja powinna przyjmować wszelką wolę Bożą. Szkoda, że nie umiem tego tak napisać, jak to poznałam. Dzień cały dusza moja była w głębszym skupieniu, nic jej z tego nie wyrywało, ani obowiązki, ani stosunki, jakie miałam z osobami świeckimi” (Dz. 1437).
„Kiedy przyszłam na Pasterkę, zaraz z początkiem Mszy świętej, cała pogrążyłam się w głębokim skupieniu, w którym widziałam szopkę betlejemską napełnioną wielką jasnością. Najświętsza Panna owijała w pieluszki Jezusa, pogrążona w wielkiej miłości, jednak św. Józef jeszcze spał; dopiero kiedy Matka Boża ułożyła Jezusa w żłóbku, wtenczas jasność Boża zbudziła Józefa, który też się modlił. Jednak po chwili zostałam sam na sam z małym Jezusem, który wyciągnął do mnie swe rączęta, a ja zrozumiałam, aby Go wziąć na ręce swoje. Jezus przytulił swą główkę do serca mojego, a głębokim swym spojrzeniem dał mi poznać, że dobrze mu przy sercu moim. W tej chwili znikł mi Jezus, a dzwonek był do Komunii świętej; dusza moja omdlewała z radości” (Dz. 144).
Te doświadczenie duchowe, tak niezwykłe, pokazują głęboką zażyłość s. Faustyny z Jezusem. My wszyscy przez wiarę i modlitwę możemy również budować naszą relację z Bogiem. Z strony Jezusa nie zabraknie nigdy łaski, to od nas zależy jaka jest pojemność naszego serca na tę łaskę i ile jej potrafimy przyjąć.
Na dzisiejszym spotkaniu przyjrzymy się osobie bł. ks. Michała Sopoćki. Jego roli w rozwoju kultu miłosierdzia Bożego nie sposób przecenić. On był tym, któremu Siostra przekazywała polecenia Jezusa, on rozeznawała prawdziwość objawień, przekazał je Kościołowi, starał się o rozwój poszczególnych form kultu.
Działalność ks. Sopoćko nie ogranicza się jednak tylko do dzieła związanego z kultem Bożego miłosierdzia, choć patrząc na jego życie, niewątpliwie można stwierdzić, że ta misja towarzyszyła mu nieustanie i niejako charakteryzuje jego osobę w oczach świata.
Posłuchajmy teraz krótkiego życiorysu ks. Michała, który pokazuje, jakiego kapłana wybrał Jezus na realizatora misji powierzonej s. Faustynie. Już zanim spotkał Siostrę był człowiekiem oddanym Bogu i niezwykle mocno zaangażowanym w życie Kościoła.
Ks. Michał Sopoćko urodził się 1 listopada 1888 r. w Juszewszczyźnie, w powiecie oszmiańskim, na pograniczu województw wileńskiego i mińskiego. Obecnie są to tereny Białorusi. W tamtym czasie ziemie te pozostawały pod zaborem rosyjskim. Michał pochodził z rodziny szlacheckiej. Ojciec, Wincenty, był zarządcą gospodarstw, matka Emilia z domy Pawłowicz, zajmowała się domem i wspierała ojca w jego pracy. Michał miał troje rodzeństwa. Brat Ignacy, urodził się z pierwszego małżeństwa jego ojca. Po śmierci żony, Wincenty ożenił się po raz drugi i z tego małżeństwa urodzili się Piotr, Zofia i Michał. Rodzina Sopoćków żyła na co dzień wartościami zaczerpniętymi z wiary katolickiej, dzieci zostały wychowane w głębokiej pobożności, czci wobec Boga i szacunku do człowieka, pielęgnowane były również wartości patriotyczne. Rodzice dbali też o wykształcenie swoich dzieci. Michał dobrze się uczył. Ukończył miejską szkołę w Oszmianie. Po ukończeniu szkoły sam zaczął uczyć w polskiej szkółce parafialnej w Zabrzeziu, za co został przez władze carskie sądownie ukarany.
Michał wychowując się w pobożnej rodzinie i słuchając głosu Boga odkrył w sobie powołanie do kapłaństwa. Po wielu staraniach i pokonaniu przeszkód ze strony władzy carskiej, w sierpniu 1910 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Wilnie. Po czterech latach, 15 czerwca 1914 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa żmudzkiego, Franciszka Karewicza. W latach 1914-1918 pracował jako wikariusz w Taboryszkach. Podjął tam swoją posługę z gorliwością, na wielu polach duszpasterskiego dziania: głosił nauki, katechizował dzieci, młodzież i dorosłych, sprawował posługę sakramentalna, angażował do współpracy ludzi świeckich. Ks. Michał przeciwstawiał się też powszechnemu nałogowi, jakim był alkoholizm, wzbudzał też wartości patriotyczne w narodzie polskim będącym pod zaborami. Założył 36 szkółek elementarnych, w których uczyło się ok. półtora tysiąca dzieci, sam starł się o nauczycieli i środki finansowe. Ta działalność spowodowała, że ks. Michał, dla uniknięcia represji, musiał opuścić Taboryszki. W październiku 1918r. wyjechał do Warszawy, gdzie został mianowany kapelanem Wojska Polskiego. Tam ks. Sopoćko zgłosił się także na studia, na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warszawskiego i w 1923r. obronił magisterium. W grudniu 1924r. przeniósł się do Wilna. Pełnił tam obowiązki kapelana wojskowego, ukończył też studia doktorskie na Uniwersytecie Warszawskim i 1 marca 1926r. uzyskał tytuł doktora teologii. Od roku 1927 do 1932 pełnił funkcję ojca duchownego w Seminarium Duchownym w Wilnie, a od 1928r. pracował na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. 13 grudnia 1934r. habilitował się na Uniwersytecie Warszawskim. Zarówno w pracy naukowej jak i w wojsku był bardzo gorliwy i oddany swojej misji.
Ks. Sopoćko był również spowiednikiem wielu zgromadzeń zakonnych, m. in. Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Znaczącym wydarzeniem w jego życiu było spotkanie w 1933r. s. Faustyny Kowalskiej z wyżej wymienionego Zgromadzenia. Siostra przekazywała mu, jako swojemu spowiednikowi, polecenia Jezusa, jakie otrzymywała w swoich objawieniach. Od tego czasu ks. Michał zaczął stopniowo zajmować się tematyką Bożego miłosierdzia. Zabiegał o realizację poleceń Jezusa, przekazywanych s. Faustynie. Życzenia te dotyczyły głównie obrazu Jezusa miłosiernego, święta Miłosierdzia Bożego, oraz założenia nowego gromadzenia zakonnego.
W wyniku działań wojennych i niebezpieczeństwa ze strony okupacji niemieckie, ks. Michał musiał ukrywać się w Czarnym Borze. Było to od marca 1942 do sierpnia 1944r. W tym czasie pod zmienionym nazwiskiem pracował jako cieśla, mieszkając w małym domku na skraju lasu. Po powrocie do Wilna, ks. Michał zajął się pracą duszpasterską. Sytuacja była bardzo trudna, władze sowieckie przeciwstawiały się wszelkiej działalności duszpasterskiej, mimo to ks. Sopoćko pracował na ile mógł. W 1947r. został wezwany przez swojego biskupa, Romualda Jałbrzykowskiego do pracy w Białymstoku. Pełnił tam obowiązki wykładowcy w seminarium duchownym i pracował na rzecz rozwoju idei miłosierdzia Bożego. Pracy w seminarium oraz rozlicznym formom posługi duszpasterskiej ks. Sopoćko poświęcała wiele sił, ponadto pracował naukowo, interesował się sprawami założonego przez siebie zgromadzenia zakonnego, działał na rzecz trzeźwości. Całe jego życie było wypełnione modlitwą i pracą dla Jezusa i Jego Kościoła. W ostatnich latach swojego życia dotknęły go różne choroby i cierpienia związane z wiekiem i pełnioną misją. Zmarł w Białymstoku, 15 lutego 1975r. Został beatyfikowany 28 września 2008r.
Ks. Sopoćko, choć zawsze pozostawał w cieniu s. Faustyny – apostołki Bożego miłosierdzia, tak naprawdę odegrał ogromną rolę w rozwoju kultu miłosierdzia Bożego. Dzięki silnej wierze i dużej wiedzy teologicznej, dał naukowe podstawy pod ten kult i wystarał się o podstawowe wypełnienie poleceń Jezusa.
(informacje zaczerpnięte m.in. z książek ks. Henryka Ciereszko)
W poprzednich spotkaniach mówiliśmy o św. s. Faustynie, oraz misji, jaką powierzył jej Jezus. Poznaliśmy też bł. ks. Sopoćkę, jej spowiednika, którego Chrystus wybrała jako pomocnika w realizacji dzieła miłosierdzia. Bóg splótł losy tych dwojga świętych ludzi i posłużył się nimi, by pokazać światu swoje miłosierdzie.
Jak doszło zatem do ich spotkania i jakie owoce przyniosła ta współpraca w dziele Bożym.
W maju 1933r. s. Faustyna przyjechała do domu zakonnego w Wilnie. Doświadczała już wtedy łaski objawień Jezusa i otrzymywała od Niego różne polecenia związane z kultem Bożego miłosierdzia. Siostra potrzebowała mądrego kierownika duchowego, by dobrze rozeznawać dane jej łaski. Już wcześniej modliła się o to, by Jezus dał jej dobrego kierownika, pisała o tym w swoim Dzienniczku w następujący sposób: „Modliłam się gorąco, aby mi Bóg dał tę wielką łaskę – to jest kierownika duszy. Jednak tę łaskę otrzymałam dopiero po ślubach wieczystych, kiedy przyjechałam do Wilna. To jest ksiądz Sopoćko. Dał mi Bóg go poznać wpierw wewnętrznie, nim przyjechałam do Wilna” (Dz. 34).
Siostra wiedziała zatem jak ma wyglądać jej przyszły kierownik duchowy, ponieważ Jezus dał jej go poznać w duchowych widzeniach. Gdy przyjechała do domu wileńskiego, spowiednikiem sióstr tego domu był ks. Michał Sopoćko. Swoje pierwsze zetknięcie z tym kapłanem Siostra przedstawiła w następujący sposób: „Nadszedł dzień spowiedzi i ku mojej radości ujrzałam tego kapłana, którego znałam wpierw, nim przyjechałam do Wilna. Znałam go w widzeniu. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: Oto wierny sługa mój, on ci pomoże spełnić wolę moją tu na ziemi” (Dz. 263).
Również ks. Sopoćko pamiętał swoje pierwsze spotkanie z s. Faustyną. Jednemu ze znajomych opowiadał, że po raz pierwszy spotkał Faustynę w kościele, „gdy spowiadał weszły zakonnice i jedna z nich zaczęła okazywać radość i uśmiechać się. Upomniana przez ks. Sopoćkę, powiedziała o swoich widzeniach, o braku zrozumienia u dotychczasowych spowiedników, o skardze swojej na to Panu Jezusowi i o prośbie o dobrego spowiednika. W odpowiedzi miał jej Pan Jezus wskazać w widzeniu ks. Sopoćkę i stąd ta radość na jego widok” (B. Szostało, Moje wspomnienia o Księdzu Profesorze Michale Sopoćce, Archiwum Kurii Arcybiskupiej w Białymstoku, XXIV 25 s. 11).
Inna relacja z tego wydarzenia znajduje się w Dzienniku ks. Sopoćki. On sam spisał ją w roku 1938 i wydaję się być to najstarsza relacja z tego wydarzenia. Ks. Michał pisał tak: „Poznałem s. Faustynę w r. 1933, która od razu powiedziała, że zna mnie od dawna i że mam być jej kierownikiem oraz ogłosić światu o miłosierdziu Bożym. Nie przywiązywałem do tego powiedzenia żadnego znaczenia i nie traktowałem tego poważnie” („Dziennik” ks. Sopoćki, z. 2, s. 50).
Pomimo takich, wydawać by się mogło, mało obiecujących początków, współpraca s. Faustyny ze swoim ojcem duchownym, z czasem zaczęła przybierać inny kierunek. Siostra była bardzo pokorna, pobożna, oddana bez reszty Jezusowi, a przy tym mówiła o tym co się dzieje w jej duszy, jakie otrzymuje łaski, czego Jezus od niej żąda. Słuchając tych słów ks. Michał zaczął się zastanawiać nad prawdziwością tych przeżyć duchowych swojej penitentki, znaczeniem przekazywanego orędzia. Rozpoczął zatem zgłębiać pod względem teologicznym temat miłosierdzia Bożego, szukał podstaw w Biblii i nauczaniu Kościoła. Dla dokładnego zbadania sprawy polecił badania psychiatryczne swojej penitentki, by wykluczyć wszelkiego rodzaju choroby psychiczne. O początkach rozeznawania objawień s. Faustyny ks. Michał tak napisał w swoim Dzienniku: „Z początku nie wiedziałem o co chodzi, słuchałem, niedowierzałem, zastanawiałem się, badałem, radziłem się innych, dopiero po kilku latach zrozumiałem doniosłość tego dzieła, wielkość tej idei i przekonałem się sam o skuteczności tego starego wprawdzie ale zaniedbanego i domagającego się w naszych czasach odnowienia wielkiego, życiodajnego kultu” (ks. Michał Sopoćko „Dziennik II, Gorzów Wielkopolski 1979, s. 35).
Po dłuższym rozeznawaniu, modlitwie, zgłębianiu teologicznym, ks. Michał powoli dochodził do przekonania, że wszystko co mówi s. Faustyna jest prawdziwe. Misja, jaka go czekała była rzeczywiście wielka, wymagająca trudu i samozaparcia. Gdy jednak ks. Sopoćko przekonał się o prawdziwości objawień, podjął nowe dzieło z całą świadomością obowiązku z nim związanego. Choć nie doświadczał objawień i nigdy nie mógł być do końca pewien czy są autentyczne, zaufał, że tak jest, na podstawie prawdziwości treści teologicznych w nich przekazywanych, potrzeby miłosierdzia Bożego w świecie, w którym żył, oraz postawy s. Faustyny, świętej zakonnicy, zakochanej w Jezusie. Po latach wspomina ten czas, w swoich zapiskach: „Są prawdy które się zna i często o nich się słyszy, ale się ich nie rozumie. Tak było ze mną co do prawdy miłosierdzia Bożego, tyle razu wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, myślałem o niej na rekolekcjach, powtarzałem w modlitwach kościelnych – szczególnie w psalmach – ale nie rozumiałem tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść – że jest największym przymiotem dziania Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy, s. Faustyny ze Zgromadzenia Opieki M. B. (Magdalenek), która intuicją wiedziona, powiedziała mi o niej krótki i często to powtarzała, pobudzając mnie do badania, studiowania i częstego o tej sprawie myślenia” (ks. Michał Sopocko „Dziennik II, Gorzów Wielkopolski 1979, s. 35).
Ks. Sopoćko musiał mieć dostateczną pewność co do prawdziwości objawień, by podjąć działania zmierzające do zatwierdzenia nowych form kultu miłosierdzia Bożego w Kościele. Pracował na wielu płaszczyznach: naukowej – pisał o Bożym miłosierdziu na podstawie Biblii i nauki Kościoła; starał się o zatwierdzenie nowych form kultu w Kościele, szukał wsparcia u swojego biskupa, dowodził potrzeby głoszenia światu prawdy o miłosierdziu Bożym; duszpasterskiej – głosił rekolekcje i konferencje o Bożym miłosierdziu.
Na koniec chce przytoczyć jeszcze dwa piękne fragmenty z Dzienniczka, które z pewnością można nazwać proroctwami odnoszącymi się zarówno do ks. Sopocki jak i do całego kultu miłosierdzia Bożego. „W pewnym dniu ujrzałam swego spowiednika wewnętrznie, jak wiele cierpieć będzie. Przyjaciele opuszczą cię, a wszyscy sprzeciwiać ci się będą i siły fizyczne zmniejszą się. Widziałam cię jako grono winne, wybrane przez Pana i rzucone w prasę cierpień. Dusza twoja, ojcze, będzie napełniona wątpliwościami w pewnych momentach, co się tyczy tego dzieła i mnie. I widziałam, jakoby ci się sam Bóg sprzeciwiał. I zapytałam się Pana, czemu tak z nim postępuje, że niejako by mu utrudniał to, co nakazuje. I powiedział Pan: Tak postępuję z nim na świadectwo, że dzieło to moim jest. Powiedz mu, niech się nie lęka niczego, wzrok mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to. Nie za pomyślność w pracy, ale za cierpienie nagradzam (Dz.90).
„W pewnej chwili, kiedy rozmawiałam z kierownikiem mojej duszy, ujrzałam wewnętrznie, szybciej niż lotem błyskawicy, duszę jego w wielkim cierpieniu, w takiej męce, że niewiele dusz Bóg dotyka tym ogniem. Cierpienie to wypływa z tego dzieła. Będzie chwila, w której dzieło to, które tak Bóg zaleca – jakoby w zupełnym zniszczeniu i wtem nastąpi działanie Boże z wielką siłą, która dać świadectwo prawdziwości. Ono będzie nowym blaskiem dla Kościoła, chociaż od dawna w nim spoczywającym. Że Bóg jest nieskończenie miłosierny, nikt temu zaprzeczyć nie może, pragnie On, żeby wiedzieli wszyscy o tym, nim przyjdzie powtórnie jako Sędzia; chce, aby wpierw dusze poznały Go, jako Króla Miłosierdzia. Kiedy ten triumf nadejdzie, to my już będziemy w nowym życiu, w którym nie ma cierpień, ale wpierw dusza twoja będzie nasycona goryczą na widok zniszczenia twoich usiłowań. Jednak zniszczenie to jest tylko pozorne, ponieważ Bóg, co raz postanowił, nie zmienia, ale chociaż zniszczenie będzie pozorne, jednak cierpienie będzie rzeczywiste. Kiedy to nastąpi – nie wiem; jak długo trwać będzie – nie wiem. – Ale przyobiecał Bóg wielka łaskę szczególnie tobie i wszystkim, którzy głosić będą o wielkim miłosierdziu moim. Ja Sam bronić ich będę w godzinę śmierci, jak Swej chwały i chociażby grzechy dusz czarne były jak noc, kiedy grzesznik zwraca się do miłosierdzia mojego, oddaje mi największą chwałę i jest zaszczytem męki mojej. Kiedy dusza wysławia moją dobroć, wtenczas szatan drży przed nią i ucieka na samo dno piekła (Dz. 378).
Jeszcze w wielu innych miejscach s. Faustyna opisywała widzenia związane z ks. Sopoćko. Jezus nakazywał jej, by była posłuszna decyzjom spowiednika i zapewniał o swoim szczególnym upodobaniu w duszy tego kapłana.
(informacje zaczerpnięte m.in. z książek ks. Henryka Ciereszko)
Na dzisiejszym spotkaniu zajmiemy się tematem miłosierdzia Bożego w pismach i wypowiedziach ks. Sopoćki. Pisał on bardzo wiele o miłosierdziu każdej z Osób Boskich. Można powiedzieć, że ks. Michał stworzył podstawy teologii miłosierdzia Bożego. Był pierwszym teologiem naszych czasów, zajmującym się tym tematem w sposób tak obszerny i dogłębny. To on dał teologiczne podstawy pod nowe formy kultu miłosierdzia Bożego. Przede wszystkim opisał sam przymiot miłosierdzia w Bogu i jego znaczenie dla nas. Pokazał potrzebę czci tego przymioty w Bogu.
Ks. Sopoćko nie mógł oficjalnie pisać o objawieniach, jakich doświadczała s. Faustyna ponieważ nie były one jeszcze znane i zatwierdzone w kościele. Nie mógł zatem odwoływać się w swoich książkach, konferencjach i kazaniach do jej objawień i do nowych form kultu Bożego miłosierdzia. Na temat miłosierdzia Bożego pisał tylko na podstawie Pisma Świętego i nauki Kościoła, nie wspominając o osobie i dziele s. Faustyny. Wielką przeszkodą w propagowaniu kultu Boga miłosiernego był zakaz rozwoju nowych form tego kultu, wydany przez Święte Oficjum w 1959r. Przyczynił się on jednak do teologicznego opracowania tego tematu. Ks. Sopoćko starając się o zniesienie tego zakazu, pokazywał w swoich pismach znaczenie miłosierdzia Bożego w Biblii i nauce Kościoła. Byli też inni autorzy, którzy pisali na ten temat. Duża role odegrali na tym polu księża Marianie i Pallotyni.
Na dzisiejszym spotkaniu zobaczymy jak ks. Sopoćko rozumiał przymiot miłosierdzia w Bogu.
Przede wszystkim przymiot ten różni się od litości, pisał ks. Michał, która jest pojedynczym aktem miłosierdzia, miłosierdzie zaś to niezmienny stan zlitowania. Ponadto ks. profesor podaje jeszcze inne terminy zbliżone swoim znaczeniem do miłosierdzia Bożego, m. in. dobroć, przez którą Stwórca usuwa w stworzeniu brak i udziela wszelkich doskonałości. Ponieważ czyni to zawsze bezinteresownie, ujawnia się tu kolejny Jego przymiot – szczodrobliwość. Ponadto Bóg otacza człowieka swoją opatrznością, która jest czuwaniem, aby przy pomocy Jego darów mógł dojść do celu wyznaczonego przez Stwórcę, oraz sprawiedliwość, czyli udzielanie doskonałości.
Przymiotem szczególnie bliskim miłosierdziu Bożemu jest Jego miłość. Miłość ta ma charakter życzliwości Stwórcy do swojego stworzenia, bytu wyższego do stworzonego przez siebie bytu niższego. Ks. Sopoćko ukazał też relacje poszczególnych przymiotów Boga do przymiotu miłosierdzia: dobroć Boża to miłosierdzie, które stwarza, szczodrobliwość jest miłosierdziem obdarzającym, opatrzność – miłosierdziem czuwającym, sprawiedliwość – miłosierdziem nagradzającym za dobro i karzącym za zło mniej niż grzesznik zasługuje, natomiast miłość jest miłosierdziem litującym się nad nędzą człowieka.
Cała wymieniona wyżej terminologia, zbliżona swoim znaczeniem do rzeczywistości miłosierdzia Boga Ojca odróżnia ten przymiot od innych, ukazuje jego specyfikę a jednocześnie wkomponowuje go niejako w całość naszej myśli o Bogu i czyni integralną częścią tego poznania Stwórcy, do którego On sam w objawieniu siebie nas dopuszcza.
Pojęcie miłosierdzia Bożego, a zatem określenie czym ono jest, stanowi niejako pierwszy rys określający duchowość miłosierdzia. Błogosławiony ks. Michał, pisząc co należy rozumieć przez słowo „miłosierdzie”, pokazał na czym ma się opierać duchowość miłosierdzia, co stanowi jej centrum.
Drugim istotnym zagadnieniem, będącym u podstaw duchowości miłosierdzia, jest określenie istoty przymiotu miłosierdzia w Bogu. Ks. Sopoćko opracowując to zagadnienie ukazał, co należy rozumieć przez słowo „miłosierdzie”. Stwierdził zatem, że może być ono postrzegane jako wzruszenie zmysłowe, a także jako cnota moralna. W pierwszym przypadku oznacza współczucie z powodu czyjegoś cierpienia, natomiast w drugim – świadome współcierpienie i pomoc świadczoną bliźniemu. Miłosierdzie ludzkie wypływa z miłości i jest jej świadomym znakiem, gdy urzeczywistnia się w uczynkach miłosierdzia.
Miłosierdzie Boże jest czymś istotowo różnym od wyżej opisanego miłosierdzia ludzkiego. Nie jest ono wzruszeniem zmysłowym ani cnotą. Bóg jako byt najwyższy, niematerialny nie może odczuwać wzruszenia, czy smutku, które stanowią integralną część miłosierdzia przeżywanego na poziomie ludzkim. „Miłosierdzie Boże – pisał ks. profesor – jest to doskonałość Jego działalności skłaniającej się ku bytom niższym w celu wyprowadzenia ich z nędzy i uzupełnienia ich braków. Jest to Jego wola czynienia dobrze wszystkim, którzy cierpią jakieś braki i sami nie są w stanie ich uzupełnić”. źródło
Można wywnioskować zatem z tej wypowiedzi, że miłosierdzie Boże jest przestrzenią nierówności istniejącej miedzy Stwórcą a stworzeniem. Bóg pochyla się nad człowiekiem, aby wyprowadzić go z nędzy i udzielić doskonałości. W miłosierdziu znajduje swoje źródło każdy akt i każde działanie Stwórcy względem stworzenia. Najlepiej tę prawdę obrazuje słowo Pisma Świętego, w którym miłosierdzie, dobroć i litość są tematem podstawowym.
Dla pełnego ukazania istoty miłosierdzia Bożego, ks. Sopoćko przedstawił relacje tego przymiotu do miłości i sprawiedliwości Boga. Słowa Ewangelisty Jana „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8. 16), w ścisłym sensie odnoszą się do tajemnicy rzeczywistości wewnątrztrynitarnej. Miłość w Bogu to upodobanie, jakim darzą siebie Trzy Osoby Boskie. Gdy natomiast rozpatrujemy miłość Boga w relacji do stworzenia, to należy stwierdzić, iż ma ona zawsze charakter miłości miłosiernej. Miłosierdzie bardziej niż miłość staje się powodem nawrócenia sprawiedliwych i grzeszników. Grzesznik nie czuje się godny miłości Bożej i czasem trwa w grzechu, gdy jednak słyszy o miłosierdziu Bożym, pobudza go ono do ufności i pokuty.
Ks. Sopoćko, w odróżnieniu od innych współczesnych mu teologów, uważał miłosierdzie na największy przymiot Boga. To nowatorskie i poniekąd kontrowersyjne twierdzenie, ks. Michał udowadniał w następujący sposób. Przymiot miłosierdzia sam w sobie polega na udzielaniu się bytów wyższych bytom niższym w celu wyprowadzenia ich z nędzy i usunięcia braków. W sposób najwyższy przymiot ten jest obecny w Bogu i w nim właśnie objawia się Jego największa potęga. Miłosierdzie jest najwyższym przymiotem tylko wówczas, gdy posiadający je jest bytem najwyższym. W innych zaś relacjach, gdy byt ma ponad sobą inny byt wyższy, największym przymiotem jest poddanie się bytowi wyższemu w miłości. Bóg nie ma nad sobą żadnego bytu wyższego, dlatego w Nim jako absolutnej doskonałości miłosierdzie jest przymiotem najwyższym.
Powyższe rozważania na temat miłosierdzia Bożego, zawarte w pismach ks. Sopoćki, bardzo rozszerzają nasze rozumienie tego przymiotu w Bogu. Przyczyniają się zatem także do wzrostu naszej wiary.
Na dzisiejszym spotkaniu zobaczymy jaki ks. Sopoćko opisywał miłosierdzie Boga Ojca. Szczególnie chodzi tu o miłosierdzie w konkretnym działaniu Boga.
Bł. ks. Michał zwrócił uwagę na dwa najbardziej charakterystyczne dzieła Pierwszej Osoby Boskiej. Traktował je jako swoistego rodzaju „dowody” na to, że Bóg Ojciec jest miłosierny. Są nimi; stworzenie świata, szczególnie człowieka, a także wielki dar usynowienia ludzi. Chociaż wydaje się, że stworzenie jest dziełem dobroci Boga, to jednak uznając miłosierdzie Boże za przyczynę wyprowadzenia wszystkiego co istnieje z nędzy i grzechu, trzeba stwierdzić, iż największą nędzą jest niebyt. Zatem wyprowadzenie człowieka z nędzy, czyli powołanie go do istnienia, jest aktem wszechmocnego miłosierdzia Bożego. Stwórca nie potrzebował nikogo poza sobą. Jeżeli powołał do istnienia coś poza sobą, to jest to wyłącznie wyraz Jego miłości i wielkiego miłosierdzia. Rzeczywistość ziemska nie musi istnieć, jeśli istnieje to dlatego, że Bóg jej zapragnął. Poprawnym jest zatem stwierdzenie, iż „źródłem i ostatecznym wytłumaczeniem dzieła stworzenia jest Miłosierdzie Boże”. Szczególną zaś łaską jest stworzenie człowieka, który łączy w sobie świat duchowy i materialny. Ks. Sopoćko pisał, iż „duchowość duszy wraz z jej dwoma głównymi władzami – rozumem i wolą, jest tym, co człowieka przede wszystkim czyni obrazem i podobieństwem Bożym […]. Słusznie zatem można powiedzieć, że człowiek to arcydzieło stworzenia, to cud miłosierdzia Bożego, to mały świat – mikrokosmos”. źródło Wyrazem miłosierdzia Boga jest również dar sumienia, o którym ks. Michał pisał, iż najlepiej odzwierciedla obraz Boga w umyśle, sercu i woli człowieka, jest to „głos Boga miłosiernego”.
Objawienie miłosierdzia Ojca nie zamyka się w dziele powołania do bytu świata i człowieka. Znajduje ono swoją kontynuacje w nieustannym podtrzymywaniu stworzenia w istnieniu i ciągłym nadawaniu właściwego mu celu i dostarczaniu odpowiednich środków do wypełnienia tego celu. Bł. ks. Michał powołuje się tu na godne przytoczenia słowa z księgi Mądrości: „Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało to, czego byś nie wezwał?” (Mdr 11, 25). Wszystko to jest wyrazem miłosiernej opatrzności Boga, objawiającej się w opiece nad stworzonym światem i człowiekiem.
Ujawnienie się miłosierdzia Boga na zewnątrz jest powodem Jego radości. W jednym ze swoich rozważań ks. Michał napisał, iż Bóg najbardziej raduje się wtedy, gdy może ujawnić swoje miłosierdzie na zewnątrz, a zatem wtedy, gdy świat i człowiek mogą to miłosierdzie poznać i go doświadczyć.
Godne zauważenia są także myśli ks. Sopoćki na temat objawienia miłosierdzia Boga w darze usynowienie człowieka. Przybranie za syna nie należało się człowiekowi. Wykracza ono poza dary naturalne, jest darem nadprzyrodzonym. Usynowienie objawia zatem miłosierdzie Boga, które nie ogranicza się do faktu stworzenia, czyli powołania człowieka z nędzy nicości, ale rozszerza się na obdarowanie darami nadprzyrodzonymi. Ks. Michał, dla lepszego zobrazowania miłosierdzia Bożego, przytoczył liczne przykłady ze świata stworzonego. Jednym z nich jest następujące porównanie: gdyby jakiejś roślinie, np. brzozie udzielił Bóg zdolności chodzenia, widzenia, słyszenia, smakowania, itp., czyli zdolności przynależnych do świata zwierzęcego, byłoby to darowanie jej darów nadzwyczajnych. Podobnie gdyby jakieś zwierzę np. owca otrzymało zdolność mówienia, pisania, czytania, poznawania, i innych predyspozycji przynależnych naturze ludzkiej, również można tu mówić o darach nadzwyczajnych. Tak samo dzieje się w przypadku człowieka, którego Ojciec Stwórca przybrał za swoje dziecko. Usynowienie zatem, nienależne człowiekowi z natury, jest kolejnym miejscem objawiającym miłosierdzie Boga.
Ks. Sopoćko zastosował w swoich teologicznych rozważaniach jeszcze jedną analogię. Porównał on dar synostwa Bożego do adopcji w świecie ludzkim. W przypadku ludzi prawo adopcji wymaga, aby adoptujący i adoptowany mieli tę samą naturę. Bóg przybrał człowieka za swoje dziecko przez dar łaski uświęcającej, uczynił go podobnym do siebie. Dlatego też, pisał dalej prof. Sopoćko, usynowienie człowieka przez Boga nazywamy zrodzeniem, otrzymał on bowiem od Stwórcy nową naturę i stał się nowym stworzeniem uczestniczącym w naturze Boga. Powołując się na św. Atanazego, bł. ks. Michał stwierdził, iż Bóg dla tych, których jest Stwórcą staje się Ojcem, wtedy gdy stworzenie to przyjmuje Ducha Jego Syna, który woła „Abba, Ojcze”. Człowiek nie mógłby stać się synem inaczej niż przez przyjęcie Ducha prawowitego Syna – Jezusa Chrystusa, ponieważ za swej natury jest stworzeniem. Łaska usynowienia człowieka jest więc nieodłącznie związana z tajemnicą Wcielenia Syna Bożego.
Wyjaśniając to zagadnienie błogosławiony ks. Michał odwołał się do Ewangelii według św. Jana (J 1, 1-4. 14) mówiącej o Słowie – Synu Bożym. Przez Słowo, Bóg Ojciec objawił „swe Miłosierdzie w stworzeniu a przede wszystkim w przybraniu istot rozumnych za synów Bożych. […], czyli, że usynowienie nasze dokonało się przez Syna Bożego, przez Jego Wcielenie i Odkupienie”. źródło W momencie, gdy Bóg Ojciec połączył w swoim Synu naturę Boska i naturę ludzką, natura ludzka została niezwykle wywyższona m. in. przez dar nowego życia, uczestnictwo w życiu Boga, dziedzictwo chwały i szczęście wieczne. „Jak bowiem promień słoneczny przechodząc przez powietrze oświeca je, a nawet poniekąd przesłonecznia – tak Słowo Przedwieczne, łącząc naturę Boską z ludzką w jednej Osobie swojej, przyodziewa naturę ludzką w taki blask, jakim samo jaśnieje, a nawet poniekąd przebóstwia ją”. źródło
Akt stworzenia świata i człowieka można zatem uznać za początek, realizowania się miłosierdzia Bożego w ramach czasu i przestrzeni. Bóg, do pełni swojego bytu nigdy nie potrzebował i nie potrzebuje nikogo innego poza sobą. Usynowienie natomiast można nazwać swoistym dopełnieniem stworzenia. W nim człowiek bez żadnej zasługi ze swej strony staje się dzieckiem Pana Niebios.
