Św. s. Faustyna Kowalska

Wspomnienia bł. ks. Michała Sopoćki
o św. Siostrze Faustynie

…z natchnienia Bożego powiedziała mi o tym i pobudziła do studiów, badań i rozmyślań na ten temat. Tą duszą była śp. Siostra Faustyna /Helena/ Kowalska ze Zgromadzenia Córek Matki Boskiej Miłosierdzia, która powoli osiągnęła to, że dzisiaj uważam sprawę kultu Miłosierdzia Bożego, w szczególności ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego w I niedzielę po Wielkanocy za jeden z głównych celów swojego życia. /…/

Wkrótce rozpoczęły się przewidziane przez S. Faustynę trudności w związku z pobytem moim przy kościele św. Michała, które wciąż się potęgowały, aż wreszcie doszły do kulminacyjnego punktu w styczniu 1936 roku. O tych trudnościach prawie nikomu nie mówiłem aż dopiero w dniu krytycznym prosiłem S. Faustynę o modlitwę. Ku wielkiemu memu zdziwieniu, w jednym tymże samym dniu, wszystkie trudności prysnęły, jak bańki mydlane. Siostra zaś Faustyna opowiedziała. że przyjęła moje cierpienia na siebie i tego dnia doznała ich tyle, jak nigdy w tyciu. /…/

…w czerwcu 1936 roku wydałem w Wilnie pierwszą broszurę „Miłosierdzie Boże” z obrazkiem Najmiłosierniejszego Chrystusa na okładce. Tę pierwszą publikację posłałem przede wszystkim JJ EE Biskupom zebranym na konferencji Episkopatu w Częstochowie, ale od żadnego z nich nie otrzymałem odpowiedzi. W roku 1947 wydałem w Poznaniu drugą broszurę pod tytułem „Miłosierdzie Boże w liturgii”. Której recenzję znalazłem w kilku teologicznych czasopismach na ogół bardzo przychylną. Umieściłem również klika artykuł6w w dziennikach wileńskich, ale nigdzie nie ujawniłem, że S Faustyna była tą „causa movens”. /…/

Jeszcze w Wilnie s. Faustyna opowiadała, że ma przynaglenie, by wystąpić ze Zgromadzenia Matki Boskiej Miłosierdzia celem założenia nowego Zgromadzenia zakonnego. Uważałem to przynaglenie za pokusę i radziłem nie traktować tego poważnie. Po tym, w listach z Krakowa, wciąż pisała o tym przynagleniu i wreszcie uzyskała pozwolenie ze swego nowego spowiednika i Generalnej Przełożonej na wystąpienie pod warunkiem, że ja na to się zgodzę. Obawiałem się brać tego na swoją odpowiedzialność i odpisałem, że zgodziłbym się tylko wówczas, jeżeli spowiednik krakowski i Generalna Przełożona nie tylko pozwolą, ale każą wystąpić. Takiego rozkazu s. Faustyna nie uzyskała i dlatego uspokoiła się i pozostała w swoim Zgromadzeniu do śmierci.

W roku 1938, przybyłem do Krakowa na Zjazd Zakładów Teologicznych w połowie września i znalazłem S. Faustynę szpitalu zakaźnym na Prądniku, już zaopatrzoną na śmierć. Odwiedziłem ją w ciągu tygodnia i między innymi rozmawiałem na temat tego Zgromadzenia, które ona chciała założyć, a teraz umiera, zaznaczając, że to było złudzeniem, jak również może złudzeniem były i wszystkie inne rzeczy, o których ona mówiła. S. Faustyna obiecała na ten temat rozmawiać z Panem Jezusem na modlitwie. Dnia następnego odprawiłem Mszę św. na intencję s. Faustyny, czasie której przyszła mi myśl, że tak, jak ona nie potrafiła namalować tego obrazu, a tylko wskazała, nie potrafiłaby i założyć nowego zgromadzenia, a tylko dała ramowe wskazówki; przynaglenie zaś oznaczają konieczność w nadchodzących czasach tego nowego Zgromadzenia. Gdy następnie przybyłem do szpitala i zapytałem, czy ma co do powiedzenia w tej sprawie, odpowiedziała, że nie potrzebuje nic mówić, bo już mnie Pan Jezus w czasie Mszy św. oświecił. Następnie dodała, że mam głównie starać się o święto Miłosierdzia Bożego w 1 niedzielę po Wielkanocy, że nowym zgromadzeniem mam się zbytnio nie zajmować, że po pewnych znakach poznam, kto i co ma w tej sprawie czynić.  /Faustyna powiedziała/, że w kazaniu. które tego dnia wygłosiłem w radio, nie było zupełnie czystej intencji . Rzeczywiście tak było i że mam głównie o nią się w całej tej sprawie starać, że widzi, jak w małej drewnianej kapliczce w nocy przyjmuję śluby od pierwszych sześciu kandydatek do tego zgromadzenia; że prędko ona umrze i że już wszystko, co miała do powiedzenia i napisania, załatwiła. Jeszcze przedtem opisała mi wygląd kościółka i domu pierwszego zgromadzenia oraz ubolewała nad losem Polski. którą bardzo kochała i za którą często się modliła. /…/

Wszystko prawie co przepowiedziała w sprawie tego zgromadzenia najdokładniej się spełniło. I gdy w Wilnie, w roku 1944r., 16 listopada przyjmowałem w nocy śluby prywatne pierwszych sześciu kandydatek w drewnianej kaplicy SS. Karmelitanek albo gdy w trzy lata później przybyłem do pierwszego domu tego Zgromadzenia w Myśliborzu, byłem zdumiony uderzającym podobieństwem tego, co mi mówiła śp. S. Faustyna. /…/

  Białystok, 27.1.1948 r.
/-/ Ks. Michał Sopoćko-  spowiednik S. Faustyny

Spacer po domu rodzinnym