Punktem wyjścia dla moich artystycznych poszukiwań w pracy nad portretem Błogosławionego Ks. Michała Sopoćki są słowa z liturgii Mszy św. Wypowiadane przez celebransa tuż przed konsekracją: „Zaprawdę Święty jesteś Boże, źródło wszelkiej świętości”. Tylko Bóg jest Święty i jako taki może uświęcić każdego człowieka, który tej łaski szczerze pragnie. Liturgia, a szczególnie Eucharystia,
jak naucza Sobór Watykański II w Konstytucji o Liturgii, jest: „…źródłem i szczytem możliwości Kościoła”. Oznacza to, że Kościół nie może niczego większego dokonać, jak sakramentalnie uobecnić Chrystusa Zmartwychwstałego. W ten sposób Eucharystia, którą wyrażają kolejne kręgi przeniknięte paschalnym blaskiem jest pierwszym i najważniejszym Źródłem uświęcenia. Błogosławiony działając in persona Christi, rozumiał i przeżywał w sposób heroiczny tę Tajemnicę.
Obraz (mimo, że służy do liturgii beatyfikacji) jest Chrystocentryczny. Święci nie wiążą nas ze sobą, pełnią tę samą rolę, jaką spełnia ikona, która prowadzi w głąb Tajemnicy, odsyła w głąb świata metafizycznego, całkowicie Bożego. Wszelkie więc anatomiczne szczegóły, owa „fizyczność”, „cielesność” ich człowieczeństwa jest czymś względnym. To nie postać Ks. Sopoćki, ale tajemnica Miłosierdzia, która w nim znalazła szczególnego adresata i powiernika jest najważniejsza. To kim był i kim się stał, świadczy o szczególnym udzieleniu się Boga, które nie pozostało bez odpowiedzi. Błogosławiony jest przedstawiony jako stosunkowo młody ksiądz, gdy jako spowiednik i duchowy kierownik S. Faustyny w imieniu Kościoła dopiero rozeznaje rodzące się nowe i nikomu jeszcze nieznane doświadczenie Tajemnicy od zawsze obecnej i wyznawanej wiarą Kościoła. Jemu pierwszemu przyszło się zmierzyć z dziełem, które ma ogromny dynamizm a jednocześnie dopiero szuka miejsca w świadomości Ludu Bożego. Kościół hierarchiczny jeszcze nie wypowiedział swojego ostatecznego zdania i długo nie wypowie. Orzeczenia definitywne wymagają czasu i „znaków z nieba”, których pierwszym adresatem będzie S. Faustyna, a potem jej spowiednik. Błogosławiony w swojej prostocie i zwyczajności wydaje się onieśmielony tym, co go spotyka. Przeżywa swoją kondycję, czuje się niegodny. Jednak jako człowiek zawierzenia nie traci wewnętrznego pokoju. „Uzbrojony” w narzędzia modlitwy (brewiarz i różaniec), w prostej, lekko zniszczonej sutannie stoi w gotowości, niczym mąż opatrznościowy, powołany na pierwszego kustosza orędzia Miłosierdzia.
Osobiście widzę tu pewną analogię ze św. Józefem, oblubieńcem, który musi przeżyć własne zwiastowanie, aby móc odpowiedzialnie współuczestniczyć w powołaniu Maryi. Historię zbawienia tworzy wola Boża i ludzka wolność przeżywana z pokorą. Ks. Sopoćko wg. Świadectw potwierdzonych przez Kościół wykazał się pokorą mimo, że doświadczył osamotnienia. Ale paradoksalnie to swoiste ogołocenie, kenoza (por. List do Filipian 2, 1-8) kapłana, pozwalało mu trwać w szczególnie zażyłej, intymnej relacji z Chrystusem. W ogóle ta bezpośredniość odniesień jest charakterystyczna dla wszystkich świętych, jest ich niejako wspólnym mianownikiem. Ich życie, oczyszczenie i dojrzewanie zawsze dokonuje się przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.
Pojawiające się schody, których archetyp zawiera sen Jakuba (…), w którym aniołowie zstępują na ziemię i wstępują do nieba, symbolizują jedność Kościoła wspólnoty zbawionych i pielgrzymujących. Błogosławiony egzystuje na granicy światów, przynależy do obu, choć sukcesywnie rozstaje się z jednym i zaślubia z drugim. Schody są też symbolem wzrastania w cnotach i wywyższenia poprzez kenozę doczesnego krzyża.
W układzie promieni i kręgów możemy odczytać litery: Alfa i Omega, które według Apokalipsy oznaczają Chrystusa Pantokratora.
Intencją moją było przedstawić pokornego szafarza całkowicie oddanego Tajemnicy Miłosierdzia, który nawet jeśli nie rozumie, nie przestaje wierzyć!
Opr. Ewa Mika
– malarz obrazu beatyfikacyjnego