(Zaczerpnięte tu cytaty pochodzą z pierwszego tomu dzieła pt. „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”)
Na dzisiejszym spotkaniu przyjrzyjmy się temu, co ks. Sopoćko pisał na temat miłosierdzie Boga Ojca, we Wcieleniu i narodzeniu Syna Bożego.
Poświęcił on wiele uwagi zagadnieniu objawienia miłosierdzia Boga Ojca w Jezusie Chrystusie. Bł. ks. Michał pisał: „W Osobie Jezusa Chrystusa objawia się ludziom sam Bóg; ujawniają się w Nim wszystkie doskonałości Boże: ‹‹Kto Mnie widzi, widzi też i Ojca›› (J 14, 9b-11) […]. Tak więc Chrystus Pan w nauce i w całym swoim życiu, a szczególnie w męce, śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu daje nam poglądowe lekcje o Bogu i Jego doskonałościach”. źródło Na innym zaś miejscu jego pism czytamy, że „Ojciec Niebieski złożył dla nas w Jezusie wszystkie łaski i dary, jakie przeznaczył dla uświęcenia dusz. Nie możemy przyjść do Ojca, jak tylko przez Chrystusa (por. J 4, 6)”. źródło
Wydarzeniem w historii zbawienia, na które ks. Sopoćko zwrócił szczególną uwagę, jako ukazujące miłosierdzie Ojca, jest tajemnica Wcielenia. Już w poprzedzających to wydarzenie obietnicach można dostrzec triumf miłosierdzia Boga nad sprawiedliwością, która domaga się kary za grzech, będący w swej istocie buntem przeciw Stwórcy. Wszystkie zapowiedzi mesjańskie, przymierza i obietnice, darowane całej ludzkości, a szczególnie Narodowi Wybranemu, odnoszą się do wydarzeń zbawczych. Są zatem źródłem nadziei i szczęścia wiecznego. Ks. Michał podawał w swoich pismach bardzo wiele przykładów perykop biblijnych, gdzie Bóg przez autorów natchnionych zapowiedział ludzkości Zbawiciela. Jest to zatem jeden ze sposobów, w jaki Ojciec Stwórca objawiał tajemnice swego miłosierdzia.
Ks. Michał pisał, iż we Wcieleniu w sposób niezwykle wyrazisty objawia się wielkość i piękno miłosierdzia Bożego, „żadnym bowiem darem nie ujawniłaby się większa litość Boga nad nędzą człowieka, jak darowaniem Syna swojego”. Darowanie Syna to darowanie Odkupienia. Ks. Sopoćko twierdził, że „poniżej nicości jest tylko zło, jakim jest każdy grzech, dlatego wydobycie bytu ze zła i napełnienie go nową świętością, jest objawieniem większej wszechmocy, niż w stworzeniu, czyli wydobyciu bytu z nicości. Wyzwolenie ludzkości ze zła czyli z grzechu dokonało się w tajemnicy odkupienia, w którym dopiero widzimy pełnie miłosierdzia i największa wszechmoc Boga”.
Ks. Sopoćko zwrócił także uwagę na historyczny moment Wcielenia. Ukazał sytuację społeczną i polityczną tego czasu, który Bóg Ojciec wybrał na dokonanie zbawienia ludzkości w swoim Synu. Był to okres wielkiego upadku moralnego, wręcz barbarzyństwa, wynikającego z nieprzestrzegania podstawowych praw człowieka, a także czas niewoli narodu wybranego pod władzą Rzymu. Z pewnością nie był to najbardziej nasycony grzechem okres w historii ludzkości, niemniej jednak Bóg w swojej mądrości i miłosierdziu, ten właśnie moment dziejów świata wybrał na najbardziej odpowiedni dla dokonania cudu swego miłosierdzia.
Bóg objawił rzeczywistość swojego miłosierdzia także przez fakt wyboru kobiety na Matkę swego Syna. „Słowo ‹‹Matka Boga›› oznacza istotę dopuszczoną do przedwiecznej płodności Boga Ojca. Jest to godność tak wielka, że całe niebo jest przejęte uwielbieniem dla Niej. Nawet serafini nie mogą całkowicie pojąc godności tej, którą Słowo przedwieczne nazywa swą Matką, a Ona Je – swoim Synem. Wprawdzie to Słowo przed wiekami rodzi się tylko z Boga Ojca, ale gdy z miłosierdzia ku ludziom stało się Ciałem, wówczas wzięło naturę z łona Maryi, łącząc ją ze swoją Boską naturą w jednej Osobie i nadając przez to czynom natury ludzkiej wartość i godność Boską” źródło. Maryję nazwał ks. Michał, Matką Miłosierdzia ponieważ zrodziła Zbawiciela – Miłosierdzie, a także dlatego, iż ona sama nieustanie wyświadcza miłosierdzie całej ludzkości.
Wydarzenie narodzenia Syna Bożego z Dziewicy Maryi, również jest znakiem objawienia miłosierdzia Ojca. Narodzenie to przedstawił bł. ks. Michał jako wynagrodzenie za pychę i grzeszność świata. Warunki, w jakich przyszedł na świat Chrystus, są pełne prostoty i wręcz skrajnego ubóstwa. Betlejem – miasto narodzin Jezusa, to maleńka, małoznacząca miejscowość w Izraelu (por. Mi 5, 7), samo zaś miejsce narodzenia Chrystusa – stajnia. Król królów przyszedł zatem w zupełnym ogołoceniu. Ogołocenie to jednak i zewnętrzna prostota jeszcze bardziej uwydatniają Jego prawdziwą, choć zakrytą wielkość, zupełnie obcą światu, do którego przyszedł. Bóg, Syn Boga, poczęty za sprawą Ducha Świętego, narodzony z Dziewicy Maryi – taka jest rzeczywista godność małego Jezusa. Kontrast, jaki zachodzi pomiędzy niewinnym i ubogim Jezusem a otaczającym go, pełnym przepychu i uwikłanym w grzech światem, objawia wielkość miłosierdzia Bożego dla ludzkości.
Wydarzenie Wcielenia i narodzenia objawiające bardzo wyraźnie tajemnicę miłosierdzia Boga Ojca, jest podstawą do dalszego okazywania dobroci i łaski ludzkości, w kolejnych etapach życia Syna Bożego, od życia ukrytego, aż po śmierć na krzyżu, Zmartwychwstanie i wniebowstąpienie.
Powyższe rozważania przedstawiają myśl teologiczną ks. Sopoćki dotyczącą tajemnicy rzeczywistości miłosierdzia w Bogu Ojcu, a także w pewnym stopniu w Bogu jako Trójcy Osób. Cechy charakteryzujące miłosierdzie w Pierwszej Osoby Boskiej, to powołanie bytu do istnienia, przyjęcie człowieka za przybrane dziecko, odkupienie grzesznego stworzenia przez posłanie Syna na świat.
(Zaczerpnięte tu cytaty pochodzą z pierwszego tomu dzieła pt. „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”)
Dzisiaj przypatrzymy się temu, co ks. Michał Sopoćko pisał nt. miłosierdzia Syna Bożego.
Życie i działalność Jezusa przedstawił on na podstawie Słowa Pisma Świętego, często przytaczając fragmenty z Ewangelii. Komentarze nadane Słowu Bożemu ujawniają w jaki sposób pojmował on specyfikę Chrystusowego miłosierdzia. Przede wszystkim przymiot ten, widoczny w Synu Bożym, objawia prawdę o miłosierdziu Ojca. Patrząc na Osobę i dzieło Jezusa można poznać, jaki jest Jego i nasz Ojciec. Chrystus wielokrotnie mówił o sobie, że jest obrazem Tego, który Go posłał: „Kto mnie widzi, widzi też i Ojca” (J 14, 9).
Z pewnością można stwierdzić też, że miłosierdzie Jezusa nie było pozbawione uczuć. Widząc nieszczęście i nędzę człowieka, pochylał się nad nim, wspomagał, uzdrawiał, wskrzeszał, zapłakał nad zmarłym Łazarzem (por. J 11, 1-45), przeszedł wszystkim dobrze czyniąc (por. Dz 10, 38). Miłosierna postawa Chrystusa nigdy jednak nie miała charakteru pobłażliwości. Kierując się dobrem człowieka Mistrz z Nazaretu często, gdy zachodziła taka potrzeba, mówił trudną do przyjęcia i wymagającą prawdę (por. Mt 12, 33; 23, 2-7; Łk 11, 53-54). Kolejną znamienną cechą miłosierdzia Jezusa jest to, iż obejmowało ono trzy wymiary życia Zbawiciela: modlitwę, słowa i czyny. Jego samego, Boga i Człowieka można nazwać wcielonym miłosierdziem Bożym. Chrystus staje się wzorem dla wierzących w Niego. Miłosierdzie powinno bowiem wypełniać całe życie chrześcijanina, zarówno modlitwę, jak i apostolstwo, tak jak to miało miejsce w Osobie i misji Jezusa. Przyglądając się pismom naszego Ojca na temat miłosierdzia Bożego można stwierdzić, że ten właśnie obraz Chrystusa stanowi centrum i podstawową treść całej jego nauki. Teologię ks. Sopoćki bowiem, która jest przede wszystkim chrystocentryczna, można streścić w stwierdzeniu – Jezus z Nazaretu, Król miłosierdzia, w całym swoim życiu i postępowaniu objawi miłosierdzie Boga w Trójcy Jedynego.
Istotę miłosierdzia Jezusa można też odczytać z wielkich i szczególnych wydarzeń Jego życia: męki i śmierci. Chrystus przyszedł na świat po to by dokonać dzieła Odkupienia i to w tym właśnie dziele najbardziej objawia się niepojęta miłość Boga do człowieka. W wydarzeniach Zmartwychwstania, wniebowstąpieni i zesłania Ducha Świętego, miłosierdzie Pana jest związane z Jego wielkością i mocą. W Zmartwychwstaniu Jezus pokonał ostatniego wroga człowieka, jakim jest śmierć (por. 1 Kor 15, 54-57). Największe to wydarzenie w historii ludzkości jest dopełnieniem całego dzieła Odkupienia (por. J 11, 25-26). W swoim wywyższeniu po wniebowstąpieniu, Chrystus, mocą posiadanej Boskiej władzy, razem z Ojcem zesłał Ducha Świętego (por. Dz 2, 1-13).
Z pewnością można stwierdzić, że całe dzieło Jezusa, było przeniknięte miłosierdziem. Ta darmowa miłość Boga w Trójcy Jedynego stała się motywem, Wcielenia, Odkupienia i jakby drugim imieniem Mistrza z Nazaretu, przenikającym całe Jego życie. Gdy bowiem św. Jan pisze: „Bóg jest Miłością” (1 J 4, 8. 16), to miłość ta w relacji do ludzi ma zawsze charakter miłosierdzia.
Miłosierdzie Syna Bożego można dostrzec na samym początku historii stworzenia. Ten bowiem, który był odwiecznym Bogiem dobrowolnie ofiarował się, aby gdy nadejdzie pełnia czasu stać się człowiekiem, cierpieć i umrzeć za grzechy ludzi (por. Ga 4, 4). Sam będąc Bogiem przyjął naturę człowieka nie przestając być jednocześnie Bogiem. „Cóż może być bardziej cudowniejszego – pisał ks. Sopoćko – jak to, że Bóg staje się człowiekiem, a człowiek Bogiem”. Okazał On swoje miłosierdzie przez uniżenie, Król królujących i Pan panujących oblekł się w naturę stworzeń skalanych grzechem. „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2, 6-7a). W tym miejscu rozważań ks. Sopoćko ukazał istotny przejaw miłosierdzia Jezusa, jakim jest ofiarna rezygnacja z siebie, dla dobra człowieka. Ks. Michał pisał, iż Syn Boży nie tylko dał coś z siebie, ale dał samego siebie dla dobra człowieka. Ofiarna miłość jest zatem niejako drugim imieniem miłosierdzia. Ks. Sopoćko zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt Wcielenia Jezusa, objawiający Jego miłosierdzie. Natura Boska – doskonała, została złączona z naturą ludzką – nieskończenie niższą. Jest to przykład pokory i ofiary Syna Bożego, „któremu się podobało aż za taka cenę zbawić stworzenie”. Miłosierdzie Jezusa w przyjęciu natury ludzkiej staje się jeszcze bardziej widoczne, gdy weźmiemy pod uwagę, iż do istoty natury tej należą: cierpienia, choroby, ból i inne niedoskonałości. Ciało, jakie przyjął Jezus było więc naznaczone ograniczonością i słabością. Dusza Chrystusa podlegała uczuciom, wzruszeniom, smutkowi, obawom, choć zawsze były one poddane Jego woli. Zbawiciel przyjął ten trud wyłącznie ze swojej miłości, do człowieka, aby go wybawić od śmierci. Ks. Sopoćko podkreślał wielokrotnie i pokazywał, że we Wcieleniu objawiła się przede wszystkim pokorę Jezusa, Jego uniżenie dla dobra człowieka. Jest to jeden z charakterystycznych rysów miłosierdzia Pana.
Bł. ks. Michał zauważył nadto, iż największe miłosierdzie w całym akcie Wcielenia okazał Jezus swojej Matce. Ona stając się rodzicielką Wcielonego Słowa, została wyniesiona do niezwykłej godności – Matki Syna Bożego, została ściślej złączona z całą Trójcą Świętą i stała się wybraną córką narodu izraelskiego.
Znakiem miłosierdzia Jezusa, równie czytelnym jak Jego Wcielenie jest narodzenie i związane z tym wydarzeniem: skrajne ubóstwo, odosobnienie, brak własnego domu. Okoliczności te nie były dziełem przypadku. Ujawniają one istotne cechy miłosierdzia Jezusa. Dla zniszczenia pychy, będącej podstawą grzechu, Syn Boży wybrał pokorę, cechującą Jego życie już od pierwszych chwil aż do śmierci. Nadto dobrowolne ubóstwo narodzenia jest wyrazem przyjęcia umartwienia, jako ofiary za grzechy. On uniżył się, aby człowieka uwikłanego w grzech wyprowadzić na wolność, uleczyć go, nauczyć, że szczęście nie polega na bogactwie zewnętrznym, a prawdziwą wartością dla człowieka winno być zaparcie się siebie i pokuta.
Ks. Sopoćko przedstawił w swoich pismach jeszcze kilka innych wydarzeń z życia Jezusa, takich jak: ofiarowanie w świątyni, hołd trzech Mędrców i fakt tzw. życia ukrytego Jezusa. W nich również upatrywał on objawienia się tajemnicy miłosierdzia Syna Bożego. W czasie ofiarowania Dziecięcia w świątyni starzec Symeon zapowiedział największy czyn Chrystusa – Odkupienie, jakie miało dokonać się na krzyżu, które jest największym ofiarowaniem się Chrystusa i objawieniem miłosierdzia Trójcy Świętej wobec ludzkości. Ponadto samo imię „Jezus”, jakie otrzymał Syn Boży, i jego znaczenie „Zbawiciel”, albo „Bóg jest zbawieniem”, już jest znakiem łaski i miłości. Chociaż było ono bardzo rozpowszechnionym imieniem w Izraelu, to w tym przypadku oznacza ono wyjątkową godność Tego, kto je nosi, oraz to, iż zadośćuczyni On sprawiedliwości Ojca i zamieni kary należne człowiekowi na miłosierdzie Boga w darze przebaczenia. W pokłonie mędrców natomiast ks. Michał dostrzegł łaskę i miłość Boga powołującego pogan do wiary w Jezusa Chrystusa. Kolejne lata życia Jezusa, nazywane życiem ukrytym w domu rodzinnym, również ujawniły wielkość i piękno Jego miłosierdzia. Syn Boży, posłany przez Ojca, ukazał bowiem w tym czasie jak należy żyć w posłuszeństwie, w duchu pokuty i pracy.
Początkowe wydarzenia z życia Jezusa objawiają charakterystyczne cechy Jego miłosierdzia. Dla dobra człowieka i z miłości do niego, Syn Boży wybrał to, co najsłabsze i najuboższe, by pokazać wartości nieprzemijające, a przede wszystkim, by dokonać Odkupienia ludzkości. Wcielenie jest początkiem dzieła zbawienia, którego kontynuację stanowi nauczanie i działalność Jezusa, a w sposób szczególny Jego śmierć i Zmartwychwstanie.
(Zaczerpnięte tu cytaty pochodzą z drugiego tomu dzieła pt. „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”).
Dzisiaj przypatrzymy się nauczaniu Mistrza z Nazaretu, które jest kolejnym etapem odsłaniania tajemnicy miłosierdzia w Bogu. Chrystus przyszedł na świat, by przez swoje słowa i czyny wybawić ludzkość z niewoli grzechu i śmierci. Zarówno w treści nauk, jak i w sposobie ich wygłaszania, Jezus objawił swoje miłosierdzie, jak również miłosierdzie Boga Trójjedynego
Rzeczywistość miłosierdzia jest nieustannie obecna w słowach Zbawiciela, w Jego przypowieściach, rozmowach, pouczeniach, napomnieniach i obietnicach. Jest to: nauczanie o swoim Bóstwie, o prawdach dotyczących Boga, o miłosierdziu Ojca i o swoim miłosierdziu, o potrzebie miłości Boga i bliźniego, o cnotach głównych i apostolskich. Prawda o miłosierdziu Pana wybrzmiewa także w rozmowach z Uczniami i innymi ludźmi, w przypowieściach, we wszelkich radach, wskazaniach i ważnych obietnicach, dotyczących przyszłych losów Kościoła i świata.
Na kartach Ewangelii znajdujemy wiele wypowiedzi, w których Mistrz z Nazaretu nazywa siebie Bogiem, Synem Bożym. Ks. Michał przytoczył m.in. rozmowę z Filipem, który prosi: „Panie pokaż nam Ojca…” (J 14, 8). Na co Jezus odpowiada: „Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec jest we Mnie?” (J 14, 10a). W czasie swojej męki, Zbawiciel na pytanie: „Więc ty jesteś Synem Bożym”, udziela odpowiedzi: „Tak. Ja Nim jestem” (Łk 22, 70). Te i wiele innych słów Jezusa, w których objawia On siebie jako Boga, ks. Sopoćko uznał za akt miłosierdzia Syna Bożego, ponieważ ukazał On wobec świata prawdę o swoim Bóstwie. Objawienie to staje się również gwarantem prawdziwości Jego nauczania. Na słowie Jezusa, jako na pewnym fundamencie można oprzeć swoje życie doczesne i nadzieję życia wiecznego.
W swoim nauczaniu Chrystus ukazał też prawdy Boże, które przed Wcieleniem były ludzkości nieznane, albo znane tylko po części. Objawił prawdę o tajemnicach wiary: Trójcy Świętej, Wcielenia, Odkupienia i rzeczywistości Kościoła. Wszystkie te wydarzenia ks. Michał postrzegał jako objawiające miłosierdzie Chrystusa. Ukazał On bowiem światu, kim jest i jaki jest Bóg Trójjedyny w swojej istocie i działaniu.
Celem nauczania Jezusa było także objawienie rzeczywistości Ojca, Jego wszechmocy, sprawiedliwości, litości, miłości i miłosierdzia. Jako przykład można przytoczyć tu trzy przypowieści: o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32), zaginionej owcy (por. Łk 15, 4-7) i zagubionej drachmie (por. Łk 15, 8-10). Wszystkie one mówią o miłosierdziu Bożym, zagubieniu człowieka uwikłanego w grzech, a zarazem o możliwości powrotu do Ojca. Miłosierny Ojciec, którego obraz Jezus maluje w przypowieściach, obdarza człowieka wolnością, nie krępuje jego woli nawet za cenę zła, jakiego się dopuści, zawsze z utęsknieniem czeka i przyjmuje z miłością każdego nawracającego się grzesznika. Te trzy przypowieści Chrystus wypowiada w celu wzbudzenia w wierzących nadziei i ufności w Boże przebaczenie, w miłość, która jest większa od grzechu.
Nauczanie Jezusa na temat miłosierdzia Ojca wiąże się także z zapowiedzią Królestwa Bożego, które jest panowaniem wszechmogącego, sprawiedliwego a przede wszystkim miłosiernego Boga. Głoszenie Mistrza z Nazaretu było zatem pełne nadziei, ukazywało bowiem miłosierdzie jako szczególny przymiot Boga w relacji do człowieka (por. 1 J 4, 8. 16). Charakterystyczną cechą tego nauczania było także wezwanie do dziecięcej i pełnej miłości relacji człowieka do Boga, jak do Ojca: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (por. Mt 22, 37). Nigdy wcześniej w żadnych wierzeniach czy religiach nie spotykamy wymagania miłości Boga czy bóstw. Nawet przykazanie miłości w judaizmie było raczej oparte na bojaźni niż na synowskiej miłości człowieka do Jahwe (por. Pwt 6, 5). Wezwanie do prawdziwej miłości, bez lęku słyszymy po raz pierwszy z ust Jezusa. Syn Boży wskazuje też, na czym ma polegać ta miłość do Ojca. Przede wszystkim ma być to miłość całego serca, całej duszy, wszystkich myśli i sił (por. Mk 12, 30). Intensywność tej miłości powinna mieć swoje źródło w woli, a nie w uczuciach (por. J 14, 21). Trzecią cechą miłości Boga jest jej stałość i rozwój (por. Mt 6, 21). Te nowe zasady, na których oparta jest relacja między Stwórcą a stworzeniem są jeszcze jednym znakiem miłosierdzia, ustalają one bowiem nowe więzi, których fundamentem jest zawsze ta sama bezgraniczna miłości miłosierna Boga oraz wyrażana w wolności dziecięca miłości człowieka.
Z miłością Boga nieodłącznie związana jest potrzeba miłości człowieka. Przykazanie miłości bliźniego, Chrystus stawia tuż za przykazaniem miłości Boga, podkreślając jego znaczenie i istotową wręcz nieodłączność. Objawia w ten sposób swoje miłosierdzie, wywyższa bowiem człowieka stawiając go zaraz po Bogu, i troszczy się o niego, by nie był pozbawiany miłości ze strony ludzi.
Miłosierdzie Jezusa objawiło się także w głoszeniu prawdy o sobie. Pierwszą taką prawdą jest Dobra Nowina o Zmartwychwstaniu. To nowe, pełne nadziei patrzenie na tajemnicę ludzkiego życia nadaje mu całkowicie odmienny sens. Wartości nabierają wszystkie wydarzenia, jakie spotykają człowieka na drodze ziemskiej wędrówki: cierpienia, trudne doświadczenia oraz dobre czyny płynące z miłości. Chrystus złożył obietnicę nieustannej szczęśliwości, życia bez końca tym, którzy Go miłują. W jednej z przypowieści, o zagubionej owcy, Nauczyciel przedstawił siebie jako Dobrego Pasterza, dającego życie za swoich umiłowanych. Ks. Sopoćko pisał, iż cechą charakterystyczną w postępowaniu Chrystusa — Pasterza jest miłość pochylająca się nad zagubioną owcą. Pasterz szuka jej, znajduje, leczy jej rany i przynosi do owczarni. Syn Boży buduje Królestwo miłości — Kościół, w którym naczelnym prawem jest miłosierdzie. On sam, Król miłosierdzia, Dobry Pasterz nieustannie troszczy się o każdego człowieka — owcę zagubioną, by doprowadzić ją do życia wiecznego. Objawiając w ten sposób swoje miłosierdzie wskazuje jednocześnie na wielkie miłosierdzie Boga w Trójcy Jedynego, który pragnie doprowadzić do zbawienia umiłowaną od początku świata ludzkość.
O miłosierdziu świadczą również rozmowy Pana z poszczególnymi ludźmi. Jako przykład wymienił on spotkanie z Nikodemem (por. J 3, 1-21) i z Samarytanką (por. J 4, 1-40). W pierwszej z tych rozmów miłosierna postawa Mistrza przejawia się w tym, iż odkrył On przed Nikodemem prawdę o tajemnicy zbawienia, o nowym Ludzie Bożym, który ma się narodzić z wody i Ducha Świętego (por. J 3, 5). Nadto w rozmowie tej zauważyć można swoistą otwartość Jezusa, zadziwiające wręcz zaufanie, jakim obdarzył tego faryzeusza, objawił mu bowiem tajemnice swojego Bóstwa, Wcielenia i swojej zbawczej misji. Druga rozmowa również objawia miłosierdzie Pana. Mistrz jako pierwszy rozpoczął rozmowę z Samarytanką, pomimo, iż wiedział kim jest ta kobieta i jak grzeszne życie prowadzi. Ukazał zło obecne w jej postępowaniu i doprowadził ją do wyznania prawdy. Wszystko to Chrystus uczynił, by wyzwolić tę kobietę z nieszczęścia grzechu i doprowadzić do prawdziwego szczęścia płynącego z życia zgodnego z prawem Bożym, zapisanym w sercu człowieka.
Obydwa wyżej opisane wydarzenia są przykładem miłosierdzia Zbawiciela. Zatrzymał się nad jednym, konkretnym człowiekiem, miał dla niego czas. Rozmawiał z nim dla jego dobra, wprowadzał na właściwą drogę. Znamienny jest także sposób nauczania Jezusa. Do każdej z wyżej wymienionych osób podszedł On z miłością, cierpliwością i prawdą, celem bowiem tych spotkań było dobro człowieka.
(Zaczerpnięte tu cytaty pochodzą z drugiego tomu dzieła pt. „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”).
Dzisiejsze spotkanie jest kontynuacją poprzedniego, gdzie zaczęliśmy rozważać miłosierdzie w nauczaniu Jezusa. W czym zatem jeszcze możemy upatrywać miłosierną postawę Zbawiciela.
Objawiało się ono także w wielu Jego pouczeniach dotyczących życia moralnego i duchowego. Wszystkie one miały na celu dobro człowieka, doprowadzenie go do prawdy i świętości. Takimi nakazami są wezwanie do modlitwy (por. Mt 7, 7-8; J 15, 5), postu (por. Mk 2, 18-20) i jałmużny (por. Mt 19, 21). Chrystus objawił ich potrzebę i znaczenie w życiu duchowym człowieka. Jezus mówił też praktykowaniu cnót kardynalnych: roztropności (por. Łk 16, 8), sprawiedliwości (por. J 7, 24), męstwa (por. Mt 10, 22), umiejętności (por. Łk 21, 34) oraz cnót apostolskich, do których ks. Profesor zaliczył: upomnienie braterskie i przebaczenie (por. Łk 17, 1-4), wiarę (por. Łk 17, 5-6) i zaparcie się siebie (por. Łk 17, 7-10). Mistrz z Nazaretu w swoim nauczaniu ukazał ich cechy, znaczenie, wartość i sposób osiągnięcia. Mówił też o nadprzyrodzonej wartości życia radami ewangelicznymi. Objawił ich znaczenie, a także wartość i szczęście, jakie przynoszą zachowującym je.
Są również inne rozliczne nakazy Pana, które objawiają Jego miłosierdzie względem człowieka, np. osiem błogosławieństw (por. Mt 5, 1-12), potrzebę uczynków miłosiernych (por. Mt 5, 39-41) i świadectwa chrześcijańskiego życia (por. Mt 5, 13-15). Wszystkie one mają za cel dobro uczniów Chrystusa, są to bowiem słowa pełne prawdy, mądrości, pokoju i mocy. Zachowywanie ich prowadzi do osiągnięcia życia wiecznego.
Kolejny temat miłosiernego nauczania Jezusa, to zapowiedź istotnych znaków i wydarzeń: ustanowienia sakramentów, misterium męki, śmierci i zmartwychwstania, zesłania Ducha Świętego czy Sądu Ostatecznego. W zapowiedzi ustanowienia Eucharystii (por. J 6, 34-36) przejawia się szczególna odwaga Jezusa, który wypowiadał z mocą tajemnice niezrozumiałe dla otaczających Go ludzi: „Ja jestem chlebem, który z nieba zstąpił” (J 6, 41). Wydarzenie to również objawia miłosierdzie Pana. Głosił On bowiem słowa zbawczej prawdy o sobie, chociaż wiedział, że spotka się z niezrozumieniem i odrzuceniem. Decydował się na to ze względu na dobro człowieka, dla wzmocnienia jego wiary i przygotowania do wydarzeń przyszłej Paschy.
Również z faktu zapowiedzi dotyczących męki, (por. Mt 16, 21-23; 17, 21-22; 20, 17. 19; Mk 10, 32-34), można poznać miłosierną postawę Jezusa. Nauczyciel troszczył się o swoich uczniów, objawił im prawdę o swoim przyszłym cierpieniu, by wzmocnić ich wiarę oraz przygotować na wydarzenia trudne i niezrozumiałe. Zapowiadając swoją mękę, ukazał im prawdę o misji otrzymanej od Ojca, o krzyżu wpisanym w tę misję oraz o królowaniu polegającym na służbie.
W obietnicy zesłania Ducha Świętego objawia się zatroskanie Jezusa o świętość zarówno uczniów, jak i wszystkich chrześcijan, by ich życie było przeniknięte obecnością Ducha Świętego. Troska ta przejawia się głównie w słowach: „Ja zaś będę prosił Ojca a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze” (J 14, 16).
Kolejna, czwarta już zapowiedź Jezusa, dotyczy Sądu Ostatecznego (por. Mt 25, 31-43). Syn Boży zatroskany o zbawienie człowieka, w swoim nauczaniu, tuż przed śmiercią mówił w sposób jasny, z jakich czynów i postaw człowiek będzie sądzony na Sądzie Ostatecznym. Wymieniając te dobre czyny, Jezus dał najlepsze wskazówki, jakimi powinien kierować się w swoi życiu każdy człowiek, by osiągnąć zbawienie. Nadto Jezus w zapowiedzi Sądu nadał sens wszystkim cierpieniom i trudnościom, jakie spotykają chrześcijan na ziemi, oraz wzmocnił ich ufność i męstwo w pokonywaniu tych przeszkód.
Wszystkie z wyżej wymienionych zapowiedzi są przejawem miłosierdzia Jezusa. Przygotował On serca i umysły swoich uczniów, a także wszystkich wierzących w Niego, do tego, co ma się wydarzyć w przyszłości. Tym samym wprowadzał w ich dusze pokój i pewność, co do swojego Bóstwa, wszechmocy i wszechwiedzy. Zapowiedzi te objawiają troskę Pana, który do końca swego życia ziemskiego miał na uwadze i pragnął dobra uczniów, czynił wszystko, by szli drogą zbawienia.
Kończąc rozważania na temat nauczania Chrystusa, w którym objawił On swoje miłosierdzie, warto jeszcze zwrócić uwagę na sposób, w jaki Jezus mówił do ludzi i jak z nimi rozmawiał. Cechą charakterystyczną tych rozmów były prostota i namaszczenie. Prostota objawiała Boską mądrość Jezusa, a namaszczenie — Jego miłosierdzie. Chrystus mówił o największych tajemnicach Bożych w sposób jasny i obrazowy, często posługując się przypowieściami. Dzięki temu Jego słowa mogli zrozumieć wszyscy, którzy Go słuchali. Nasz autor stwierdził również, że Nauczyciel z Nazaretu mówił w sposób spokojny a zarazem przenikliwy tak, że Jego nauka poruszała serca słuchaczy. Nawet gdy wypowiadał w stronę faryzeuszy słowa „biada” (por. Łk 6, 24-27), czynił to dla ich dobra, oferując zarazem swoje przebaczenie.
Ze sposobu, stylu i treści nauki Jezusa przekazanej przez autorów natchnionych na kartach Ewangelii, w dużym stopniu można odczytać prawdę o miłosierdziu Jezusa względem człowieka i świata, dlatego ks. Sopoćko, chcąc ukazać ten właśnie przymiot Boga, wiele uwagi poświęcił słowom Jezusa zapisanym w Nowym Testamencie. Najistotniejsze elementy tego miłosierdzia to: miłość przebaczająca, pochylająca się nad cierpieniem człowieka, prawda o Bogu i człowieku, głoszona po to, by człowiek mógł rozwijać się i być szczęśliwym, objawione Bóstwo Jezusa, które jest źródłem Jego wielkości, potęgi i mocy miłości będących podstawą do bezgranicznego zaufania, a także sposób przekazywania wszystkich tych prawd, pełen pokoju i mocy.
Nauczanie jest jednym z aspektów publicznej działalności Chrystusa. Drugi stanowią Jego czyny, które są jednocześnie potwierdzeniem wypowiedzianych przez Zbawiciela słów. Obydwa te wymiary misji Mistrza z Nazaretu należy rozpatrywać łącznie, dają one wówczas pełny obraz miłosierdzia Syna Bożego.
(Zaczerpnięte tu cytaty pochodzą z drugiego tomu dzieła pt. „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”).
Dzisiejsze spotkanie poświęcona jest tematyce miłosiernej działalności Jezusa w czasie Jego nauczania.
Ewangeliści, ukazując Chrystusa nauczającego i głoszącego Dobrą Nowinę całej ludzkości, piszą jednocześnie o Nim jako o tym, który przeszedł wszystkim dobrze czyniąc (por. Dz 19, 38). Słowa i czyny Jezusa, jako rzeczywistości nierozerwalne i uzupełniające się, stanowią podstawę do opisu wielu przejawów miłosierdzia Zbawiciela. Pełne miłości miłosiernej czyny Syna Bożego obejmują zarówno Jego działalność publiczną, jak również mękę, śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie.
Opisując czyny Chrystusa, ukazujące charakter Jego miłosierdzia, należy rozpocząć od wydarzenia chrztu w Jordanie (por. Mt 3, 13-17). Jezus objawił tu siebie jako miłosiernego Pana przez ukazanie potrzeby chrztu świętego, który umożliwia wewnętrzne odrodzenie i przyjęcie godności dziecka Bożego. Bezpośrednio po chrzcie, Zbawiciel wyprowadzony przez Ducha Świętego poszedł na pustynię. Tam, kuszony przez szatana, pokazał, jak należy zwyciężać złego ducha (por. Mt 4, 1-11).
W drodze towarzyszyli Mistrzowi uczniowie. W ich powołaniu i wyborze można dostrzegł działanie objawiające Jego miłosierdzie. Już sam fakt włączenia Dwunastu w dzieło zbawcze, był podyktowany miłością Boga do człowieka.
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fakt, iż przed wyborem uczniów, Jezus modlił się o łaskę świętości i wytrwałości dla powołanych. Sam zaś sposób powołania i wypowiedziane słowa świadczą o miłosierdziu Pana dla wybranych. Wzywał On bowiem w sposób nadprzyrodzony i pewny, jak miało to miejsce w przypadku Natanaela. Tajemnica tego ucznia nie była skryta przed Jezusem (por. J 1, 49). Podobne było również powołanie Szymona, któremu Chrystus zmienił imię, dodając przy tym obietnicę szczególnego wybrania (por. Mt 16, 17-19). Przypatrując się nadto tym, których Jezus powołał na swoich uczniów, należy stwierdzić, że nie wyróżniali się oni niczym szczególnym spośród reszty społeczeństwa palestyńskiego. Z pewnością też nie zasłużyli sobie na tak wielkie wyróżnienie, Nauczyciel z Nazaretu powołał tych, których sam chciał (por. Mk 3, 13; J 15, 16), bez żadnej, najmniejszej zasługi z ich strony. Misja, do jakiej zostali wezwani, była wyjątkowa, otrzymali bowiem godność bycia uczniami Jezusa. Słuchali słów, jakie wypowiadał, widzieli Jego czyny, stali się świadkami Jego życia, poznali tajemnice Boże, nadto Mistrz uczynił ich kontynuatorami dzieła, które rozpoczął.
Miłosierne działanie Chrystusa względem uczniów nie ograniczało się tylko do aktu ich powołania do szczególnej misji. Pan dał im władzę i moc, aby mogli wykonywać swoją posługę (por. Łk 10, 3-9; 17-20). Nadto pouczał swoich uczniów, jak mają żyć i postępować, a jako wzór dał im siebie samego (por. Mt 11, 19). Z grupy Apostołów Jezus wyróżnił Piotra, powierzając mu szczególne zadania, uczynił go „opoką” swego Kościoła, jego widzialną głową. Wybór ten, którego opis znajdujemy na kartach Ewangelii (por. Mt 16, 17-19), ukazuje całkowitą darmowość tego daru: „Ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec, który jest w Niebie” (Mt 16, 17b). Bóg wybrał Szymona i objawił mu tajemnice Syna Bożego. Z wyboru Stwórcy uczeń ten stał się Księciem Apostołów. Jest to znak szczególnej dobroci Jezusa dla samego Piotra i całego Kościoła. Pierwszy z Apostołów, jak i wszyscy jego następcy obdarzeni darem nieomylności w sprawach wiary i moralności, stanowienia i znoszenia zakazów i nakazów w Kościele, oraz innymi prawami, mają podstawy do zapewnienia, iż to, co głosi Kościół jest prawdą.
Jest wiele momentów w Ewangelii, w których autorzy natchnieni pisali o konkretnych czynach Jezusa względem otaczających go ludzi. Przede wszystkim należy wymienić tu przyjaciół Pana, czyli Jego Matkę, która była Mu najbliższa, nie tylko z uwagi na więzy krwi, ale przede wszystkim ze względu na więzy duchowe. Ona, najdoskonalej słuchała Syna i wypełniała wolę Bożą: „…kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 35).
W Ewangeliach znajdujemy wiele osób, które można nazwać przyjaciółmi Chrystusa, On sam ich tak nazywał: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazywam was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mojego” (J 15, 15). Apostołowie byli szczególnie wybrani przez Mistrza, a także bliscy Chrystusowi ludzie tacy, jak: Maria, Marta i Łazarz. Pan odwiedzał ich jako swoich przyjaciół, rozmawiał i pouczał.
Poza wyżej przedstawionymi osobami, Chrystus miał także innych przyjaciół. Wymienione postacie to przykład przyjacielskich relacji Jezusa do współczesnych mu ludzi. W tym również objawia się miłosierdzie Pana, który pragnął uczynić niektóre osoby, sobie bliższymi. Przyjaźń jest zatem istotnym elementem, niejako wchodzącym w skład miłosiernej działalności Mistrza z Nazaretu.
Chrystus wielokrotnie dawał też dowody miłosierdzia względem wrogów. Przede wszystkim mowa tu o uczonych w Piśmie i faryzeuszach, którzy nie wierzyli słowom Pana i nastawali na Jego życie (por. Łk 11, 15. 53-54). Chrystus pouczał ich, wyjaśniał pisma, objawiał im prawdę, a gdy to nie skutkowało, mówił o konsekwencjach ich postępowania i karach (por. Mt 12, 32; Łk 11, 39-52). Wszystko to wypływało z miłosiernej postawy Zbawiciela, który pragnął nawrócenia swoich przeciwników.
Na dzisiejszym spotkaniu przyjrzymy się miłosierdziu Syna Bożego w jego relacjach z ludźmi, których spotykał.
Ewangeliści opisali wiele spotkań Jezusa z poszczególnymi osobami, jak i z całymi grupami. Należy tu zwrócić uwagę przede wszystkim na relacje Chrystusa do grzeszników. Potępiał ich złe czyny, ale nie ich samych (por. J 8, 11). Ludzie ci odchodzili od Jezusa obdarowani przebaczeniem grzechów (por. J 8, 11; Łk 7, 47-48). Spotkania te były dla niektórych, np. Zacheusza, powodem zmiany postępowania, początkiem procesu nawrócenia (por. Łk 19, 1-10). Kobieta, którą pochwycono na cudzołóstwie straciłaby życie, gdyby nie miłosierna postawa Jezusa wobec niej (por. J 8, 1-11). Te i inne czyny Mistrza z Nazaretu ujawniają cechy Jego miłosierdzia. Było ono związane z odpuszczaniem win, a tym samym otwierało drogę do wiecznego zbawienia (por. Łk 19, 9-10). Warunkiem przebaczenia był jednak żal za grzechy i pragnienie nawrócenia. Przykładem może być tutaj postawa jawnogrzesznicy, która na uczcie u Szymona, obmyła stopy Jezusa łzami i otarła własnymi włosami na znak pokuty (por. Łk 7, 36-50). Zostały jej darowane winy, ponieważ „bardzo umiłowała” (Łk 7, 47). Przebaczenie jest jednym z najbardziej charakterystycznych rysów miłosierdzia Jezusa; jest poniekąd istotą tego miłosierdzia.
Biblia ukazuje człowieka jako jedność cielesno-duchową. Grzech znajduje zatem swoje odbicie w jego kondycji psychicznej i fizycznej. Ewangeliści ukazują Chrystusa jako lekarza duszy i ciała. Czerpiąc ze Słowa Bożego można wskazać kilka przykładów uzdrowień dokonanych przez Jezusa. Jako pierwsze można tu przedstawić uzdrowienie paralityka: „«Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy» […]. Otóż żebyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów — rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu!»” (Łk 5, 20. 24). Inne podobne sytuacje to: uzdrowienie paralityka (por. J 5, 1-18) i uwolnienie kilku opętanych (por. Łk 4, 33-36).
Nie wszystkie choroby są związane z grzechem. Znajdujemy w Nowym Testamencie wiele przykładów, gdy Jezus uzdrawiał chorych, nie wspominając o ich winie (por. Mk 5, 21-43; J 4, 46-54). Chrystus pochylał się nad nimi z darem miłosiernej pomocy. Charakterystyczną cechą tych cudów jest fakt, iż Mistrz z Nazaretu często wymagał wiary. Tak było w przypadku kobiety kananejskiej (por. Łk 8, 44-48), niewidomych (Mt 9, 27-30) i wielu innych. Motywem uzdrowień z wszelkich cierpień i chorób było zawsze miłosierdzie Jezusa. Powyższe wydarzenie objawiają miłość miłosierną, przebaczającą, odpuszczającą winy, troskliwą, delikatną, wyczulona na potrzeby i cierpienia człowieka. Warto też zwrócić uwagę, iż w opisanych przez Ewangelistów wydarzeniach, miłosierdzia doznawali nie tylko sami dotknięci łaską, ale także ich najbliżsi i ci, którzy byli świadkami tych niezwykłych zdarzeń. Widzieli cuda, jakie Chrystus czynił, łatwiej im było zatem uwierzyć, że jest Bogiem.
Jezus nie działał w ukryciu. Nauczając, przechodził przez miasta, wtedy przychodzili do Niego ludzie, a On okazywał im swoje miłosierdzie słowem, gestem, uzdrowieniem z chorób (por. np. Łk 8, 44. 48; Mk 8, 22-28). Należy też zwrócić uwagę na dokonywane przez Pana uwolnienia opętanych z mocy złego ducha (por. Mt 8, 28-34; 9, 27-31) i wskrzeszanie zmarłych (por. Mk 5, 35-43). Świadczą one o potędze Jezusa, który ma władzę nad złymi duchami i nad śmiercią, oraz o Jego miłosierdziu nad nieszczęśliwymi ludźmi, owładniętymi przez zło.
Zarówno egzorcyzmy, jak wskrzeszenia i uzdrowienia z chorób były znakiem dowodzącym szczególnego posłannictwa Osoby je czyniącej. Sprawiając te cuda, Jezus dał podstawę do uwierzenia w siebie jako Mesjasza, zarówno samym uleczonym, jak i świadkom tych zbawczych wydarzeń.
Dla pełnego zobrazowania miłosiernej postawy Jezusa, należy wspomnieć jeszcze o ustanowionych przez Niego sakramentach świętych. Ze szczególnym uwzględnieniem trzech: Eucharystii, kapłaństwa oraz pokuty i pojednana. Już sam dar sakramentów jest dowodem miłosierdzia Jezusa, który dla dobra Kościoła zostawił te znaki łaski, mające na celu uświęcenie człowieka i upodobnienie go do samego Chrystusa. Łaski sakramentalne są chrześcijaninowi dane przez fakt zaistnienia sakramentu, bez żadnych zasług ze strony przyjmującego. Eucharystia, jako bezkrwawa ofiara Chrystusa jest szczególnym znakiem Jego miłosierdzia (por. Łk 22, 20). Udziela On przez ten święty znak swej łaski, ale przede wszystkim daje samego siebie, zostawia siebie pod postacią dotykalnej materii: chleba i wina. Ks. Sopoćko pisał, iż „Eucharystia jest […] miłością Jezusa względem każdego z członków Kościoła, których obdarza samym sobą, pragnie być pokarmem ich życia Boskiego i dlatego przybiera postać posiłku, aby się do nas zbliżyć, aby wniknąć w zakątki naszego serca, aby nas wywyższyć, pocieszyć, wzbogacić, dać siebie na zadatek szczęścia przyszłego”. Bogactwo łaski płynące z tego sakramentu jest nieograniczone. Eucharystia jest niejako dowodem na miłosierdzie Jezusa.
Drugim sakramentem, jest kapłaństwo. Sakrament ten objawia miłosierdzie Pana przede wszystkim wobec wybranych do Jego specjalnej służby, ale także względem wszystkich chrześcijan, do których kapłani są posyłani. Przez ich posługę działa sam Chrystus: rozgrzesza, naucza, prowadzi do prawdy (por. Mt 28, 16-20), obdarza pokojem i radością wewnętrzną.
W sakramencie pokuty, objawia się przebaczająca miłość Jezusa. To On odkupił człowieka i sam zmazuje jego grzechy. Czyni to jednak za pośrednictwem kapłanów, im powierzył władzę odpuszczania grzechów (por. J 20, 23). Sakrament pokuty odsłania pełne miłości miłosiernej serce Jezusa, gotowe obdarowywać łaską uleczenia z win, pokojem i prawdziwym szczęściem.
Działalność Jezusa, wszystkie Jego czyny, są uwiarygodnieniem nauki, którą głosił. Obrazują też w sposób bardzo wyrazisty, cechy miłosierdzia Pana, szczególnie przebaczenie, troskliwą miłość, współczującą, realizującą się w konkretnych czynach. Wymienione przejawy miłosierdzia Chrystusa należą do istotnych rysów duchowości miłosierdzia, budowanej na wzór miłości Jezusa — Słowa Wcielonego.
Ukoronowaniem działalności publicznej Chrystusa, i w pewnym sensie jej konsekwencją, są wydarzenia paschalne i popaschalne. Dopełniają one miłosierdzie Boga objawione we Wcielonym Słowie.
(Zaczerpnięte tu cytaty pochodzą z drugiego tomu dzieła pt. „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”).
Tematem dzisiejszego spotkania jest miłosierdzie Jezusa objawione w Jego męce i śmierci. Wydarzenia te stanowią szczyt miłosierdzie Syna Bożego.
Tylko Chrystus — Bóg, mógł zadośćuczynić sprawiedliwości Ojca ponieważ tylko równy równemu może godnie zadośćuczynić dlatego Syn Boży z Miłosierdzia dla nas stał się człowiekiem, przyjął na siebie grzech przybranych swych braci i przez cierpienia, dobrowolnie podjęte, zadośćuczyni sprawiedliwości Bożej.
Rozważania na temat miłosierdzia Chrystusa objawionego w męce, należy rozpocząć od Ostatniej Wieczerzy. W tym ostatnim spotkaniu z uczniami, Chrystus dał wyraz szczególnej swojej miłości i otwartości wobec nich. Dla dobra Apostołów ukazał i przypomniał im wiele prawd o Bogu i o sobie, dał ostatnie, najważniejsze pouczenia.
Jako pierwsze ks. Sopoćko przytoczył słowa Jezusa dotyczące swojego Bóstwa, przez które umocnił On wiarę swoich uczniów: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14, 20). Kolejne pouczenia Pana dotyczyły prawdy o Trójjedynym Bogu: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem” (J 15, 9). Jezus nadto powtórzył uczniom podstawowe prawdy, o których mówił im w czasie działalności publicznej, m.in. o zachowaniu prawa miłości Boga i bliźniego (por. J 14, 15), potrzebie wiary w Ojca i w Syna Bożego (por. J 14, 1), oraz o konieczności trwania w Nim, by zachować życie i przynosić owoc (por. J 15, 1-11). Mistrz zostawił nadto swoim Apostołom w czasie Ostatniej Wieczerzy, swoisty testament pocieszenia. Przede wszystkim dał niepodważalną nadzieję na życie wieczne w domu Ojca (por. J 14, 2-4), zachęcał do modlitwy prośby: „O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje” (J 16, 23b), obiecał też Ducha Pocieszyciela (por. J 14, 16-17. 26), który będzie działał we wspólnocie wierzących. Widząc przyszłe losy Kościoła, szczególnie prześladowania, Jezus wypowiedział także słowa pełne otuchy i wiary w sens cierpienia (por. J 15, 18-21; 16, 20). Udzielił im nadto swojego pokoju (por. J 14, 27) i wzywał do ufności (por. J 16, 33). W geście umycia nóg (por. J 13, 3-11) pokazał, na czym polega pokora Jego uczniów. Wszystko to jest znakiem miłosierdzia Pana, który w ten sposób obdarzał człowieka nadzieją. Koroną całej mowy pożegnalnej jest Modlitwa Arcykapłańska, mająca charakter powszechnej, dziękczynnej i błagalnej rozmowy Jezusa z Ojcem. Chrystus modlił się w obecności Apostołów, a także w ich intencji, o świętość, prawdę, ochronę od zła i grzechu oraz o jedność (por. J 17, 7-19). Prosił także za wszystkich wierzących (por. J 17, 20-21), o jedność i łaskę zbawienia. Słowa Pana wypowiedziane w Wieczerniku, objawiają Jego miłosierdzie. Wyraża się ono w zatroskaniu o losy uczniów, jest całkowicie ukierunkowane na dobro człowieka.
Wyrazem miłosierdzia Jezusa jest także Jego szczera postawa wobec Uczniów. Nie ukrywał swego smutku, lęku i wzruszenia. Dał poznać siebie w prawdzie, otwarcie mówił o swojej miłości do uczniów: „…jak Ja was umiłowałem” (J 13, 15). Prawdziwe miłosierdzie, czego przykład znajdziemy w postawie Jezusa w Wieczerniku, polega z jednej strony na ukazywaniu jasno prawdy nawet tej bolesnej, z drugiej zaś na ukierunkowaniu człowieka na ufność w moc Bożą. W miłosierdziu tym jest miejsce na okazywanie uczuć oraz ofiarę ze względu na duchowe dobra innych.
Kolejnym wydarzeniem odsłaniającym rzeczywistość miłosierdzia Jezusa jest czas modlitwy w Ogrójcu. Miłosierdzie w postawie Pana objawia się tu przede wszystkim w samym fakcie dobrowolnego poddania się woli Ojca, oraz zgodzie na mękę i śmierć. W tym momencie Jezus w sposób szczególny pokazał przykład poddania się woli Boga Ojca. Nadto wytrwale i mężnie znosił lęk, ból, samotność i cierpienie, jakich doświadczał w Ogrójcu. Cierpienie to było tak wielkie, że wyciskało krew z ciała Pana. Takie zjawisko, zwane hematodrozą, występuje przy wyjątkowo silnej intensyfikacji cierpienia. Wszystkie reakcje ludzkiej natury Jezusa, które dały o sobie znać w czasie modlitwy w Ogrójcu: bojaźń spowodowana bliskością męki i śmierci, wstręt i odraza wynikająca z poznania grzechów całej ludzkości, smutek i żałość, których powodem było przekonanie, iż Jego męka dla wielu ludzi okaże się daremna, zostały przezwyciężone przez wolę Zbawiciela, poddaną miłosiernej woli Ojca.
Miłosierdzie Syna Bożego objawia także sposób, w jaki postępował względem uczniów. Wobec nich objawił swój lęk, cierpienie, słabość i wahania spowodowane perspektywą nadchodzącego cierpienia. Naturę ludzką Jezus pokazał także gdy pozwolił, by Uczniowie widzieli anioła, który przyszedł od Ojca, aby Go pocieszyć i wzmocnić przed męką (Łk 22, 43). Swoją postawą Zbawiciel dał Apostołom poznać, że lęk sam w sobie, nie jest rzeczywistością negatywną czy grzeszną. Decydującym jest akt woli, a nie reakcja uczuć na zaistniałe warunki zewnętrzne. Ks. Sopoćko zwrócił nadto uwagę w swoich pismach, iż nawet w tak trudnej sytuacji, jakim było cierpienie Ogrójca, Mistrz ciągle pamiętał o swoich uczniach i okazywał im miłosierdzie przez słowo pouczenia: „czuwajcie i módlcie się” (Mt 26, 41). Słowa te świadczą o miłosiernej postawie Jezusa, który w każdym momencie swego ziemskiego życia czynił wszystko dla duchowego dobra człowieka. Męka Jezusa w Ogrodzie Oliwnym jest częścią Jego zbawczego dzieła, w którym najbardziej objawiło się miłosierdzie Boże. Chrystus wiedział, że od Jego zgody na wolę Ojca zależy zbawienie każdego człowieka. Już w tym momencie swojej odkupieńczej misji okazał miłosierdzie całej ludzkości. Męka w Ogrójcu objawia charakterystyczne rysy miłosierdzia Zbawiciela. Są nimi zdolność do ofiary, pokora, męstwo i zgoda na wolę Ojca.
Kolejne wydarzenia męki przesłuchania Jezusa przed Annaszem i Kajfaszem. Tu miłosierdzie Zbawiciela można odczytać przede wszystkim z relacji do osób otaczających Go. Nie odpowiadał agresją na przemoc, której doznawał, nie bronił się wobec ludzi, którzy z góry przesądzili już o Jego losie. Zachowanie Chrystusa było pełne mądrości, roztropności i godności. Słowa, jakie oprawcy słyszeli z ust Pana, były wezwaniem do opamiętania. W czasie przesłuchania Jezus oświadczył przed Sanhedrynem, że jest Synem Bożym, Mesjaszem. Było to oficjalne objawienie siebie, jako danego przez Boga, zapowiedzianego przez proroków, Zbawiciela świata (por. Mt 26, 63-64). Całą rozprawę sądową przed Annaszem, Kajfaszem i poranne posiedzenie Sanhedrynu było bezprawne. Oskarżyciele chcieli bowiem wymóc na Jezusie, aby świadczył przeciwko samemu sobie, co było zupełnie niezgodne z prawem. Dla wiarygodności oskarżenia potrzeba było zeznania dwóch świadków. Ponadto przed orzeczeniem winy oskarżony był nietykalny. W przypadku Jezusa to prawo było wielokrotnie złamane. Nawet wobec Sanhedrynu żołnierz uderzył Go w twarz (por. J 18, 22). We wszystkich tych wydarzeniach widać pełną roztropności postawę Jezusa wobec oprawców. Bronił się wtedy, gdy miało to sens i było z pożytkiem dla samych krzywdzicieli, by się opamiętali: „Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego, a jeśli dobrze, to dlaczego mnie bijesz?” (J 18, 23). Nie odpowiadał złem na zło i nie wchodził w dyskusję z oskarżającymi, gdy wiedział, że to nie zmieni postawy ich serca. Cierpliwie znosił wszystkie krzywdy, widząc w tym jedyną drogę zbawienia świata. Taka postawa jest przejawem mądrej i miłosiernej miłości Pana.
Bezsilność i poniżenie Jezusa były pozorem, gdyż w tym właśnie czasie, zwyciężał i królował.
Dalsze rozważania ks. Sopoćki, dotyczące objawienia tajemnicy miłosierdzia Syna Bożego, związane są z pierwszą rozprawą u Piłata. Jezus znowu przyjął na siebie ciężar niesprawiedliwych oskarżeń, wypowiedzianych przez Żydów i odczuł w postawie Piłata brak stanowczości w obronie prawdy. Wszystko zniósł ze spokojem, rozważnie odpowiadając na pytania prokuratora. I tym razem Chrystus bronił prawdy o sobie i swojej misji (J 18, 37).
Kolejny etap męki to rozprawa u Heroda. Tutaj również Chrystus z cierpliwością znosił wszystkie cierpienia. Nie wchodził w rozmowę inicjowaną przez Heroda. Jego milczenie było oznaką mądrości i miłosierdzia. Tak jak w poprzednim przypadku, tak i tu słowa Jezus nie przyniosłyby żadnej zmiany w postawie słuchających, a mogłyby ich pobudzić do większej nienawiści (por. Mt 7, 6).
Kolejnym istotnym momentem męki Jezusa jest powtórna rozprawa u Piłata. Jezus nie bronił się w sposób zdesperowany, z rozwagą i mądrością odpowiadał swoim oprawcom, bez zbędnego argumentowania swoich racji, z cichością i poddaniem się woli Ojca znosił niesprawiedliwość dla zbawienia ludzkości.
Na dzisiejszym spotkaniu będziemy rozważali miłosierdzie Jezusa w męce Jezusa od biczowania do śmierci na krzyżu.
Biczowanie i cierniem ukoronowanie to momenty bardzo bolesny w męce Chrystusa. Jezus przyjął je dla dobra ludzkości. Jak wielki ból fizyczny i moralny musiał znieść Zbawiciel w obu tych wydarzeniach. Już sam fakt zgody na takie cierpienie, jest dowodem bezgranicznego miłosierdzia Syna Bożego. Taką samą, pełną miłości postawę Chrystus zachował w obliczu dalszych, bolesnych wydarzeń, jakie Go spotkały. Przyjął niesprawiedliwy wyrok, skazujący Go na poniżającą śmierć. Wyrok ten był wyjątkowo niesprawiedliwy, Piłat pięć razy uroczyście stwierdził, że Pan Jezus jest niewinny, a w końcu skazał Go na śmierć i to na śmierć krzyżową — najokrutniejszą, bo najbardziej bolesną i długotrwałą. U Rzymian tylko niewolnicy i pospolici zbrodniarze ponosili śmierć krzyżową, a u Żydów dopiero po straceniu wieszano zwłoki na krzyżu, dla odstraszenia od podobnych czynów ludzi żyjących. Zbawiciel ze spokojem przyjął wyrok skazujący, wiedział bowiem, że dzięki niemu odkupi ludzkość.
Wyrok Piłata zapoczątkował kolejne wydarzenie męki Chrystusa, jakim było dźwiganie krzyża. Na swojej krzyżowej drodze Jezus wielokrotnie objawił rzeczywistość miłosierdzia Boga. Jezus pragnął krzyża i ucieszył się na jego widok, był to bowiem dla Niego znak i narzędzie zbawienia, „ujrzał w nim godło miłosierdzia Bożego”. Syn Boży patrzył zatem inaczej niż człowiek, który pragnie oddalić krzyż swojego życia. On chciał przyjąć swój Krzyż, ponieważ widział w nim źródło naszego życia, niejako bramę otwierającą drogę do wiecznej szczęśliwości.
Dalsze stacje Drogi Krzyżowej odkrywają kolejne cechy miłosierdzia Pana. Dla zbawienia człowieka zgodził się być okrutnie katowany, traktowany jak przedmiot wyjęty spod prawa, bez czci i godności, przeklinany i poniżany. Pośród całej złości, nienawiści żołnierzy i tłumu, Jezus szedł z wielką wytrwałością, świadomy swojej misji wypełnianej siłą miłości. W Jego postawie wobec krzywdzicieli nie było złości ani żalu. Szedł cichy, poddany woli Ojca, świadomy ofiary, jaką ma ponieść.
Chrystus włączył także w swoją mękę wybranych ludzi: Matkę, Szymona z Cyreny, Weronikę i płaczące niewiasty. Wielką łaską było dla nich uczestniczenie w bolesnym misterium Pana. Na szczególną uwagę zasługuje tu miłosierna postawa Jezusa wobec Matki. Ten, który sam cierpiał, współcierpiał też z bolejącą nad Jego męką Matką. Jezus wiedział, że widok Jego cierpienia sprawia Matce ogromny ból. Ta świadomość była dla niego powodem jeszcze większej udręki. Matka Najświętsza, tylko dzięki łasce Bożej, jaka podtrzymywała Ją w tej chwili, mogła przyjąć widok tak umęczonego Syna.
Chrystus włączył w swoje dzieło zbawienia świata także Szymona z Cyreny. Pozwolił mu bowiem dźwigać swój krzyż. Weronika natomiast otrzymała tę łaskę, iż mogła miłosiernemu Bogu wyświadczyć uczynek miłosierdzia. Pomimo swojej męki, Pan dostrzegł także niewiasty, płaczące na widok Jego cierpienia. Jezus zareagował na ich współczującą postawę, przyjął ją z wdzięcznością i odpowiedział słowem skłaniającym do poprawy życia. Wszystkie te momenty Drogi Krzyżowej, gdy Zbawiciel włącza ludzi w swoje dzieło zbawcze, objawiają Jego miłosierdzie, zawsze otwarte na człowieka, skierowane w Jego stronę i spalające się dla Jego zbawienia.
Kolejnymi stacjami męki Chrystusa, w których można odkryć cechy miłosierdzia Pana, są ukrzyżowanie i śmierć na krzyżu. Z miłości do człowieka Chrystus pozwolił ogołocić się z szat, wydać swe ciało na upokorzenie i wstyd. Pozwolił się przybić do krzyża, unieruchomić, zmiażdżyć swoje ciało w ofierze za grzechy świata.
Wisząc na drzewie krzyża Jezus modlił się za tych, którzy go zabijali: „Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Słowa te wyrażają heroizm przebaczenia ze strony Zbawiciela. Przede wszystkim w zwróceniu się do Boga: „Ojcze”, Syn przypomina Ojcu miłość odwieczną, istniejąca miedzy Nimi. W imię tej właśnie niestworzonej miłości błaga o miłosierdzie dla swoich oprawców, traktując ich jak braci. Słowa tej modlitwy, skierowanej z drzewa krzyża, są także potwierdzeniem nauki Chrystusa, której istotny aspekt stanowi miłość bliźniego, osiągającą miarę heroiczności w miłości nieprzyjaciół.
Jeszcze jednym potwierdzeniem przebaczającej miłości Chrystusa są słowa skierowane do dobrego łotra: „zaprawdę powiadam ci: dziś będziesz ze Mną w raju” (Łk 23, 43). Jezus uczynił to na wyraźną prośbę ze strony umierającego łotra, który w ostatniej chwili życia zwrócił się do miłosierdzia Boga. Wszystko to miało miejsce w momencie agonalnych cierpień Jezusa, który wiedział, że powodem wszystkich tych mąk jest także ten, który Go prosi o łaskę zbawienia. Przebaczenie darowane w tym właśnie czasie i okolicznościach jest kolejnym dowodem Jego zbawczej miłości i potwierdzeniem, iż nieodłącznym elementem tej miłości jest miłosierdzie.
Na tle wydarzeń paschalnych, śmierć Jezusa jest szczególnym objawieniem Jego miłosierdzia. Słowa: „Wykonało się”, wypowiedziane przed oddaniem ducha, są ostatnim tchnieniem Jego miłosierdzia. Śmierć stanowi dowód miłości: całkowitej, bezinteresownej, oddanej do końca w służbie ludzkości. Przed aktem oddania ostatniego tchnienia Jezus doświadczył jeszcze jednego cierpienia, które dopuścił na siebie, by zadośćuczynić za grzechy świata. Cierpienie to polega na całkowitej samotności, opuszczeniu przez Ojca (por. Mt 27, 46). Chrystus przyjął to doświadczenie na siebie, aby żaden człowiek grzeszny nie był nigdy opuszczony przez Boga.
Słowa Jezusa wypowiedziane tuż przed śmiercią brzmiały: „Ojcze w Twoje ręce powierzam Ducha mojego” (Łk 23, 44). Są one wyrazem i znakiem całkowitej ufności i powierzenia się Syna Ojcu. Są jednocześnie wzorem właściwej postawy dziecka Bożego wobec swego Ojca, który jest w niebie.
Ostatnim aktem miłosierdzia Jezusa, dopełniającym mękę, był akt śmierci, dobrowolnie przyjętej, będącej całkowitym i ostatecznym ofiarowaniem siebie za zbawienie ludzkości. Chrystus wiedział, że Jego męka i śmierć są źródłem uwalniającym każdego człowieka od potępienia, otwierającym mu drogę do życia wiecznego a nadto stanowiącym niewyczerpany skarbiec łask, z którego, za pośrednictwem Kościoła, każdy wierzący może czerpać duchowe dobro przez całe życie ziemskie.
Misterium Paschalne męki i śmierci Jezusa jest ukoronowaniem Jego czynów pełnych miłosierdzia, okazanych ludzkości w czasie całej ziemskiej działalności. Wydarzenia te najbardziej objawiają istotę miłosierdzia Drugiej Osoby Boskiej. Nigdy, od momentu narodzenia, nie poniósł On takiej ofiary, jak w tym, ostatnim czasie swojego życia. Misterium Paschalne objawia też inne cechy miłosierdzia Pana. Przede wszystkim Jego postawa w tym czasie była pełna łagodności, miłości pośród szalejącej nienawiści, poddania się woli Ojca, męstwa, roztropności i mądrości pośród głupoty, strachu i egoizmu. Chociaż najważniejszym momentem zbawczego dzieła Wcielonego Słowa było zmartwychwstanie, to jednak nie dokonałoby się ono, gdyby nie została wypełniona wola Ojca, co do odkupieńczej śmieci Syna.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest tematyce miłosierdzia Jezusa w fakcie Jego zmartwychwstania i wniebowstąpienia.
Cud zmartwychwstania dokonany Boską mocą Chrystusa, stanowi centrum i sens całego chrześcijaństwa: „…a jeśliby Chrystus nie zmartwychwstał daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara” (1 Kor 15, 14). Zmartwychwstanie Chrystusa jest zatem istotnym przejawem Jego miłosierdzia. Mesjasz uwiarygodnił przez to wydarzenie swoją naukę i posłannictwo. Jako pierwszy Zmartwychwstały, zapoczątkował zmartwychwstanie wszystkich odkupionych. Jest On „wzorem i sprawcą Zmartwychwstania wszystkich, którzy weń uwierzą” (por. Kol 1, 18).
Zbawiciel, żył życiem uwielbionym. Rozpoczęło się ono wraz ze Zmartwychwstaniem i było zupełnie odmienne od egzystencji w ciele, doskonalsze; było życiem Boskim i poniekąd społecznym, ponieważ do niego Jezus powołuje i przeznacza wszystkich swoich wyznawców. Nadto w Zmartwychwstaniu Chrystus objawił swoją chwałę i zwycięstwo, które jest zarazem chwałą i zwycięstwem wszystkich Jego wyznawców. Dla nich przecież stracił życie i znów je odzyskał. Zmartwychwstanie, jak to wynika z powyższego opisu, jest objawieniem i przypieczętowaniem całej miłosiernej misji Chrystusa na ziemi. Misja ta miała też swoje przedłużenie w działalności Jezusa po Zmartwychwstaniu do wniebowstąpienia i nieustannie trwa, aż do końca czasów.
Znakiem miłosierdzia Chrystusa Zmartwychwstałego były Jego spotkania z wybranymi ludźmi: Marią Magdaleną (por. J 20, 11-18), niewiastami (por. Mt 28, 9-10), Apostołami w Wieczerniku (por. Łk 24, 36-47; J 20, 26-29). Objawienia Pana miały na celu dobro bliskich Mu osób, ich pocieszenie i umocnienie w wierze. Chrystus pokazał w ten sposób, że wszystko, czego nauczał i co czynił w czasie ziemskiego życia, jest prawdą.
Warto przyjrzeć się zatem pokrótce objawieniom Zmartwychwstałego. Są teologowie tacy jak np. ks. Sopoćko, którzy wyrażają swoją opinię, iż Jezus ukazał się najpierw swojej Matce. Wprawdzie w Ewangelii nie ma o tym wzmianki, ale opierając się na pismach świętych, np. Bonawentury czy Ignacego, bł. ks. Michał stwierdził, że spotkanie z Matką było w pewnym sensie oczywiste i konieczne, wyrażało bowiem miłość Syna do Matki. Jezus w spotkaniu z Matką okazał swoją miłość i miłosierdzie w relacji do Tej, która ze wszystkich ludzi ukochała Go najbardziej i najwięcej przecierpiała w czasie Jego męki i śmierci. Swoim objawieniem Syn uczynił zadość tęsknocie Matki, rozradował Ją i ukazał Jej swoją chwałę.
Kolejnym objawieniem Zbawiciela po Zmartwychwstaniu, opisanym przez Ewangelistów, jako pierwsze, było spotkanie z Marią Magdaleną. Jezus miłosiernie wyszedł naprzeciw miłości Marii Magdaleny. Pozwolił jej cieszyć się swoją obecnością i prawdą, że żyje. Nadto uczynił ją apostołką swojego Zmartwychwstania, a zatem i apostołką miłosierdzia wynikającego z faktu Zmartwychwstania (por. J 20, 17-18).
Podobnie objawieniem miłosierdzia Chrystusa było Jego spotkanie z niewiastami. W ten sposób Chrystus wynagrodził ich miłość, wierność i ofiarę.
Nieco odmienny charakter miały objawienia Jezusa Piotrowi i pozostałym uczniom. Tu miłosierdzie Pana przejawia się przede wszystkim we wzmocnieniu wiary Apostołów, oświeceniu ich umysłów w prawdach Bożych i wielkiej radości, która stała się udziałem uczniów, gdy ujrzeli Mistrza. Szczególnym znakiem miłosierdzia Zmartwychwstałego było przebaczenie, które otrzymał Piotr — Skała Kościoła, w osobistym spotkaniu z Panem, oraz łaska przewodnictwa Kościołowi na ziemi — jako widzialna jego Głowa.
Ostatnim wydarzeniem ziemskiego życia Jezusa jest wniebowstąpienie. Ono również objawia miłosierdzie Pana, który „wstąpił do nieba, by wstawiać się za ludźmi u Ojca, by nam dać nadzieję dojścia do chwały”. Nadto Syn Boży tuż przed wniebowstąpieniem przypomniał swoim uczniom słowa, których nauczał i obdarzył ich ostatecznymi pouczeniami. Miłosiernym jest także sam fakt, iż Jezus pozwolił, aby uczniowie byli świadkami Jego wniebowstąpienia. Było ono wyrazem chwały, wielkości i uwielbienia Chrystusa, a przez to wzbudzało w uczniach radość i podziw dla Mistrza, wzmocniło w nich wiarę, nadzieję oraz udzielało mocy do głoszenia Dobrej Nowiny.
Po wniebowstąpieniu Chrystus jest obecny ze swoim Ludem w Eucharystii i w swoim Mistycznym Ciele, jakim jest Kościół. Ta obecność w Kościele jest również znakiem miłosierdzia Zbawiciela, który ciągle żyje, naucza i trwa ze swoimi umiłowanymi. Błogosławiony ks. Michał pisał, iż „Chrystusa bez Kościoła nie można zrozumieć, jak i Kościoła nie do się rozpatrywać w oderwaniu od Chrystusa” i kontynuując tę myśl, nieco dalej, stwierdził: „Jeżeli Chrystus jest uosobieniem Miłosierdzia Bożego, to jego Oblubienica-Kościół jest tego miłosierdzia urzeczywistnieniem po wszystkie czasy”. Miłosierdzie Jezusa objawione przez Kościół związane jest z zesłaniem Ducha Świętego. Ojciec i Syn po wniebowstąpieniu zsyłają Ducha Świętego zapowiadanego w Starym i Nowym Testamencie. Duch Święty prowadzi dzieło Chrystusa i uzupełnia je. Kościół jest drogą urzeczywistniania się miłosierdzia Bożego w życiu człowieka. Miłosierdzie Boże ujawnia się bowiem w darach i łaskach, które wysłużył nam Zbawiciel, a które dzięki Duchowi Świętemu są obecne w Kościele.
Zbawcze wydarzenia Zmartwychwstania i wniebowstąpienia nie wnoszą wiele nowych elementów określających istotę miłosierdzia Chrystusa, są raczej potwierdzeniem tego, co było już wcześniej opisane. W tych wydarzeniach Mistrz z Nazaretu po raz kolejny objawił siebie jako miłosiernego Pana, troszczącego się o swoich uczniów i przyjaciół, umacniającego ich wiarę, nadzieję i miłość. W zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa potwierdza się także Jego wywyższenie, moc i potęga zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Kościół, powołany przez Chrystusa, jest natomiast kontynuatorem miłosiernej misji Zbawiciela, która dzięki temu trwa do skończenia świata.
Na dzisiejszym spotkaniu będziemy rozważać o tym, co pisał ks. Sopoćko o miłosierdziu Ducha Świętego.
Aby właściwie zrozumieć miłosierdzie w Osobie Ducha Świętego, trzeba rozpocząć od rozważań nt. miłości Ducha Świętego. Tak właśnie uczynił np. bł. ks. Michał Sopoćko. Posłuchajmy zatem co pisał, że „Ojciec i Syn posiadając tę sama naturę, poznają się, i z tego poznania powstaje Miłość, której owocem jest Duch Święty. Ojciec i Syn z wzajemnej ku sobie miłości udzielają swoją istotę Trzeciej Osobie, czyli dają jej wspólną swoją naturę, aby ją posiadała. Tą Trzecią Osobą jest Duch Święty”. Na innym miejscu ks. Michał pisał: „W łonie Bóstwa Duch Święty jest Miłością, albowiem pochodzi z miłości Ojca i Syna, a więc jest Osobą, owocem, wyrazem i nosicielem Boskiej miłości w Trójcy Przenajświętszej; On jest początkiem miłości i znamieniem, On nadaje jej imię swoje”. Przypatrzmy się zatem głębiej, jak należy rozumieć przymiot miłosierdzia w Osobie Ducha Świętego. Na początku popatrzmy na relacje wewnątrztrynitarne. Relacja miłości, we właściwym tego słowa znaczeniu jest tylko między Trzema Osobami Boskimi. Tylko tam jest czysta miłość. W relacji do stworzeń miłość Boga ma zawsze rysy miłosierdzia. Jest tak dlatego, że każde stworzenie, ma jakiś brak, niedoskonałość. Można powiedzieć, że człowiek jest tu na pierwszym miejscu, ponieważ takim brakiem jest przede wszystkim każdy grzech. Między Osobami Boskimi zatem, które nie mają braków, miłosierdzie nie ma racji bytu. W relacji zaś Boga do stworzeń; Doskonałego do niedoskonałych, miłosierdzie jest stałym „składnikiem” miłości. Ks. Sopoćko napisał, iż miłosierdzie „jest to odwieczna i niezmienna doskonałość Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela w Jego stosunku do stworzeń, a w szczególności do ludzi, przez którą Bóg wyprowadza ich z nędzy i uzupełnia ich braki”.
Tak samo pisał ks. Sopoćko o Duchu Świętym. Jego miłosierdzie to miłość w relacji do stworzeń a szczególnie do człowieka. W jego książce poświęconej Osobie Ducha Świętego czytamy: „Duch Święty nazywa się Bogiem miłości w stosunku do Ojca I Syna. Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę jego stosunek do stworzeń, a szczególnie do ludzi, jest On Bogiem miłosierdzia”.
Kolejna myśl na temat miłosierdzia Ducha Świętego dotyczy „miejsca” tego przymiotu w Jego Osobie.
Na początku trzeba stwierdzić, że w Bogu wszystko stanowi najdoskonalszą jedność, przymioty nie różnią się między sobą, ani nie są różne od najdoskonalszej natury Boga. Rozróżnienie jest potrzebne człowiekowi, który potrzebuje go do lepszego poznania Boga.
Ks. Sopoćko twierdził, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga spośród przymiotów odnoszących się do działania Boga względem stworzenia. Dlaczego było to takie istotne. Ks. Sopoćko znał objawienia jakie miała s. Faustyna, znał słowa Jezusa, wiedział, że Chrystus mówił, iż miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. W swoich pismach i wystąpieniach nie mógł powoływać się jednak na niezatwierdzone jeszcze i nieznane objawienia Jezusa, musiał zatem swoją myśl teologiczną budować na Biblii i nauczaniu Kościoła. Ks. Michał pisał, że chociaż wszystkie przymioty Boskie są równe, to gdy patrzymy na działanie Boga względem człowieka i świata, to można powiedzieć, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszelkie działanie Boga w relacji do niedoskonałego i grzesznego stworzenia jest bowiem dotknięte miłosierdziem. O przymiocie miłosierdzia w Duchu Świętym, ks. Sopoćko napisał w następujący sposób: „Duch Święty widzi w stworzeniu pewne dobro, szczególnie w człowieku, ale tego dobra sam mu udzielił i do zachowania jego ustawicznie się przyczynia i czuwa, wciąż uzupełnia braki stworzeń i wyprowadza je z nędzy lub jej zapobiega, inaczej mówiąc wciąż udziela swego nieskończonego miłosierdzia. Stąd też miłość Ducha Świętego ku ludziom, jaka się ujawnia w Kościele, jest miłosierdziem. Tak pojęta miłość czyli miłosierdzie jest największą doskonałością Jego w stosunku do świata”.
Miłosierne działanie Ducha Świętego objawia się w dziele Odkupienia. Wydarzenie to jest początkiem nowego udzielania się Ducha w Kościele. Ksiądz Sopoćko nazwał Ducha Świętego Wykonawcą miłosierdzi Bożego, w sakramentach udziela On bowiem tych łask, które Chrystus wysłużył w swoim dziele zbawczym. Nadto, będąc sam Darem Ojca i Syna, udziela darów od Nich pochodzących.
Miłosierne działanie Ducha Świętego odczuwane jest przede wszystkim w życiu Kościoła. Jest On ściśle złączony z istnieniem i działalnością Kościoła. „Jak długo będzie istniał Kościół na świecie, tak długo będzie Duch Święty na ziemi”. Bł. ks. Michał nadał wiele określeń Duchowi Świętemu po to, by ukazać miłosierdzie w Jego działaniu. Nazwał Go „Wiatrem Kościoła”, „Darem”, „Oddechem”, „Duszą Kościoła” a także szczególnym „Kierownikiem Kościoła”, całe dobro, jakie czyni Kościół dla swoich członków w rzeczywistości czyni Duch Święty. On jest Autorem dzieła uświecenia, tak jak Bóg Ojciec dzieła stworzenia, a Syn Boży dzieła Odkupienia.
Z pism ks. Sopoćko wynika, że Duch Święty jest miłosiernym Pośrednikiem, w którym i przez którego, Bóg Ojciec i Syn Boży udzielają swego miłosierdzia a jednocześnie który sam jest miłosierny.
Miłosierdzie Ducha Świętego przejawia się w Kościele w darze łaski uświęcającej i uczynkowej, cnotach wlanych, siedmiu darach, sakramentach i modlitwie. W tych i innych darach działa Duch Święty niosąc miłosierdzie Boga w Kościół i świat.
Niech te usłyszane dziś informacje pomogą nam lepiej rozumieć kim jest i jaki jest Duch Święty, jak istotne jest Jego działanie w nas samych i we wszystkich wierzących, w całym Kościele i w świecie.
(Zaczerpnięte tu cytaty pochodzą z trzeciego tomu dzieła pt. „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”).
Dzisiejsze spotkanie poświęcamy tematowi obrazu Jezusa Miłosiernego. Jak powstawał, jaka jest jego historia i znaczenie.
Obraz powstał na podstawie wizji jaką s. Faustyna miała 22 II 1931r. w swojej zakonnej celi, w płockim klasztorze. Posłuchajmy opisu: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie” (Dz. 47).
Siostra miał wiele kłopotów ze zrozumieniem tej wizji, szukała więc wsparcia u spowiedników. Napisała: „Kiedy o tym powiedziałam spowiednikowi, otrzymałam taką odpowiedź, że to się tyczy duszy twojej. Mówi mi tak: Maluj obraz Boży w duszy swojej. Kiedy odeszłam od konfesjonału usłyszałam znowu takie słowa: Mój obraz w duszy twojej jest. Ja pragnę, aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, żeby był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia” (Dz. 49).
Rozumiejąc, że Jezus żąda, by powstał obraz namalowany pędzlem, s. Faustyna rozpoczęła o to starania. Prosiła przełożonych, pytała spowiedników.
„Kiedy o tym powiedziałam matce przełożonej, że Bóg tego żąda ode mnie, odpowiedziała mi matka przełożona, żeby Jezus dał wyraźniej poznać przez jakiś znak.
Kiedy prosiłam Pana Jezusa o jakiś znak na świadectwo, iż prawdziwie Ty jesteś Bóg i Pan mój, i od Ciebie pochodzą te żądania, na to usłyszałam taki głos wewnętrzny: dam poznać przełożonym przez łaski, których udzielę przez ten obraz” (Dz. 51).
Dopiero gdy wyjechała do Wilna, w 1933r. dane jej było spełnić prośbę Jezusa. Spotkała tam spowiednika, który jej pomógł w wykonaniu tych wszystkich poleceń Jezusa. Był nim ks. Michał Sopoćko, spowiednik wileńskiego domu sióstr Matki Bożej miłosierdzia. Ponieważ s. Faustyna widziała go już wcześnie, w widzeniu duchowym, była pewna, że ten właśnie kapłan zrozumie ją i jej pomoże. Już zatem przy pierwszych spotkaniach siostra opowiedziała ks. Michałowi o tym, że Jezus chce, by namalowano obraz, na którym ma wyglądać tak jak ona Go widziała w swoich wizjach.
Ks. Sopoćko na początku był bardzo ostrożny, zastanawiał się nad prawdziwością objawień i teologiczną poprawnością ewentualnego obrazu. W swoich „Wspomnieniach” napisał tak: „…wiedziony raczej ciekawością, jaki to będzie obraz, niż wiarą w prawdziwość objawień s. Faustyny, postanowiłem przystąpić do malowania tego obrazu” (ks. Michał Sopoćko, Moje wspomnienia o św. p. Siostrze Faustynie, Archiwum Archidiecezji Białostockiej, XV 8).
Ks. Michał znalazł malarza, który miał namalować obraz według wskazań s. Faustyny. Był nim Eugeniusz Kazimierowski, mieszkający obok ks. Sopoćki, w Wilnie, przy ulicy Rossa 2. Nie mógł jednak poinformować Kazimierowskiego o wszystkich szczegółach dotyczących idei powstania obrazu, powiedział tylko, że ma być namalowany według wizji, jaką nosi w sobie s. Faustyna. Obraz powstawał od stycznia do lipca 1934r. W tych miesiącach s. Faustyna przychodziła do pracowni malarza, raz bądź dwa razy w tygodniu i mówiła jak ma wyglądać obraz Jezusa.
W tym czasie ks. Sopoćko zapewne zastanawiał się nad prawdziwością objawień i teologią obrazu. Świadczą o tym słowa z Dzienniczka: „Kiedy raz spowiednik kazał mi się zapytać Pana Jezusa, co oznaczają te dwa promienie, które są w tym obrazie, odpowiedziałam, że dobrze, zapytam się Pana.
W czasie modlitwy usłyszałam te słowa wewnętrznie: Te dwa promienie oznaczają krew i wodę. Blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz…
Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu.
Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga” (Dz. 299).
I na innym miejscu siostra pisała: „W pewnej chwili zapytał mnie spowiednik, jak ma być umieszczony ten napis, ponieważ to wszystko się nie mieści na tym obrazie. Odpowiedziałam, że się pomodlę i odpowiem na przyszły tydzień. Kiedy odeszłam od konfesjonału i przechodząc koło Najświętszego Sakramentu otrzymałam wewnętrzne zrozumienie, jak ma być ten napis. Jezus mi przypomniał, jako mi mówił pierwszy raz, to jest, że te trzy słowa muszą być uwidocznione. Słowa te są takie: Jezu, ufam Tobie. Zrozumiałam, że Jezus pragnie, ażeby była umieszczona cała formułka, ale nie kładzie wyraźnego nakazu, jako na te trzy słowa” (Dz. 327).
Malowanie obrazu nastręczało dużo problemów, trudno było malarzowi oddać wizję jaką miała s. Faustyna, tylko na podstawie jej opowieści. Zapewne w związku z tymi trudnościami poprosił o pomoc ks. Sopoćkę, by ten pozowała do obrazu. Obraz był kilkakrotnie poprawiany, ponieważ nie oddawał do końca tego, co pragnęła w nim zobaczyć s. Faustyna.
Matka Irena Krzyżanowska, przełożona domu wileńskiego, która chodziła z. s. Faustyną do malarza, tak opisała to wydarzenie: „Gdy obraz był gotowy, weszłam z siostrą Faustyną do pokoju i razem miałyśmy wydać opinię, czy obraz jest dobry. Siostra Faustyna nie była zadowolona całkowicie, czym profesor Kazimierowski był zmartwiony. Pomimo naszych pewnych zastrzeżeń obraz zrobił wrażenie czegoś innego od zwykłych obrazów” (wspomnienia matki Ireny Krzyżanowskiej, opublikowane w Orędzie miłosierdzia nr. 32,33).
Faustyna natomiast opisała to wydarzenie w swoim Dzienniczku w następujący sposób: „W pewnej chwili, kiedy byłam u tego malarza, który maluje ten obraz, i zobaczyłam, że nie jest tak piękny, jakim jest Jezus – zasmuciłam się tym bardzo, jednak ukryłam to w sercu głęboko. Kiedyśmy wyszły od tego malarza, matka przełożona została w mieście dla załatwienia różnych spraw, ja sama powróciłam do domu. Zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś? – Wtem usłyszałam takie słowa: Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej” (Dz. 313).
Można przypuszczać, że s. Faustyna rozmawiała z ks. Michałem na temat tego obrazu i trudności z nim związanych, ponieważ w Dzienniczku mamy zapis tylko taki, że Jezus na obrazie nie był tak piękny jak w rzeczywistości, a z zapisków ks. Sopoćki wiemy, że były inne powody jej niezadowolenia. Sam ks. Michał pozował do obrazu, by lepiej oddać postawę Jezusa. I gdy obraz był już ukończony napisał następującą relację z tego czasu, dotyczącą s. Faustyny i malowania obrazu: „na ogół była zadowolona i nie uskarżała się już na niepoprawności” (ks. Michał Sopoćko, Sprawa poprawności obrazu Miłosierdzia Bożego, Archiwum Archidiecezji Białostockiej, LIX 2).
W ten sposób po półrocznej pracy powstał obraz znany dziś na całym świecie.
Na dzisiejszym spotkaniu będziemy rozmawiali o dalszej historii obrazu Jezusa Miłosiernego.
Gdy obraz był gotowy ks. Sopoćko najprawdopodobniej najpierw zabrał go do swojego mieszkania, przy ulicy Rossa 2, a później do klasztoru sióstr bernardynek, gdzie mieszkał od listopada 1934r. jako rektor kościoła św. Michała, przy którym był klasztor. Ks. Sopoćko zawiesił obraz w ciemnym korytarzu klasztoru twarzą do ściany.
Dlaczego ks. Michał, który tyle trudu włożył w namalowanie obrazu, sfinansował to malowanie, wiedział jak bardzo s. Faustynie zależało na tym by obraz był znany, tak właśnie postąpił? Ukrył to dzieło w miejscu niedostępnym dla wiernych.
On sam wyjaśniał ten fakt w swoich wspomnieniach. Pisał: „Jakkolwiek malowany obraz nie zawierał nowej treści (z wyjątkiem może promieni), jednak nie byłem skory do zawieszania go w kościele, ze względu, że sprawa cała była jeszcze w toku badania przeze mnie. Ukryłem tedy ten obraz w korytarzu klasztoru sióstr Bernardynek, nie mówiąc nikomu o jego pochodzeniu” żródło.
Takie postępowanie ks. Michała jest poniekąd zrozumiałe zważywszy na okoliczności. Jednak Jezus przez s. Faustynę upominał się o publiczny kult dla swojego obrazu.
Opisane wydarzenie miało miejsce w Wielki Piątek 1935r. w czasie obchodów jubileuszu odkupienia. S. Faustyna powiedziała, że Jezus pragnie, by obraz był wystawiony w Ostrej Bramie podczas triduum na zakończenie jubileuszu odkupienia. Ks. Sopoćko miał głosić kazania podczas tego triduum. Bez wielkiego trudu uzyskał zatem zgodę proboszcz Ostrej Bramy na zawieszenie tego obrazu w oknie galerii kaplicy ostrobramskiej, jako dekoracji.
Po latach całe to wydarzeni ks. Michał przedstawiał w następujący sposób: „…opierałem się, bo i obraz o treści nowej i nie bardzo wiedziałem gdzie go umieścić. Ale gdy Pan Jezus mnie ostro upomniał i zagroził, to się przestraszyłem i zacząłem myśleć gdzie ten obraz umieścić. W tej właśnie chwili zadzwonił telefon. To proboszcz parafii ostrobramskiej prosi o wygłoszenie nauk w czasie triduum obchodów Jubileuszu Odkupienia. Powiedziałem, że zgadzam się, ale pod warunkiem, że zostanie tam powieszony pewien obraz i określiłem jak on wygląda. I ksiądz Zawadzki się zgodził” (relacja L. Roszko zawarta w dokumentach procesu beatyfikacyjnego sługi Bożego ks. M. Sopoćko).
Jakie to były upomnienia Jezus, o których wspomniał ks. Sopoćko, czy osobiste natchnienie, słowa s. Faustyny, czy jakieś zewnętrzne okoliczności. Tego nie wiemy.
Obraz został wystawiony w Ostrej Bramie, zgodnie z tym o co prosiła spowiednika s. Faustyna. Było to w dniach od 26 do 28 kwietnia 1935r., w piątek, sobotę i Niedzielę Przewodnią.
Tak się złożyło, że s. Faustyna mogła udekorować ten obraz w Ostrej Bramie. Opisała to wydarzenie w następujący sposób: „W przeddzień wystawienia tego obrazu byłam z naszą matką przełożoną u naszego spowiednika. Kiedy zeszła rozmowa na temat tego obrazu, prosił spowiednik, ażeby która z sióstr pomogła uwić wianków. Matka przełożona odpowiedziała, że siostra Faustyna pomoże; ucieszyłam się tym niezmiernie. Kiedy wróciłyśmy do domu, zaraz zajęłam się przygotowaniem zieleni i przy pomocy jednej z wychowanek zawiozłyśmy zieleń; jeszcze pomagała jedna osoba, która jest przy kościele. O godzinie siódmej wieczorem było już wszystko gotowe, już obraz był zawieszony” (Dz. 421).
W dniach triduum ks. Michał głosił kazania, w których mówił o miłosierdziu Bożym, obraz był zapewne bardzo pomocny, a Jezus błogosławił szczególnie przez ten swój wizerunek, umieszczony w widocznym miejscu. Ks. Michał napisał, że obraz „wyglądał imponująco i zwracał uwagę wszystkich modlących się i wtedy przechodzących” (ks. Michał Sopoćko, Moje wspomnienia o św. p. Siostrze Faustynie, Archiwum Archidiecezji Białostockiej, XV 10).
Również s. Faustyna opisała wizje związane z obrazem wystawionym w Ostrej bramie. Widziała jakich łask Jezus udzielał przez ten obraz. Pisała: „Kiedy został wystawiony ten obraz, ujrzałam żywy ruch ręki Jezusa, który zakreślił duży znak krzyża. W ten sam dzień wieczorem, kiedy się położyłam do łóżka, ujrzałam, jak ten obraz szedł ponad miastem, a miasto to było założone siatką i sieciami. Kiedy Jezus przeszedł, przeciął wszystkie sieci, a w końcu zakreślił duży znak krzyża świętego i znikł. I ujrzałam się otoczona mnóstwem postaci złośliwych i pałających ku mnie wielką nienawiścią. Wychodziły różne groźby z ich ust, jednak żadna się nie dotknęła mnie. Po chwili znikło to zjawisko, lecz długo nie mogłam zasnąć” (Dz. 416).
I na innym miejscu: „W piątek, kiedy byłam w Ostrej Bramie w czasie tych uroczystości, podczas których obraz ten został wystawiony, byłam na kazaniu, które mówił mój spowiednik; kazanie to było o miłosierdziu Bożym, było pierwsze, czego żądał tak dawno Pan Jezus. Kiedy zaczął mówić o tym wielkim miłosierdziu Pańskim, obraz ten przybrał żywą postać i promienie te przenikały do serc ludzi zgromadzonych, jednak nie w równej mierze, jedni otrzymali więcej, a drudzy mniej. Radość wielka zalała duszę moją, widząc łaskę Boga.
Wtem usłyszałam te słowa: Tyś świadkiem miłosierdzia mego, na wieki stać będziesz przed tronem moim jako żywy świadek miłosierdzia mego” (Dz. 417).
Dzień zakończenia Jubileuszu odkupienia zbiegł się z Niedzielą Przewodnią, która miała w przyszłości stać się niedzielą Bożego Miłosierdzia. Siostra Faustyna będąc na uroczystościach tego dnia w sposób szczególny je przeżywała. W Dzienniczku następująco opisała to wydarzenie: „Niedziela Przewodnia, czyli święto Miłosierdzia Pańskiego, zakończenie Jubileuszu Odkupienia. Kiedyśmy poszły na tę uroczystość, serce mi biło z radości, że te dwie uroczystości z sobą są tak ściśle złączone. Prosiłam Boga o miłosierdzie dla dusz grzesznych. Kiedy się kończyło nabożeństwo i kapłan wziął Przenajświętszy Sakrament, aby udzielić błogosławieństwa, wtem ujrzałam Pana Jezusa w takiej postaci, jako jest na tym obrazie. Udzielił Pan błogosławieństwa i promienie te rozeszły się na cały świat. Wtem ujrzałam jasność niedostępną na kształt mieszkania kryształowego, utkanego z fal jasności nieprzystępnej żadnemu stworzeniu ani duchowi. Do tej jasności trzy drzwi. I w tej chwili wszedł Jezus w takiej postaci, jako jest na tym obrazie, do onej jasności w drzwi drugie, do wnętrza jedności. Jest to Jedność Troista, która jest niepojęta, nieskończoność. – Wtem usłyszałam głos: Święto to wyszło z wnętrzności miłosierdzia mojego i jest zatwierdzone w głębokościach zmiłowań moich. Wszelka dusza wierząca i ufająca miłosierdziu mojemu dostąpi go. Cieszyłam się niezmiernie dobrocią i wielkością Boga swego” (Dz. 420).
Wiele zatem było łask związanych z wystawieniem obrazu Jezusa miłosiernego w Ostrej Bramie. Pragnienie Jezusa zostało zrealizowane.
Na ostatnim spotkaniu mówiliśmy o historii obrazu, o jego wystawieniu w Ostrej Bramie. Jezus udzielił wiele łask w czasie tego wydarzenia. S. Faustynie było dane w sposób duchowy zobaczyć jak Chrystus błogosławi z tego obrazu.
Po zakończeniu uroczystości w Ostrej Bramie, obraz został znowu zabrany do klasztoru sióstr bernardynek i umieszczony na tym samym miejscu, z którego został wzięty. S. Faustyna z pewnością mówiła ks. Michałowi o tym wszystkim czego doświadczyła w czasie wystawienia obrazu w Ostrej Bramie i przekazywała polecenia Jezusa domagającego się publicznej czci dla siebie przez ten właśnie obraz. Ks. Sopoćko robił wszystko, co było w jego mocy, aby obraz doznał publicznej czci. W czasie procesji w uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej, został on użyty jako dekoracja do jednego z ołtarzy.
W swoim Dzienniczku s. Faustyna odnotowała ten fakt i związane z nim szczególne łaski: „W pewnej chwili, kiedy był ten obraz wystawiony w ołtarzu na procesji Bożego Ciała, kiedy kapłan postawił Przenajświętszy Sakrament i chór zaczął śpiewać, wtem promienie z obrazu tego przeszły przez Hostię Świętą i rozeszły się na cały świat. – Wtem usłyszałam te słowa: Przez ciebie, jako przez tę Hostię, przejdą promienie miłosierdzia na świat. Po tych słowach głęboka radość wstąpiła w duszę moją” (Dz. 441).
Św. Faustyna nadal przypominała swojemu spowiednikowi o zawieszeniu obrazu w miejscu godnym i umożliwiającym oddawanie mu publicznej czci. 15 grudnia 1935 r. napisała w swoim Dzienniczku słowa Jezusa: „Powiedz spowiednikowi, aby obraz ten był w kościele wystawiony, a nie za klauzurą w klasztorze tym. Przez obraz ten udzielać będę wiele łask dla dusz, a przeto niech ma przystęp wszelka dusza do niego” (Dz. 570).
Ks. Sopoćko był bardzo ostrożny w sprawie obrazu, nie miał on bowiem jeszcze pozwolenia arcybiskupa wileńskiego, by móc wystawić obraz do publicznej czci. Zdecydował się jednak na to w marcu 1936r i zawiesił obraz w kościele św. Michała. Było to w Niedzielę Przewodnią, czyli tą, która w przyszłości miała się stać niedzielą miłosierdzia Bożego. Obraz został po raz drugi użyty w czasie procesji w uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej. Po tej uroczystości jednak został zawieszony w zakrystii, nie było bowiem jeszcze zgody arcybiskupa wileńskiego.
Siostra modliła się też w tej sprawie. W grudniu 1936r. napisała, że modli się nowenną do miłosierdzia Bożego w intencji abp. Jałbrzykowskiego oraz ks. Sopoćko z prośbą, by arcybiskup zatwierdził koronkę i obraz. Napisała tak: „Dziś zaczęłam nowennę do Miłosierdzia Bożego. To jest w duchu przenoszę się przed ten obraz i odmawiam tę koronkę, której mnie nauczył Pan. W drugim dniu nowenny ujrzałam ten obraz jakoby żywy, obwieszony niezliczonymi wotami, i widziałam wielkie tłumy ludzi, którzy tu przychodzili, widziałam wiele z nich uszczęśliwionych. O Jezu, jaką radością zabiło serce moje. Nowennę tę odprawiam na intencję dwóch osób, to jest Arcypasterza i ks. Sopoćko. Proszę gorąco Boga, aby natchnął Arcypasterza, żeby raczył zatwierdzić tę tak miłą Bogu koroneczkę i ten obraz, aby nie odkładał i nie opóźniał dzieła tego…” (Dz. 851)
1 kwietnia 1937?r. ks. Michał zdecydował się poprosić abp. Jałbrzykowskiego, by zatwierdził obraz i pozwolił powiesić go w kościele. Arcybiskup nie chciał decydować sam, dlatego zlecił ks. Sawickiemu, kanclerzowi kurii wileńskiej, by powołał stosowną komisję, która miała ocenić, czy obraz jest teologicznie poprawny i czy można zawiesić go w kościele. 2 kwietnia 1937 r. komisja oceniła obraz i wydała pozytywną opinię. 4 kwietnia, w drugą niedzielę wielkanocną obraz został poświęcony i zawieszony w kościele pw. św. Michała. Zgodnie z zaleceniami arcybiskupa nie można było go powiesić w głównym ołtarzu, ani też mówić o jego pochodzeniu. Stało się zatem zadość życzeniom Jezusa, który pragnął by obraz był poświęcony w niedzielę miłosierdzia Bożego.
Powiedz, córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym. Kiedy dusza zbliża się do mnie z ufnością, napełniam ją takim ogromem łaski, że sama w sobie tej łaski pomieścić nie może, ale promieniuje na inne dusze.
Dusze, które szerzą cześć miłosierdzia mojego, osłaniam je przez życie całe, jak czuła matka swe niemowlę, a w godzinę śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem. W tej ostatniej godzinie nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia mojego; szczęśliwa dusza, która przez życie zanurzała się w zdroju miłosierdzia, bo nie dosięgnie jej sprawiedliwość.
Napisz: Wszystko, co istnieje, jest zawarte we wnętrznościach mojego miłosierdzia głębiej niż niemowlę w łonie matki. Jak boleśnie rani mnie niedowierzanie mojej dobroci. Najboleśniej ranią mnie grzechy nieufności” (Dz. 1073-1076).
Ks. Michał zamierzał również wydać broszurki z obrazem Jezusa miłosiernego. Pod datą 5 października 1936r. siostra tak napisała w Dzienniczku: „Dziś otrzymałam list od ks. Sopoćko, w którym się dowiedziałam, że zamierza wydać obrazeczek Chrystusa Miłosiernego, i prosił mnie o przysłanie pewnej modlitwy, którą chce umieścić na odwrotnej stronie, jeżeli uzyska aprobatę Arcypasterza. O, jak wielką radością napełnia się serce moje, że mi Bóg pozwolił ujrzeć to dzieło swojego miłosierdzia. O, wielkie to dzieło Boga najwyższego, ja tylko jestem Jego narzędziem. O, jak gorąco pragnę ujrzeć to święto Miłosierdzia Bożego, którego Bóg żąda przeze mnie, ale jeżeli taka jest wola Boża; a jeżeli ono po mojej śmierci dopiero obchodzone uroczyście będzie, to jednak ja już teraz nim się cieszę i wewnętrznie już je obchodzę z pozwoleniem spowiednika” (Dz. 711).
Pierwsze zatem kroki w sprawie kultu obrazu Jezusa miłosiernego już zostały poczynione. Rozpoczął się kult publiczny tego obrazu, przez który Jezus obiecał tak wiele łask.
Dzisiaj będziemy dalej omawiać historię obrazu Jezusa miłosiernego, autorstwa Eugeniusza Kazimierowskiego.
W 1940r., w czasie II wojny światowej ks. Michał widząc, że jest to szczególny czas, gdy ludzie potrzebują Bożego miłosierdzia, poprosił arcybiskupa Jałbrzykowskiego o pozwolenie na rozpowszechnianie wydrukowanych wcześniej w Krakowie obrazków Jezusa miłosiernego oraz możliwość ujawnienia pochodzenia tego obrazu. Arcybiskup udzielił ustnej zgody. Od tej chwili ożywił się kult miłosierdzia Bożego. Obraz zaczął być bardziej znany.
Ks. Sopoćko poprosił zatem o możliwość wydania drukiem, w Wilnie, obrazków i modlitw do miłosierdzia Bożego, prosił też o pozwolenie na wydanie wyjaśnień związanych z obrazem. Po wielu staraniach udało mu się uzyskać pozwolenie kurii wileńskiej, co znacznie przyczyniło się do rozwoju kultu miłosierdzia Bożego.
W sprawie obrazu, samej s. Faustyny i całego kultu miłosierdzia Bożego, arcybiskup Jałbrzykowski był bardzo powściągliwy. Ks. Michał pisał, iż nie popierał tego kultu ale też go nie zakazywał, przyjął postawę wyczekującą i uważał, że raczej kuria krakowska powinna się zająć sprawą samej s. Faustyny oraz prawdziwości jej objawień, zmarła bowiem w Krakowie, tam jest jej grób i tam bardziej była znana.
Gdy chodzi o cześć dla obrazu, to można zauważyć, że w latach 50-tych był on coraz częściej umieszczany w kościołach i kaplicach. Nie wszyscy jednak biskupi byli przychylni dziełu szerzenia się kultu miłosierdzia Bożego. Ks. Sopoćko zwrócił się do Prymasa Wyszyńskiego, by poruszyć kwestię tego kultu na forum episkopatu i wyjaśnić m.in. kwestię zastrzeżeń co do obrazu i jego pochodzenia.
Niestety pochodzenie obrazu łączono z niepotwierdzonymi wtedy jeszcze objawieniami s. Faustyny i dlatego w 1953r. Episkopat Polski podjął decyzję o konieczności usuwania obrazów z kościołów, a zwłaszcza z ołtarzy. W związku z tym, iż niektórzy ordynariusze nakazali powolne usuwanie obrazów Jezusa miłosiernego z kościołów, ks. Sopoćko ponownie wystosował list do Prymasa Wyszyńskiego, pokazując potrzebę zawieszania tego obrazu w świątyniach. Po internowaniu prymasa, ks. Michał jeszcze raz pisał, ale tym razem do Przewodniczącego Episkopatu Polski, ordynariusz łódzkiego, bp. M. Klepacza, oraz do wszystkich ordynariuszy. Zwracał się z prośbą o zaopiekowanie się usuwanymi obrazami oraz o czuwanie nad poprawnością obrazu, nie wszystkie bowiem kopie były wykonane właściwie, co z pewnością przyczyniło się do wielu nieporozumień. Ks. Sopoćko dołączył do tego listu właściwą wersję obrazków oraz odpis Dzienniczka s. Faustyny, z prośbą do Przewodniczącego Episkopatu o urzędowe zbadanie jego treści.
Za radą biskupa przemyskiego, Franciszka Bardy, ks. Michał zdecydował się na ogłoszenie konkursu na nowy obraz Jezusa miłosiernego. Zamówił obrazy u kilku malarzy, z których zgłosiło się trzech: Antoni Michalak, Tadeusz Okoń oraz Ludomir Śleńdziński. Inni, wśród nich Adolf Hyła, odmówili. 29 czerwca 1954r. zebrała się komisja historyków sztuki oraz teologów i oceniono dwa obrazy: Tadeusza Okonia i Antoniego Michalaka, L. Sleńdziński nie zdążył dokończyć swojego dzieła. Wybrano obraz A. Michalaka, jako bardziej właściwy. 2 września 1954r. ocenie poddano obraz L. Śleńdzińskeigo. Obraz okazał się bardzo dobry artystycznie a nadto, co było ważne, był odwzorowaniem sceny biblijnej z Wieczernika, gdy Jezus przyszedł po zmartwychwstaniu do Apostołów. Obraz ten nie budził żadnych wątpliwości komisji kościelnej. 4 października Komisja Główna Episkopatu Polski zatwierdziła do publicznego kultu obraz autorstwa L. Śleńdzińskiego.
Warto zwrócić uwagę co w tych latach działo się z obrazem oryginalnym, autorstwa Eugeniusz Kazimierowskiego, który pozostał w Wilnie.
Po wybuchu wojny został otoczony szczególna czcią. Widać to było po licznych wotach jakie pojawiały się wokół obrazu. Wykonano wiele obrazków i medalików z wizerunkiem Jezusa miłosiernego. Ludzie wierzyli, że Jezus Miłosierny w tym właśnie wizerunku będzie ich ochraniał i wspierał, w tym niezwykle trudnym czasie wojennym.
W sierpniu 1948r. zamknięto kościół pw. św. Michała, a całe wyposażenie kościoła przeniesiono do kościoła pw. Ducha Świętego. O losach obrazu dowiadujemy się z zeznań Janiny Rodziewicz-Stefanowskiej, która wspominała, że miała obraz na własność. Weszła w jego posiadanie w 1950r. w następujący sposób. Przechodząc kiedyś z Bronisława Miniotaite, Litwinką, obok kościoła św. Michała, zauważyły uchylone drzwi, wiedziały, że kościół jest nieczynny, weszły do środka i zobaczyły, że w kościele nie ma żadnych obrazów, pozostał tylko jeden obraz na ścianie. Był to wizerunek Jezusa miłosiernego. Jadwiga zapytała więc Litwina, który odnawiał Kościół, czy może wziąć to malowidło, ponieważ wykonał je jej kuzyn i chciałaby mieć po nim pamiątkę. Za odpowiednią kwotę otrzymała więc obraz i umieściła w swoim mieszkaniu. Ponieważ działała w Sodalicji Mariańskiej i obawiała się aresztowania, dlatego oddała obraz Bronisławie Miniotaite. Rzeczywiście niedługo później została aresztowana i za swoją działalność skazana na 10 lat na Syberię. Bronisława Miniotaite umieściła obraz za belką stropową w mieszkaniu swojej koleżanki. Janina Rodziewicz wróciła do Wilna pod koniec 1954r. Gdy wyjęła obraz, okazało się, że jest uszkodzony. Oddała go zatem do renowacji, wszystko odbywało się w sposób nielegalny. Obraz odnawiała Helena Szmigielska, osoba wierząca, posiadająca wysokie kwalifikacje zawodowe. Przy okazji odnawiania obrazu artystka wykonała niewielką kopię. Po odnowieniu obraz został oddany ks. Janowi Ellertowi, proboszczowi kościoła pw. Ducha Świętego. Jadwiga Rodziewicz wyjechała do Polski 2 listopada 1956r., oddając obraz księdzu Ellertowi, zabezpieczyła malowidło przed zniszczeniem bądź zaginięciem. Ks. Ellertowi nie był szczególnie bliski kult miłosierdzia Bożego, dlatego postawił obraz u siebie w mieszkaniu. Gdy ks. Sopoćko dowiedział się o tym, że obraz jest w posiadaniu ks. Ellerta, chciał przewieźć go przez granice i podarować do Łagiewnik, by go umieszczono zamiast obrazu A. Hyły. Ks. Sopoćko znalazł odpowiedniego człowieka, który miał nielegalnie przenieść obraz przez granicę. Wszystkie szczegóły były dopracowane. Ks. Michał czekał umówionej porze na tego człowieka, jednak on nie przybył. Później wyznał, że nie mógł tego zrobić, wydawało mu się, że gdy przeniesie obraz popełni świętokradztwo.
Wszystkie te wydarzenia sprawiły, że wizerunek Jezusa Miłosiernego znowu uległ zniszczeniu, część farby odpadło. Ks. Ellert oddał obraz do odnowienia. Po odnowieniu zrolowany zostawił w Kościele pw. Ducha Świętego. W 1956r. obraz został przeniesiony do kościoła w Nowej Rudzie. Stało się to za przyczyną ks. Józefa Grasewicza, który znał ks. Sopoćkę, widział obraz po namalowaniu przez Kazimierowskiego. Ks. Grasewicz rozmawiał z ks. Sopocką o kulcie Bożego miłosierdzia, dlatego był bardzo zainteresowany obrazem. Gdy dowiedział się, że leży w kościele pw. Ducha Świętego, pojechał do Wilna, by uzyskać ten obraz do swojego kościoła. Ks. Ellert był przyjacielem ks. Grasewicza więc bez problemu podarował mu obraz. Od tej pory obraz miał zawisnąć w kościele w Nowej Rudzie, wysoko na ścianie dzielącej prezbiterium i nawę główną.
Ks. Grasewicz rozwinął w swojej parafii kult Bożego miłosierdzia, przez odmawianie koronki, nowenny do Miłosierdzia Bożego, oraz cześć oddawaną Jezusowi w Jego wizerunku.
Po pewnym czasie ks. Grasewicz został odwołany do innej parafii. Polecił, by sporządzona kopię obrazu, która miała zwisnąć w Nowej Rudzie a oryginał miał pójść na inną parafię. Tak się jednak stał, że obraz pozostał w nieczynnym kościele w Nowej Rudzie. Około roku 1970 władze radzieckie zdecydowały, iż kościół w Nowe Rudzie ma być zamieniony na magazyn. Wywieziono więc z niego wszelkie przedmioty kultu, obraz jednak został. Ponieważ opustoszały drewniany kościół nie był miejscem bezpiecznym dla obrazu, ks. Sopoćko prosił ks. Grasewicza, by znalazł inne miejsce dla tego wizerunku, najlepiej gdyby zawisł on w Ostrej Bramie. Ks. Grasewicz prosił zatem wikariusza Ostrej Bramy o możliwość umieszczenie tam obrazu Jezusa Miłosiernego. Spotkał się ze zdecydowaną odmową. Wikariusz ostrobramski zaproponował, by umieścić płótno w polskim kościele w Wilnie, czyli w kościele pw. Ducha Świętego. Proboszcz tego kościoła, po namyśle zgodził się przyjąć obraz i znalazł dla niego właściwe miejsce.
Problem stanowiło przeniesienie obrazu z noworudzkiego kościoła do świątyni w Wilnie. Pierwszą przeszkodą było samo przetransportowanie obrazu. W tamtym czasie możliwym było bowiem przechwycenie go przez władze i zniszczenie. Drugim poważnym problemem było samo wyniesieni obrazu z kościoła w Nowej Rudzie. Tamtejsi mieszkańcy tak byli do niego przywiązani, że z pewnością by go nie oddali. Trzecią przeszkodę stanowił fakt, w jaki sposób obraz zostanie przyjęty przez władze kościelne w Wilnie. Ks. Grasewicz postarał się o sporządzenie kopi obrazu. Nie było to proste. Obraz wisiał wysoko, w opuszczonej świątyni. Pojawienie się kogoś obcego wzbudzało podejrzenia parafian. Udało się jednak sporządzić kopię i jesienią 1986r. w nocy kilka wtajemniczonych osób dokonało zamiany oryginału obrazu na jego kopię. Obraz wywieziono do Grodna. Następnie przywieziono go do Wilna do kościoła pw. Ducha Świętego. Ponieważ w świątyni tej trwał remont, były to sprzyjające okoliczności do zawieszenia nowego malowidła. Zanim jednak zawieszono je na wyznaczonym miejscu obraz musiał przejść renowację, był bowiem zniszczony w wyniku różnych przenosin. Odnawiał go Litwin, Filipavicius, który gruntowni przemalował postać Jezusa. Zmiany były bardzo widoczne, twarz Jezusa po odnowieniu obrazu była nieco inna. Nadto na poleceni proboszcza artysta umieścił na obrazie napis: Jezu, ufam Tobie!. Do te pory tego napisu nie było. Po zawieszeniu, obraz wzbudzał sensację. Nie było natomiast żadnych problemów ze strony władz kościelnych. Wierni otoczyli wielką czcią obraz Jezusa Miłosiernego. Ks. proboszcz Alexander Kaszkiewicz rozwijał kult miłosierdzia Bożego, wprowadził zwyczaj odmawiania koronki i nowenny do Miłosierdzia Bożego. Obraz wisiał w kościele pw. Ducha Świętego do 2005r, gdy decyzją kard. Baczkisa, został przeniesiony do kościoła Trójcy Świętej, który to kościół mianowano sanktuarium Miłosierdzi Bożego. Wcześnie obraz został poddany renowacji, dzięki której odzyskał swój pierwotny wygląd.
W tym sanktuarium obraz znajduje się do dzisiaj i jest otoczony wielka czcią wiernych. Sama świątynia jest niewielka, obraz umieszczony jest w głównym ołtarzu.
Przez te lata powstały też inne obrazy inspirowane opisem z Dzienniczka s. Faustyny. Jednym z nich był obraz autorstwa L. Śleńdzińskiego. Obraz ten namalowany z inicjatywy ks. Michała Sopoćko, został zatwierdzony do publicznego kultu przez komisje Episkopatu Polski.
Powstały też inne obrazy. Pierwszą kopię obrazu autorstwa Kazimierowskiego wykonała Łucja Bałzukiewiczówna. Obraz ten był jednak bardzo słaby artystycznie.
Najbardziej znany jest obraz autorstwa A. Hyły z Krakowskich Łagiewnik. Jak zatem doszło do namalowania tego obrazu? A. Hyła zwrócił się do o. Józefa Andrasz, który spowiadał s. Faustynę, z propozycja namalowania jakiegoś obrazu, jako wotum za ocalenie w czasie wojny. O Andrasz w konsultacji z siostrami z Łagiewnik zaproponował mu, by namalował obraz Jezusa Miłosiernego. Malarz otrzymał tekst z Dzienniczka na podstawie, którego miał namalować obraz, oraz kopię obrazu wileńskiego, wykonana przez Łucję Bałzukiewiczównę. W listopadzie 1942r. Hyła rozpoczął malowanie obrazu. Niedługo później obraz był gotowy. Gdy przełożona domu krakowskiego, s. Irena Krzyżanowska wraz z s. Kalikstą Piekarczyk obejrzały obraz, stwierdziły, że nie nadaje się do zawieszenia w kaplicy. Taką też informację przekazały siostrom. Po konsultacjach jednak z o. Andraszem decyzja została zmieniona. A. Hyla miał poprawić obraz i po tych poprawkach obraz miał być przyjęty do kaplicy sióstr. Gdy obraz został ukończony o. Adnrasz poświecił go 7 marca 1943r. i został on zawieszony na bocznej ścianie w kaplicy w Łagiewnikach. Ponieważ rozmiary obrazu nie pasowały do kształtu bocznego ołtarza, w którym obraz miał być instalowany na czas nabożeństw do Miłosierdzia Bożego, poproszona więc pana Hyłę, by namalował jeszcze jeden obraz pasujący rozmiarami do ołtarza, a jednocześnie by poprawił kilka szczegółów na obrazie.
W Tym samym czasie powstał jeszcze inny obraz Jezusa miłosiernego, autorstwa Stanisława Kaczor-Batowskiego. Obraz ten podobał się siostrom w domu generalnym w Warszawie. Przełożona generalna poleciła namalować drugi taki obraz z myślą umieszczenia go w Łagiewnikach. W tej sytuacji powstał problem, który obraz powinien być umieszczony w Łagiewnikach. Gdy arcybiskup Adam Sapiecha gościł w Łagiewnikach obejrzał obydwa obrazy i stwierdził, że skoro obraz A. Hyły jest podarowany jako wotum, to on ma zostać umieszczony w ołtarzu. 15 kwietnia 1944r. Hyła przywiózł swój nowy obraz i następnego dnia w Niedzielę przewodnią o. Andrasz poświecił ten obraz i został on umieszczony w ołtarzu w Łagiewnikach.
Gdy ks. Sopoćko przyjechał do Łagiewnik i zobaczył obraz A. Hyły był bardzo niezadowolony. Uważał, że obraz jest nieprawidłowy. Miał wiele zastrzeżeń. M. in. mówił, że jest w nim za dużo dynamiki, Jezus patrzy przed siebie, a w oryginalnym obrazie wzrok Jezusa był skierowany w dół. Nadto tło obrazu, czyli góry, łąki, i inne elementy przyrody były wg ks. Sopoćko bardzo niewłaściwie dobrane. O takich elementach obrazu w ogóle nie było mowy w wizjach s. Faustyny. A. Hyła wykonał wiele kopi obrazu Jezus Miłosiernego. Nie zmienił na nich postawy Jezusa ani twarzy, zmienił natomiast tło i w wielu kopiach zamiast elementów zaczerpniętych z przyrody jest ciemnie tło. Pomimo decyzji Episkopatu o ewentualnym usuwaniu obrazów Jezusa Miłosiernego ze świątyń obraz Łagiewnicki pozostał. Stało się to za sprawa arcybiskupa krakowskiego, który polecił zostawić obraz na miejscu.
Tematem naszych spotkań jest obraz Jezusa miłosiernego, historia jego powstania, kolejne miejsca pobytu oraz różne kopie i obrazy powstałe na podstawie opisów z Dzienniczka. Dotychczas opowiedzianą historię tego niezwykłego malowidła, można streścić w kilku zdaniach. Pierwszy obraz, autorstwa Kazimierowskiego, powstały na zamówienie ks. Michała Sopoćki, w Wilnie, po wielu wędrówkach trafił z powrotem do Wilna. Został on namalowany ściśle według wskazówek s. Faustyny. Na jego podstawie powstało kilka kopi. Drugi znany obraz autorstwa Ludomira Śleńdzińskiego, powstał w wyniku zastrzeżeń, co do poprawności pierwszego obrazu. Inicjatorem malowania tego dzieła był również ks. Sopoćko. Obraz ten uzyskał aprobatę Episkopatu Polski. Trzeci z najbardziej znanych obrazów, namalowany przez A. Hyłę, jest wotum za ocalenie w czasie wojny i znajduje się w Krakowie Łagewnikach.
Jak widać rodzący się kult Bożego miłosierdzia wymagał wiele poświęcenia ze strony tych, którzy z woli Bożej byli weń zaangażowani. Szczególną rolę miał tu do spełnienia ks. Michał Sopoćko, spowiednik s. Faustyny. To on starał się o zaaprobowanie tego kultu w Kościele.
Dynamicznie rozwijający się kult, został gwałtownie zahamowany w wyniku decyzji Stolicy Apostolskiej. Chociaż ks. Sopoćko miał nadzieję, że Kościół wypowie się pozytywnie nt. nowopowstającego kultu, stało się inaczej. 6 marca 1956r. został ogłoszony dekret Świętego Oficjum wstrzymujący rozwój kultu Bożego miłosierdzia. W dekrecie było napisane, iż należy powstrzymać się od rozpowszechniania obrazków i pism nt. nabożeństwa do Bożego miłosierdzia w formie przedstawionej przez s. Faustynę. Natomiast kwestię usuwania obrazów Jezusa miłosiernego, już wystawionych do kultu publicznego pozostawia się roztropności biskupów.
Na taką decyzję Stolicy Apostolskiej złożyło się wiele elementów. Przede wszystkim brak gruntownego opracowania teologicznego tego zagadnienia. Teraz zajmiemy się jednak kwestią samego obrazu, jaki wpływ na decyzję Świętego Oficjum miał sam obraz, a raczej jego rozmaite kopie.
Przypatrzmy się zatem, jakie zastrzeżenia w tej sprawie miał ks. Sopoćko. Uważał on, iż na niekorzystną decyzję Kościoła w sprawie kultu miłosierdzia Bożego miał wpływ nieprawidłowo namalowany obraz z Łagiewnik. Ks. Michał pisał, że nikt się nie interesował obrazem za życia s. Faustyny, natomiast po jej śmierci o. Andrasz i siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia polecili malarzowi, A. Hyle namalowanie obrazu wzorując się na reprodukcji autorstwa Bauzukiewiczówny, którą wykonała do broszurki z modlitwami związanymi z kultem Bożego miłosierdzia. Nadto zamawiający, nie znając całej prawdy na temat obrazu, dodali jeszcze swoje wskazówki. Powstałe dzieła, ks. Sopoćko uznał za niezgodne z wizjami s. Faustyny, zniekształcające prawdę o miłosierdziu Boga objawioną w Osobie Jezusa. Jego zastrzeżenia dotyczyły postawy Chrystusa na obrazie oraz tła. Zbawiciel stoi na tle kwiatków, bądź jakiegoś krajobrazu, ma zbyt wysoko podniesioną prawą rękę, postać niewłaściwie wygiętą, wzrok skierowany na widza, a promienie są w kształcie wstęg. Takie przedstawienie Chrystusa akcentuje przede wszystkim akcję, nie zaś pokój, z jakim Jezus przyszedł do wieczernika. Ks. Sopoćko mówił też o nieporozumieniach, jakie powstały wokół obrazu, spowodowanych przez różnorodność powstających kopii. Malowali go bowiem malarze „według własnego pomysłu — na tle kwiatków, łąk, gór, morza, jakiejś nieokreślonej przestrzeni, na kuli; na jednym obrazie P. Jezus błogosławi dwoma palcami, na innym całą dłonią, tu Zbawiciel ma podniesioną rękę do głowy — niby salutuje, tam — na wysokości ramienia, gdzie indziej promienie podobne są do szerokich wstęg koloru różnego (białego, czerwonego, żółtego, błękitnego), zakrywających postać Chrystusa” (ks. Michał Sopoćko, [Bez tytułu], Archiwum Archidiecezji Białostockiej, XIV 4, s. 8).
W związku z tymi nieprawidłowościami dotyczącymi obrazu, a także dla ukazania jego właściwego znaczenia w kulcie, ks. Michał opisywał w swoich pismach, jak powinien wyglądać wizerunek Chrystusa, oraz podawał jego prawidłową interpretację. W jego pismach odnajdujemy siedem istotnych cech obrazu, których naruszenie, jak sam zaznaczył, „zmienia interpretację obrazu i jego znaczenie”. Pierwszą cechą jest postawa Jezusa, którą określił jako idąco-stojącą, czyli taką, jaką przyjmuje się w momencie, gdy przy zatrzymaniu wita się drugą osobę. Zbawiciel ma lewą nogę wysuniętą naprzód, a prawą nieco ugiętą w kolanie. To, że nie unosi się On w obłokach, a dotyka stopami ziemi oznacza, iż nie objawia siebie jako sędziego, ale jako tego, który przynosi pokój i udziela Apostołom władzy rozgrzeszania. Drugą istotną cechą wizerunku Chrystusa, są widoczne rany na Jego rękach i nogach. Prawa ręka Zbawiciela jest uniesiona do błogosławieństwa na wysokości ramienia. Jezus błogosławi otwartą dłonią. Lewa ręka dotyka szaty w miejscu serca, zakrytego dla oka widza. Chrystus wskazuje lewą dłonią na serce, na źródło miłosierdzia i wprowadza w ten sposób patrzącego w „ognisko” tego miłosierdzia. Z uchylenia szaty wychodzą dwa promienie, na prawo od patrzącego — blady, na lewo – czerwony. Promienie te mocno oświetlają przestrzeń, a także częściowo postać Jezusa. Kolejna cecha obrazu to spojrzenie Zbawiciela. Jest ono skierowane w dół — Jezus patrzy jak z krzyża. Istotne jest także tło obrazu. Jest ciemne jak o zmroku, z lekko zarysowanymi drzwiami, na tle których była wizja. Ks. Michał zaznaczył, iż drzwi nie należą do wizji, dlatego nie ma ich na obrazie Kazimierowskiego, pojawia się w wizerunku Śleńdzińskiego na zlecenie Komisji Głównej Episkopatu Polski. Ostatnią cechą jest podpis: „Jezu, ufam Tobie!”.
Wszystkie wyżej wymienione cechy mają swoje znaczenie, ze względu na fakt, iż na obrazie przedstawiony jest moment wejścia Chrystusa do Wieczernika, przez drzwi zamknięte, w dniu zmartwychwstania. Obraz jest zatem jakby ilustracją Ewangelii drugiej niedzieli wielkanocnej (por. J 20, 19 23). W opracowaniach, zwłaszcza dotyczących poprawności obrazu, ks. Michał opisywał go w kontekście ewangelicznym. Szczególnie istotnym stało się to od momentu, gdy Główna Komisja Episkopatu Polski 5 X 1954 r. zaakceptowała do kultu obraz Najmiłosierniejszego Zbawiciela autorstwa L. Śleńdzińskiego.
W swoich opracowaniach ks. Sopoćko podkreślał, iż Zbawiciel wszedł do Wieczernika ze słowami: „Pokój wam”, spojrzał na uczniów spoczywających przy posiłku, na obrazie niewidocznych i ustanowił wtedy sakrament pokuty, czyli sakrament miłosierdzia. Ks. Michał zatrzymał się w swoich rozważaniach na zagadnieniu pokoju, który Jezus ofiaruje w momencie wejścia do Wieczernika. Pokój — według ks. Sopoćki — to porządek z Bogiem, ze sobą, i z bliźnimi. Porządek ten burzy grzech, odbudowuje zaś Ten, który niszczy grzech, czyli Syn Boży. Po swoim Zmartwychwstaniu Chrystus ustanowił sakramenty chrztu i pokuty, które przywracają pokój.
Opisując obraz, ks. Michał zauważył, iż Jezus jest w szacie białej, bez płaszcza, co oznacza czystość serca. Jego twarz i oczy wyrażają ojcowską powagę, „która ze smutną miłością spogląda na zbłąkaną ludzkość, ale zarazem lituje się i gotowa jest pociągnąć do siebie wszystkich”. Tak jak w Ewangelii drugiej niedzieli wielkanocnej, tak też na obrazie, Zmartwychwstały zranionymi dłońmi ukazuje otwarty bok. Z tego boku tryskają dwa promienie: czerwony i blady, symbolizujące Krew i Wodę. Komentując ten element malowidła, ks. Sopoćko zaznaczył, iż „o krwi i wodzie mówi Liturgia Niedzieli Przewodniej […]. Ojcowie Kościoła w tej wodzie i krwi widzą symbol rodzącego się Kościoła z boku Chrystusa […], z sakramentami oczyszczającymi duszę od grzechów (chrzest i pokuta), których symbolem jest woda a w obrazie promień biały, i życiodajnymi (Eucharystia i inne), których symbolem jest krew, a na obrazie promień czerwony” (ks. M. Sopocko, Do Prześwietnej Konferencji Episkopaty Polski na ręce Przewodniczącego J. Em. Najdostojniejszego Kardynała Prymasa Dr. Stefana Wyszyńskiego, s. 1). Ks. Sopocko podkreślił też, że promienie te są najbardziej charakterystyczną cechą Obrazu. W jednej ze swoich publikacji, interpretując pochodzenie promieni, powołał się na słowa z Dzienniczka s. Faustyny. Napisał, iż „s. Faustyna na razie nie potrafiła wyjaśnić znaczenia tych promieni na obrazie i dopiero po jakimś czasie oświadczyła, że Pan Jezus na modlitwie powiedział jej: «Promienie na obrazie oznaczają Krew i Wodę, które wytrysnęły z wnętrza Miłosierdzia mego wówczas, kiedy konające Serce moje zostało otwarte na krzyżu. Blady promień oznacza Wodę, która usprawiedliwia duszę, a czerwony promień oznacza Krew, która jest życiem duszy. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mego. Szczęśliwy, kto w ich świetle żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga»” (M. Sopoćko, Miłosierdzie Boże jedyną nadzieją ludzkości, Londyn 1949, s. 18).
Taka jest interpretacja ks. Michała Sopoćko. Jego zdanie jest tutaj bardzo istotne. To on jak nikt inny stał u źródeł kultu miłosierdzia Bożego, a zatem też u źródeł poprawności obrazu przeznaczonego do kultu.
Tematem dzisiejszego spotkania jest teologiczne znaczenie obrazu Jezusa miłosiernego. Posłuchajmy, co Chrystus chce nam przekazać w tym swoim wizerunku, jakie prawdy Boże zawiera to niezwykłe malowidło będące poniekąd odbiciem oblicza samego Boga.
Obraz przedstawia biblijną scenę z Wieczernika, gdy Jezus przyszedł do Apostołów, zamkniętych z obawy przed prześladowaniem i powiedział „Pokój wam”. Stanął pośrodku, pokazał wtedy przebite dłonie i bok. Posłuchajmy Słowa Bożego, z Ewangelii wg św. Jana, które opisuje to wydarzenie. „Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20 19-23).
Posłuchajmy jeszcze fragmentu z Dzienniczka s. Faustyny, mówiącego o Jezusie, który do niej przyszedł i polecił by namalowała obraz.
„Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie” (Dz. 47).
Zauważalne jest w tych obydwu opisach podobieństwo: w postawie Jezusa oraz podstawowych symbolach: rany, które pokazuje Chrystus Zmartwychwstały, błogosławieństwo a nawet wieczorna pora ukazania się Jezusa.
Przypatrzmy się głębiej jaką symbolikę zawiera obraz. Chrystus staje pośrodku. On jest najważniejszy, On daje siłę, wszystko co grzeszne i słabe schodzi na bok. Jezus panuje.
Przychodzi w pokoju i daje pokój jako swój dar. Chrystus na obrazie jest po Zmartwychwstaniu, jest zwycięski i niesie zwycięstwo nad złem, niesie Zbawienie, a zatem przychodzi z dobrą nowiną, nowiną, że jesteśmy zbawieni.
Jezus przez ten obraz mówi każdemu z nas: Jesteś zbawiony, przynoszę Ci zbawienie, w każdej sytuacji, w jakiej jesteś daję ci nadzieję na szczęście wieczne.
Spojrzenie Jezusa na obrazie jest spojrzeniem z krzyża. On sam tak powiedział, że z tego obrazu patrzy na nas, tak jak patrzył na nas z Krzyża. Jest to zatem na stałe utrwalone spojrzenie Chrystusa w trakcie aktu zbawczego. Na krzyżu dokonało się zbawienie każdego człowieka. Patrząc w twarz Chrystusa na obrazie, widzimy oblicze i oczy Chrystusa, który teraz nas zbawia, teraz dokonuje się Odkupienie. Bóg nie jest ograniczony czasem ani przestrzenią. Patrząc na twarz i oczy Chrystusa w jego obrazie poniekąd stajemy się uczestnikami tego wydarzenia sprzed 2000 lat, my też przestajemy być ograniczeni czasem i przestrzenią.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż twarz Jezusa z obrazu wileńskiego idealnie pokrywa się z rysami twarzy odbitymi na całunie turyńskim. Jest to kolejny znak Boga, iż malowidło powstałe na podstawie wskazówek s. Faustyny jest jakimś szczególnym odbiciem prawdziwej twarzy samego Boga.
Centrum obrazu nie stanowi jednak twarz, choć jest ona niezwykle piękna. Centrum to otwarte serce, z którego wychodzą dwa promienie, czerwony i blady. To te właśnie promienie oświetlają cały obraz, są źródłem światła. One też stanowią charakterystyczną cechę tego obrazu.
Promienie symbolizują Krew i Wodę, które wypłynęły z Serca Jezusa, po tym gdy żołnierz otworzył mu włócznią bok na krzyżu. Sam Jezus wyjaśnił s. Faustynie, że te promienie to Krew i Woda. Idąc dalej w interpretacji, możemy stwierdzić, iż zgodnie z nauką Kościoła, Woda symbolizuje sakrament chrztu i pokuty, czyli sakramenty obmywające z grzechu. Krew symbolizuje pozostałe sakramenty, szczególnie Eucharystię. Tak od początku były interpretowane te dwa promienie, zwłaszcza przez ks. Sopoćkę. Promienie też tworzą swojego rodzaju namiot, gdy stoi się pod obrazem promienie otaczają człowieka jak namiot. Namiot w Starym Testamencie symbolizuje obecność i ochronę Boga, Arka przebywała w namiocie. Sakramenty są takim namiotem, ochroną w nowym czasie, w jakim żyjemy, czyli w czasie Kościoła, czasie ostatecznym, gdy czekamy na powtórne przyjście Jezusa. To przez te znaki łaski, Chrystus chroni swój Kościół, udziela wszelkiej łaski i błogosławi.
Chrystus podnosi rękę, by nam błogosławić, jest to podobny gest do tego, który czyni kapłan gdy rozgrzesza. Z obrazu Jezus nieustannie nam błogosławi. Jego wyciągnięta dłoń, ochrona przed złem.
Nadto na obrazie Jezus ma zranione dłonie. Oznacza to nie tylko fakt, że Chrystus jest po Zmartwychwstaniu, ale również to, że On dał się dla nas zranić, dla naszego zbawienia Bóg dopuścił przemoc na samego siebie.
Bardzo istotny jest również podpis: „Jezu, ufam Tobie!” Sam Jezus pragną, by taki był podpis pod obrazem. Prawdziwe wyzwolenie i źródło mocy jest w zaufaniu Bogu, nie sobie. Chrystus wie, że my sami z siebie nic nie możemy, powtarzając słowa: „Jezu, ufam tobie”, czerpiemy moc z Boga, stajemy się ludźmi Boga.
Znamy już historię i teologię obrazu. Wiemy, że powstało wiele obrazów na podstawie Dzienniczka s. Faustyny. Nie wszystkie były namalowane dokładnie według wizji siostry, ale wszystkie, choć często nieprecyzyjnie, zawierają jednak podstawowe elementy, które miały być umieszczone na obrazie.
Dziś przyjrzymy się dwóm tematom: pierwszy to trudności, jakie miała s. Faustyna w związku z namalowaniem obrazu a drugi obietnice związane z obrazem.
Jak zatem opisuje s. Faustyna swoje trudności w związku z powstawaniem obrazu. Posłuchajmy słów z Dzienniczka:
„Wszystko było jeszcze do zniesienia. Ale kiedy Pan zażądał, abym malowała ten obraz, już teraz naprawdę zaczynają mówić i patrzeć na mnie jako na jakąś histeryczkę i fantastyczkę, i już to jest trochę głośniejsze. Jedna z sióstr przyszła, aby ze mną pomówić w poufałości. I zaczęła się nade mną litować. Mówi mi: Słyszę, że mówią o siostrze, że jest fantastyczka, że ma jakieś widzenia. Biedna siostra, niech się siostra broni przed tym. Szczera była ta dusza i co słyszała – powiedziała mi szczerze. Ale podobne rzeczy codziennie wysłuchiwać musiałam. A jak to mnie męczyło, jeden Bóg tylko wie” (Dz. 125).
Na innych miejscach Dzienniczka czytamy:
„Kiedy miałam raz dyżur w nocy, a byłam tak cierpiąca w duszy z powodu tego malowania tego obrazu, że już nie wiedziałam, czego się trzymać: ustawiczne wmawianie, że to jest złudzenie, to znowuż jeden kapłan powiedział, że może Bóg właśnie chce przez ten obraz cześć odbierać, więc trzeba się starać o to malowanie. Jednak zmęczona była dusza moja bardzo. Kiedy weszłam do kapliczki, zbliżyłam głowę swoją do tabernakulum i zapukałam, i rzekłam: Jezu, patrz, jak wielkie trudności mam z powodu tego malowania, tego obrazu. I usłyszałam głos z tabernakulum: Córko moja, już niedługo trwać będą cierpienia twoje” (Dz. 152).
„Kiedy była adoracja u sióstr rodziniarek, wieczorem poszłam z jedną z naszych sióstr na tę adorację. Zaraz kiedy weszłam do kapliczki, obecność Boża ogarnęła moją duszę. Modliłam się tak, jak w pewnych momentach, bez słowa mówienia. Nagle ujrzałam Pana, który mi powiedział: Wiedz o tym, że jeżeli zaniedbasz sprawę malowania tego obrazu i całego dzieła miłosierdzia, odpowiesz za wielką liczbę dusz w dzień sądu. Po tych słowach Pana jakaś bojaźń wstąpiła w duszę moją i lęk. Nie mogłam się uspokoić sama w sobie. Brzmiały mi te słowa: tak, to mam nie tylko za siebie odpowiadać w dzień sądów Bożych, ale i za inne dusze. Te słowa głęboko wryły mi się w serce moje. Kiedy wróciłam do domu, weszłam do małego Jezusa, upadłam na twarz przed Najświętszym Sakramentem i powiedziałam Panu: Wszystko uczynię, co będzie w mej mocy, ale Cię proszę, Ty zawsze bądź ze mną i daj mi moc do spełnienia woli Twojej świętej, bo Ty wszystko możesz, a ja nic sama z siebie” (Dz. 154)
I jeszcze jeden fragment z Dzienniczka: „W pewnej chwili odwiedziła mnie Matka Boża. Była smutna, oczy miała spuszczone na ziemię; dała mi poznać, że ma mi coś powiedzieć, a z drugiej strony daje mi poznać, jakoby nie chciała mi o tym mówić. Kiedy to zrozumiałam, zaczęłam prosić Matkę Bożą, żeby mi powiedziała i żeby się spojrzała na mnie. W jednej chwili spojrzała się na mnie Maryja z serdecznym uśmiechem i powiedziała: Będziesz miała pewne cierpienia z powodu choroby i lekarzy, także spotka cię wiele cierpień z powodu tego obrazu, ale nie lękaj się niczego. Na drugi dzień zachorowałam i wiele cierpiałam, tak jako mi powiedziała Matka Boża, ale dusza moja jest przygotowana na cierpienia. Cierpienie jest stałą towarzyszką mojego życia” (Dz. 316).
Jak widać w powyższych fragmentów Faustyna miała wiele cierpień związanych z namalowaniem obrazu. W tych doświadczeniach nie została sama. Otrzymywała pomoc z nieba, pomagali jej też zaufani ludzie, szczególnie spowiednik.
Trudności, jak słyszeliśmy, było wiele, ale Jezus wielokrotnie mówił s. Faustynie o tym, że pragnie by obraz został namalowany i związał z nim wiele łask. Nic zatem dziwnego, że miała tak wiele przeciwności i tyle się nacierpiała, by dzieło to powstało. Przeciwnik miłosierdzia, wróg naszego zbawienia, starał się bowiem opóźniać to dzieło.
Posłuchajmy teraz jakie słowa wypowiedział Chrystus nt. własnego wizerunku, jakie obietnice z nim związał. W kilku miejscach Dzienniczka s. Faustyna napisała słowa Pana: „Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały” (Dz. 48).
W tych słowach pada wiele obietnic. Pierwszą i najważniejszą jest, że każdy kto będzie czcił Jezusa w tym wizerunku nie zginie. To określenie „nie zginie” zapewne można rozumieć w sposób duchowy, człowiek ten nie będzie potępiony, Chrystus bronić go będzie od śmierci wiecznej. Druga obietnica to zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, szczególnie w godzinę śmierci. Tu również można wnioskować, że chodzi o nieprzyjaciół duszy ludzkiej czyli złe duchy, przed którymi Jezus broni w życiu a szczególnie w godzinę śmierci. Trzecia obietnica, jest niejako potwierdzeniem dwu poprzednich. Chrystus bronić będzie tych, którzy Go wielbią, są oni Jego chwałą.
Na innym miejscu Dzienniczka s. Faustyna napisała kolejne słowa Zbawiciela: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie” (Dz. 327). W tych słowach Chrystus podpowiada ludziom gdzie mają przychodzić i prosić o potrzebne łaski. Zaprasza przed swój wizerunek, na którym otwiera serce i patrzy jak z krzyża.
Kolejna obietnica pochodząca z Dzienniczka brzmi: „Przez obraz ten udzielać będę wiele łask dla dusz, a przeto niech ma przystęp wszelka dusza do niego” (Dz.570).
Dziś niemalże w całym świecie, wierzący w Chrystusa mają dostęp do Jego wizerunku. Obraz ten bowiem jest bardzo znany i nikt nie może wymówić się, że nie ma możliwości przyjść do Chrystusa.
Siostra miała też wiele wizji związanych z obrazem. Wizje te pokazują jakich łask Jezus udziela tym, którzy kochają Go i czczą w tym właśnie wizerunku.
„Kiedy został wystawiony ten obraz, ujrzałam żywy ruch ręki Jezusa, który zakreślił duży znak krzyża. W ten sam dzień wieczorem, kiedy się położyłam do łóżka, ujrzałam, jak ten obraz szedł ponad miastem, a miasto to było założone siatką i sieciami. Kiedy Jezus przeszedł, przeciął wszystkie sieci, a w końcu zakreślił duży znak krzyża świętego i znikł. I ujrzałam się otoczona mnóstwem postaci złośliwych i pałających ku mnie wielką nienawiścią. Wychodziły różne groźby z ich ust, jednak żadna się nie dotknęła mnie. Po chwili znikło to zjawisko, lecz długo nie mogłam zasnąć” (Dz. 416).
Chrystus w tej wizji dał s. Faustynie do zrozumienia, że błogosławi światu przez ten obraz i rozwiązuje zawikłania, w jakie wchodzi człowiek. On ma moc rozwiązać konflikty, problemy, te wszystkie siatki i sieci, jakie krępują człowieka.
Na innym miejscu Dzienniczka czytamy kolejne dwie wizje: „W pewnej chwili, kiedy był ten obraz wystawiony w ołtarzu na procesji Bożego Ciała, kiedy kapłan postawił Przenajświętszy Sakrament i chór zaczął śpiewać, wtem promienie z obrazu tego przeszły przez Hostię świętą i rozeszły się na cały świat. – Wtem usłyszałam te słowa: Przez ciebie, jako przez tę Hostię, przejdą promienie miłosierdzia na świat. Po tych słowach głęboka radość wstąpiła w duszę moją” (Dz. 441).
I dalej: „Wtem nagle ujrzałam, jak z Hostii świętej wyszły te dwa promienie, jako są namalowane na tym obrazie, i rozeszły się na świat cały. Było to w jednym momencie, a jakoby cały dzień to trwało…” (Dz. 1046).
W tych wizjach Jezus ogarnia swoim miłosierdziem cały świat. Kult miłosierdzia ma się rozejść na cały świat i on ma być ratunkiem.
Ostatnia wizja związana z obrazem miała miejsce na niedługo przed śmiercią s. Faustyny i jest w pewnym sensie testamentem może nawet proroctwem które zostawia po sobie. Siostra napisała tak: „Dziś ujrzałam chwałę Bożą, która płynie z obrazu tego. Wiele dusz doznaje łask, choć o nich głośno nie mówią. Choć różne są koleje jego, Bóg otrzymuje chwałę przezeń, i wysiłki szatana, i złych ludzi rozbijają się i obracają w nicość. Mimo złości szatana, miłosierdzie Boże zatriumfuje nad całym światem i czczone będzie przez wszystkie dusze” (Dz. 1789).
Te słowa napawają wielką nadzieją. Kult miłosierdzia Bożego rzeczywiście rozchodzi się na cały świat i jest coraz bardziej znany. To miłosierdzie jest darem na obecne czasy. Chciejmy skorzystać z tej łaski i tak jak potrafimy uczcić miłosierdzie Boga przez cześć dla Jego wizerunku oraz modlitwy wielbiące to miłosierdzie.
W poprzednich spotkaniach zagłębialiśmy się w temat obrazu Jezusa miłosiernego. Dzisiejsze poświęcona jest tematyce Święta Bożego Miłosierdzia. Podobnie jak obraz, tak i święto miało być wprowadzone w kościele na życzenie Jezusa. Niedługo po tym, jak Chrystus powiedział s. Faustynie o potrzebie namalowania obrazu, wyraził pragnienie, by w Kościele ustanowiono Święto Bożego Miłosierdzia. Pierwszy zapis nt. święta Miłosierdzia występuje w Dzienniczku w specyficznym kontekście. S. Faustyna mówiła w czasie spowiedzi o żądaniu Jezusa, co do namalowania obrazu. Spowiednik nie rozumiejąc jej, nakazał siostrze malować obraz Jezusa w duszy. Opis tego co stało się później jest następujący: „Kiedy odeszłam od konfesjonału, usłyszałam znowu takie słowa: Mój obraz w duszy twojej jest. Ja pragnę, aby było Miłosierdzia święto. Chcę, aby ten obraz, który wymalujesz pędzlem, żeby był uroczyście poświęcony w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, ta niedziela ma być świętem Miłosierdzia” (Dz. 49).
To pragnienie święta jest związane z obrazem ponieważ podobne słowa padają nieco dalej w tekście Dzienniczka: „W pierwszą niedzielę po Wielkanocy, pragnę, żeby był publicznie ten obraz wystawiony. Niedziela ta jest świętem Miłosierdzia. Przez Słowo Wcielone daję poznać przepaść miłosierdzia mojego” (Dz. 88).
Kolejne miejsce, gdzie w tekście s. Faustyny odnajdujemy kwestię dotyczącą święta Miłosierdzia, związane jest ze znaczeniem obrazu. Faustyna pytała Jezusa co znaczą promienie na obrazie. Chrystus wyjaśnił jej w czasie modlitwy jakie jest znaczenie tych promieni i na końcu dodał takie słowa: „Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga. Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia” (Dz. 299). Można by zapytać skąd takie połączenie. Jezus mówi o promieniach i nagle pojawia się kwestia ustanowienia nowego święta. Być może odpowiedź znajdziemy w innym fragmencie Dzienniczka. Jezus mówił w nim o źródle święta miłosierdzia Bożego, skąd bierze ono swój początek. Posłuchajmy zatem Jego słów: „Wtem usłyszałam głos: Święto to wyszło z wnętrzności miłosierdzia mojego i jest zatwierdzone w głębokościach zmiłowań moich. Wszelka dusza wierząca i ufająca miłosierdziu mojemu dostąpi go. Cieszyłam się niezmiernie dobrocią i wielkością Boga swego” (Dz. 420). I na innym miejscu czytamy: „Święto Miłosierdzia wyszło z wnętrzności moich, pragnę, aby uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy” (Dz. 699).
I na trzecim miejscu, pod koniec Dzienniczka, na potwierdzenie czytamy podobny tekst, stanowiący zapis słów Jezusa: „Córko moja, powiedz, że święto miłosierdzia mojego wyszło z wnętrzności [moich] dla pociechy świata całego” (Dz. 1517).
A zatem święto Miłosierdzia Bożego ma swoje źródło w sercu Jezusa, w samym wnętrzu jego Osoby. Podobnie jak promienie wychodzi z wnętrzności Zbawiciela.
Są jeszcze inne fragmenty w Dzienniczku, gdy Jezus mówi s. Faustynie o święcie i daje wskazówki jak ma je przeżywać.
„Na drugi dzień po Komunii świętej usłyszałam głos: Córko moja, patrz w przepaść miłosierdzia mojego i oddaj temu miłosierdziu mojemu cześć i chwałę, a uczyń to w ten sposób: zbierz wszystkich grzeszników z całego świata i zanurz ich w przepaści miłosierdzia mojego. Pragnę się udzielać duszom, dusz pragnę, córko moja. W święto moje – w święto Miłosierdzia – będziesz przebiegać świat cały i sprowadzać będziesz dusze zemdlone do źródła miłosierdzia mojego. Ja je uleczę i wzmocnię” (Dz. 206).
Chociaż te słowa dotyczyły s. Faustyny, to w pewnym sensie dotyczą także nas, którzy obchodzimy w Kościele to święto. My też nie tylko siebie mamy powierzać miłosierdziu Boga, ale też innych, przez modlitwę, wprowadzać do miłosiernego Serca Boga w dniu tego święta.
I jeszcze jedna wypowiedź Jezusa nt. święta: „Tak, pierwsza niedziela po Wielkanocy jest świętem miłosierdzia, ale musi być i czyn; i żądam czci dla mojego miłosierdzia przez obchodzenie uroczyście tego święta i przez cześć tego obrazu, który jest namalowany” (Dz. 742).
Tu widzimy jak Jezus zestawia ze sobą kilka elementów związanych z wielbieniem swojego miłosierdzia: cześć dla obrazu, obchodzenie święta miłosierdzia, oraz uczynki miłosierdzia, które są nieodłącznym elementem kultu miłosierdzia Bożego.
W kolejnej wizji Jezus wyznacza s. Faustynie misję, co do rozszerzania czci dla swego miłosierdzia: „Wtem usłyszałam głos w duszy: Oto są słowa dla ciebie: rób wszystko, co jest w twej mocy, w dziele miłosierdzia mojego. Pragnę, aby czczono miłosierdzie moje; daję ludzkości ostatnią deskę ratunku – to jest ucieczkę do miłosierdzia mojego, raduje się serce moje z święta tego” (Dz. 998).
Siostra rozumiejąc potrzebę tego święta dużo modliła się w intencji zatwierdzenia go w Kościele. Pod koniec życia napisała: „Usunęłam się trochę w cień, jakoby to dzieło Boże nie interesowało mnie. Nie mówię w tej chwili o nim, ale cała dusza moja pogrążona jest w modlitwie i błagam Boga, aby raczył przyśpieszyć ten wielki dar, to jest święto miłosierdzia; i widzę, że Jezus działa, daje sam wskazówki, jak to przeprowadzone być ma. Nic się nie dzieje przypadkiem” (Dz. 1530).
Taki był początek Święta, które dziś obchodzi cały Kościół. Pragnął go sam Jezus, to pragnienie przekazał światu przez s. Faustynę, która robiła wszystko, co było w jej mocy, by człowiek usłyszał i uwierzył, że święto jest dla niego ratunkiem i źródłem mocy.
W poprzednim spotkaniu mówiliśmy o początkach Święta Miłosierdzia Bożego, o objawieniach związanych z tym świętem. Dziś przypatrzmy się obietnicom z nim związanych. Chrystus w objawieniach mówił wprost o łaskach jakie pragnie dać światu przez tę uroczystość. W grudniu 1935r. s. Faustyna zapisała takie słowa: „Nie znajdzie żadna dusza usprawiedliwienie dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego, i dlatego pierwsza niedziele po Wielkanocy ma być świętem Miłosierdzia, a kapłani mają w tym dniu mówić duszom o tym wielkim i niezgłębionym miłosierdziu moim” (Dz. 570).
Są to zadziwiające słowa, nikt nie otrzyma usprawiedliwienia jeśli się nie zwróci do miłosierdzia Jezusa. Z drugiej jednak strony należy je rozumieć w ten sposób, że nie otrzyma usprawiedliwienia ten kto o nie nie poprosi, a prosić o usprawiedliwienie to prosić o miłosierdzie.
Posłuchajmy jeszcze innego fragmentu Dzienniczka dotyczącego święta. Pod datą 28 kwietnia 1935r., w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, zapisała słowa wewnętrznie usłyszane: „Święto to wyszło z wnętrzności miłosierdzia mojego i jest zatwierdzone w głębokości zmiłowań moich. Wszelka dusza wierząca i ufająca miłosierdziu mojemu – dostąpi go” (Dz. 420). Tu Jezus zapewnia, iż miłosierdzia dostąpi każdy kto ufa i wierzy w miłosierdzie Boga. Podobne słowa Jezusa, siostra napisała dużo później, 21 stycznia 1938r.: „Córko moja, powiedz, że święto Miłosierdzia mojego wyszło z wnętrzności moich dla pociechy świata całego” (Dz. 1517). W tym fragmencie Chrystus wyjaśnia dlaczego pragnie święta. Dla pociechy całego świata.
Jest jeszcze jedno objawienie Chrystusa, w którym najwięcej wyjaśnił znaczenie Święta Miłosierdzia Bożego. Te słowa Chrystusa, s. Faustyna usłyszała wewnętrznie i zapisała je. Oto one: „Córko moja, mów światu całemu o niepojętym miłosierdziu moim. Pragnę, aby święto miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia mojego; która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii św., dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym, otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat. Miłosierdzie moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski. Wszystko co istnieje wyszło z wnętrzności miłosierdzia mego. Każda dusza w stosunku do mnie, rozważać będzie przez wieczność całą miłość i miłosierdzie moje. Święto miłosierdzia wyszło z wnętrzności moich, pragnę, aby, uroczyście obchodzone było w pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do źródła Miłosierdzia mojego” (Dz. 699).
Przyjrzyjmy się głębiej temu fragmentowi, jakie łaski są w nim obiecane dla tych którzy będą obchodzić święto miłosierdzia Bożego.
Pierwsza – święto ma być ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. Każdy człowiek potrzebuje takiego schronienie w swoich słabościach, cierpieniach i świadomości, że nieustannie towarzyszy mu grzech, niszczący jego samego i innych ludzi.
Druga obietnica – Chrystus powiedział, że wylewa całe morze łask na dusze, które zbliża się do Niego w to święto. Kto przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej w ten dzień dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. Jest to niezwykła łaska. Zupełne odpuszczenie win i kar jest przez niektórych teologów porównywane do łaski chrztu. Nie jest oczywiście drugim chrztem, ale jeśli uroczystość Miłosierdzia jest przeżyta w sposób należyty, w stanie łaski uświęcającej, w zjednoczeniu z Chrystusem w Komunii świętej, to łaski, które otrzymuje człowiek wierzący w tym dniu są przeobfite. Tu potrzebne jest zaangażowanie samego człowieka, jego stan duchowy, pragnienie zjednoczenia z Bogiem, brak przywiązania do grzechu.
Trzecia i czwarta obietnica są nieco inne. W trzeciej Jezus mówi, że wielkość grzechu człowieka nie jest przeszkoda w przyjściu do Niego. Dlatego niech się nie lęka przyjść do Niego żaden człowiek choćby grzechy Jego były wielkie. Miłosierdzie Jezusa jest większe.
W czwartej obietnicy natomiast Chrystus mówi o uspokojeniu, jakie daje tym, którzy zwracają się do Jego miłosierdzia. Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, nie znajdzie uspokojenia żaden człowiek, aż do momentu, gdy się zwróci do miłosierdzia Bożego. Święto jest dobrym dniem na takie zawierzenie miłosierdziu Bożemu, zarówno życia swojego, jak i życia swoich bliskich, a także całego świata. Takie zawierzenie można ponawiać każdego dnia. W każdej bowiem chwili potrzebujemy miłosierdzia Boga.
Posłuchajmy jeszcze jednego, ostatniego już fragmentu z Dzienniczka, mówiącego o znaczeniu święta Miłosierdzia. Faustyna zapisała słowa Jezusa: „Dusze giną mimo mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto miłosierdzia mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia mojego, zginą na wieki” (Dz. 965). Święto Miłosierdzia jest więc ostatnią deską ratunku dla wszystkich, którzy z własnej winy idą na potępienie. Chrystus nikogo nie potępia, człowiek sam siebie skazuje na śmierć wieczną. Jezus wyraźnie powiedział przez s. Faustynę, że daje możliwość ratunku dla każdego, tym ratunkiem jest święto Miłosierdzia.
Święto Miłosierdzia jest zatem wielkim darem na obecne czasy. Z powyższych opisów wynika, jak bardzo Jezus chciał, by to święto było zatwierdzone i jak wielkie związał z nim obietnice.
Dzisiejsze spotkanie jest poświęcone tematyce święta Miłosierdzia Bożego. Przyjrzymy się historii jego rozwoju.
Podobnie jak w przypadku powstawania obrazu Jezusa miłosiernego, tak też w przypadku święta Miłosierdzia Bożego s. Faustyna po otrzymaniu polecenia od Jezusa o ustanowienie tego święta, zwróciła się o pomoc do ks. Sopoćki.
Ks. Michał Sopoćko, długo rozeznawał sprawę święta Miłosierdzia Bożego. Zgłębiał ten temat pod względem teologicznym i biblijnym. Po dłuższym rozeznawaniu objawień, nabrawszy dostatecznej pewności co do ich prawdziwości, postanowił starać się o zatwierdzenie takiego święta w Kościele.
Czynił to na różny sposób, głosząc kazania, pisząc artykuły zwracając się do władz kościelnych z prośbą o ustanowienie nowego święta w Kościele.
Ks. Sopoćko publikował wiele artykułów nt. święta Miłosierdzia i potrzeby jego ustanowienia. Nie wspominał w nich oczywiście źródła tej idei, czyli objawień jakich dostąpiła s. Faustyna. Nie były one jeszcze wtedy znane, a tym bardzie uznane przez Kościół. Swoje rozważania opierał na Biblii, nauce Kościoła, oraz względach duszpasterskich. Przedstawiał jak konieczne i pożyteczne dla wierzących byłoby ustanowienie takiego święta.
Poza artykułami, broszurkami i książkami dotyczącymi tego tematu ks. Sopoćko zwracał się także do biskupów o zainteresowanie się sprawą święta Miłosierdzia. Już w 1936r., czyli pięć lat po pierwszym objawieniu Jezusa dotyczącym tego święta, ks. Michał wysłał o nim broszurkę do biskupów zgromadzonych na konferencji episkopatu w Częstochowie. Nie odniosło to jednak zamierzonych skutków.
Nie można ustalić dokładnie kiedy ks. Sopoćko rozpoczął starania o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego u bp. wileńskiego. Najprawdopodobniej mówił o nim w rozmowach ze swoim biskupem, gdy poruszał sprawę objawień dotyczących nowego kultu miłosierdzia Bożego.
Pierwszą pewną datą, związaną ze świętem, jest 15 czerwca 1938r. Wtedy ks. Michał prosił abp. Jałbrzykowskiego, który wyjeżdżał do Rzymu, o staranie dotyczące święta i przekazał Stolicy Apostolskie kopię obrazu Jezusa Miłosiernego.
8 września, tego samego roku pisemnie prosił arcybiskupa, by poruszył sprawę święta na Konferencji Episkopatu Polski. Jałbrzykowski nie przyjął jednak tego pisma. Prawdopodobnie nie był jeszcze wtedy przekonany o prawdziwości objawień Jezusa s. Faustynie.
Ks. Sopoćko zwrócił się bezpośrednio do biskupów. Napisał do nich listy w sprawie ustanowieni święta Miłosierdzia Bożego, rozmawiał też osobiście z niektórymi biskupami obecnymi na konferencji episkopatu w Częstochowie. Nikt z biskupów nie był przeciwny tej idei, choć nie znalazła ona wielkiego uznania.
Kolejnym krokiem ks. Michała była wyprawa do Rzymu w celu rozmowy z papieżem na temat ustanowienia nowego święta w Kościele. Niestety termin, w którym pojechał był niewłaściwy. W Wielkim Tygodniu nie mógł dostać się na audiencję do Ojca Świętego. Nie udał mu się także spotkania w dykasteriach kurii Rzymskiej, ale uzyskał cenne informacje dotyczące ustanawiania nowych świąt. Przede wszystkim zgoda miejscowego biskupa, a najlepiej konferencji episkopatu danego kraju. Nadto dowiedział się, że nie ma z Kościele zwyczaju ustanawiania święta ku czci jednego z przymiotów Boga, a takim jest miłosierdzie.
Po powrocie do kraju ks. Michał udał się zatem do prymasa, kardynał Hlonda, który życzliwie ustosunkował się do prośby ks. Michała, ale poradził tematykę święta na razie opracować pod względem teologicznym, ponieważ trudno będzie ustanowić święto jednego z przymiotów Bożych, takiego zwyczaju nie ma w Kościele. Ks. Sopoćko podjął jeszcze inne próby zyskania zwolenników nowego święta, spotkał się np. z nuncjuszem Apostolskim w Polsce.
Chociaż wszystkie te zabiegi i staranie nie przyniosły spodziewanych efektów, jednak sprawa nowego święta zaczęła być znana, co było bardzo ważne, niezależnie od opinii, jakie się w związku z nią pojawiały .
Gdy wybuchła II wojna światowa nabożeństwo do miłosierdzia Bożego zaczęło się spontanicznie rozwijać wśród wiernych. Ludzie bardzo potrzebowali bliskości Jezusa w tym niezwykle trudnym okresie historii. Nie było jednak żadnego zatwierdzenia ze strony władz kościelnych. W latach wojennych ks. Michał również pisał nt. miłosierdzia Bożego i robił wszystko co było w jego mocy, by rozszerzać kult miłosierdzia Bożego. Po przyjeździe do Białegostoku, już po wojnie miał nowe możliwości starania się o zatwierdzenie święta, co też zaczął robić. Nabożeństwo to było już wtedy znane w Polsce. W Białymstoku przez fakt, że była to dawna diecezja wileński, w Krakowie szerzyły je siostry z Łagiewnik. Również w Warszawie znano ten kult. Ks. Michał zwracał się też do prymasa Hlonda o pomoc w ustanowieniu nowego święta. Prymas był przychylny tej sprawie i wspierał ks. Sopoćkę. Przedstawił tę sprawę Stolicy Apostolskiej, czym ks. Michał był bardzo zadowolony. W tym czasie, niedługo po przyjeździe ks. Sopoćki do Polski sprawa nowego święta rozwijała się powoli, ale raczej pozytywnie.
Dzisiejsze spotkanie jest kolejnym dotyczącą historii powstawania święta Miłosierdzia Bożego.
Ks. Michał Sopoćko, będąc w Białymstoku, już po II wojnie światowej starał się o zatwierdzenie święta Miłosierdzia w Kościele. Czynił to na wiele sposobów. M. in pisał różne artykuły, głosił kazania i konferencje. Nie odwoływał się jednak do objawień s. Faustyny, ponieważ nie były jeszcze zatwierdzone w Kościele.
Ks. Michał wiedział, że powinien starać się o aprobatę dla nowego święta u biskupów Polskich a także u prymasa Polski. Prymas Hlond był przychylny ks. Sopoćce i jego dążeniom do aprobaty nowego kultu Miłosierdzia Bożego. Po śmierci kardynała Hlonda w 1948 r. prymasem został Stefan Wyszyński. Od tej pory ks. Sopoćko do niego zwracał się w sprawach dotyczących aprobaty nowego kultu, szczególnie zależało ks. Michałowi na ustanowieniu święta Miłosierdzia Bożego a także na ogólnym zatwierdzeniu tego kultu w Kościele. Informował więc kardynała Wyszyńskiego, jak wyglądają sprawy związane z kultem miłosierdzia Bożego oraz prosił, by mógł tę kwestię przedstawiać Episkopatowi. W przypadku wątpliwości, nieścisłości ks. Michał wszystko wyjaśniał. W 1956r. prosił Prymasa o wstawiennictwo w Stolicy Apostolskiej, co do ustanowienia święta Miłosierdzia Bożego. Wystąpił też z prośbą o ustanowienie tygodnia miłosierdzia od niedzieli Miłosierdzia do niedzieli Dobrego Pasterza. Obydwie te prośby wraz z petycjami wiernych dotyczącymi wprowadzenia nowego święta Miłosierdzia w Kościele zostały dostarczone Prymasowi Wyszyńskiemu przed jego wyjazdem do Rzymu, w 1957r.
Kardynał Wyszyński złożył te prośby w Kongregacji Świętego Oficjum w Rzymie, oraz rozmawiał w tej sprawie będąc w Stolicy Apostolskiej. Wiadomości jakie przywiózł do Polski były raczej pomyślne. Okazało się bowiem, że petycje wiernych w sprawie ustanowienia nowego święta napływają także z innych krajów. Poza tym w kongregacji panowała opinia, że nie należy dokonywać zmian w liturgii II niedzieli wielkanocnej, ponieważ pasują one do święta Miłosierdzia Bożego. Wyglądało na to, że w Stolicy Apostolskiej oczekuje się dekretu w sprawie ustanowienia nowego święta w Kościele.
Jak można zatem przypuszczać ks. Sopoćko miał wielkie nadzieje na pozytywny dekret w sprawie ustanowienia święta Miłosierdzia Bożego.
6 marca 1959r. w ukazała się odpowiedź Stolicy Apostolskiej. Niestety była to odpowiedź negatywna. Rozwój kultu miłosierdzia Bożego został zakazany. Dwa postanowienia dotyczące kultu brzmiały następująco. 1. Należy powstrzymać się od rozpowszechniania obrazów i pism dotyczących kultu miłosierdzia Bożego w formie przekazanej przez s. Faustynę. 2. Pozostawia się woli biskupów sprawę usuwania obrazów Jezusa Miłosiernego, już wystawionych do publicznego kultu.
Jak możemy przypuszczać ten zakaz był dla ks. Michała wielkim cierpieniem. Wiedział on, że to nie jest koniec całej tej sprawy, ale wiedział też, że rozwój kultu będzie bardzo zahamowany. I czeka go jeszcze więcej trudu niż do tej pory. Prawdopodobnie liczył się z taką możliwością, niemniej jednak wiadomość tak niepomyślna musiała być dla niego trudna do udźwignięcia.
Kongregacja Świętego Oficjum przekazała te informacje Prymasowi Wyszyńskiemu, zanim pojawiły się one oficjalnie. Ks. Michał dowiedział się wszystkiego od Prymasa Wyszyńskiego. Nadto dowiedział się od niego, że Kongregacja skierowała do niego napomnienie i nakaz, by nie rozpowszechniał objawień jakich doświadczała s. Faustyna wraz z wywodzącym się z tych objawień kultem miłosierdzia Bożego. Przyczyn takiej decyzji Stolicy Apostolskiej było wiele. Na uwagę zasługuje fakt, że ks. Michał nie buntował się, ale przyjął wszystko z poddaniem woli Bożej i zrozumieniem, że nawet z takich decyzji może wyniknąć dobro.
Na ostatnim spotkaniu dotyczącym historii związanej z ustanowieniem święta Miłosierdzia Bożego doszliśmy do momentu gdy rozwój kultu miłosierdzia Bożego w formie przedstawionej przez s. Faustynę został zakazany. Było to wydarzenie bardzo trudne do przyjęcia dla wielkiego propagatora tego kultu, ks. Michała Sopoćki.
Bł. ks. Michał już wcześniej ustosunkowywał się do wszelkich zarzutów, jakie powstawały w trakcie rodzenia się nowego kultu. Pomimo to doszło do wydania takiego zakazu.
Na dzisiejszym spotkaniu przyjrzymy się jakie były te zarzuty, co do rodzącego się kultu i oraz jak na nie odpowiadał ks. Sopoćko.
Na początku wyjaśniał, iż kult miłosierdzia Bożego nie jest nowością w liturgii Kościoła. Ma on swój początek w Biblii, w Psalmach, które mówią o tym przymiocie w Bogu, a szczególnie w Nowym Testamencie, gdzie Chrystus jest osobowym objawieniem tego miłosierdzia.
Ks. Michał podawał w swoich pismach konkretne zarzuty co do kultu i odpowiadał na nie. Pierwszy to ten, iż kult tego przymiotu Boga znajduje się w przygodnych wezwaniach oraz modlitwach okazjonalnych, dlatego nie jest potrzebne odrębne święto. Nadto w Kościele nie ma zwyczaju czczenia poszczególnych doskonałości w Bogu. Nie ma też powodów, aby wyróżniać miłosierdzie spośród pozostałych przymiotów Boga. Inni przeciwnicy nowego kultu uważali, iż zawiera się on w kulcie Serca Jezusowego, dlatego jest zbyteczny, może również powodować niebezpieczeństwo zbyt wielkiej ufności. Ks. Sopoćko przytoczył też argumenty przeciwko ustaleniu święta Miłosierdzia Bożego w drugą niedzielę wielkanocną oraz zarzuty, co do szerzącego się prywatnego nabożeństwa uwielbienia Miłosierdzia w Bogu.
Udzielając odpowiedzi na powyższe problemy ks. Sopoćko rozpoczął od stwierdzenia, iż pomimo istniejących i rozsianych w liturgii modlitw wielbiących Boże miłosierdzie, jest potrzebne odrębne święto. Rozproszenie sprawia bowiem, że gubi się prawda o tym przymiocie Boga, a dla wiernych jest ona prawie nieuchwytna.
Ustosunkowując się do zarzutu, iż nie ma w Kościele zwyczaju oddawania czci jednemu z przymiotów Boga, ks. Michał pisał, iż był taki czas, gdy nie czczono w osobnym święcie Serca Pana Jezusa, Opatrzności Bożej czy Chrystusa Króla, a po wprowadzeniu tych świąt wierni wiele na tym zyskali. Kościół jest wspólnotą rozwijająca się, dlatego zmiany są konieczne. Co się zaś tyczy wyróżniania miłosierdzia spośród innych przymiotów Boga, to utrzymywał, iż zarówno Pismo Święte jak i Tradycja wyróżnia je bardzo wyraźnie. To właśnie o miłosierdziu Ojcowie Kościoła powiedzieli, iż jest największym przymiotem Boga. Poza tym, z poznania tej doskonałości w Bogu człowiek odnosi największy pożytek duchowy.
Kolejne niejasności dotyczyły tego, iż powinno się czcić Boga jako Osobę, a nie jedną z Jego doskonałości. Nie można bowiem oddzielić doskonałości od Osoby. Wyjaśniając tę kwestię, ks. Sopoćko pisał, iż w tytule Najmiłosierniejszego Zbawiciela kult odnosi się wprost do osoby Boga — Człowieka. Ponieważ miłosierdzie ludzkie Chrystusa jest objawieniem miłosierdzia Słowa Przedwiecznego, a więc miłosierdzia Bożego, stąd kult ten skierowuje się właściwie do Boga miłosiernego, jak to jest i w innych wszystkich uroczystościach Kościoła katolickiego. Przeciwnicy ustanowienia nowego święta uważali nadto, iż będzie ono powodem do zbytniej ufności. Ks. Profesor odpowiadał, iż miłosierdzia Boga nie można mylić z bezkarnością, a ufności w to miłosierdzie z zuchwalstwem. Święto powinno być ustalone po to, by światu pogrążonemu w nędzy dać możliwość ratunku i wskazać jedyną drogę zbawienia, a przede wszystkim oddać chwałę Bogu.
Pozostały jeszcze dwa zarzuty związane z ustanowieniem nowego święta. Pierwszy dotyczył odpowiedniego dnia w roku liturgicznym. Druga Niedziela Wielkanocna dla wielu teologów była niewłaściwą datą by czcić Boże miłosierdzie z tego względu, iż Wielkanoc wraz z oktawą stanowią centrum roku liturgicznego i nie powinny być zasłaniane przez żadne święta. Na takie twierdzenia ks. Sopoćko dał odpowiedź, iż nowa uroczystość nie stoi w sprzeczności z liturgią niedzieli w oktawie Wielkanocy, wręcz przeciwnie — potwierdza ją i uwypukla to, co jest istotnym tematem liturgii tej niedzieli. Gdy chodzi o drugi zarzut dotyczący szerzenia się nabożeństwa prywatnego, mającego na celu wielbienie miłosierdzia w Bogu, ks. Sopoćko zaznaczył, iż nie jest ono niczym nowym w Kościele. Od początku w różnej formie wierni wielbili Boga miłosiernego prosząc, przepraszając czy dziękując za Jego łaski.
Pomimo tych rozlicznych wyjaśnień doszło do zakazu rozwoju nowego kultu. Ks. Sopoćko był posłuszny Kościołowi ale jednocześnie wierzył, że Jezus doprowadzi swoje dzieło do pomyślnego końca.
Prymas Wyszyński pokazując ks. Michałowi upomnienie, jakie dostał od Stolicy Apostolskiej, współczuł mu. Ks. Michał w całej tej sytuacji, bardzo dla siebie trudnej, zachował spokój i ufność Jezusowi.
W liście do s. Benigny Naborowskiej, współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego tak pisał: „W zasadzie nic się nie zmieniło, albowiem już od roku 1953, ja kult Miłosierdzia Bożego oparłem na Piśmie św. i nauce Kościoła, nie wspominając nic o siostrze Faustynie. Ale za granica pod tym względem przesadzili […]. Dlatego taki dekret musiał nastąpi攟ródło. Ks. Michał widział, że nie wszędzie kult miłosierdzia Bożego rozwijał się we właściwą stronę. Dlatego w dekrecie zakazującym rozwój tego kultu w oparciu o objawienia s. Faustyny, widział pewną nadzieję na oczyszczenie go z niewłaściwych interpretacji.
Poza tym ks. Sopoćko liczył się z przeszkodami w tym tak wzniosłym i błogosławionym dla Kościoła i świata dziele. Napisał do s. Benigny takie słowa: „Co do przyszłości jestem całkowicie spokojny, albowiem s. Faustyna to wszystko przepowiedziała”źródłó.
Rzeczywiście jest w Dzienniczku taki zapis, gdy s. Faustyna wspomina o kłopotach, które mają nastąpić w przyszłości. Posłuchajmy tego zapisu: „W pewnej chwili, kiedy rozmawiałam z kierownikiem mojej duszy, ujrzałam wewnętrznie, szybciej niż lotem błyskawicy, duszę jego w wielkim cierpieniu, w takiej męce, że niewiele dusz Bóg dotyka tym ogniem. Cierpienie to wypływa z tego dzieła. Będzie chwila, w której dzieło to, które tak Bóg zaleca, [okaże się] jakoby w zupełnym zniszczeniu. I wtem nastąpi działanie Boże z wielką siłą, która da świadectwo prawdziwości. Ono będzie nowym blaskiem dla Kościoła, chociaż od dawna w nim spoczywającym. Że Bóg jest nieskończenie miłosierny, nikt temu zaprzeczyć nie może; pragnie On, żeby wiedzieli wszyscy o tym. Nim przyjdzie powtórnie jako Sędzia, chce, aby wpierw dusze poznały Go jako Króla miłosierdzia. Kiedy ten triumf nadejdzie, to my już będziemy w nowym życiu, w którym nie ma cierpień, ale wpierw dusza twoja będzie nasycona goryczą na widok zniszczenia twoich usiłowań. Jednak zniszczenie to jest tylko pozorne, ponieważ Bóg, co raz postanowił, nie zmienia; ale chociaż zniszczenie będzie pozorne, jednak cierpienie będzie rzeczywiste. Kiedy to nastąpi – nie wiem; jak długo trwać będzie – nie wiem. Ale przyobiecał Bóg wielką łaskę – szczególnie tobie i wszystkim, którzy głosić będą o tym wielkim miłosierdziu moim. Ja sam bronić ich będę w godzinę śmierci, jako swej chwały. I chociażby grzechy dusz czarne były jak noc, kiedy grzesznik zwraca się do miłosierdzia mojego, oddaje mi największą chwałę i jest zaszczytem męki mojej. Kiedy dusza wysławia moją dobroć, wtenczas szatan drży przed nią i ucieka na samo dno piekła” (Dz. 378).
Historia pokazała, że całe to wewnętrzne widzenie, które opisała s. Faustyna dokładnie się wypełniło. Jest to kolejny dowód zarówno na prawdziwość jej objawień jak i na wagę samego kultu.
Na dzisiejszym spotkaniu zajmiemy się tematem Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Zgromadzenie to wpisuje się w całość kultu miłosierdzia Bożego. Podobnie, jak Jezus polecił s. Faustynie, by namalowała obraz i postarała się o nowe święto, w identyczny sposób powiedział jej, że pragnie nowego zgromadzenia zakonnego.
Początki nowego zgromadzenia sięgają daty 9 VI 1935 r. Tego dnia s. Faustyna zapisała w Dzienniczku następujące słowa: „9 VI 1935. Zesłanie Ducha Świętego. Wieczorem, jak szłam przez ogród, – usłyszałam te słowa: Będziesz wypraszać z towarzyszkami swymi miłosierdzie dla siebie i świata” (Dz. 435).
Na uwagę zasługuje tutaj fakt, iż pierwsze natchnienie odnośnie do nowego zgromadzenia miało miejsce w święto Zesłania Ducha Świętego. Nie był to też pomysł s. Faustyny, ale słowa, które usłyszała wewnętrznie, od Jezusa. Ona sama raczej się broniła przed tą myślą, czując się niezdolną do założenia nowego zgromadzenia. Jezus nie ustawał jednak w swoich przynagleniach.
Kolejny zapis w Dzienniczku, dotyczący zgromadzenia, pochodzi z 29 VI tego samego roku, czyli powstał już 20 dni później. S. Faustyna, relacjonując w nim swoją rozmowę z kierownikiem duchowym, ks. Sopoćką, napisała: „…kapłan ten jest kierowany przez Ducha Bożego, przeniknął tajemnicę duszy mojej i najskrytsze tajemnice, które były pomiędzy mną i Bogiem, o których mu jeszcze nigdy nie mówiłam, a to dlatego nie mówiłam, że ich sama dobrze nie rozumiałam i nie nakazał mi Pan wyraźnie, abym o tym powiedziała. Tajemnica ta jest taka, że Bóg żąda, aby było zgromadzenie takie, aby głosiło miłosierdzie Boga światu i wypraszało je dla świata. [….] pod koniec rozmowy ujrzałam Pana Jezusa w progu, w postaci takiej, jako jest namalowany na tym obrazie, który mi powiedział, że pragnę, aby zgromadzenie takie było” (Dz. 436-437).
Następnego dnia, 30 czerwca, znowu znajdujemy zapis dotyczący zgromadzenia. „Na drugi dzień w czasie Mszy świętej, zaraz na początku, ujrzałam Jezusa w niewypowiedzianej piękności. Powiedział mi, że żąda aby było zgromadzenie to jak najprędzej założone, i ty w nim żyć będziesz z towarzyszkami swymi. Duch mój będzie regułą życia waszego. Życie wasze ma być na mnie wzorowane, od żłóbka aż do skonania na krzyżu. Wniknij w tajemnice moje i poznasz przepaść miłosierdzia mojego ku stworzeniom i niezgłębioną dobroć moją i tę dasz poznać światu. Będziesz przez modlitwę pośredniczyć między ziemią a niebem” (Dz. 438).
W tych objawieniach widać intensyfikację sprawy założenia nowego zgromadzenia. Nie jest to już tylko wewnętrzne natchnienie, słowa słyszane w sercu, ale konkretne objawienia Jezusa, który żąda, aby było założone zgromadzenie i to jak najszybciej, więcej – sam wyznacza mu misję. Przyjrzyjmy się tej misji:
Pragnienie Jezusa co do powstania nowego zgromadzenia zakonnego było zatem bardzo wyraźne, wręcz naglące. Można powiedzieć, że czerwiec 1935 r. to czas, gdy Jezus objawia kolejne ze swoich pragnień dotyczących czci swojego miłosierdzia.
Jest jeszcze jedna wizja dotycząca charyzmatu nowego zgromadzenia, która miała miejsce w późniejszym czasie. Posłuchajmy:
„24 XI 1935. Niedziela […]. Zaraz poszłam przed Najświętszy Sakrament i ofiarowałam się z Jezusem, który jest w Najświętszym Sakramencie, Ojcu Przedwiecznemu. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: Celem twoim jest i towarzyszek twoich łączyć się ze mną jak najściślej przez miłość. Jednać będziesz ziemię z niebem, łagodzić będziesz słuszny gniew Boży, a wypraszać będziesz miłosierdzie dla świata. Oddaję ci w opiekę dwie perły drogocenne sercu mojemu, a nimi są dusze kapłanów i dusze zakonne, za nich szczególnie modlić się będziesz, ich moc będzie w wyniszczeniu waszym. Modlitwy, posty, umartwienia, prace i wszystkie cierpienia łączyć będziesz z modlitwą, postem, umartwieniem, pracą, cierpieniem moim, a wtenczas będą miały moc przed Ojcem moim” (Dz. 532).
A zatem do charyzmatu nowego zgromadzenia Jezus włączył jeszcze modlitwę i ofiarę w intencji kapłanów i osób konsekrowanych. On sam jasno nakreślał misje zgromadzenia.
Była też w tej sprawie u arcybiskupa wileńskiego. W Dzienniczku zapisała takie słowa: „8 I 1936. Kiedy byłam u Arcypasterza i prosiłam go, że Pan Jezus żąda ode mnie, żebym się modliła wypraszając miłosierdzie Boże dla świata i żeby było zgromadzenie takie, które by wypraszało dla świata miłosierdzie Boże; i prosiłam, aby mi udzielił pozwolenia na to wszystko, co żąda ode mnie Pan Jezus. Arcypasterz odpowiedział mi te słowa: Co do modlitwy, to siostrze pozwalam i nawet zachęcam, jak najwięcej się modlić za świat i wypraszać dla niego miłosierdzie Boże, bo wszyscy miłosierdzia potrzebujemy, a i spowiednik na pewno siostrze nie zabrania się modlić w tej intencji. A co się tyczy tego zgromadzenia, to niech siostra trochę zaczeka, niech się wszystko trochę pomyślniej ułoży; rzecz ta, sama w sobie, dobra jest, ale nie trzeba się śpieszyć; jeżeli to jest wolą Bożą, to czy trochę wcześniej, czy trochę później, to będzie. Dlaczegóżby nie miało być, przecież tyle jest różnych zgromadzeń, to i to będzie, jeżeli Bóg tak żąda. Proszę być zupełnie spokojną, Pan Jezus wszystko może; staraj się o ścisłe zjednoczenie z Bogiem i bądź dobrej myśli. Słowa te, napełniły mnie wielką radością” (Dz. 585).
Swoimi myślami, spostrzeżeniami i planami dzieliła się z ks. Sopoćką. Widać to zarówno w Dzienniczku, jak i w licznie zachowanej korespondencji. Prawie w każdym z zachowanych listów s. Faustyna poruszała sprawę nowego zgromadzenia.
Posłuchajmy fragmentu listu skierowanego do ks. Michała, dotyczącego planowanej przez s. Faustynę interwencji u arcybiskupa wileńskiego w sprawie założenia zgromadzenia:
„Ja chciałam napisać do Arcypasterza w tej całej sprawie [zgromadzenia], ale przyszła mi myśl, że lepiej będzie, jakby Ojciec sam ustnie z nim pomówił. Prosiłabym, żeby Ojciec w rozmowie z Arcypasterzem nie określał zbyt szczegółowo działalności tego zgromadzenia. O celu tego zgromadzenia Arcypasterz wie, że mamy nieustannie wypraszać miłosierdzie Boże dla świata i czcić to niewysłowione miłosierdzie Boże, ale ja poznaję i przenikam wielkie dzieła miłosierdzia, czyli czyny, nie tylko modlitwę […]”[1]. (list z 19. listopada 1936, Kraków).
Oto fragmenty innych listów skierowanych do ks. Sopoćki: „Widziałam zgromadzenie to, jego rozwój zewnętrzny i wewnętrzny z całą dokładnością. Wiele rzeczy nie jest mi tajne, czekam z cierpliwością godziny, która blisko jest, aby przystąpić do czynu. Nie lękam się niczego, bo wiem dobrze, że Bóg jest ze mną”[2]. (list z kwietnia 1936 r., Walendów).
W innych listach s. Faustyna pisała do ks. Sopoćki o swoich planach, dotyczących wystąpienia ze zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia i o dylematach związanych z ostatecznym podjęciem tej decyzji. Ks. Michał radził jej nie spieszyć się z tą decyzją. W liście z 10 lipca 1936 r. tak napisał: „Co się tyczy nowego zgromadzenia, to ono również powstanie, jeżeli jest taka wola Boża. Według mnie na razie takie zgromadzenie musiałoby powstać bez siostry jako Zgromadzenie diecezjalne, a potem dopiero Siostra może doń przyjść, jako już istniejącego […]. Co się tyczy zamiarów siostry zwolnienia się formalnego ze Zgromadzenia, to również tego bym nie radził, gdyż nie ma odpowiednich warunków. Mieszkanie w domu prywatnym można by znaleźć, ale w jakim celu? We wszystkich sprawach tu poruszonych trzeba dużo i bardzo dużo pomocy Bożej, o która winniśmy się modlić, a szczególnie potrzebna jest modlitwa Siostry. Modlić się zaś na razie Siostra może i w tych warunkach, w jakich się znajduje dotychczas”[3].
Widać zatem, że ksiądz Sopoćko był wielkim realistą i wiedział, że nie należy działać zbyt szybko, nie mając żadnych warunków prawnych, personalnych i materialnych do powołania nowego zgromadzenia zakonnego.
W odpowiedzi na powyższy list s. Faustyna pisała: „Ojciec wspomniał, że zgromadzenie takie musiałoby powstać beze mnie, owszem, jeżeli jest taka wola Boża niech się tak stanie”[4] (list z 9 sierpnia 1936, Kraków).
Z treści Dzienniczka widać, że S. Faustyna otrzymywała dodatkowe natchnienia i znaki z nieba co do nowego zgromadzenia. Siostra w duchu widziała już klasztor tego zgromadzenia. Dane jej było zobaczyć dzieło, którego jeszcze nie było, ale te wizje utwierdzały ją w przekonaniu, że kiedyś powstanie to zgromadzenie. W Dzienniczku znajdujemy kilka zapisów dotyczących tej sprawy:
„W pewnej chwili ujrzałam klasztor tego nowego zgromadzenia. Kiedy chodziłam i zwiedzałam wszystko, nagle ujrzałam gromadę dzieci, które na wiek więcej nie miały jak od pięciu do jedenastu lat. Kiedy mnie ujrzały, otoczyły mnie wokoło i zaczęły głośno wołać: Broń nas przed złem – i wprowadziły mnie do kaplicy, która była w tym klasztorze” (Dz. 765).
„Dziś dał mi Pan poznać w duchu klasztor Miłosierdzia Bożego; widziałam w nim wielkiego ducha, ale wszystko ubogie i bardzo skromne. O mój Jezu, dajesz mi duchowo obcować z tymi duszami, a może stopa moja tam nie stanie, ale niech imię Twoje będzie błogosławione i niech się stanie to, coś zamierzył” (Dz. 892).
I w innym miejscu Dzienniczka czytamy: „27 [VI 1937]. Dziś widziałam klasztor tego nowego zgromadzenia. Obszerne i wielkie pomieszczenie, zwiedzałam każdą rzecz po kolei, widziałam, że wszędzie Opatrzność Boża dostarczyła tego, co było potrzeba. Osoby w tym klasztorze żyjące chodziły w sukniach świeckich na razie, lecz duch panował zakonny w całej pełni, i urządzałam wszystko tak, jak sobie życzył Pan” (Dz. 1154).
Powyższe wizje utwierdzały zarówno Siostrę, jak i ks. Sopoćkę w przekonaniu, że wcześniej czy później dzieło to zacznie się wypełniać.
Sprawa zgromadzenia jest poruszana jeszcze w innych listach i innych miejscach Dzienniczka. Widać w tych zapiskach trud rozeznawania, jaki podjęła s. Faustyna co do tej sprawy. Widać też, że poza nią były zaangażowane jeszcze inne osoby. Siostra radziła się matki generalnej, razem rozeznawały dalsze decyzje, a przede wszystkim rozmawiała ze spowiednikiem, o. Andraszem, i pisała o wszystkim ks. Sopoćce, jako swemu kierownikowi duchowemu.
Na dzisiejszym spotkaniu przyjrzymy się historii Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.
Ks. Sopoćko zdawał sobie sprawę z tego, że podobnie, jak poprzednie żądania Jezusa, co do obrazu i święta, powinny być wypełnione, tak i teraz należy się starać o założenie zgromadzenia. Pytanie było tylko takie, w jaki sposób to uczynić. S. Faustyna była coraz bardziej chora i miała coraz mniej sił fizycznych. Zamieszkała w Krakowie, podczas gdy ks. Sopoćko przebywał w Wilnie. Wyglądało na to, że siostra nie opuści zgromadzenia, chociażby z tego powodu, że w związku z postępującą chorobą nie ma sił, by zakładać nowe zgromadzenie, nie ma osób chętnych i brak jest dostatecznych środków materialnych, a przede wszystkim – nie ma pozwolenia odpowiednich władz kościelnych, gdyż cała sprawa nie jest jeszcze dostatecznie rozeznana.
Z Dziennika ks. Sopoćki dowiadujemy się, jak wyglądała sprawa powstania zgromadzenia pod koniec życia s. Faustyny. Gdy była w szpitalu od kwietnia 1937 r., ks. Sopoćko odwiedził ją. Zapisał to wydarzenie w następujących słowach: „W roku 1938 przybyłem do Krakowa na zjazd teologów (w połowie września) i znalazłem s. Faustynę w szpitalu zakaźnym na Prądniku, już zaopatrzoną na śmierć. Odwiedziłem ją w ciągu tygodnia i między innymi rozmawiałem z nią na temat tego zgromadzenia, które ona chciała założyć, a teraz umiera zaznaczając, że to było złudzeniem, jak również może złudzeniem były i wszystkie inne rzeczy, o których mówiła. Siostra Faustyna obiecała na ten temat rozmawiać z Panem Jezusem na modlitwie. Następnego dnia odprawiłem na intencję s. Faustyny Mszę św., w czasie której przyszła mi myśl, że tak jak ona nie potrafiła namalować tego obrazu, a tylko wskazała, nie potrafiłaby założyć nowego zgromadzenia, a tylko dała ramowe wskazówki. Przynaglenia zaś oznaczają konieczność tego nowego zgromadzenia w nadchodzących strasznych czasach. Gdy następnie przybyłem do szpitala i zapytałem, czy ma co do powiedzenia w tej sprawie odpowiedziała, że nie potrzebuje nic mówić, bo już mię Pan Jezus w czasie Mszy świętej oświecił. Następnie dodała, że mam być raczej obojętny na sprawy zgromadzenia, które rozpocznie się od nikłych małych rzeczy i wtedy, gdy inicjatywa wyjdzie od innych”[5]. Były to ostatnie wskazówki, jakich udzieliła s. Faustyna swojemu spowiednikowi co do powstania zgromadzenia.
Ks. Sopoćko zastosował się do wskazówek siostry i był przekonany o tym, że powstanie nowego zgromadzenia jest wolą Jezusa.
Na ostatnim spotkaniu mówiliśmy o rozmowie ks. Sopoćki z s. Faustyną na temat nowego zgromadzenia zakonnego, które miało powstać. S. Faustyna powiedziała mu wtedy, by nie zabiegał o pierwsze kandydatki do zgromadzenia. W stosownym czasie same się zgłoszą.
Po wybuchu II wojny światowej kult miłosierdzia Bożego powoli zaczynał być znany, coraz więcej ludzi angażowało się w tę sprawę. Szczególnie były to osoby z rozmaitych grup i stowarzyszeń katolickich, w które był zaangażowany ks. Michał. Jedna z takich grup to Sodalicja Mariańska Akademiczek. Ks. Sopoćko prowadził prelekcje i spotkania w tej grupie dziewcząt i dzielił się z nimi swoją wiedzą i pragnieniami związanymi z kultem miłosierdzia Bożego, opowiadał o s. Faustynie. Dziewczęta należące do sodalicji bardzo zaangażowały się w to dzieło i pomagały ks. Michałowi w przygotowaniu i rozprowadzaniu obrazków Jezusa miłosiernego. Spośród nich największą aktywnością wykazywała się Jadwiga Osińska, absolwentka filologii klasycznej. Pomagała ks. Michałowi w przygotowaniach dotyczących budowy kościoła miłosierdzia Bożego, tłumaczyła na język łaciński teksty dotyczące miłosierdzia Bożego, napisane przez ks. Sopoćko, przygotowywała do druku broszurki, modlitwy i obrazki Jezusa Miłosiernego. Było to osoba niezwykle odważna i oddana sprawom wiary.
Na pewnym etapie współpracy z ks. Sopoćką, zwierzyła się mu, że pragnie wstąpić do zgromadzenia zakonnego, ale nie może znaleźć odpowiedniego zakonu. Dodała też, że podobnie myśli kilka jej koleżanek. W odpowiedzi na to pragnienie ks. Michał wysłał Jadwigę Osińską na wakacje do Sióstr od Aniołów w Prucinach. Nadto zaproponował dziewczętom, które myślały o wstąpieniu do zakonu, by układały swoje codzienne życie według ustalonego przez niego planu. Zobowiązał je też by uczestniczyły w cotygodniowej prelekcji na temat życia duchowego, które dla nich przygotowywał i wygłaszał.
Po powrocie z Prucin Jadwiga Osińska oświadczyła ks. Michałowie, że chce założyć nowe zgromadzenie zakonne, takie jak pragnął Jezus i jak pisała s. Faustyna. Poprosiła też, by mogła złożyć prywatne śluby. Uczyniła to w dniu 15 października 1941r. W krótkim czasie dołączyła do niej Izabela Naborowska, która, za przykładem Osińskiej wdrażała się w zasady przyszłego zakonu. Obydwie miały świadomość, że tworzą coś nowego, że wypełniają zamysł Boży przekazany s. Faustynie. Czuły się w tym bardzo słabe i niezdolne do wypełnienia tego zadania, a jednocześnie miały wielkie pragnienia wypełnienia tego, co Bóg od nich żąda. Izabela Naborowska zapisała w swoim Dzienniku takie słowa” „…zdawało się wprost niemożliwe, by Pan nas dwie słabe powoływał jako pierwsze swoje służebnice, ale Bóg inaczej sądził i skłonił się ku nędzy, aby jej okazać miłosierdzie swoje źródło”. Do pierwszej dwójki dziewcząt dołączyły kolejne: Ludmiła Roszko i Zofia Komorowska, a w krótkim czasie jeszcze: Jadwiga Malkiewicz i Adela Alibekow. Tak zrodziła się pierwsza wspólnota, która dała początek nowemu zgromadzeniu zakonnemu. Zarówno ks. Sopoćko jak i pierwsze sześć dziewcząt, tak właśnie to postrzegały. Chociaż, ze względu na warunki wojenne, mieszkały oddzielnie, czuły się wspólnotą. Miały swego rodzaju formację zakonna, jaką prowadził im ks. Sopoćko, ich duchowy ojciec.
11 kwietnia 1942r. wszystkie złożyły pierwsze prywatne śluby zakonne. Jadwiga Osińska, która wcześniej już złożyła swoje pierwsze śluby, tego dnia je ponowiła wspólnie z pozostałymi dziewczętami. Wszystkie członkinie rozwijały się duchowo pod opieką ks. Żebrowskiego, gdyż w tym czasie ks. Sopoćko musiał ukrywać się w Czarnym Boże, groziło mu bowiem aresztowanie ze strony hitlerowców. Po powrocie w 1944r. znowu przejął duchową opiekę nad rodzącym się zgromadzeniem.
16 listopada 1944r. był szczególnym dniem dla pierwszej szóstki kandydatek. Tego dnia w kaplicy Sióstr Karmelitanek w Wilnie, wczesnym rankiem, wszystkie w obecności ks. Sopoćko ponawiały swoje śluby zakonne. Z zapisanych wspomnień Naborowskiej i Komorowskiej wynika, że ks. Sopoćko był niezwykle wzruszony w czasie tej uroczystości, wprawdzie nic nie mówił ale wyraźnie widać było, że głęboko przeżywa to wydarzenie. Dlaczego tak było? Według relacji obydwu sióstr w kaplicy, gdzie ślubowało sześć sióstr nie było klęczników i była ona bardzo skromna. W Dzienniczku s. Faustyny znajdujemy natomiast taki zapis: „W pewnym dniu, widziałam kapliczkę i w niej sześć sióstr, które przyjmowały Komunię świętą, której udzielał nasz spowiednik, ubrany w komżę i stułę. W kaplicy tej, nie było ani ozdób, ani klęczników” (Dz. 613). Ks. Michał niewątpliwie znał ten zapis, i w momencie składania ślubów przez siostry przypomniał sobie słowa św. Faustyny.
We wszystkich tych wydarzeniach ks. Sopoćko dostrzegał wypełnianie się woli Bożej co do powstania nowego zgromadzenia. Nie miał już chyba żadnych wątpliwości.
Pierwsze siostry nie mieszkały wspólnie. Tylko Osińskiej i Naborowskiej udało się zamieszkać razem. Starały się one prowadzić życie najbardziej zbliżone do zakonnego. Inne siostry mieszkając oddzielnie, rozwijały swoje życie duchowe na ile im warunki pozwalały. Ks. Michał sprawował nad nimi opiekę duchową w czasie pobytu w Wilnie.
W związku z przymusowymi przesiedleniami siostry musiały przenieść się z Wilna do Polski. Ostatecznie w połowie 1946r. wszystkie wyjechały do Polski.
Na dzisiejszym spotkaniu usłyszymy dalsze losy pierwszych sióstr nowopowstającego zgromadzenia. Wiemy już, że w sierpniu 1946r. opuściły Wilno i wyjechały do Polski. Zabrały ze sobą konstytucje zakonne napisane przez ks. Sopoćkę.
Jadwiga Osińska i Izabela Naborowska osiedliły się we Wrocławiu. Nadal prowadziły życie wspólnotowe. Osińska była dyrektorką szkoły krawieckiej prowadzonej przez siostry Józefitki a Naborowska była nauczycielką w tej szkole. Obydwie siostry pragnęły założyć swój dom zakonny. Pozostałe członkinie nowopowstającej wspólnoty zakonnej mieszkały oddzielnie w różnych miejscowościach. Nie myślały już tak intensywnie o życiu zakonnym.
W czerwcu 1947r. siostry rozpoczęły starania o utworzenie domu zakonnego. Uzyskały zgodę Administratora Apostolskiego w Gorzowie Wielkopolskim na podjęcie życia zakonnego. Mogły też zamieszkać w domu parafialnym przy parafii św. Krzyża w Myśliborzu. W dniu 25 sierpnia rozpoczęły tam życie wspólne. Dom w Myśliborzu stał się pierwszym domem zakonnym późniejszego Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Jadwiga Osińska tak opisała pierwszy dom zgromadzenia w Myśliborzu: „Śliczne położenie ma Myślibórz. (…) z lewej strony rozsiadło się ogromne jezioro, połyskujące jakby metaliczną powierzchnią wśród mgieł wstającego ranka. (…) Jakaż była radość, gdy zobaczyłyśmy zamkniętą jeszcze bramkę małego kościółka, z szyldem „Caritas” – dom z werandą, piętrowy. Popatrzyłyśmy, że wymarzone miejsce dla domu zakonnego i westchnęłyśmy cichutko, że tak dobrze by było gdybyśmy mogły tu mieszkać, (…) dużo zieleni, ogródków, cichy, spokojny zakątek na ziemi, z domem zakonnym. Dziękowałyśmy Bogu, że nas tu skierował, w tę ciszę i spokój…” (Kronika, archiwum ZSJM, s. 15).
Siostry rozpoczęły życie wspólne w nowym miejscu. Jadwiga Osińska przybrała imię zakonne – Faustyna a Izabela Naborowska – Benigna. Nadal utrzymywały relację z ks. Sopoćką traktując go jako Ojca założyciela i kierownika duchowego. Pozostałe członkinie myślały o innej formie głoszenia miłosierdzia Bożego. Komorowska i Roszko myślały o świeckim instytucie osób konsekrowanych, które głosiłoby miłosierdzie Boże. Natomiast Adela Alibekow i Jadwiga Malkiewicz skłaniały się ku życiu świeckiemu.
Ks. Sopoćko odwiedził siostry w Myśliborzu. W swoim dzienniku tak napisał: „Udałem się do Myśliborza z wielkim zainteresowaniem, jako do pierwszego domu zgromadzenia, o którym mi mówiła s. Faustyna i szkicowo opisała go nawet w swoim Dzienniku. Na dworcu spotkały mnie z wielką radością owe kandydatki i poprowadziły do kościółka w pobliżu, przy którym ujrzałem dość obszerny dom piętrowy z małym ogrodem owocowym. Poszedłem nasamprzód do kościoła i ku wielkiemu zdziwieniu spostrzegłem w ścianie ołtarzowej okno z nieco uszkodzonym witrażem, przedstawiającym konanie Pana Jezusa na krzyżu. Przyglądałem się z radością i zdumieniem, albowiem siostra Faustyna mówiła mi o takim kościółku i witrażu, przy którym będzie siedziba pierwszego domu nowego zgromadzenia. Zdumiałem się jeszcze bardziej, gdy wszedłem do tego domu i oglądałem pokoje na parterze i piętrze, doskonale dostosowane do życia wspólnego kandydatek” (M. Sopoćko, Wspomnienia z przeszłości, wrzesień 1947 r.).
Siostry również wspominały o tym przyjeździe ks. Sopoćki. Był zachwycony tym miejscem, kościołem, domem. To co widział było spełnieniem zapowiedzi s. Faustyny, których słuchał przed laty. Napisał tak: „Wszystko prawie, co przepowiedziała (s. Faustyna) w sprawie tego zgromadzenie, najdokładniej się spełniło. I gdy w Wilnie w roku 1944 (16. listopada) przyjmowałem w nocy śluby prywatne pierwszych sześciu kandydatek w drewnianej kaplicy sióstr karmelitanek, albo gdy trzy lata później przybyłem do pierwszego domu tego zgromadzenia w Myśliborzu, byłem zdumiony uderzającym podobieństwem tego, co mi mówiła śp. S. Faustyna„żródło.
Zgromadzenie rozwijało się. Wstępowały nowe kandydatki, należało zatem starać się o zatwierdzenie go w Kościele.
W 1953r. gdy zgromadzenie liczyło 10 członkiń, przełożona generalna, którą była wówczas s. Benigna Naborowska rozpoczęła starania o uzyskanie praw diecezjalnych. Zgromadzenie uzyskało te prawa 2 sierpnia 1955r. Od tego momentu nazwa zgromadzenia brzmiała Zgromadzenie Sióstr Jezusa Chrystusa Miłosiernego Odkupiciela. Siostry założycielki mogły złożyć śluby wieczyste. Zgromadzenie rozwijało się, powstawały nowe domy zakonne.
Trudnymi momentami dla zgromadzenia była wczesna śmierć pierwszej matki założycielki, która w 1955r. po kilku miesiącach od złożenia profesji wieczystej nagle zmarła. Natomiast 12 lat później, w 1967r. zmarła matka Benigna.
Od tej pory inne siostry kierowały zgromadzeniem, jego rozwojem. W 1973r. zmieniło ono nazwę, na Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego. Zgromadzenie rozwija się. Obecnie jest kilkanaście domów w Polsce i kilkanaście za granicą. Celem zgromadzenie jest wielbienie, głoszenie miłosierdzia Bożego światu i wypraszanie go dla świata, oraz czyny miłosierdzia, tak jak tego pragnął Jezus i przekazała duchowa matka założycielka, św. s. Faustyna Kowalska.
Na dzisiejszym spotkaniu zajmiemy się tematem miłosierdzia w nauczaniu Jana Pawła II.
Tematyka miłosierdzia, jako przymiotu Boga wpisuje się w nauczanie Jana Pawła II już od pierwszej encykliki Redemptor hominis i jest obecna w całej myśli teologicznej papieża, stanowiąc jej istotną cechę.
Zazwyczaj pisał on w swoich dokumentach o miłości Boga. Określenie „miłosierdzie Boże” w porównaniu z określeniem „miłość Boża” występuje w jego nauczaniu raczej rzadko. Analizując jednak treść tego nauczania łatwo stwierdzić, że miłość Boża w relacji do człowieka i świata, według papieża, ma charakter miłosierdzia.
Najważniejszym dokumentem zajmującym się wprost zagadnieniem Miłosierdzia Bożego jest podpisana 30. listopada 1980 roku encyklika Dives in misericordia. Warto tu zwrócić uwagę na fakt, iż w książce Pamięć i tożsamość, Jan Paweł II napisał, że powyższa encyklika, powstała na bazie doświadczenia polskiego oraz ma związek z osobą i posłannictwem s. Faustyny Kowalskiej. Napisał tak: „Refleksje zawarte w Dives in misericordia były owocem moich doświadczeń duszpasterskich zdobytych w Polsce, a w sposób szczególny w Krakowie. Przecież tam znajduje się grób siostry Faustyny Kowalskiej, której Chrystus pozwolił być szczególnie natchnioną wyrazicielką prawdy o Bożym miłosierdziu. […] Powołany na Stolicę Piotrową, czułem szczególną potrzebę przekazania tych rodzimych doświadczeń, które z pewnością należą do skarbca Kościoła powszechnego”.źródło
Papież pisał o przymiocie miłosierdzia u każdej z Osób Boskich, ukazując jego specyfikę wynikającą z faktu pewnej inności działania Osób Boskich w relacji do człowieka. Tę odrębność Jan Paweł II przedstawiał w swoich pismach jako uzupełniającą się całość miłosiernego działania Bożego: miłosierdzie Ojca, objawia człowiekowi miłosierny Syn – Wcielone Słowo Ojca, a wszystko to w Duchu Świętym.
W nauczaniu o tajemnicy Boga jako Ojca miłosiernego w Dives in misericordia, Jan Paweł II ukazał istotę miłosierdzia Boga. Papież odwołał się do starotestamentalnych pojęć określających, czym jest owo miłosierdzie w Bogu oraz przedstawił ten przymiot w kontekście działania Jahwe w historii zbawienia, poczynając od Starego Testamentu aż do objawienia dokonanego w Chrystusie.
Najważniejszymi spośród przywołanych w Dives in misericordia terminów jest hesed i rahamim. Hesed oznacza łaskę i miłość, ale zawsze w kontekście wierności. Wyrażenie to używane w Starym Testamencie w odniesieniu do Boga, ma związek z Przymierzem, nabiera tym samym charakteru prawnego. Łamanie przymierza przez Naród wybrany niejako odsłania głębsze znaczenie hesed, staje się ono wówczas „miłością potężniejsza niż zdrada i łaska mocniejsza niż grzech” (DiM 4). Rahamim ma natomiast zabarwienie bardziej uczuciowe i odnosi się do miłości matczynej, na co wskazuje jego źródłosłów – rehem – łono matki. Jest to miłość niezasłużona, w pewnym sensie jest koniecznością, przymusem serca, miłością darmo daną, charakteryzująca się: troskliwością, cierpliwością i gotowością przebaczania. Pozostałe terminy, jakie Papież przedstawił to: hanan – okazywanie łaski, życzliwe i wielkoduszne usposobienie; hamal – okazywanie litości, przebaczenie, darowanie win; hus – litość i współczucie o zabarwieniu przede wszystkim uczuciowym i emet – stałość, pewność i wierność. Wszystkie te określenia wyrażają zatem miłosierdzie, podkreślając różne jego cechy (por. DiM 4).
Terminologia biblijna, ukazana przez Jana Pawła II w Dives in misericordia, jest pierwszym stopniem objawienia, czym jest przymiot miłosierdzia w Bogu. Dalszego odkrywania istoty tego Boskiego przymiotu Papież dokonuje odwołując się do historii człowieka i świata.
Akt stworzenia, początek Bożego działania w dziejach ludzkości, postrzega Ojciec Święty, jako dzieło Trzech Osób Boskich, mające swe źródło w Ich miłości i miłosierdziu. Zawsze jednak, pisząc o akcie stworzenia, Jan Paweł II podkreślał pierwszeństwo działania Ojca, świat jest „dziełem Ojca, przez Syna w Duchu Świętym”.
Warto też zwrócić uwagę na pewne stwierdzenie Jan Paweł II, nt. wyjątkowości przymiotu miłosierdzia w Bogu. Papież stwierdził, że Biblia, Tradycja i życie z wiary Ludu Bożego, potwierdzają tezę teologów, głoszących, że Miłosierdzie jest największym przymiotem Boga, spośród przymiotów odnoszących się do stworzenia (por. DiM 13). Oznacza to, że wszelka relacja między Bogiem a człowiekiem dzieje się w „otoczce” miłosierdzia.
W myśli teologicznej papieża zauważyć można także powtarzające się stwierdzenie, iż miłosierdzie jest zaprzeczeniem zła; zła grzechu i śmierci; zła obecnego w świecie. Pisał on, iż to ze względu na obecność grzechu w świecie, Bóg, który jest miłością, mógł objawić się tylko jako miłosierdzie (por. DiM 13).
Miłosierdzie Boże ma również związek z przymiotem sprawiedliwości. Papież nauczał, iż miłość w Bogu jest większa od sprawiedliwości. Sprawiedliwość bowiem służy miłości, a miłość warunkuje sprawiedliwość. Ten prymat miłości nad sprawiedliwością jest miłosierdziem (por. DiM 4).
Papież pisał też o miłosiernym działaniu Jahwe w historii Izraela. Cechą charakterystyczną tego działania jest przebaczenie. Izrael wielokrotnie odchodził od swego Boga i zawsze, gdy pokutował, spotykał się z miłością Jahwe, większą od swojej niewierności. To doświadczenie pozwalało ludowi Starego Testamentu odwoływać się do miłosierdzia Bożego, liczyć na nie w każdym nieszczęściu, zarówno fizycznym jak i moralnym. Rodziła się zatem i utwierdzała w historii ludzkości ufność w Bożą dobroć (por. DiM 4; RMi 12). Tę miłość Boga do Narodu Wybranego papież określił jako mającą charakter zarówno ojcowski, jak i oblubieńczy (por. DiM 4). Nad tym miłosiernym ojcostwem Boga papież pochylił się po raz drugi analizując przypowieść o synu marnotrawnym. Pokazał tu wierność Boga, swojemu ojcostwu, wierność, skoncentrowaną na ocalałej godności grzesznego człowieka, który się nawraca. Miłosierdzie Boga tak przedstawione jest zatem miłością podnosząc z grzechu, ale w taki sposób, że człowiek nie czuje się poniżony, ale dowartościowany (por. DiM 6).
Największym objawieniem miłosierdzia Ojca jest Jego Syn, którego posłał na świat. W swoim nauczaniu, szczególnie w Dives in misericordia, Jan Paweł II podkreślał objawienie miłosierdzia Ojca w Synu. Cała encyklika wydaje się mieć taki właśnie cel: „Bogaty w swoim miłosierdziu Bóg jest Tym, którego objawił nam Jezus Chrystus jako Ojca” (DiM 1), tak brzmi pierwsze zdanie tego dokumentu. Rozwijając swoją myśl Papież pisał, iż Chrystus Wciela i uosabia w swoich słowach i czynach, a przede wszystkim w męce, śmierci i Zmartwychwstaniu, ten przymiot Boga, który Stary Testament nazywa miłosierdziem (por. DiM 2). Chrystus jest ostatecznym wypełnieniem tego miłosierdzia, a jednocześnie jego wzorem dla człowieka (por. DiM 3).
Rzeczywistość miłosierdzia Ojca objawia Chrystus w swoim nauczaniu. Charakterystycznym jest fakt, iż nauczanie to kieruje przede wszystkim do ludzi cierpiących: ubogich, chorych, niesprawiedliwie traktowanych a także doświadczających zniewolenia przez zło i grzech. Dla nich to właśnie Syn Boże staje się znakiem miłości, która w zetknięciu z nędzą człowieka nabiera charakteru miłosierdzia (por. DiM 3).
Szczytowym objawieniem miłosierdzia Bożego jest Misterium Paschalne. Męka i śmierć Syna odsłaniają głębie miłości Ojca, który własnego Syna uczynił ofiarą za grzechy ludzkości. Ten wydawałoby się nadmiar sprawiedliwości Ojca, rodzi się jednak z miłości Ojca i Syna. Odkupienie bowiem przywraca w człowieku miłość, dzięki której ma on możliwość uczestnictwa w życiu Boga (por. DiM 7; HR 9).
Papież, pisał w swojej encyklice Dives in Misericordia o problemach z jakimi zmaga się człowiek obecnych czasów, o różnorodnym cierpieniu i zagrożeniu jego godności. W kontekście tych zagrożeń, nauczając o miłosierdziu Ojca objawionym w Synu, Jan Paweł II stwierdził, że właśnie takiemu człowiekowi współczesnemu szczególnie bliski jest Bóg miłosierny (por. DiM 2).
Na dzisiejszym spotkaniu posłuchajmy o miłosierdziu Syna Bożego i Ducha Świętego w ujęciu papieża Jana Pawła II.
Jan Paweł II, w swoim nauczaniu pokazywał istotę miłosierdzia Jezusa, a także sposób w jaki Syn Boży objawiał je ludziom. Centrum tego papieskiego nauczania stanowi Misterium Paschalne – szczytowe objawienie miłości miłosiernej.
Czym jest owo miłosierdzie w Chrystusie dowiadujemy się już z encykliki Redempto Hominis, w której Papież napisał, że miłość Boga jest większa niż grzech, przebaczająca, nieustannie gotowa na przyjęcie niewiernego człowieka, miłość ta zatem „ nazywa się również miłosierdziem. To objawienie miłości i miłosierdzia ma w dziejach człowieka jedną postać i jedno imię. Nazywa się: Jezus Chrystus” (RH 9). Szerzej to zagadnienie opisał Papież w encyklice Dives in misericordia. Nauczał w niej, iż prawda o miłosierdziu Ojca została najpełniej uwidoczniona w Osobie, słowach i czynach Jezus. Syn Boży nie tylko mówił o tym miłosierdziu Ojca, ale „sam je wciela i uosabia. Poniekąd On sam jest miłosierdziem” (DiM 2).
Opisując słowa i czyny Jezusa, Jan Paweł II podkreślał, że wszystkie one, choć są autorstwa Syna Bożego i wyrażają Jego miłosierdzie, są jednocześnie zawsze objawieniem miłosierdzia Ojca. W swojej posłudze Jezus zwracał się szczególnie do cierpiących, doświadczających rozmaitych słabości, fizycznych lub moralnych. Interpretując przypowieść Jezusa o Synu marnotrawnym, Papież ukazał, jakie winny być relacje międzyludzkie w posłudze miłosierdzia. Łamał w tym miejscu wszelkie schematy myślowe, według których pomiędzy okazującym miłosierdzie, a przyjmującym je istnieje nierówność, ten kto przyjmuje miłosierdzie miałby doświadczać tym samym poniżenia. Tymczasem wydźwięk tej przypowieści ukazany w Dives in misericordia, jest zupełnie inny. „Relacja miłosierdzia opiera się [w tej przypowieści – przyp. E. K], na wspólnym przeżywaniu tego dobra jakim jest człowiek, na wspólnym doświadczaniu tej godności, jaka jest mu właściwa” (DiM 6). Papież pisał, iż Syn Boży uczynił miłosierdzie jednym z głównych tematów swego nauczania (por. DiM3), co podkreśla wagę tej rzeczywistości w życiu chrześcijańskim.
Dopełnieniem miłosierdzia Jezusa wyrażonego w słowach są Jego czyny. Miłosierdzie Jezusa, w interpretacji Ojca Świętego, ma charakter czynny, ogarniający całego człowieka, ze wszystkimi wymiarami jego człowieczeństwa. Wyraża się szczególnym pochyleniem Syna Bożego nad tymi miejscami ludzkiej egzystencji, w których cierpienie, ubóstwo, słabość fizyczna i moralna szczególnie dają o sobie znać (por.: DiM 3; RMi 14).
Słowa i czyny Jezusa, przez które objawia On zarówno miłosierdzie swoje jak i Ojca, są wezwaniem do czynnej miłości ze strony człowieka. „Wymaganie to – pisał Papież – stanowi sam rdzeń orędzia mesjańskiego, sam rdzeń etosu Ewangelii” (DiM 3). Szczególnym tego wyrazem są słowa, które padają z ust Mistrza w czasie kazania na górze: „Błogosławieni miłosierni, albowiem Oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7).
Misterium Paschalne, przez które Jezus najbardziej objawił miłosierdzie Ojca, jest jednocześnie największym objawieniem Jego miłosierdzia. Męka i śmierć odkrywają jakąś wyjątkową, absolutnie nieporównywalną cechę miłosierdzia Jezusa, który całym Sobą objawił czym jest miłosierdzie w Bogu, szczególnie wtedy gdy Sam wydaje się potrzebować tego miłosierdzia i nie otrzymuje go (por.: DiM 7, 8; RMi 18). Wydarzenie Odkupienia w całej pełni ukazuje rzeczywistość miłosierdzia Jezusa, pieczętując Jego słowa i czyny ofiarą życia. Miłosierdzie to przezwycięża zło obecne w historii człowieka, czyli w grzech i śmierć (por. DiM 8). Krzyż jest zatem wezwaniem, by człowiek powierzył siebie Bogu, a przez to stał się uczestnikiem Bożego życia (por. DiM 7, 8) .
Z nauczania, czynów i Misterium Paschalnego Chrystusa wynikają pewne wskazania, którymi powinien kierować się Kościół w swoim postępowaniu. Jezus jest wzorem miłosierdzia Kościoła. Misterium Paschalne będące objawieniem miłości potężniejszej niż śmierć i grzech, jest źródłem przebaczenia, odpuszczenia grzechów, które za pośrednictwem Kościoła stają się udziałem ludzkości (por. SD 14).
Pisząc o miłosierdziu Jezusa w nauczaniu Jana Pawła II, koniecznym jest odwołanie się do Maryi, Jego Matki. O Niej to Papież pisał w Dives in misericordia, jako o Matce Miłosierdzia. Jest Ona tą, która doznała najwięcej miłosierdzia od Boga, ale także zapłaciła największą cenę tego miłosierdzia stojąc pod krzyżem i mając swój wyjątkowy udział w Misterium Paschalnym. Maryja jest powołana zatem, by przybliżać ludzkości tę miłość, która objawia się w Osobie Jezusa Chrystusa. W Niej, jako Matce Kościoła i przez Nią, miłosierdzie to jest ciągle obecne w Kościele (por. DiM 9).
Przypatrując się nauczaniu Jana Pawła II o miłosierdziu Ducha Świętego, należy stwierdzić, iż w encyklice Dives in misericordia, poświęconej w całości tajemnicy miłosierdzia Bożego, papież nie rozważał tej tematyki.
Natomiast w encyklice Dominum et Vivificantem, poświęconej nauczaniu nt. Trzeciej Osoby Boskiej, papież poświęcił dużo miejsca zagadnieniu miłości Ducha Świętego. Przypatrując się treści tej encykliki można stwierdzić, że ta miłość Ducha Świętego w Jego działaniu ma charakter miłosierdzia.
Już w samych określeniach Trzeciej Osoby Boskiej użytych przez Papieża w Dominum et Vivificantem: Pocieszyciel, Orędownik, Rzecznik, objawia się istota Jego natury (por. DV 3). Jest nią miłość obdarowująca. Duch Święty w swojej istocie – pisał dalej Papież – jest osobową Miłością, Osobą – Miłością, Osobą – Darem. Charakterystyczna cecha zatem tej Miłości, jaką jest Duch Święty i miłości, która jest Jego działaniem to miłosierdzie. Papież pisał, że z Ducha Świętego, który jest współistotny w Bóstwie Ojcu i Synowi „wypływa wszelkie obdarowanie względem stworzeń […]: obdarowanie istnieniem wszystkiego poprzez akt stworzenia; obdarowanie człowieka łaską poprzez ekonomię zbawienia” (DV 10; por. DV 50). O miłosiernej miłości w działaniu Ducha Świętego Jan Paweł II pisał przedstawiając Go jako drugiego Pocieszyciela, Tego, który przychodzi po Chrystusie „i za Jego sprawą ażeby dzieło Dobrej Nowiny zbawienia kontynuować przez Kościół” (DV 3). On, obecny w Kościele, poucza, pomaga we właściwym odczytaniu orędzia Chrystusa (por. DV 4). Papież podkreślał też miłosierną misję Ducha Świętego w Odkupieniu. Pisał, że Odkupienie dokonane przez Chrystusa zostaje „w całej swojej zbawczej mocy przekazane Duchowi Świętemu” (DV 11), w Nim bowiem, po „odejściu” Chrystusa dokonuje się zbawcze udzielenie się Boga (por. DV 11).
Pisząc o działaniu Trzeciej Osoby Boskiej, w dziejach Kościoła, Jan Paweł II zwrócił uwagę na Jego obdarowującą miłość. Przejawia się ona według Papieża m. in. w tym, że Duch Święty przekona świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie (por. J 16, 7n), po to by kontynuować w nim Chrystusowe dzieła zbawcze” (DV 27). Nadto Duch Święty kształtuje ducha ludzkiego, umacniając go. W Nim, „który jest Darem przedwiecznym, Bóg Trójjedyny otwiera się dla człowieka, dla ducha ludzkiego” (DV 58). Dzięki działaniu Ducha Świętego człowiek staje się też mieszkaniem Trójjedynego Boga (por. DV 58). On udziela człowiekowi, za pośrednictwem Kościoła daru sakramentów (por. DV 64) i modlitwy (por. DV 65).
Opisane tu pokrótce określenia i przykłady działania Ducha Świętego, pokazują, że Papież postrzegał Osobę i nauczanie Trzeciej Osoby Boskiej jako dar miłosiernej miłości względem człowieka.
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest miłosierdziu ludzkiemu w nauczaniu Jana Pawła II.
Miłosierdzie ludzkie jest odpowiedzią na poznane i doznane miłosierdzie Boże. Cały Kościół jest zobowiązany do naśladowania Chrystusa. On Sam – pisał papież – poprzez swoje słowa i przykład, stawiał ludziom wymaganie, by miłość i miłosierdzie było zasadą ich życia. Zarówno w Dives in misericordia, jak i w innych dokumentach Papież pisał o potrzebie czynnego miłosierdzia, które winno przybierać różne sposoby i formy. Najogólniejszy podział, jaki można zaobserwować sprowadza się do trzech wymiarów: modlitwa, słowo i czyn.
Pisząc o miłosierdziu „od strony człowieka”, papież podkreślał rolę dobroczynnej miłości w działaniu całego Kościoła, a zatem wszystkich jego członków. Nauczał, iż posłannictwem Kościoła jest świadczenie prawdy o miłosierdziu Boga, przede wszystkim przez wyznawanie jej jako prawdy zbawczej, następnie wcielanie w życie, a także wzywanie miłosierdzia Boga, szczególnie w obliczu różnorakich zagrożeń moralnych i fizycznych (por. DiM 12).
Modlitwę Kościoła nazywa Jan Paweł II wołaniem o miłosierdzie Boga, w obliczu cierpienia i zła obecnego w życiu człowieka i świata. Wołanie to opiera się na miłosierdziu Boga, w które Kościół wierzy i głosi. Papież dostrzega wagę modlitwy o miłosierdzie, zwłaszcza w czasie, gdy zaciera się w świecie potrzeba i znaczenie miłosierdzia w relacjach międzyludzkich, a człowiek odchodzi od Boga i staje w obliczu wielu współczesnych zagrożeń (por. DiM 15). Podstawą tej modlitwy jest według Ojca Świętego historia Narodu Wybranego, oraz historia Kościoła. Bóg, wierny swojemu ojcostwu, zawsze odpowiadał miłością na wołanie i potrzeby człowieka. Cechy modlitwy o miłosierdzie to według Jana Pawła II wiara, nadzieja i miłość, dane człowiekowi przez Chrystusa oraz ufność, na wzór Maryi (por.: DiM 15, RH 20). Modlitwa o miłosierdzie należy w jakiś sposób do tożsamości Kościoła.
Miłosierdzie Kościoła wiąże się także z wyznawaniem i głoszeniem tego Boskiego przymiotu. Przejawia się to przede wszystkim w głoszeniu Słowa, zwłaszcza podczas liturgii, a także we wszelkim nauczaniu Kościoła, którego tematem jest miłość, dobroć i miłosierdzie Boga. Szczególnym miejscem głoszenia i wyznawania miłosierdzia jest Eucharystia i sakrament pokuty i pojednania. Kościół odwołuje się tu do miłosierdzia Ojca, objawionego w męce śmierci i Zmartwychwstaniu Chrystusa. Oba te sakramenty są wyrazem miłości Boga, większej niż grzech i śmierć, miłości gotowej do przebaczania i nieograniczonej w swoim przebaczaniu, a więc miłości miłosiernej (por. DiM 13). Korzystanie z obydwu tych sakramentów jest wpisane zatem w miłosierdzie ludzkie. Podobnie nieodzownym elementem miłosierdzia ludzkiego, związanym z sakramentem pokuty jest potrzeba ciągłego zawracania się. Miłosierdzie Boże, może bowiem ograniczyć sam człowiek, przez brak pokuty i nawrócenia. To nawrócenie, o którym pisał Papież polega przede wszystkim na odkrywaniu miłosiernej miłości Boga. Kluczowe jest tutaj zatem poznanie prawdy o miłosiernym Bogu, by móc i chcieć się do niego zwracać (por. DiM 13).
Trzecim elementem, wchodzącym w skład duchowości miłosierdzia są konkretne czyny poszczególnych ludzi i całych wspólnot, które mają na celu pomoc potrzebującym. Papież pisał o wielu płaszczyznach tego działania, a także o jego znaczeniu w misji Kościoła. W swoich dokumentach, Ojciec Święty odwoływał się do konkretnych form tego działania, a także do poszczególnych ludzi, będących jego autorami.
Ważnym stwierdzeniem Papieża jest, że człowiek o tyle doświadcza miłosierdzia Bożego, o ile sam tym miłosierdziem obdarowuje innych ludzi. Nadto Ojciec Święty zauważył, że nie chodzi tu o jednorazowy akt miłosierdzia, ale o styl życia, który głęboko wpisuje się w chrześcijańskie powołanie. Wyraża się on w odkrywaniu i wprowadzaniu w życie miłości miłosiernej (por. DiM 14).
Papież podkreślił w Dives in misericordia kilka istotnych cech miłosierdzia czynnego. Nie jest to akt jednostronny. Zarówno świadczący miłosierdzie, jak i otrzymujący je, są obdarowani, następuje tu wymiana darów. Jeśli w tej relacji brak dwustronności, nie można mówić jeszcze o prawdziwym i pełnym miłosierdziu (por. DiM 14). Chrześcijańskie miłosierdzie wyznawane w uczynkach jest miejscem koncentracji na dobru człowieka, na jego godności, nigdy nie może być przyczyną poniżenia tego, który dar otrzymuje. Jan Paweł II wymienił w swojej encyklice cechy tego miłosierdzia. Ma ono być skoncentrowane na godności człowieka, pełne wzajemnego poszanowania, łaskawe, cierpliwe i serdeczne, a nawet pełne czułości i tkliwości (por. DiM 14).
Papież pisał też w swoich dokumentach o potrzebie miłości miłosiernej w rozmaitych relacjach międzyludzkich. Przede wszystkim jest ona potrzebna w relacjach miedzy najbliższymi: małżonkami, rodzicami a dziećmi, przyjaciółmi (por. DiM14). Druga płaszczyzna miłosierdzia jest znacznie szersza i dotyczy wszelkich relacji między ludźmi, miedzy całymi społeczeństwami. Relacje te naznaczone są często krzywdą, cierpieniem, niesprawiedliwością i wszelkimi innymi problemami współczesnego świata. Miłosierdzie wyrażać się tu będzie zatem w wyczulenie na potrzeby człowieka i zaradzanie tym potrzebom. Relacje międzyludzkie winny zaś być budowane na przebaczeniu i pojednaniu. Przebaczenie to i pojednanie nie sprzeciwia się sprawiedliwości. Nigdzie w Ewangelii – podkreślał Papież – miłosierdzie nie jest zgodą na zło czy krzywdę, a naprawienia wyrządzonej krzywdy jest warunkiem przebaczenia. Zasze jednak trzeba pamiętać, że ten kto przebaczył i ten, któremu zostało przebaczane spotykają się w jednym punkcie, a tym jest ocalona, godności człowieka (por. DiM).
Jan Paweł II często zwracał uwagę w swoich dokumentach na potrzebę opieki nad ubogimi, będącą wyrazem chrześcijańskiej miłości (por. EiE 86). Kościół podejmuje tu misje Chrystusa, który niósł Dobra Nowinę właśnie ubogim. Tymi ubogimi są nie tylko ci, którzy nie posiadają wystarczających środków materialnych do godnego życia, ale wszyscy doświadczający cierpienia czy poniżenia, a więc starcy, dzieci, chorzy, opuszczeni (por. VC 82). W pracy na rzecz ubogich jest zatem potrzebne przede wszystkim podkreślanie godności człowieka i jego umiłowanie przez Boga (por. VC 86), a także konkretne formy opieki duszpasterskiej, będącej wyrazem miłości Boga i wsparcia w cierpieniu i solidarność z ubogimi (por. VC 88; ChL 53).
Papież naucza też o miłosierdziu charakterystycznym dla poszczególnych osób i wspólnot Kościoła. Czynił to w różnych dokumentach, pisząc o posłudze i misji poszczególnych wspólnot, zgodne z ich powołaniem. Przede wszystkim chodzi tu o posługę duszpasterska, którą objęte są poszczególne grupy ludzi: dzieci, osoby starsze, chorzy, a także o posługę na misjach (por. EiE 88, ChL 54, RMi 67).
Jan Paweł II zwracał się m. in. do osób konsekrowanych, pisząc o potrzebie posługi miłosierdzia wobec najbardziej potrzebujących, ubogich, zepchniętych na margines życia. Papież wymienił też jej rodzaje. Jest to modlitwa oraz opieka nad potrzebującymi, troska i współczucie wobec chorych, opuszczonych, umierających, dotkniętych wszelką niesprawiedliwością. Posługa to jest wpisana w naturę życia konsekrowanego. Chociaż wszyscy wyznawcy Chrystusa są zobowiązani do czynnego miłosierdzia, to jednak, osoby powołane do szczególnego odzwierciedlania w sobie życia Jezusa, mają tu szczególną misję (por. VC 82; 83).
W nauczaniu Jana Pawła II obecny jest także temat posługi miłosierdzia osób świeckich. Papież wymieniał w swoich dokumentach takie formy jak: głoszenie prawdy o Bogu życiem i słowem, uczynki miłosierdzia, a także wszelkiego rodzaju wolontariat (por. ChL 53; EiE 85).
Również prace na misjach przedstawił papież jako posługę wpisaną w miłosierdzie Kościoła. Zwrócił się tu do wszystkich członków i wspólnot Kościelnych, by były otwarte na potrzeby misyjne (por. RMi 81).
Podane tu przykłady miłosiernego działania poszczególnych wspólnot i grup społecznych oraz ich zadania, nie wyczerpują całego nauczania Jana Pawła II na ten temat. Stanowią one przykład i obrazują w jaki sposób Papież postrzegał rzeczywistość miłosierdzia czynnego i jego potrzebę w życiu chrześcijańskim.
Miłosierdzie Boże i ludzkie nie są zatem oderwane od siebie, miłosierdzie ludzkie powinno być wzorowane na miłosierdziu Boga.